czwartek, 30 kwietnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #17

Znów tylko jedno książka i po raz kolejny wpływ na to miała twórczość Artura Baniewicza. Niestety zainwestowałem od razu we wszystkie cztery tomy i teraz trzeba przez to wszystko brnąć, bo pieniędzy szkoda.

48. Gdzie księżniczek brak cnotliwych - Artur Baniewicz, SuperNOWA 2004

Zdecydowanie Baniewicz nie zostanie moim ulubionym autorem. Skuszony przyzwoitą recenzją Gadzich godów w Nowej Fantastyce stwierdziłem, że zapoznam się także z poprzednimi tomami Sagi o Czarokrążcy. I to był błąd, choć ostatecznie trzecia część cyklu nie jest tak beznadziejna, jak zapowiadało się po pierwszych dwustu stronach powieści. Wrażenie miałem takie, jakby wszystko co ważne wydarzyło się dawno temu i teraz jest tylko przywoływane w wypowiedziach bohaterów. Akcja toczy się niemal przez cały czas w karczmie, a fabuła opiera się na rozmowach postaci. Problem polega na tym, że żaden z bohaterów nie potrafi słuchać, co inni mają do powiedzenia - wydaje się, że zgodnie z intencjami autora miało być to śmieszne, ale wyszło irytujące i męczące. Nieporozumienia pomiędzy bohaterami zamiast bawić, tylko sztucznie zwiększają rozmiar powieści. Kuleje też ostateczne starcie Debrena z gryfem, kreowanym przez większą część utworu na głównego przeciwnika postaci: zostaje całkowicie pozbawione dramaturgii przez to, w jaki sposób autor decyduje się je poprowadzić. Sam Czarokrążca też drażni: po pewnym czasie z góry wiadomo, że, jeżeli tylko się za coś bierze, na pewno mu się rzecz w jakiś spektakularny sposób nie uda. Ciapowatością przypomina nieco Pratchettowskiego Rincewinda, ale różnica poziomów między nimi to jak niebo a ziemia. Na szczęście został mi jeszcze tylko jeden tom do przeczytania, ale na razie zrobię sobie krótką przerwę od Baniewicza i poczytam coś innego. Masochistą nie jestem.

Wrzuciłem parę nowych książek na Allegro.

piątek, 24 kwietnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #16

Notka z jednodniowym opóźnieniem. Wczoraj było odsypianie nocki, faza nicnierobienia i sesja u Sejiego a potem ból głowy z niewyspania - jakoś tak wyszło, że czasu na napisanie bloga zabrakło.

44. Pogrzeb czarownicy - Artur Baniewicz, SuperNOWA 2003

Drugi tom Sagi o Czarokrążcy składa się z dwóch mikropowieści. Pierwsza dotyczy starcia z potworzycą i tego co z niego wynikło (ukłon w stronę wiedźmina), a druga opowiada o spotkaniu Debrena ze starą znajomą. W sumie nic jakoś bardzo porywającego fabularnie, narracja kuleje - jak Baniewicz zabiera się za opisywanie scen akcji, czyni to bardzo chaotycznie i są trudności ze zorientowaniem się, co się dzieje - i może dlatego większość tekstu stanowią dialogi. Te zaś prowadzone są całkiem sprawnie i dowcipnie. Ciekawie też prezentuje się świat w którym toczy się akcja: przedstawiony jest on poprzez wypowiedzi bohaterów i stanowi kalkę naszej rzeczywistości. W sumie nie wiem dlaczego, ale strasznie się z tą książką męczyłem. Tydzień poświęcony na czterysta dwadzieścia stron to zdecydowanie za dużo; nie jest to tak zła książka, żeby zabierała tyle czasu.

45. Samotny krzyżowiec. Ścieżki przeznaczenia - Marek Orłowski, Erica 2014 (Kindle)

Druga część opowieści o Rolandzie z Montferratu skupia się już bardziej na perypetiach głównego bohatera niż na wydarzeniach historycznych. Znów bardzo mocną stroną książki są postacie protagonisty i Starca z Gór i to rozgrywka między nimi dwoma stanowi fabułę książki. Fantastyka nadal występuje w ilościach homeopatycznych, ale jest jej więcej niż poprzednio; do głosu dochodzi też miecz Salomona, który dał tytuł pierwszej części, gdzie pełnił marginalną rolę. Dobrze się to czyta, akcja wciąga, fabularnie też jest przyzwoicie, ale nadal nie wiem, po co opisywać porażkę templariuszy pod Akką w pierwszym rozdziale, jeżeli nigdzie później nie ma żadnego nawiązania do tego wydarzenia. Jest nieco lepiej niż w pierwszym tomie i z niecierpliwością czekam na trzeci tom cyklu (obiło mi się o uszy, że ma być ostatnim), gdzie zapowiada się bardziej fantastyczna opowieść.

