poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Przeczytane. Marzec 2017

W marcu przeczytałem osiem książek, co jak na moje ostatnie dokonania jest niezłym wynikiem. Niestety nie uda mi się przeczytać wielu z pozycji, które miałem zamiar poznać przed oddaniem nominacji do nagród Żuławskiego i Zajdla, bo terminy ich nadsyłania mijają w kwietniu, także w przypadku tej drugiej nagrody, co jest czymś nowym, bo zawsze czasu było więcej. W każdym razie taki mały apel: jeśli ktoś z was przeczytał jakąś fajną polską fantastykę, która ukazała się po raz pierwszy w zeszłym roku, niech nominuje ją do Nagrody Zajdla. Nominacje można zgłaszać do końca kwietnia, a formularz znajduje się tutaj. Podawania danych się nie bójcie, nikt wam skrzynki spamował nie będzie. A co do moich marcowych lektur, zapraszam do czytania comiesięcznych wypocin.

11. Hubal - Jacek Komuda, Fabryka Słów 2016 (Kindle)

Regularnie sięgam po nowości Komudy, więc i Hubala ominąć nie mogłem. Przyzwyczaił mnie autor do tego, że pisze o Rzeczpospolitej szlacheckiej, ale tym razem postanowił przedstawić biografię jednego z żołnierzy kampanii wrześniowej. To, co mi się spodobało w tej książce, to fakt, że Komuda nie buduje majorowi Dobrzańskiemu pomnika z lukru, ukazując jego przywary jak bycie kobieciarzem czy skłonność do nadużywania alkoholu. I właśnie dzięki temu odczuwa się, że jest to prawdziwa postać, którą mimo wad da się polubić. Nie wiem, na ile Komuda trzymał się faktów historycznych przy tworzeniu powieści, ale z tego, co wiem reakcja rodziny Hubala na książkę jest pozytywna. Mnie też się podobało.

12. Miś Uszatek - Czesław Janczarski, Nasza Księgarnia 2016

Z początku nie miałem najlepszego zdania o tej książce zawierającej trzy oryginalne zbiory opowiadań Janczarskiego o misiu Uszatku. Poszczególne teksty wydawały mi się za proste, za krótkie i pozbawione polotu, a wszystko przez to, że nie mogłem się ustrzec porównań z Kubusiem Puchatkiem. Męczył mnie język, jakim posługiwał się Janczarski, zdania były jakoś tak koślawo zbudowane, często autor stawiał kropkę, tam gdzie ja postawiłbym przecinek; nie była to zbyt przyjemna lektura. A potem zdałem sobie sprawę, że przygody naszego polskiego niedźwiadka pisane były z myślą o dzieciach w wieku wczesnoprzedszkolnym i jako takie nie mogły być zbyt skomplikowane ani zbyt długie, bo małe dziecko nie jest w stanie skupić przez dłuższy czas uwagi. A ja po prostu jestem na tę książkę za stary. Mój syn natomiast często i intensywnie domaga się powtórnego czytania Misia Uszatka, a że to lektura przeznaczona dla niego, a nie dla mnie, uznam, że on zna się lepiej i jest to bardzo dobra książka. Na pewno ma spore walory edukacyjne; miś poznaje świat, tak jak poznaje go kilkuletnie dziecko, ma podobne problemy i tak samo z wieloma rzeczami sobie nie radzi. Czyli wychodzi na to, że lektura idealna dla przedszkolaków i warto im ją czytać, nawet jeśli trochę trzeba się przy tym pomęczyć.

