czwartek, 31 grudnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #51 i 52

Ostatnia notka w tym roku. W ostatnich dwóch tygodniach przeczytałem pięć książek. Bardzo usilnie starałem się też ukończyć Pierwszy rok życia dziecka, ale zabrakło mi jednego dnia - myślę, że do jutra uda mi się przeczytać tę książkę, przy której siedzę od października. Rozpoczętą mam też Chatkę Puchatka, ale muszę ją odłożyć do momentu, kiedy Junior będzie w stanie nie płakać, jak mu się czyta.

122. Wróżenie z wnętrzności - Wit Szostak, Powergraph 2015

Szostak chyba definitywnie porzucił fantastykę i ugrzązł w mainstreamie. Tym razem stworzył ciekawy monolog człowieka zamkniętego we własnej głowie, opisującego otaczającą go rzeczywistość. Ta zaś sprowadza się do jego brata i bratowej opiekujących się nim i zamieszkujących stację kolejową gdzieś na odludziu. Szostak skupia się na wzajemnym oddziaływaniu bohaterów na siebie i świat dookoła nich. A ten jest bardzo oniryczny. Wprawdzie nie ma tu nic fantastycznego, ale sposób pokazania go przypominał mi Szostakowe Chochoły. Interesująca pozycja.

123. Dopóki nie zgasną gwiazdy - Piotr Patykiewicz, SQN 2015 (Kindle)

Przeczytałem wcześniej w FWS opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w świecie Dopóki nie zgasną gwiazdy. Ponieważ koncepcja wykreowanych realiów wydała mi się interesująca, sięgnąłem po powieść Patykiewicza. Dostałem ciekawą i nietypową postapokalipsę, gdzie Ziemię spotkała kolejna epoka lodowcowa będąca następstwem strącenia Lucyfera na ziemię. Ludzkość chroni się w wysokich górach, gdzie potęga Złego jeszcze nie sięga, ale wydaje się, że nic nie uchroni niedobitków przed zagładą. Najsłabszym elementem powieści jest fabuła - o questowym charakterze, służąca chyba jedynie prezentacji świata przedstawionego. Bohater idzie tam, gdzie go pokierują, czasem z przyczyn od siebie niezależnych musi gdzieś zostać na dłużej. Nic szczególnego, ale poszczególne elementy świata są przedstawione w sposób interesujący. A prawdopodobne wyjaśnienie, czym jest strącony upadły anioł może zaskoczyć. Ponieważ Patykiewicz zostawił otwartą furtkę dla kontynuacji, z niecierpliwością będę czekał na dalszy ciąg tej opowieści.

124. Zbrojni - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2013 (Kindle)

Straż miejska Ankh-Morpork wraca w całej okazałości w postaci kryminału na wesoło. Miastem wstrząsa seria morderstw i, choć niektórzy chcieliby patrzeć w całkiem innym kierunku, znajduje się ktoś, kto posiada wystarczającą odrobinę przyzwoitości, żeby sprawie się dokładniej przyjrzeć. Bohaterowie bawią równie mocno jak do tej pory, a i do fabuły ciężko mieć jakieś większe zastrzeżenia. Może tylko tyle, że znów na siłę wprowadza się magów z Niewidocznego Uniwersytetu i Bibliotekarza - bez nich powieść nie straciłaby na atrakcyjności. Powoli utwierdzam się w przekonaniu, że jedynym protagonistą Świata Dysku, którego nie jestem w stanie polubić i który działa mi na nerwy jest Rincewind. Pozostałym bardzo mocno kibicuję.

125. Gamedec. Zabaweczki. Sztorm - Marcin Przybyłek, SuperNOWA 2010

Ostatnia pożyczona od kolegi część przygód gierczanego detektywa, który już właściwie przestał być gamedekiem, a stał się żołnierzem-nadczłowiekiem na usługach korporacji. Początek nudny jak flaki z olejem do tego stopnia, że miałem ochotę rzucić książkę w kąt; i pewnie by tak było, gdyby nie to, że nigdy tak nie robię. Czytałem więc dalej i gdzieś od dwusetnej strony zaczęło się robić ciekawie, kiedy poszczególne wątki zaczęły się ze sobą łączyć. Na pewno nie powinno się mieć za długiej przerwy pomiędzy lekturą Błysków a Sztormem, gdyż obie te książki powinny być zbite w jedną całość, ale wydawca chciał dwukrotnie wydoić pieniądze od czytelnika (albo uniknąć wydawania 900-stronicowej knigi). W każdym razie Zabaweczki sprawnie łączą pierwsze dwa tomy Gamedeca z Czasem silnych istot - teraz rozumiem, jak dużym błędem było sięganie po wydaną przez Fabrykę Słów część przygód Torkila zanim zapoznałem się ze starszymi książkami.

126. Elfryda - Antoni Lange, BookRage 2014 (Kindle)

Coś krótkiego na koniec roku. Muszę przyznać, że spodziewałem się zupełnie innej literatury. Antoni Lange znany jest mi jako autor fantastyki z lamusa i właśnie tego typu utworów oczekiwałem od tego zbioru opowiadań, a dostałem garść krótkich opowieści obyczajowych, skupiających się na relacjach międzyludzkich, w większości przypadków romantycznych kontaktach damsko-męskich. Jeśli miałbym krótko je scharakteryzować, to są one doskonale nijakie. Nie są złe, czy nieładnie napisane (choć trącą myszką), ale nie sądzę, żeby pozostały mi w pamięci do Święta Trzech Króli 2016 roku. Na pewno moja świadomość literacka nie zubożałaby, gdybym Elfrydy nie przeczytał, ale nie czuję się jakoś szczególnie zdruzgotany tym, że poświęciłem na lekturę cały jeden dzień.

Podsumowanie roku

Cel na rok 2015 był ambitny: przeczytać 150 książek. Mniej więcej do sierpnia szło mi bardzo dobrze, później tempo spadło, osiągając stały pułap 2/3 dotychczasowej liczby przeczytanych książek. Przez ostatnie miesiące nie udawało mi się przekroczyć dziesięciu książek na miesiąc, co jest oczywiście związane z narodzinami potomka. Z tego też powodu osiągnąłem najsłabszy wynik od trzech lat, zmykając rok ze 126 książkami na koncie. W skali kraju jest to wynik bardzo dobry, ale mam wrażenie, że w przyszłym roku przekroczenie bariery stu pozycji może się okazać problematyczne, jeśli nie niewykonalne.

Statystycznie tradycyjnie najwięcej przeczytałem fantastyki - 97 książek (w tym 78 polskiej i 19 zagranicznej) - dalej następuje przepaść, a potem w kolejce jest mainstream (10 książek), literatura podróżnicza (tylko 5 - spodziewałem się więcej) i dramaty (4 sztuki z Wolnych Lektur).

Wydawnictwem, po którego produkty najczęściej sięgałem była Fabryka Słów (15 książek - widać, kto wydaje najwięcej polskich autorów fantastycznych), a zaraz za nią podążała NOWA/SuperNOWA (12, głównie dzięki Gamedecowi Przybyłka i Sadze o Czarokrążcy Baniewicza). Na kolejnych miejscach uplasowali się: Prószyński i S-ka (8 - Świat Dysku się kłania), Bookrage, Solaris (po 7) i Wolne Lektury (6).

Nadal niewielki jest udział żeńskich autorek w czytanych przeze mnie książkach. Niestety panie nie zaczynają pisać fantastyki, a te, które są na rynku, zdołały się okopać i swoich pozycji raczej nie oddadzą nowicjuszkom. Szkoda, bo w znacznej części przypadków kobieca fantastyka jest interesująca. Zauważyłem natomiast, że panie coraz częściej są autorkami książek podróżniczych, których w roku 2016 planuję przeczytać nieco więcej niż w mijającym.

Rywalizacja papier vs ebook zakończyła się zwycięstwem tego drugiego 74:52, co daje większą przewagę niż w 2014 roku. Co ciekawe, wyjazdów w tym roku miałem mniej, więc ciężko mi tę dysproporcję wyjaśnić, gdyż starałem się czytać naprzemiennie - raz papier, raz ebook. Z tego pierwszego rezygnowałem tylko, będąc w podróży.