46. Co Finowie mają w głowie - Wolfram Eilenberger, Wydawnictwo Dolnośląskie 2012

Podrzucone przez Żonę. Książka pochodzi z serii Z Różą Wiatrów, z którą miałem wcześniej dwukrotnie styczność pod postacią książek W drodze na Hokkaido Willa Fergusona i Zagubiony w Chinach Maartena J. Troosta i w obu przypadkach były to rewelacyjne lektury. Oczekiwania więc miałem spore i nieco się zawiodłem. Za mało w tej książce Finlandii. Autor (będący Niemcem) próbuje zaprezentować mentalność i zachowanie Finów przez pryzmat swoich przygotowań do ślubu z przedstawicielką tego północnego narodu. No i niby porusza ciekawe tematy, ale brakuje mu polotu. Najmocniejszym punktem książki są rozważania na temat fińskiego języka; tutaj poziomem dorównuje wspomnianym wcześniej dwóm książkom.

47. Światy równoległe - antologia, RW2010 2015 (Kindle)

Zbiór opowiadań napisanych przez członków Śląskiego Klubu Fantastyki wydany został w zeszłym roku w wersji papierowej przez Solaris, a teraz jako e-book przez RW2010. Zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony poziomem tekstów; zazwyczaj w antologiach jest równomierne rozłożenie tekstów dobrych i słabych, a tutaj żadne z opowiadań poniżej pewnego poziomu nie schodzi. O ile byłem spokojny o jakość utworów Michała Cholewy (postapokalipsa w skutej lodem Finlandii) i Ani Kańtoch (kryminał SF), to reszta autorów była dla mnie wielką niewiadomą. Okazało się jednak, że twórcy mają masę ciekawych pomysłów, a twisty fabularne w zakończeniach sprawiały, że stwierdzałem "To jest dobre". Oczywiście nie każde opowiadanie trafiło dokładnie w mój gust (np. niezbyt do mnie przemówiły Mefert Marcina Pawełczyka i Hotel Alabama Katarzyny Kubackiej), ale w każdym z nich byłem w stanie znaleźć coś, co mi się podobało. Warto sięgnąć.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #15

Żona w delegacji, więc niby czasu na czytanie powinno być sporo, ale jakoś tak włączyłem po dłuższej przerwie Playstation i uruchomiłem Arkham City... W efekcie stanęło w tym tygodniu na jednej przeczytanej książce. Wprawdzie kończę już drugi tom Sagi o Czarokrążcy Baniewicza, ale idzie mi to jak krew z nosa; nawet nie chodzi o to, że jest to zła lektura (bo nie jest), ale jakoś nie wywołuje ona u mnie syndromu następnej strony. Za tydzień coś więcej naskrobię na jej temat, a tymczasem...

43. Samotny krzyżowiec. Miecz Salomona - Marek Orłowski, Erica 2014 (Kindle)

Moje pierwsze spotkanie z tym autorem, bo to, o ile się nie mylę, jest jego debiut. Tym, co sprawiło, że sięgnąłem po tę książkę jest umieszczenie jej akcji za czasów wojen krzyżowych; uważam ten okres za niezwykle ciekawy i nośny literacko. Tutaj póki co fabuła nie powala - pomijając tajemnicę templariuszy, składa się na nią w pierwszej części ciąg potyczek rycerstwa europejskiego z armią Saladyna, a dalej misja z gatunku "weź i załatw". Ciekawie za to prezentują się bohaterowie: mężny i niezwyciężony rycerz, honorowy sułtan i mroczny Starzec z Gór. Autor całkiem nieźle orientuje się w realiach historycznych (a przynajmniej takie odniosłem wrażenie) i udaje mu się je sprawnie przelać na karty powieści. Fantastyki tutaj jak na lekarstwo, ale to dobrze; dzięki temu lektura jest ciekawa zamiast stać się kolejnym fantasy. Brakuje mi tu tylko tytułowego miecza króla Salomona - owszem pojawia się on w tekście, ale jest go bardzo mało i jak na razie nie odgrywa żadnej roli fabularnej. Liczę na to, że w kolejnym tomie autor nada mu więcej znaczenia. Wyszedł całkiem niezły debiut, choć Marcinowi Mortce udało się w Mieczu i kwiatach opowiedzieć ciekawszą historię; pozostaje mieć nadzieję że w kolejnych tomach Orłowski się rozkręci i pokaże, że stać go na jeszcze więcej.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #14

Kolejny przyzwoity tydzień: trzy książki, w tym i klasyka, i polska fantastyka. Jutro postaram się wrzucić nową porcję książek na allegro.

40. Smoczy pazur - Artur Baniewicz, SuperNOWA 2003

Książka reklamowana była jako coś dla ludzi tęskniących za wiedźminem. Sięgnąłem po nią, po przeczytaniu w miarę pozytywnej recenzji Gadzich godów Baniewicza w NF - jak zwykle stwierdziłem, że zacznę się zapoznawać z cyklem od pierwszego tomu. W sumie udało się autorowi uzyskać przyzwoite czytadło, ale do poziomu Sapkowskiego książce sporo brakuje. Jest to zbiór czterech humorystycznych opowiadań o magunie (czyli magu uniwersyteckim) z dość prostymi fabułami: ot, jest problem, czarodziej go rozwiązuje - warstwa fabularna jest najsłabszą stroną książki. Autor nadrabia tę wadę kreacją postaci (zwłaszcza protagonisty) i poziomem humoru, który, choć nie jest zbyt wyszukany, nie jest też nachalny i bardzo dobrze tworzy atmosferę opowieści. Nawet okładkowe szczucie cycem nie przeszkadza - przywołuje na myśl lata 80.