13. Xięgi Nefasa. Trygław. Władca losu - Małgorzata Saramonowicz, Znak 2016 (Kindle)

Historyczne fantasy, po które sięgnąłem pod wpływem jakiejś pozytywnej recenzji, którą gdzieś przeczytałem. Autorce należy się wprawdzie plus za umiejscowienie akcji w ciekawych realiach historycznych - czasy Bolesława Krzywoustego i jego walka o panowanie w kraju - i uczynienie głównym bohaterem Galla Anonima. Ładnie też pokazuje, że tak zwany chrzest Polski był tak naprawdę chrztem Mieszka I, a na odejście ludu od wierzeń pogańskich potrzeba było jeszcze dużo czasu, a w momencie, w którym toczy się akcja powieści były one jeszcze silne. Problemem utworu jest to, że właściwie nigdzie nie zaskakuje. Ot, taka lekka lektura do zaśnięcia. Można przeczytać i nawet będzie to bezbolesne, ale jest wiele innych lepszych lektur, którym warto poświęcić fragment swojego życia.

14. Upadła świątynia - Dominika Węcławek, Fabryka Słów 2016 (Kindle)

A tę książkę mogę podsumować jednym zdaniem, które mi się nasunęło po lekturze. Jak mawiał klasyk: "Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę". No bo tak: cała fabuła sprowadza się do tego, że przedstawiciele różnych frakcji z postapokaliptycznego warszawskiego metra (akcja powieści umieszczona jest w świecie wykreowanym przez Bartka Biedrzyckiego w Kompleksie 7215 i Stacji Nowy Świat) wyruszają na wspólną wyprawę, przy czym najpierw muszą się spotkać i to spotykanie się zajmuje jakieś 70% powieści. Potem jest jeszcze tylko chaotyczna zadyma i zakończenie, którego nie rozumiem. A na deser dwa opowiadania, też nijakie, więc już niczego z nich nie pamiętam. Same się wyparły. Szkoda, lubię postapokalipsę i liczyłem na coś dużo lepszego.

15. Poczytaj mi, mamo. Księga czwarta - antologia, Nasza Księgarnia 2013

Kolejna porcja literatury z gatunku "Tato, weź mi jakąś książkę poczytaj". Tradycyjnie, jak w poprzednich tomach serii, zbiór zawiera dziesięć tekstów - wierszy lub opowiadań. Są tu takie klasyki jak Chory kotek Stanisława Jachowicza albo Stefek Burczymucha Marii Konopnickiej. Mnie natomiast urzekły prace Anny Stylo-Ginter zdobiące dwie ze zgromadzonych tu poczytajek (jak ładnie określa te utwory wydawca) - Piernikowego rycerza i Parasol. Syna też bardziej zajmowały ilustracje niż tekst, a do niektórych opowiadań musieliśmy podchodzić kilka razy, bo tracił zainteresowanie po kilku stronach. Mimo to pozytywnie odbieram zaprezentowane w tym zbiorze historie, często okraszone morałem, czasem mające jakąś wartość edukacyjną - solidna porcja literatury dziecięcej, dla mnie będąca powrotem do lat pacholęcych.

16. Dziewczyna z Dzielnicy Cudów - Aneta Jadowska, SQN 2016

Mam wrażenie, że czytanie Jadowskiej to realizacja jakichś moich ukrytych masochistycznych skłonności, bo wielokrotnie obiecywałem sobie, że więcej jej książek nie kupię, a i tak za każdym razem sięgam po kolejną. Na szczęście tym razem jest całkiem przyzwoicie. Główna bohaterka, zabójczyni Nikita, jest sto razy mniej irytująca niż Dora Wilk i choć również wszystko może i ze wszystkim sobie poradzi, to jednak nie jest to tak nachalne, jak w przypadku protagonistki poprzedniego sześcioksięgu Jadowskiej. Dziewczyna z Dzielnicy Cudów wprawdzie rozgrywa się w tym samym uniwersum, ale magiczna Warszawa jest zdecydowanie ciekawszym miejscem niż Toruń, no i wspomniana już Dora na kartach powieści pojawia się na szczęście wyłącznie w umyśle Nikity i mam nadzieję, że tak pozostanie także w kolejnych tomach. Jak widać Jadowska nie potrafi zamknąć fabuły powieści w jednej części i musi płodzić tasiemce. Tutaj jeszcze udaje jej się sprawnie poprowadzić fabułę, stworzyć interesujące śledztwo, wprowadzić ciekawe wątki rodzinne, a kołek do zawieszania niewiary solidnie zatrzeszczał tylko raz, kiedy okazało się, kto stoi za wydarzeniami. Liczę na to, że tym razem nie będzie w kolejnych tomach takiego zjazdu z formą, jak w przypadku heksalogii o Dorze.