Na koniec jeszcze mała statystyka odnoście autorów. Najczęściej sięgałem po Pratchetta (8 tomów Świata Dysku), a dalej znajdują się Baniewicz, Białczyński, Przybyłek (po 4 książki - cykle pisali), Ćwiek, Gołkowski, Lewandowski, Pilipiuk i Shakespeare (po 3). W sumie przewinęło się przez moje ręce 87 autorów, nie licząc antologii, dla których mam przygotowaną oddzielną kategorię.

Co w 2016? Prawdopodobnie wrócę do pisania jednej notki miesięcznie. Brakuje mi już czasu na cotygodniową twórczość. Spróbuję też nadrobić lektury do Zajdla, co oznacza, że powinienem przestać czytać cokolwiek innego niż polska fantastyka A.D. 2015/2016, ale chyba tego nie uda się do końca zrealizować; w końcu podobne postanowienie mam co roku. Nie udało mi się wyrobić na polterświęta 2015, może więc w nadchodzącym roku uda mi się rozdać trochę niepotrzebnych i zajmujących zdecydowanie za dużo miejsca książek, filmów i gier.

Tradycyjnie też, na koniec garść podziękowań:
  • Dla Żony za, pomijając wszystko inne, bycie pierwszą czytelniczką bloga i regularne wprowadzanie poprawek, a także za regularne podrzucanie książek w pierwszym półroczu.
  • Dla stałych czytelników, którzy pozostawiają po sobie ślad: Asthariel, Aszhe, baczko, Clod, earl, Gosia, Ifryt, MEaDEA, Melanto, Vanth i zegarmistrz. Dzięki temu, że wiem, że mnie czytacie, pisanie o książkach ma jakikolwiek sens.
  • Dla Bartka Biedrzyckiego, który znalazł chwilę na skomentowanie moich wypocin na temat swojej książki. To naprawdę super sprawa wiedzieć, że autorzy reagują na opinie o swoich dziełach.

Do przeczytania w 2016.

piątek, 18 grudnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #49 i 50

Notka zbiorcza z dwóch tygodni, bo w poprzednim zostałem mocno obłożony obowiązkami służbowymi w dodatku do tych domowych. Udało mi się przeczytać trzy książki, niestety nie zdążyłem z Wróżeniem z wnętrzności Szostaka, o której to powieści będzie za dwa tygodnie (w Wigilię notki nie zamierzam publikować).

119. Reputacja - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Kolejny zbiór opowiadań Pilipiuka skupiający się na doktorze Skórzewskim i Robercie Stormie. Zawiera on pięć tekstów, z czego pierwszy to kolejne przygody doświadczonego lekarza, będące kontynuacją 2586 kroków, pozostałe zaś dotyczą niedostosowanego społecznie poszukiwacza staroci. Już kiedyś o tym wspominałem: Skórzewski jest moim ulubionym Pilipiukowym bohaterem, więc z wielką chęcią sięgam po utwory go dotyczące i tym razem również się nie zawiodłem. Nie jest to może bardzo skomplikowana historia, ale jest ona za to ciekawą i nastrojową opowieścią toczącą się w mroźnej Norwegii. W przypadku Storma mam mieszane uczucia. Nie przepadam za tym bohaterem - jest zbyt ciapowaty, żebym go mógł lubić, ale mam wrażenie, że przerysowanie pewnych jego cech jest intencjonalnym zabiegiem Pilipiuka. Same opowiadania opierają się na podobnym schemacie, gdzie jest do rozwiązania zagadka związana z tajemnicami przeszłości i bohater rzuca się do jej rozwikłania. Autor często sięga po historyczne ciekawostki, po raz kolejny wychodzi też jego zamiłowanie do archeologii, widać również tęsknotę za minionymi czasami zastąpionymi przez erę plastiku i tandety. Dostałem bardzo przyjemne czytadło z paroma interesującymi pomysłami fabularnymi.

120. Dookoła Nigdzie. Część 2 - Czesław Białczyński, Solaris 2015

Dokończyłem. I to w zasadzie tyle, więcej nie mam za bardzo ochoty się na temat tej książki wypowiadać. Nie podobało mi się. Zdarzyło mi się w życiu przeczytać dwa tomy Ducha Czasu Mirosława Jabłońskiego (o obu pisałem na tym blogu, niezbyt przychylnie) i tym razem miałem wrażenie, jakbym czytał coś w tym właśnie stylu, może z mniejszą ilością bełkotu. Chaotyczne poszukiwania Jedynego Pierścienia przez głównego bohatera znudziły mnie już na pierwszych stronach. Nie rozumiem, dlaczego taka powieść została wybrana do serii Archiwum Polskiej Fantastyki, z całą pewnością dałoby się znaleźć coś ciekawszego, a ja nie zmarnowałbym czasu na przebijanie się przez cztery tomy Wojen Haoltańskich.

121. Światy Dantego - Anna Kańtoch, Uroboros 2015 (Kindle)

Po traumie, jaką zaserwował mi Białczyński, przyszła pora na ucztę przygotowaną przez Anię Kańtoch. Po pierwsze, Ania nie pisze słabych opowiadań. Nie potrafi. Po drugie, teksty zebrane w tym zbiorze w większości były nominowane do Zajdli, można więc rzec, że są to najlepsze z najlepszych. Sporo z nich miałem już okazję kiedyś poznać (co nie zmienia faktu, że z przyjemnością zajrzałem do nich ponownie), ale niektóre jakoś mi w przeszłości umknęły. Taki los spotkał na przykład Światy Dantego, gdyż antologia Epidemie i zarazy, w której opowiadanie pierwotnie się znalazło, ominęła mnie w swoim czasie, a później miałem inne rzeczy do kupienia. Wracając zaś do tekstu: rację miał Kuba Ćwiek pisząc, że nikt nie miał wówczas szans na nagrodę, bo Ania zamiotła konkurencję. Genialnie wykreowany świat, wspaniałe rozwiązania fabularne i ciekawi bohaterowie. Cudo! Przy tych wszystkich perełkach można zaobserwować, jak na przestrzeni lat zmieniała się twórczość autorki. Przyznać muszę, że wcześniejsze teksty bardziej do mnie przemawiały, ale kolejne podejście do nowszych opowiadań sprawiło, że oceniam je lepiej niż za pierwszym razem (jak na przykład Miasteczko pierwotnie opublikowane w Science fiction po polsku). Warto wspomnieć, że Ania powraca po latach do swojego bohatera, jakim jest Domenic Jordan w napisanym specjalnie do tego zbioru opowiadaniu Portret rodziny w lustrze - bardzo dobrym kryminale z nutką nadnaturalnej tajemnicy. Dodam też, że każdy tekst opatrzył wstępem Kuba Ćwiek. Tam, gdzie mógł przedstawił kulisy powstawania utworu, w przypadku późniejszych opowiadań dzielił się refleksjami z lektury. Fajna rzecz - bardzo lubię takie relacje od kuchni. Tutaj, oprócz refleksji na temat samych tekstów, dają one możliwość poznania Ani Kańtoch. Z całego serca polecam.

piątek, 4 grudnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #48

Tym razem tylko jedna pozycja, za to konkretna objętościowo, bo mowa o liczącym siedemset stron czwartym tomie Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Do tego mam rozgrzebane trzy książki, z czego dwie idą mi jak krew z nosa, ale postaram się je jeszcze w tym roku ukończyć.