41. Jak wam się podoba - William Shakespeare, Wolne Lektury 2012 (Kindle)

Zapoznawania się z twórczością Szekspira ciąg dalszy. Tym razem sięgnąłem po coś lżejszego: żadnych haniebnych morderstw, choć pojawia się typowy dla Anglika motyw rodzinnych waśni. Do tego jest to krótka i przyjemna historia miłosna. W sumie jedynym, co drażni jest deus ex machina w zakończeniu, ale nie wpływa ono w większym stopniu na odbiór tej krótkiej (do zaliczenia w pół wieczora) przyjemnej lektury.

42. Droga donikąd - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2014

Trzeci tom stalkerskiego cyklu Michała Gołkowskiego jest prequelem Ołowianego świtu i opowiada historię pojawienia się Miszy w Zonie. Cieszy fakt, że autor z książki na książkę poprawia swój warsztat. Tym razem wszystko jest przedstawione ładnie i składnie, historia trzyma się kupy i stanowi świetne wprowadzenie do przygód Miszy. Początkowo miałem mieszane uczucia co do motywacji głównego bohatera; rozumiem chęć porzucenia dotychczasowego korporacyjnego życia, ale żeby od razu pchać się na pogranicze białorusko-ukraińskie? A potem przyszła myśl, że przecież są ludzie, którzy wstają z kanapy i idą w świat, więc nie ma się czemu dziwić. W każdym razie, książka mnie niesamowicie wciągnęła. Pokazuje Zonę z perspektywy żółtodzioba i, choć wiadomo, że nic poważnego się Miszy nie stanie, to, w przeciwieństwie do poprzednich dwóch tomów, nie ma tutaj wrażenia, że jest on w stanie poradzić sobie bez większych problemów z każdym zagrożeniem.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #13

Kolejny tydzień to trzy przeczytane dość krótkie książki. Marzec zaś udało się zamknąć, zgodnie z planem, z trzynastoma lekturami na koncie.

37. Po stronie mroku - Agnieszka Hałas, RW2010 2012 (Kindle)

Zbiór opowiadań Agnieszki Hałas, którego akcja rozgrywa się w znacznej mierze w Szeolu. Wykreowany świat nasunął mi skojarzenia z twórczością Mai Lidii Kossakowskiej czy też z Boską komedią Dantego, którą swoją drogą muszę w końcu przeczytać w całości. W ogóle autorka często nawiązuje do różnych wyobrażeń życia po śmierci (na przykład dwukrotnie do mitu o Orfeuszu i Eurydyce). Zaprezentowane piekło jest z jednej strony mroczne, z drugiej zaś bardzo przypomina nasz materialny świat. W mojej wyobraźni ukazało się zaś jako coś zbliżonego do planescape'owego Sigil, co chyba oznacza, że za dużo grałem kiedyś w Tormenta. Solidna lektura z bardzo dobrze utworzonym ponurym nastrojem.

38. Polaroidy z zagłady - Paweł Paliński, Powergraph 2014

Zapowiadało się bardzo dobrze: opowieść o kobiecie będącej ostatnim człowiekiem na ziemi po zagładzie, która spowodowała wyginięcie ludzkości. Niestety, im dalej, tym bardziej zmuszałem się do przerzucania stron. Pomijając umiejętnie utrzymywany przez autora nastrój osamotnienia i zagubienia i doskonały pomysł na drugoosobową narrację, ciężko mi tu było znaleźć coś dla siebie i niewiele z treści powieści utknęło mi w pamięci. Na pewno książka była warta sprawdzenia (jak wszystkie z Kontrapunktów, które do tej pory czytałem), ale nie wykorzystała potencjału, jaki posiadała.

39. Unicestwienie - Jeff VanderMeer, Wydawnictwo Otwarte 2013 (Kindle)

Polecanka jednej z wiernych czytelniczek tego bloga. VanderMeer wrzuca czytelnika od razu na głęboką wodę: bohaterowie znajdują się już w tajemniczej Strefie X, ale nie do końca wiadomo, dlaczego jest ona tajemnicza. W trakcie lektury wiele spraw się wyjaśnia: kim są bohaterki i co mają do zrobienia, dowiadujemy się też co nieco o Strefie. Fabularnie jest ciekawie, a wykreowany świat też stoi na wysokim poziomie. Właściwie irytowało mnie tylko tłumaczenie: różnej maści -lożki brzmią dla mnie głupio, a ich nagromadzenie na kartach powieści jest takie, że wywoływało to u mnie ból oczu. Rzut oka na stopkę redakcyjną wyjaśnia w znacznym stopniu stosowanie końcówek żeńskich: nad książką, pomijając okładkę, pracowały wyłącznie kobiety.