piątek, 10 lutego 2017

Przeczytane. Styczeń 2017

Przepraszam za tak duże opóźnienie notki, ale spowodowane jest ono narodzinami Córki. W każdym razie, jak na domowy armageddon, czytelniczo poszło mi całkiem nieźle. Siedem książek przeczytanych, do tego kolejne sześć napoczętych to w obecnej sytuacji całkiem niezły wynik. Przez to, że staram się czytać książki miesiąca Nowej Fantastyki i to, co mi podrzuci Syn, trochę mało przeczytałem polskiej fantastyki, ale może uda się ten wynik poprawić w przyszłości. Wyjątkowo też większość styczniowych książek stanowią wydania papierowe - dużo siedziałem w domu, więc była szansa zapoznania się z częścią makulatury zalegającą na półkach.

1. Poczytaj mi, mamo. Księga trzecia - antologia, Nasza Księgarnia 2012

Kolejny tom zebranych przedruków dawnych książeczek z serii Poczytaj mi, mamo. Tym razem wydawca postanowił zwiększyć liczbę utworów wierszowanych kosztem prozy, co może być dobrym rozwiązaniem dla małych dzieci, które nie są w stanie dłużej skupić uwagi - wierszyki czyta się szybciej, a choć opowiadania są bardzo krótkie, może się zdarzyć, że ich lekturę trzeba będzie rozkładać na kilka posiedzeń. W zbiorze tym udało się zebrać teksty zarówno rozrywkowe, jak i dydaktyczne (tutaj prym wiedzie Przepraszam, smoku Wiery Badalskiej). Niestety w przypadku niektórych utworów miałem wrażenie, że autorzy mogli je jeszcze trochę rozwinąć: tutaj zawiodły mnie Kameleon i Katar żyrafy Ryszarda Marka Grońskiego. Niezbyt do mnie przemówiło opowiadanie O gadającym zegarze i maszynie do pisania wierszy Sławomira Grabowskiego i Marka Nejmana. Z pozytywów to, oprócz wspomnianego wiersza Badalskiej, Boję się Małgorzaty Musierowicz (z drobnymi aluzjami kierowanymi do dorosłych czytelników), Warszawskim statkiem Tadeusza Kubiaka (prowarszawska propaganda, ale w ciekawy sposób pokazująca stolicę) i całkiem zabawny Wyładunek z przeszkodami Hanny Łochockiej. W skrócie: kolejna ciekawa lektura dla najmłodszych. Na razie jednak robię sobie przerwę od tej serii i zabieram się za misia Uszatka.

2. Gwiazdy moim przeznaczeniem - Alfred Bester, Solaris 2006

Mocne uderzenie. I pomyśleć, że sięgnąłem po tę książkę teraz tylko dlatego, ze mój roczny syn uparcie zdejmował ją z półki i mi przynosił. Jest to świetna opowieść o zemście i o tym, co potrafi ona zrobić z człowiekiem. Bester doskonale pokazuje, jak odpowiednia motywacja może z kogoś przeciętnego uczynić osobę ponadprzeciętną. Akcja toczy się bardzo dynamicznie, nie ma tu zbędnego przedłużania, a każda scena jest istotna dla fabuły; brakuje mi trochę takiego podejścia w tworzonej dziś literaturze, gdzie dąży się do uzyskiwania cykli złożonych z dziesięciu tomów po tysiąc stron każdy - Bester pokazuje, że można pisać zwięźle i uzyskać przy tym doskonałą literaturę. Jestem zachwycony i proszę o więcej.

3. Metalowa burza - Vladimir Wolff, Warbook 2016 (Kindle)

Jest to początek nowego cyklu Wolffa zatytułowanego Armageddon, który w zasadzie jest spinoffem cyklu o Matcie Pulaskim. Tym razem autor robi to, co chyba lubi najbardziej, czyli prognozuje kolejną wojnę, jak można się spodziewać z Państwem Islamskim w tle. Zamachy terrorystyczne, akcje zwiadowcze na Bliskim Wschodzie i ostre starcia turecko-greckie - to wszystko ma miejsce w tej powieści. Jak do tego dodać ciekawego i zaskakującego sprzymierzeńca islamistów (naprawdę, nie spodziewałem się), wychodzi całkiem przyjemna lektura. Widać, że autor dobrze się odnajduje w takich realiach, choć lekturę utrudnia suchy styl autora - ewidentnie wirtuozem słowa nie jest.

4. W świecie jurt i szamanów - Bolesław A. Uryn, Muza 2013

Człowiek, który od jakichś dwudziestu lat co roku jeździ do Mongolii, powinien mieć sporą wiedzę na temat tego najrzadziej zaludnionego kraju świata. I rzeczywiście, jego kolejna po Wyprawach w tajgę i step książka poświęcona potomkom Czyngis-chana, stanowi solidny zbiór informacji o historii Mongolii, jej mieszkańcach i pokrywających ją dzikich terenach. Jest też ciekawym przedstawieniem zmian, jakie zaszły w tym azjatyckim państwie na przestrzeni ostatnich lat. Wszędzie widać pasję, z jaką autor po Mongolii podróżuje, odwiedzając wszelkie niedostępne rejony i przebywając wśród lokalnej ludności. Jedynym mankamentem tej bogato ilustrowanej książki jest brak gawędziarskiego zacięcia u Uryna, tego czegoś, co sprawia, że Cejrowskiego albo Michniewicza można słuchać godzinami z otwartymi ustami.