118. Pamięć wszystkich słów - Robert M. Wegner, Powergraph 2015

Wegner pisze cegły. Publikuje je rzadko, przez co moja zawodna pamięć nie do końca kojarzy, na czym skończył poprzednio. Sprawy nie ułatwia fakt, że wydarzenia z Pamięci wszystkich słów są kontynuacją wątków wojownika pustyni Yatecha (głównego bohatera Południa z pierwszego tomu cyklu meekhańskiego) i złodzieja Altsina (znanego z Zachodu umieszczonego w drugiej części Opowieści...). Niestety Yatech zostaje tym razem zepchnięty na dalszy plan, przez większą część powieści pełni w zasadzie funkcję dekoracyjną, a jego miejsce zajmuje jego siostra, znana ze świetnego swoją drogą opowiadania Gdybym miała brata (z tomu Północ-Południe). Opowiedziana przez Wegnera historia jest ciekawa i wciągająca, choć można odnieść wrażenie, że prezentowana jest nieco ślamazarnie. Wszystko przez to, że autor sporo miejsca poświęca przedstawieniu wykreowanego przez siebie świata i realiów, w których osadza swoich bohaterów. Tym razem postanawia wrzucić w wir akcji także byty boskie, których knowania w istotny sposób oddziałują na świat śmiertelników. Zabieg ciekawy, jeszcze bardziej zbliżający prozę Wegnera do Malazańskiej Księgi Poległych Eriksona, choć narracja na boskim poziomie sprawiała wrażenie chaotycznej. Mimo że czwarty tom stoi na nieco niższym poziomie fabularnym niż Niebo ze stali czy opowiadania, nadal uważam, że Opowieści z meekhańskiego pogranicza to najlepsze, co obecnie powstaje w polskiej literaturze fantasy.

czwartek, 26 listopada 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #47

Tempo z ostatnich dni zostało utrzymane. Przeczytałem dwie książki dla siebie i trzecią dla Juniora. Teraz pora odłożyć na bok wszystko poza tegoroczną polską fantastyką, bo zrobiła mi się lista jakichś trzydziestu pozycji do przeczytania przed Zajdlowymi nominacjami i chciałbym się z nią w miarę szybko uporać, choć, jak znam życie, pewnie sięgnę po jakiegoś Pratchetta albo coś, co już zalega u mnie na Kindle'u. Że o literaturze podróżniczej nie wspomnę. Doba jest zdecydowanie za krótka.

115. Dookoła Nigdzie. Część 1 - Czesław Białczyński, Solaris 2015

Pierwsza część trzeciego tomu cyklu Wojny Haoltańskie publikowanego w serii Archiwum Polskiej Fantastyki przez Solaris. Wbrew nazwie nie jest to żaden staroć, a tegoroczna premiera, którą Wojtek Sedeńko postanowił uraczyć czytelników. Prawdę mówiąc, nie wiem, co stało za wyborem tych powieści Białczyńskiego: nie są one ani oryginalne, ani szczególnie porywające. Dookoła Nigdzie miałem ochotę rzucić w kąt już po pierwszych zdaniach, ale zadziałała ta dziwna cecha, która nie pozwala mi odejść od rozpoczętej książki. W dalszej części utworu pojawiają się intrygujące momenty, ciekawe są nawiązania do innych dzieł literatury fantastycznej ze szczególnym uwzględnieniem Władcy Pierścieni, ale to zdecydowanie za mało, aby uznać lekturę za choćby częściowo satysfakcjonującą. Bo nie dość, że fabularnie jest mocno przeciętnie, to jeszcze narrację cechuje ogromne wodolejstwo, które skutecznie obrzydzało mi lekturę. Na szczęście został jeszcze tylko jeden tom do końca (kupiłem oba na raz, więc przeczytam).

116. Kolce w kwiatach - Andrzej W. Sawicki, RW2010 2012 (Kindle)

Gdzieś, kiedyś przy przeglądaniu internetu znalazłem informację o zbiorze opowiadań rozgrywających się w świecie Nadziei czerwonej jak śnieg. Ponieważ koncepcja X-Menów w czasie powstania styczniowego bardzo do mnie przemawia, nie zastanawiałem się długo nad jego zakupem (w ten oto sposób opóźniam poznawanie polskiej fantastyki A.D. 2015). W skład zbioru wchodzi pięć opowiadań, przy czym dwa z nich znałem wcześniej z łamów SFFiH; można więc powiedzieć, że zapłaciłem pełną cenę za 60% zawartości. Nie były to jednak pieniądze wyrzucone w błoto. Po pierwsze chętnie sobie przypomniałem, o co w tych tekstach chodziło, po drugie lektura była bardzo przyjemna, a po trzecie e-book był dość tani. Zebrane teksty w interesujący sposób przybliżają świat opisany w wydanej przez Runę powieści Sawickiego, mówią trochę więcej o jej bohaterach (zwłaszcza Jak wiatr na stepie ukazujące początki kariery jednej z głównych postaci Nadziei...) i wyjaśniają, przynajmniej częściowo, skąd wzięły się mutacje. Bardzo bym chciał, żeby autor pozwolił mi jeszcze raz zanurzyć się w wykreowanym przez siebie świecie i wydał wreszcie kolejny tom swojej powieści.

117. Kubuś Puchatek - Alan Alexander Milne, Nasza Księgarnia 2012

Klasyka. Genialna klasyka. Kubusia Puchatka zna każdy, więc przybliżać go bardziej nie ma sensu. Czytałem go wcześniej dwa razy we wczesnej podstawówce; teraz sięgnąłem po niego, żeby Syn od małego miał kontakt z arcydziełami literatury światowej. Mam wrażenie, że, choć od ostatniego mojego kontaktu z literacką wersją Misia o Bardzo Małym Rozumku minęło już ćwierć wieku, bawi mnie on bardziej niż kiedy byłem dzieckiem. Teraz pora na Chatkę Puchatka, której epizody znam tylko z wersji Disneya. Byłbym też wdzięczny za polecanki w kwestii literatury dziecięcej. Na razie na liście mam Filemona i Baltazara Gąbkę.

czwartek, 19 listopada 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #46

Mam wrażenie, że teraz dwie średniej długości książki przeczytane w tydzień staną się normą, choć wróciłem do pracy, a z tym wiąże się trochę wolnego czasu w przerwach, więc może nie będzie tak źle. W każdym razie: udało mi się skończyć dwie luźne lektury, zacząłem też czytać dziecku (niech ma od początku kontakt z solidną literaturą) - przy sprzyjających wiatrach w przyszłym tygodniu pojawi się refleksja na temat Kubusia Puchatka. Zapraszam.

113. Kłamca. Papież sztuk - Jakub Ćwiek, SQN 2015

Trochę się bałem po ostatnich tomach Kłamcy, że Ćwiekowi nie uda się już nic dobrego z tego bohatera wycisnąć. Z radością mogę jednak stwierdzić, że wielce się myliłem. Kuba niejeden raz udowodnił, że świetnie operuje popkulturowymi kliszami, teraz także pokazał na co go stać. Po raz kolejny pakuje Lokiego w kłopoty związane z działalnością innych bóstw; tym razem jednak boskość przeciwnika kreuje telewizja (do czego walnie przyczynia się protagonista). Świetnie udało się ukazać, jak w świecie, gdzie religia spychana jest coraz bardziej na margines, ludzie tworzą sobie nowych bożków pochodzących z ekranów telewizorów. Ciekawym zabiegiem jest danie w paru momentach czytelnikowi opcji wyboru, jak ma dalej potoczyć się fabuła; wprawdzie odgałęzienia fabularne są krótkotrwałe, ale jest to coś, co nieczęsto trafia się w literaturze. Do tego wspomnieć należy interesujący pomysł z czasową zmianą medium z powieści na komiks. Choć fabuła na kolana nie powala, to jednak sama książka zawiera sporo fajnych patentów. No i świetnie się ją czyta. Brawo!

114. Panowie i damy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2013 (Kindle)

Listopadowa porcja Pratchetta to kolejna część przygód trzech czarownic z Lancre. Tym razem autor postanowił pobawić się Snem nocy letniej Szekspira i po raz kolejny sobie z tym bardzo dobrze poradził. Humor sytuacyjny oparty na komizmie postaci jest bardzo umiejętnie stosowany i nie męczy nachalnością. Fabularnie też jest nieźle: umieszczenie elfów w roli tych złych, pokazanie ludzkiej twarzy babci Weatherwax (mimo okropnego charakteru nie da się jej nie lubić) i rzucenie odrobiny światła na jej historię są ogromnymi zaletami tej powieści. Miałem wprawdzie ponarzekać na to, że pojawienie się magów z Niewidocznego Uniwersytetu po raz kolejny służy jedynie uzasadnieniu obecności Bibliotekarza na kartach utworu, ale ostatecznie okazało się, że bez nich Panowie i damy nie mieliby takiego wydźwięku, jaki mają. Po raz kolejny w tym tygodniu: brawo!

piątek, 13 listopada 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #45

Listopad mija, a ja czytam sobie bardzo powoli, bo czasu mało. Dwie książki w tym tygodniu.