17. Hel3 - Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów 2017

Grzędowicz to zawsze duże nadzieje na solidną porcję dobrej fantastyki i bardzo ciekawie wykreowany świat, dlatego też, ledwo ukazała się jego najnowsza książka, popędziłem ją kupić. Dostałem wizję niedalekiej przyszłości, gdzie bohaterami są aktywiści mediów społecznościowych, liczy się klikalność, lajkowanie filmów i bycie pierwszym na miejscu zdarzeń w pogoni za sensacją. Do tego dochodzą szemrane układy na szczycie władzy, czyli dostajemy interesujące odbicie otaczającej nas rzeczywistości i prawdopodobną prognozę, jak będzie wyglądał świat za trzydzieści lat. I tak sobie czytam i czytam, i zachwycam się fabułą, która chyba tylko raz zgrzyta, a tu nagle dostaję zakończenie wzięte z kosmosu, kompletnie niepasujące do reszty powieści. Tak jakby wszystkie rozdziały poza ostatnim były nieistotne, a wydarzenia w nich opisane nie miały żadnego znaczenia. Poczułem się mocno rozczarowany.

18. Świat równoległy - Tomek Michniewicz, Wydawnictwo Otwarte 2015

Najnowsza książka Tomka Michniewicza to zawsze dobry powód do wysupłania z portfela garści złociszy. Fakt, że ma ona już prawie lata, kupiłem ją tuż po premierze, a przeczytałem dopiero teraz, najlepiej prezentuje to, jakie mam zaległości w czytaniu nabytych książek. Tym razem jest to zbiór ośmiu reportaży, które próbują pokazać, jaka jest prawdziwa rzeczywistość i jak bardzo różni się ona od tej medialnej. Michniewicz idzie do miejsc, o których mówi się w telewizji i stara się pokazać je bez pogoni za sensacją. Opisuje z jednej strony prawdziwych ludzi i problemy, z jakimi się mierzą, często spowodowane pracą mediów, a z drugiej zrywa maski, jakie przywdziewają niektóre miejsca na potrzeby turystów, i pokazuje to, co ukryte przed oczami przybyszów. Ta książka to doskonały przykład świetnego dziennikarstwa, w wydźwięku nieco antyamerykańska, ale próbująca przedstawić punkt widzenia, którego się w telewizji nie zobaczy.

I na koniec lista rozgrzebanych lektur:
- Pismo święte Starego i Nowego Testamentu (idzie mi jak krew z nosa - dokończyłem Drugą Księgę Królewską i zacząłem Pierwszą Księgę Kronik)
- Paul Kleinman - Kupa wiedzy (tu nieco lepiej - skończyłem 29. lekcję z czterdziestu)
- antologia - Poczytaj mi, mamo. Księga piąta (jestem po dwóch tekstach z dziesięciu)
- Jan Brzechwa - Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Bajki (dopiero zacząłem - czytam drugą bajkę, czyli Szelmostwa lisa Witalisa, ale idzie nam bardzo powoli)
- Dmitrij Głuchowski - Metro 2035 (przeczytałem pierwszy rozdział, ale na razie odkładam, bo śpieszę się z polską literaturą; pewnie wrócę pod koniec miesiąca albo na początku maja)
- Bartek Biedrzycki - Dworzec Śródmieście (też dopiero zacząłem, jestem w trzecim rozdziale, ale mam nadzieję, że pójdzie szybko)