5. Szamański blues - Aneta Jadowska, Fabryka Słów 2016 (Kindle)

Sięgnąłem, bo terminy nominowania do Zajdla i Żuławskiego coraz bliżej. Jadowska niby porzuciła serię o Dorze Wilk, ale postanowiła opowiedzieć historię innych postaci ze stworzonego przez siebie uniwersum. Szamańskim bluesem zaczęła cykl o Witkacu, policyjnym partnerze Dory, i umieściła w nim dwie mikropowieści. No i krótko mówiąc, nie porywają. Fabularnie oparte są na tym samym schemacie: są duchy i trzeba sobie z nimi poradzić, więc Witkac, który nie ma ochoty na spotkanie ze swoimi przodkami, musi coś zrobić, żeby odesłać je na stałe do Krainy Wiecznych Łowów, zanim narobią w materialnym świecie jeszcze większych szkód. Językowo nadal jest co najwyżej przeciętnie, choć widać, że Jadowska na tym polu pewne postępy poczyniła (przestała szastać wołaczem na lewo i prawo). Kolejnym problemem jest to, że książka ta niczego nowego do uniwersum nie wnosi. Po prostu przeciętniactwo idealne. W trzech słowach: tylko dla fanów.

6. Dom z liści - Mark Z. Danielewski, MAG 2016

Kupiłem, bo była to książka miesiąca w NF. Po tym, co przeczytałem na temat tej jakże wyczekiwanej na polskim rynku powieści Danielewskiego, spodziewałem się Bóg wie jakich fajerwerków, łamigłówek i szyfrów. No i może jestem głupi, ale jedynym, co mnie zaskoczyło był momentami zdecydowanie nietypowy układ tekstu: do góry nogami, skośnie, lustrzane odbicie (nawet pożyczyłem od Syna zabawkę z lusterkiem, żeby sobie ułatwić lekturę). Ktoś może mnie oświecić, gdzie tu jest jakieś drugie, trzecie i dwunaste dno? W każdym razie dostałem bardzo ciekawie opowiedzianą historię nawiedzonego domu, która została zawarta na filmie (którego nikt bądź też prawie nikt nie widział), do którego zostało napisane przez jednego z widzów potężne opracowanie, które z kolei jest czytane przez jednego z narratorów powieści. A ten z kolei zaczyna popadać w obłęd, a jego historia stanowi drugi z wątków powieści. Zamotałem to wszystko, ale taka właśnie jest ta powieść: skomplikowana, gdzie nie wiadomo, co jest prawdą, a co konfabulacją narratorów. Fajny ten eksperyment literacki, choć moim zdaniem nowatorski jest głównie w formie, a nie w treści. Składacz musiał się mocno namęczyć przy pracy, bo z tego, co mi wiadomo wydanie jest niemal identyczne z oryginałem (brakuje chyba tylko Braille'a).

7. Komornik - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2016 (Kindle)

Kolejny pisarz, którego czytam w miarę regularnie pod kątem dwóch Nagród, bo pisze fajne lektury do poduszki, ale który mistrzem słowa nie jest. Tym razem postanowił wziąć się za biblijną apokalipsę, a założenia, jaki poczynił przy kreacji świata są rewelacyjne. Otóż zastępy niebieskie nie mają sił i środków, żeby eksterminować siedem miliardów ludzi, więc do wyławiania co większych grzeszników zatrudniają komorników: niemal nieśmiertelnych wykonawców anielskich wyroków. A że grzesznikiem jest każdy, kto posługuje się technologią nowszą niż ta z II wieku naszej ery... Cały problem z tą powieścią polega na tym, że główny wątek gdzieś ucieka i staje się tłem dla kolejnych questów wykonywanych przez tytułowego komornika. Same zadania przed nim stawiane też są bardzo schematyczne; na zasadzie: idź i wykonaj wyrok na Kowalskim. A ponieważ jest to pierwszy tom cyklu, to wątek przewodni nie zostaje na razie sensownie rozwiązany. Potencjał w tym jest, ale na razie Gołkowski zdaje się go marnować.

Mam rozgrzebane i się przebijam:
- Pismo święte Starego i Nowego Testamentu
- Ursula K. Le Guin - Ziemiomorze
- Maja Lidia Kossakowska - Bramy Światłości. Tom 1
- Marcin Bruczkowski, Monika Borek - Radio Yokohama
- Czesław Janczarski - Miś Uszatek
- Paul Kleinman - Kupa wiedzy