111. Gamedec. Zabaweczki. Błyski - Marcin Przybyłek, SuperNOWA 2008

Pożyczyłem jakiś czas temu od kolegi i teraz dopiero udało mi się dokończyć. Chcę się zapoznać ze wszystkimi częściami Gamedeca zanim sięgnę po najnowszy dwutom. W końcu zaczyna mi się łączyć fabuła starszych tomów wydanych przez SuperNOWĄ z Czasem silnych istot. Powoli zarysowują się przemiany, jakie popychają świat od cyberpunkowego w stronę posthumanizmu. Wszystko zdaje się iść w ciekawym kierunku, Przybyłek bardzo dobrze prowadzi fabułę, ale odniosłem wrażenie, że mimo pięciuset stron tekstu niewiele się w tej części powieści dzieje. Może wynika to z tego, że Torkil występuje tutaj w trzech osobach i każda zabiera mniej więcej tyle samo czasu antenowego, przez co nie udaje się im zbyt dużo zdziałać. Może druga część Zabaweczek będzie bardziej dynamiczna; rokowania są dobre.

112. Skald. Kowal słów. Tom 2 - Łukasz Malinowski, Erica 2015 (Kindle)

Wynudziłem się. Pierwszy tom Kowala słów dawał nadzieję na coś ciekawego, zostawiał bohaterów w interesującym położeniu, liczyłem więc na zajmującą opowieść. Dostałem za to nudną historię konfliktu rozstrzygniętego jedną bitwą. Pozytywną stroną tej powieści jest jedynie kreacja świata - Malinowski ciekawie przedstawia pogańską słowiańsko-nordycką Europę z jej brutalnymi zwyczajami. Poza tym słabym światełkiem w tunelu, lektura ostatniego Skalda była stratą czasu.

piątek, 6 listopada 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #44

Kolejny tydzień tego roku to tylko jedna przeczytana książka. Sprawy okołopotomkowe pochłaniają zdecydowaną większość mojego czasu, więc i czytać za bardzo nie ma kiedy, a dodatkowo niewielka ilość snu sprawia, że wcześniej niż dotychczas nie jestem w stanie skupić się na składaniu liter. Ale powoli przyzwyczajam się do nowej sytuacji życiowej, więc pewnie jeszcze trochę i mi się rytm dobowy jakoś unormuje.

110. Pomniejsze bóstwa - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2013 (Kindle)

To był październikowy przydział Świata Dysku. I okazało się, że Pomniejsze bóstwa to jedna z lepszych części, jakie do tej pory przeczytałem. Nie zalicza się ona do żadnego z podcykli i podejmuje temat zorganizowanej religii, zahaczając też o kwestie filozofii. Wprawdzie tym razem Pratchett nie wywoływał za często uśmiechu na mojej twarzy, ale za to bardzo celnie punktował niedoskonałości systemów religijnych (głównie chrześcijaństwa, ale politeistyczne wierzenia również dostały własną szpilę). Filozofom też się obrywa jako tym, którzy w większości nie robią nic pożytecznego. Coś w tym Świecie Dysku jednak jest, że chce się go dalej czytać.

czwartek, 29 października 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #42 i 43

W zeszłym tygodniu notki nie było, gdyż byłem świeżo po zostaniu ojcem. Z tej też przyczyny udało mi się przeczytać zaledwie dwie niezbyt długie lektury.

108. Kraniec nadziei - Rafał Dębski, Drageus 2015 (Kindle)

Czyżby military SF stawało się popularne wśród nadwiślańskich autorów? Do tej pory miałem styczność z dwiema powieściami Dębskiego osadzonymi w przestrzeni kosmicznej i obie wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Sporo więc oczekiwałem po kolejnej fantastycznonaukowej powieści; niestety przytrafia jej się to, co często ma miejsce w przypadku pierwszych tomów cykli: do tego stopnia skupia się na wprowadzeniu w świat, że po przeczytaniu książki pozostało mi wrażenie, że nie za wiele się na jej kartach wydarzyło. Mamy wojnę pomiędzy dwoma kosmicznymi mocarstwami, załogi statków zostają wysłane w tajemniczy rejon kosmosu, dochodzi do jednego niezwykłego wydarzenia i na tym rzecz się kończy. Dalszy ciąg zapowiada się nieźle, ale trochę wody w Wiśle upłynie zanim po niego sięgnę. Na plus można Dębskiemu zaliczyć kreację bohaterów - członków załóg statków kosmicznych - za każdym razem są to ciekawe osobowości. Czekam na więcej, choć jestem trochę rozczarowany.

109. Stacja Nowy Świat - Bartek Biedrzycki, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Spodziewałem się kontynuacji Kompleksu 7215, a dostałem prequel. Dobre i to. Fabuła skupia się na konflikcie pomiędzy dwoma bojowo nastawionymi ugrupowaniami zamieszkującymi warszawskie metro i sięga wstecz aż do dni zagłady atomowej, kiedy to ludzie zaczęli chronić się pod ziemią. I choć fajnie jest poznać genezę postatomowych stołecznych tuneli, to akcja powieści niezbyt mnie porwała. Natomiast przy kolejnej z rzędu przeczytanej przeze mnie książce podobała mi się kreacja postaci, zarówno tych znanych z poprzedniej powieści Biedrzyckiego, jak i nowo wprowadzonych. Jest tu jeszcze spory potencjał do wykorzystania w kolejnych publikacjach. Na koniec autor umieścił jeszcze krótkie opowiadanie - nastrojowe i tajemnicze, ale z delikatnie rozczarowującym mnie zakończeniem.

czwartek, 15 października 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #40 i 41

Aktualnie przeżywam remont w mieszkaniu, stąd też brak zeszłotygodniowej notki. Przez dwa tygodnie udało mi się przeczytać cztery książki, głównie z tegorocznej polskiej fantastyki - jak zwykle pod kątem doboru utworów do nominacji do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. W tym względzie mogło być lepiej, ale o tym poniżej.

104. Takeshi 2. Taniec Tygrysa - Maja Lidia Kossakowska, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Lubię twórczość Kossakowskiej, ale tym razem się nie popisała. O ile osadzenie akcji w pseudo-Japonii i quasi-Meksyku nadal jest świetnym zabiegiem, to tym razem brakuje mu efektu "wow", który pojawił się przy pierwszej części przygód Takeshiego. Zresztą o Tańcu Tygrysa ciężko w ogóle powiedzieć, że są to przygody Takeshiego. Tytułowy bohater zepchnięty został na dalszy plan i poświęcono mu bardzo mało czasu antenowego przeznaczonego głównie na dochodzenie do zdrowia po wydarzeniach z finału Cienia Śmierci. Odpowiedzialność za pchanie fabuły do przodu spada więc na inne postacie powieści. Tutaj jest już w miarę przyzwoicie, choć odniosłem wrażenie, że Kossakowska stworzyła zbyt wielu bohaterów, przez co za bardzo się rozdrabnia z poszczególnymi wątkami. Wyszło rozczarowanie; szkoda, bo wiem, że autorka potrafi pisać bardzo dobre rzeczy.

105. Ślepy demon. Sieciech - Witold Jabłoński, SuperNOWA 2015

Kolejna rzecz, która pozostawiła spory niedosyt i to w zasadzie z tego samego powodu, co poprzednia książka: za mało Sieciecha w Sieciechu. Akcja toczy się po przejęciu władzy przez Bolesława Śmiałego; reakcja pogańska została stłumiona, choć niedobitki starowierców ciągle się kryją po lasach. Sam pomysł na opisanie konfliktu pomiędzy narzuconą siłą kulturą chrześcijańską a słowiańszczyzną jest bardzo interesujący; ciekawie też rozwija się tytułowy bohater, ale jest tu jeden problem: ten rozwój odbywa się poza kartami powieści. W utworze prezentowany jest jedynie efekt tego rozwoju. Niezbyt pasowało mi również wprowadzenie wątków związanych z duchami lasu (chyba z nimi, ciężko mi to stwierdzić): sprawiają wrażenie całkowicie oderwanych od reszty powieści i niezbyt wiem, czemu mają służyć.

106. Stalowe Szczury. Błoto - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Poziom lektur się powoli podnosi, ale to ciągle nie jest to, co chciałbym czytać. Gołkowski przyzwyczaił mnie do niezwykle barwnego świata czarnobylskiej Zony, więc tym razem miałem spore wymagania co do kreacji świata przedstawionego. Akcja rozgrywa się na froncie wielkiej wojny, która nie zakończyła się w 1918 roku, ale trwa o wiele dłużej. W rolach głównych bohaterów występuje karny oddział wysłany do walki, aby zadośćuczynić swoim występkom. Jednak najciekawsze wydarzenia mają miejsce poza polem walki, w ośrodku dowodzenia i jego okolicach. Niestety Gołkowski nie poświęca wiele miejsca na zarysowanie działań na wyższych szczeblach, ale wydaje się, że dokona tego w kolejnej części, gdyż Błoto ewidentnie stanowi preludium do jakiejś większej opowieści. Niestety skupienie się na opisywaniu wydarzeń frontowych negatywnie wpływa na ocenę książki: nieustanne strzelanie do wroga jest po prostu nudne, choć rozumiem, że chodziło o zaprezentowanie czytelnikowi bohaterów.

107. Samotność Anioła Zagłady - Robert J. Szmidt, Fabryka Słów 2009

W końcu coś dobrego. Ponoć Szmidt znany jest ze swojej postapokaliptycznej twórczości. Ja nie miałem do tej pory większej okazji się z nią zapoznać; przeczytałem tylko zbiór opowiadań Alpha Team i kosmiczne SF w postaci Łatwo być Bogiem. Tym razem do rąk wziąłem powieść o ostatnim człowieku na Ziemi, którą spotkała zagłada dzięki zastosowaniu broni masowego rażenia. Fabuła dotyczy przede wszystkim podróży przez wymarłe Stany Zjednoczone. W jakim celu ta podróż? Tego nie załapałem. W każdym razie bohater nieustannie się przemieszcza pomiędzy miastami i próbuje przetrwać korzystając z pozostawionych dobrodziejstw ludzkości. Bardzo ciekawie Szmidt przedstawił zmiany w psychice człowieka, który nie ma żadnego towarzystwa i nie może się do nikogo odezwać. Na deser zostawił zaś dość mocne zakończenie.

czwartek, 1 października 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #39

Dwie książki tym razem. Ważne, że w końcu udało mi się doczytać do ostatniej kropki poradnik dla przyszłych rodziców, z którym męczyłem się przez cały wrzesień, co zdecydowanie wpłynęło na kiepski wynik czytelniczy w tym miesiącu.

102. Sztywny - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Gołkowski powraca do czarnobylskiej Zony z innym bohaterem. Tym razem, zamiast zabrać nas do serca zmutowanej ziemi, umieszcza akcję na jej pograniczu, ukazując świat handlarzy artefaktami wyniesionymi ze skażonego terenu. nowy protagonista nie jest z początku tak barwny, jak poznany w poprzednich powieściach Gołkowskiego Misza, ale wraz z rozwojem fabuły nabiera nieco kolorów, choć sposób, w jaki to się dzieje jest dość mało subtelny. Ale to pokazuje tylko, że po Zonie można się spodziewać wszystkiego. Język, jakim posługują się bohaterowie, jest wulgarny, ale to też jest specyfika świata przedstawionego. Ważne, że autorowi udało się, po niezbyt imponujących dwóch pierwszych książkach, osiągnąć pewien poziom, który sprawia, że po kolejne jego publikacje (a przyznać trzeba, że ukazują się one bardzo często) sięga się z przyjemnością.

103. W oczekiwaniu na dziecko - Heidi Murkoff, Sharon Mazel, Rebis 2014

W związku z zawartym w tytule książki tematem, dostałem to do przeczytania od Żony. Ciężko mi oceniać merytoryczną zawartość tego poradnika (bo to jest właśnie ten poradnik, o którym od miesiąca pisałem, że go czytam), bo doświadczenie mam nijakie, ale książka dokładnie miesiąc po miesiącu opisuje przebieg ciąży i rozwój płodu, mówi, czego się spodziewać po porodzie i co dzieje się dalej, omawia też te mniej przyjemne rzeczy, kiedy coś idzie nie tak. Oprócz opisów typu "dzieje się to, to i to, spodziewaj się tego i tego" znaczna część książki jest spisana na zasadzie pytanie-odpowiedź. I są to w zasadzie wszystkie pytania, jakie tylko mogą przyjść do głowy. Problemem jest to, że poradnik ten przeznaczony jest przede wszystkim dla amerykańskiego czytelnika i pewne informacje nie mają przełożenia na polskie warunki, choć gdzie się dało pojawiają się przypisy wyjaśniające, jak sytuacja wygląda w naszym pięknym kraju. Trochę się przyczepiłem do warstwy językowej: nagminnie stosowany jest zwrot "niemniej jednak" lub używa się słów "w twoim wypadku"; zdecydowanie za często się te błędy pojawiają. Feministki i dżenderystów może też fragmentami mierzić rozdział dedykowany przyszłym ojcom, gdzie padają słowa "posprzątaj za żonę mieszkanie"... Pomijając jednak te drobne niedociągnięcia, sama zawartość książki stanowi potężne kompendium wiedzy na temat tego, czego można się spodziewać, jeśli się spodziewa. Wkrótce trzeba się będzie zabrać za kolejny tom, dotyczący pierwszego roku życia dziecka.

czwartek, 24 września 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #38

Kolejny tydzień minął, jak z bicza strzelił. Mnie udało się przeczytać tym razem trzy książki, wszystkie w wersji elektronicznej - jak wspomniałem w poprzedniej notce, na papierze przebijam się przez jedną niebeletrystyczną cegłę i robię to od początku września, ale mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu ją skończę; zostało mi tylko jakieś 130 stron. Mam nadzieję, że uda mi się nabrać jakiegoś znaczącego tempa przy poznawaniu kolejnych utworów.

99. Najemnik - Krzysztof Piskorski, BookRage 2013 (Kindle)

Długo czytałem tę książkę. Jakoś tak wyszło, że im więcej czasu spędzam w domu, a mniej w pracy, tym wolniej idzie mi przerzucanie stron. Dziwne to, bo druga część Opowieści Piasków to lektura bardzo zajmująca. Ciekawie zostało pokazane spotkanie kultury "arabskiej" z "europejską" w świecie fantasy widziane z perspektywy człowieka pustyni. Oczywiście, przez cały czas miałem wrażenie, że wydarzenia opisywane w Najemniku stanowią tylko preludium przed zakończeniem cyklu, ale Piskorskiemu bardzo dobrze udało się przygotować grunt do finału i podtrzymać moje zainteresowanie tą trylogią. Po Proroka najprawdopodobniej sięgnę jeszcze w tym roku.

100. Wojna pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2015 (Kindle)

A to z kolei trzeci tom cyklu Peknięte Niebo, w którym grupa nastolatków mierzy się z inwazją dziwnych stworów, które nagle pojawiły się na powierzchni Ziemi. Jest to typowy survival horror, gdzie trzeba walczyć z obcymi potworami, chcącymi zniszczyć ludzkość. Choć czasem zdarzy się jakiś łagodniejszy wulgaryzm, odniosłem wrażenie, że miałem do czynienia z powieścią dla młodszego czytelnika (wydawnictwo twierdzi, że przeznaczoną dla czytelników w wieku 15+). Mortka tym razem wybrał inną bohaterkę na protagonistkę, ale wynika to z zakończenia poprzedniej części. Szkoda tylko, że od momentu, w którym przeczytałem drugi tom minęło sporo czasu i znaczna część fabuły wyleciała mi z pamięci, ale ta przypadłość dotyczy większości kilkutomowych cykli, jeśli nie czytam poszczególnych części jedna po drugiej. W każdym razie lektura głowy nie urywa, ale jest przyzwoitym czytadłem na jeden czy dwa wieczory.

101. Wyprawa czarownic - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2013 (Kindle)

No i przebijam się przez tego Pratchetta, i stwierdzić muszę, że są to bardzo przyjemne lektury. Dobrze się to czyta, autor świetnie operuje humorem sytuacyjnym i doskonale wykorzystuje motywy wzięte z kultury i otaczającego nas świata (tym razem na tapetę bierze baśnie). Po raz trzeci miałem przyjemność spotkać babcię Weatherwax i staje się ona jedną z moich ulubionych bohaterek zamieszkujących Świat Dysku. Miło też było stwierdzić, że po pierwszych dwóch tomach będących w zasadzie zbiorem gagów, Pratchettowi udało się stworzyć ciekawe fabuły, które może nie są bardzo skomplikowane, ale potrafią utrzymać w napięciu.

piątek, 18 września 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #36 i 37

Dwie książki w dwa tygodnie. Jakiegokolwiek wytłumaczenia bym nie próbował szukać, wynik i tak jest marny. Jasne, przebijam się od dłuższego czasu przez jedną niebeletrystyczną pozycję, którą powinienem w przeciągu następnego tygodnia skończyć, a w międzyczasie próbuję czytać co nieco na Kindle'u, ale nie czuję się tym usprawiedliwiony.

97. Szuje, mątwy i straceńcy - Maciej Żytowiecki, RW2010 2013 (Kindle)

Jest to zbiór opowiadań, który kupiłem, spodziewając się czegoś innego. Podobała mi się wizja świata przedstawiona w Moim prywatnym demonie Żytowieckiego - noir z elementami okultyzmu - i liczyłem, że teksty zebrane w Szujach, mątwach i straceńcach będą nawiązywały do przeczytanej wcześniej powieści. Moje oczekiwania sprawdziły się tylko częściowo - zaledwie dwa opowiadania dotyczą detektywa Ezry, pozostałe zaś mówią o różnych wykolejeńcach życiowych. No i przyznać muszę, że czuję się lekko rozczarowany tym, co dostałem. Rzadko zostawałem porwany fabułą, autorowi zdarzało się popadać w nadmierną egzaltację słowną i często czułem się znużony lekturą. Z interesujących mnie spraw dowiedziałem się tylko, w jaki sposób Ezra dostał się w szpony demona. Poza tym, lektura była raczej zmarnowanym czasem.

98. Kandyd - Voltaire, Wolne Lektury 2012 (Kindle)

Zalegało mi na Kindle'u od dłuższego czasu, a że krótka to rzecz, postanowiłem przeczytać. Jest to bardzo sprawnie i w dowcipny sposób napisana polemika z twierdzeniem Leibnitza, jakobyśmy żyli w najdoskonalszym z możliwych światów. Naiwność tytułowego bohatera jest porażająca, a jego starcie z brudną i brutalną rzeczywistością jest tym, co doskonale napędza akcję. Konstrukcją Voltaire nawiązuje do powieści łotrzykowskiej; fabularnie, ale też językowo nasuwały mi się skojarzenia z Don Kichotem Cervantesa. Mój ulubiony frgment? Kiedy jeden z bohaterów stwierdza, że świat istnieje po to, żeby się wściekać. Boskie.

piątek, 4 września 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #35

W tym tygodniu osiągnąłem niezły wynik: udało się przeczytać cztery książki, choć szczerze przyznać trzeba, że objętością nie powalają. Na rezultat ten znacząco wpłynęła droga do Warszawy i z powrotem przy wykorzystaniu usług PKP.

93. Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw - Marcin Przybyłek, SuperNOWA 2006

Pożyczam powoli od kolegi kolejne Gamedeki, zanim Rebis wyda kolejną część. Nie chcę, żeby doszło do takiej sytuacji, jak z Czasem silnych istot, kiedy przeczytałem piąty i szósty tom serii, nie znając poprzednich. Jeśli zaś chodzi o samą książkę, to tym razem Przybyłek uraczył mnie powieścią, której akcja rozgrywa się nieco po wydarzeniach z Granicy rzeczywistości. Nadal istotna część fabuły dotyczy wydarzeń z wirtualnej rzeczywistości, ale tym razem najwięcej się dzieje w prawdziwym świecie. Autor odchodzi nieco od stricte cyberpunkowej wizji przedstawionej w pierwszym tomie i skupia się bardziej na transhumanistycznych prognozach rozwoju ludzkości. Wszystko to wplecione jest w skomplikowaną, wielowarstwową intrygę kryminalną; wszak głównym bohaterem serii jest detektyw, więc zbrodnia musi być. Choć niepozbawiona humoru, powieść ta wydała mi się mroczniejsza od wcześniejszych opowiadań Przybyłka. Ale to dobrze. Mimo trudności z przebiciem się przez początek tekstu, dalej książkę czytało mi się bardzo dobrze. Ciekawi mnie teraz, jak wypada pomost pomiędzy Sprzedawcami lokomotyw a Czasem silnych istot, bo w dalszym ciągu widzę silny rozdźwięk w kreacji świata przedstawionego w obu tych częściach serii.

94. Bractwo nieśmiertelnych - Vladimir Wolff, Warbook 2015 (Kindle)

Druga część nowego sensacyjnego cyklu Vladimira Wolffa, zapoczątkowanego Tropicielem. Choć powracają znani z poprzedniego tomu bohaterowie, nie ma pomiędzy obiema częściami mocniejszych związków fabularnych, dzięki czemu można śmiało zacząć lekturę od Bractwa nieśmiertelnych. Ponownie Wolff zalewa czytelnika scenami akcji, trup ściele się gęsto, a ci dobrzy uczestniczą w brawurowych pościgach za tymi złymi. Trochę od czapy wydaje się wprowadzenie w polskie realia skarbu Inków, ale takie jest tylko pierwsze wrażenie; ostatecznie autorowi udało się w miarę sprawnie zaimplementować ten obcy dla nas element. Przyczepić się natomiast muszę do epilogu tej opowieści - wychodzi na to, że działania głównych bohaterów nie miały większego znaczenia dla zakończenia tekstu, a ponadto sam fabularny finał pozostawił we mnie uczucie rozczarowania.

95. Sen nocy letniej - William Shakespeare, Wolne Lektury 2010 (Kindle)

Lekka lektura do pociągu. Krótka Szekspirowska komedia, gdzie autor miesza nawiązania do Grecji (powiedziałbym, że starożytnej, ale poza mitycznymi imionami nic nie sugeruje umieszczenia historii w antyku) z brytyjską mitologią w postaci fae, czy też wróżek, jak woli tłumacz. Szczególnym źródłem gagów jest amatorska trupa teatralna przygotowująca się do występu. Warto docenić, że po ponad czterystu latach od powstania, dramat ten nadal potrafi rozbawić.

96. Majstersztyk - Anna Kańtoch, BookRage 2015 (Kindle)

BookRage twierdzi, że to powieść, dla mnie objętościowo utwór bardziej zbliżony jest do opowiadania, ale z wydawcą się kłócił nie będę. W każdym razie dostałem do rąk kolejną część przygód Domenica Jordana, trochę już zapomnianego bohatera starszej twórczości Anny Kańtoch (zapomnianego do tego stopnia, że chyba będę sobie musiał przypomnieć treść Diabła na wieży i Zabawek diabła). Tutaj po raz kolejny bohater staje przed zagadką kryminalną, którą musi rozwiązać. Trzeba autorce oddać, że skrupulatnie opracowała intrygę, zaplanowała wszystkie jej szczegóły i potrafiła do końca utrzymać napięcie, nawet jeśli było już wiadomo, kto za wszystkim stoi. Kto nie zdążył kupić pakietu BookRage, ma czego żałować.

piątek, 28 sierpnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #32, 33 i 34

Oj, dawno nie pisałem. Dwa tygodnie temu powstrzymało mnie lenistwo połączone z brakiem czasu, tydzień temu zaś był Polcon. Świetna impreza - kto nie był, ten trąba. Przy okazji, po raz kolejny gratulacje dla Ani i Michała z okazji zdobycia Nagrody im. Zajdla.

86. Zanim umrę - Krzysztof Boruń, BookRage 2014 (Kindle)

Stwierdziłem, że przeczytam, zanim dokonam sierpniowego uzupełnienia zasobów e-booków. Jest to zbiór opowiadań jednej z legend polskiego SF, bardzo klasycznych opowiadań, gdzie głównym motywem są podróże kosmiczne i rozwój nauki. No i doszedłem do takiego wniosku, że bardzo dobrze jest sprawdzić, jak widziano przyszłość pięćdziesiąt lat temu. Fajna lektura.

87. Klątwa gruzińskiego tortu - Maciej Jastrzębski, Editio 2014

Tę książkę wygrałem na tegorocznym Festiwalu Podróżników Navigator, pomyślałem więc, że sprawdzę, co tam w Gruzji słychać, tym bardziej, że inna książka Jastrzębskiego, Matiuszka Rosja i Jastrząb, była całkiem przyjemną lekturą. Autor, będący dziennikarzem Polskiego Radia, skupia się na konflikcie gruzińsko-rosyjskim i starciach o Osetię Południową i Abchazję. Sporo miejsca poświęca też przemianom ustrojowym Gruzji po uzyskaniu przez nią niepodległości. Ukazuje obraz kraju, który ciągle musi z kimś lub czymś walczyć, czy to z siłami zewnętrznymi, czy też z korupcją i wadliwie działającymi organami państwa. A przy tym jego naród nie traci charakterystycznego dla siebie ducha życzliwości i gościnności.

88. Demony czasu pokoju - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Kolejny tom przygód pułkownika Razumowskiego pod rządami ojczulka Stalina. Znów pojawia się rywalizacja wywiadów, kryminalna intryga i wiele przeplatających się wątków, które krążą wokół wspólnego środka. Powieść można czytać bez znajomości poprzednich części, choć niektóre zawarte w nich wątki pojawiają się i tutaj. Akcja trzyma w napięciu, choć, jeśli ktoś czytał Białe noce, to wie, że protagoniście nic poważnego nie grozi. W każdym razie dostałem od Przechrzty kolejną porcję solidnej sensacyjnej literatury z Rosją w tle z lekką domieszką czynnika nadnaturalnego i z niecierpliwością oczekuję na dalsze losy oficera GRU, tym razem może już za czasów Chruszczowa.

89. Uczeń czarnoksiężników - Czesław Białczyński, Solaris 2014

Jest to drugi tom Wojen Haoltańskich i nadal nie wiem, czym zachwycał się Wojtek Sedeńko, wybierając ten cykl do serii Archiwum Polskiej Fantastyki, może poza chęcią wydania kolejnych, niepublikowanych dotychczas części. W porównaniu z Ostatnią nocą niewidzialnych narracja jeszcze bardziej cofa nas w czasie, tym razem do momentu, kiedy snujący opowieść protagonista podejmuje naukę w celu zostania intuicjonałem. I z jednej strony fabuła potrafi wciągnąć, intryga jest interesująca i dobrze skonstruowana, ale problem polega na tym, że bez działań głównego bohatera i tak została by ona rozwiązana. Nie tak się to powinno budować.

90. Kosiarz - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2013 (Kindle)

Wróciłem do Pratchetta. Jedenasty tom z czterdziestu głównym bohaterem czyni Śmierć. I o ile wątki z nim związane są interesujące i zabawne, to te dotyczące Niewidocznego Uniwersytetu stoją o poziom niżej. Nie byłoby źle, gdyby nie kompletnie oderwany od rzeczywistości i niezrozumiały dla mnie motyw pojawiającego się hipermarketu i opętanych wózków. Po co to i czemu to ma służyć? Nie mam pojęcia. Ale wracając do tego, co dobre, autorowi świetnie udało się ukazać problematykę przemijania. No i ciekawie się zrobiło, kiedy okazało się, że nawet Śmierć ma przełożonego.

91. Ksin drapieżca - Konrad T. Lewandowski, Nasza Księgarnia 2015 (Kindle)

Drugi tom Sagi o Kotołaku wydany przez Naszą Księgarnię. Książka zawiera dwie starsze powieści Lewandowskiego: Ksin drapieżca oraz Kapitan Ksin Fergo. Oba teksty to bardzo dobre fantasy z ciekawie wykreowanym światem, do tego spisane niezłym stylem, choć temu ostatniemu zdarzają się słabsze chwile. Tutaj w końcu zorientowałem się, co drażni mnie w późniejszej prozie autora: o jedno zdanie za dużo. Bywa, że narrator coś wyjaśnia; i już wszystko wiadomo, a na końcu wywodu pojawia się jedno zdanie, przez które mam wrażenie, że autor traktuje czytelnika jak idiotę. Na szczęście w Ksinie takie rzeczy pojawiają się bardzo rzadko, dzięki czemu książka jest bardzo przyjemnym czytadłem.

92. Dzień zapłaty - Marcin Wolski, Zysk i S-ka 2015 (Kindle)

To z kolei jest kontynuacja 7.27 do Smoleńska. I jak często w prozie Wolskiego, tak i tutaj jest sporo politykowania. Wszelka zbieżność nazwisk i nazw własnych jest całkowicie zamierzona. Po tym, jak cudownie ocalony w Smoleńsku prezydent wraca do kraju i nadal sprawuje władzę, partii rządzącej udaje się przeprowadzić skuteczny zamach na niego. Cała akcja natomiast toczy się pięć lat później, kiedy zbliżają się kolejne wybory prezydenckie. Na scenę powracają bohaterowie poprzedniej części, pojawiają się rosyjskie służby specjalne, które nie wybaczają tym, którzy nadepnęli Matiuszce Rosji na odcisk, akcja toczy się bardzo szybko i trzyma w napięciu. Byłoby bardzo dobrze, gdyby nie brak jakiejś konkluzji w zakończeniu. Mam wrażenie, że autor przygotował sobie grunt pod kolejną część, ale czeka na rozwój wydarzeń na polskiej scenie politycznej.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #31

Kolejny tydzień to trzy przeczytane lektury, z tego jedna to kilkunastostronicowe opowiadanie, a druga to zbiór tychże o objętości nieco ponad stu stron, więc znów niezbyt mam się czym pochwalić.

83. Ostatnia noc niewidzialnych - Czesław Białczyński, Solaris 2014

Jest to pierwszy tom cyklu Wojny Haoltańskie, którego głównym bohaterem jest Jan San - intuicjonał, czyli detektyw rozwiązujący zagadki za pomocą intuicji. Książka zawiera dwie opowieści snute przez uwięzionego na odległej planecie protagonistę, z których każda dotyczy innej jednej prowadzonej przez niego sprawy. Pierwsze, co uderza to to, jak bardzo irytujący jest bohater. Mam wrażenie, że jest to celowy zabieg Białczyńskiego, który chciał pokazać postać zadufaną w sobie, a która tak naprawdę ma więcej szczęścia niż rozumu. Bo to głównie szczęściu zawdzięcza ona swoje zawodowe sukcesy. Przez to samodzielne dochodzenie do rozwiązania zagadki było dla mnie utrudnione, a to jest właśnie najfajniejszym elementem lektury kryminałów. Prawdę mówiąc, spodziewałem się czegoś lepszego po utworze wrzuconym do serii Archiwum Polskiej Fantastyki, ale mimo wszystko jest to czytadło, które spokojnie można wziąć do rąk, jak się ma trochę wolnego czasu i nic lepszego do roboty.

84. Chłopcy 2. Łaski bez - Jakub Ćwiek, SQN 2015 (Kindle)

Tutaj się zawiodłem. Nie dlatego, że samo opowiadanie jest kiepskie, bo jest całkiem przyzwoite, choć jego niewielka objętość nie pozwoliła Ćwiekowi rozwinąć skrzydeł. Po prostu nic nie wnosi do świata Chłopców. Cofa ono akcję do momentu, kiedy chłopcy byli jeszcze młodzi i nie ma żadnego związku z wydarzeniami znanymi z książek. No ale poza tym jest to całkiem fajny i zabawny tekst, którego lektura zajmuje jakieś piętnaście minut.

85. Femme fatale - Kazimierz Kyrcz jr, Forma 2015

Powiedziałbym, że Kyrcz jest w formie, bo ten zbiór opowiadań zawiera parę naprawdę solidnych tekstów, ale niestety przeplatane one są takimi, w których koncepcja utworu gdzieś umyka i nie wiadomo, do czego dążą. W każdym razie, autorowi świetnie udaje się wytworzyć nastrój niepokoju i zagrożenia nawet bez użycia tego co nadnaturalne - sprawnie pokazuje brutalność otaczającego nas świata, tylko czasem dodając do tekstu szczyptę niesamowitości. I właśnie ta naturalność wykreowanego otoczenia jest najbardziej przerażająca. Nie wiem, czy wychodzą tu doświadczenia autora z pracy w Policji, ale nie podoba mi się stworzony przez niego świat. I jest to ogromna zaleta w przypadku tego typu literatury. Niestety często po doczytaniu do końca danego opowiadania miałem wrażenie typu "Ale o co chodzi?". Niby pomysł na fabułę był intrygujący, ale jej zwieńczenie pozostawiało spory niedosyt. Zauważyłem też, że im bardziej Kazik się rozpisał, tym lepiej mu tekst wychodził. A teksty w zbiorze nie są długie - zawiera on piętnaście opowiadań, z których żadne nie przekracza dwudziestu stron, a większość ma poniżej dziesięciu. Przyjemna, ponura lektura.

piątek, 31 lipca 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #30

No i stało się. Pierwszy raz od dwóch lat w ciągu miesiąca przeczytałem mniej niż dziesięć książek i, prawdę mówiąc, nie wiem, z czego to tak do końca wynika. Na pewno mam ostatnimi czasy trochę więcej czasochłonnych zajęć, które sprawiają, że nie mam kiedy otworzyć książki, no i oglądam też więcej seriali. Setkę przekroczę w tym roku na pewno, na planowane sto pięćdziesiąt książek szans już raczej nie widzę.

81. Głośno jak diabli - Jon Wiederhorn, Katherine Turman, Kagra 2014

Krzyknęło do mnie z półki w Matrasie. Jest to omówienie poszczególnych nurtów heavy metalu, ich genezy, prezentacja najważniejszych zespołów, a wszystko w formie wypowiedzi muzyków i, w mniejszym stopniu, producentów i dziennikarzy. Każdy rozdział poświęcony jest innemu gatunkowi tej muzyki, poczynając od proto-metalu z lat 60., przez klasyczny heavy metal typu Black Sabbath i Judas Priest, Nową Falę Brytyjskiego Heavy Metalu, glam metal i coraz bardziej ekstremalne formy ciężkich brzmień, a kończąc na współczesnych ich odmianach. Podtytuł Kompletna historia metalu bez cenzury jest nieco mylący, gdyż książka pomija takie gatunki jak power, doom czy gothic metal. Do tego pisana jest z perspektywy Amerykanina, więc skupia się głównie na zespołach amerykańskich i brytyjskich, a z reszty świata więcej miejsca poświęcono tylko norweskiemu black metalowi i brazylijskiej Sepulturze. Niemal całkowicie pominięta zostaje niemiecka scena metalowa - trochę miejsca przeznaczono na Rammstein (przy okazji omawiania industrial metalu), wypowiada się też Rudolf Schenker ze Scorpions i wspomniane są z nazwy tamtejsze zespoły thrashowe. Trochę mało. Mimo ominięcia pewnych tematów (nie wiem czy przez zaniedbanie autorów, czy przez ograniczenia objętościowe) zawartość książki jest bardzo interesująca dla każdego fana gitarowo-perkusyjnego łomotu.

82. My, dzieci z dworca Zoo - Christiane F., Iskry 2014 (Kindle)

Kolejna w tym tygodniu książka, której akcja kręci się wokół seksu i narkotyków. Jest to pamiętnik nieletniej narkomanki świadczącej usługi seksualne na berlińskim dworcu Zoo, żeby zdobyć pieniądze na używki.Ciekawa historia o tym, jak można przegrać życie, podejmując niewłaściwe decyzje i próbując uciec z toksycznego otoczenia. W przejmujący sposób zaprezentowano do czego prowadzi głupota i przeświadczenie o własnej wyjątkowości (ja się nie uzależnię, będę nad wszystkim panować) - o ile wiem, autorka do dzisiaj boryka się z problemem narkotykowym. Pokazany jest proces coraz głębszego uzależnienia od coraz mocniejszych środków odurzających, nieudane próby wyjścia z nałogu i wpływ środowiska na niemożność uwolnienia się od narkotyków.

czwartek, 23 lipca 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #29

Idzie jak po grudzie. Natłok różnych zajęć i konieczność dojazdu do pracy do Katowic zabierają mi sporo czasu, więc nie bardzo mam kiedy czytać. Jak do tego dołożyć próby przebijania się przez sterty czasopism i kolejne settingi do Savage Worlds, to wynik czytelniczy nie może być dobry. W tym tygodniu na tapetę wziąłem wyłącznie tegoroczne premiery z polskiej fantastyki - w sumie trzy niezbyt obszerne książki.

78. Sowie zwierciadło - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2015

Pilipiuk pilnie potrzebuje gotówki, więc wznawia zakończone kilka lat temu cykle. Tym razem postanowił kontynuować sześciotomową serię Oko Jelenia. Akcję rozpoczyna w miejscu, gdzie skończył poprzedni tom: Staszek przeniesiony do XIX stulecia rusza ratować Helę, a Marek wraca do naszej rzeczywistości. Po raz kolejny widać fascynację autora XIX-wiecznymi rzeczami, sprawnie ukazane są różnice w mentalności ówczesnych i dzisiejszych ludzi (na przykład podejście do palenia tytoniu) i pewna tęsknota Pilipiuka za starą moralnością i zasadami. Autor nie byłby sobą, gdyby nie wbił szpili pewnym zjawiskom współczesnego świata - tym razem obrywa się sposobowi prowadzenia dużej działalności gospodarczej w naszym pięknym kraju. Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona sprawnie poprowadzona i trzyma w napięciu. Trochę za mało czasu antenowego dostaje Hela (choć już w poprzednich tomach była spychana na dalszy plan); no i robi się żal Staszka z powodu tego, co go spotyka. Ale to już byłby spoiler. Nie wiem też, czym ma być tytułowe sowie zwierciadło. Nie wiem, czy umknęła mi ta nazwa w czasie lektury, czy też Pilipiuk umieścił ją tam od czapy.

79. Szturm straceńców - Piotr Langenfeld, Warbook 2015 (Kindle)

Trzeci tom i zakończenie cyklu Odległe Rubieże zapoczątkowanego przez Vladimira Wolffa. Krótko mówiąc: nie zachwyca. Dla przypomnienia: sytuacja jest taka, że Hitler ginie w zamachu w 1938 roku i II wojna światowa rozpoczyna się dopiero w roku 1941 po napaści Związku Radzieckiego na Polskę. Szturm straceńców zaczyna się w momencie, kiedy wojska radzieckie mają już zdecydowaną przewagę. Langenfeld dość szczegółowo opisuje działania wojenne na wielu frontach, co nie pozwala mu się skupić na bohaterach. O ile w poprzednich częściach, napisanych przez Wolffa, dało się niektórych z nich polubić, to tutaj są oni płascy i nijacy. Do tego sporo miejsca jest marnowane na opis wydarzeń, które nie mają większego znaczenia dla głównego wątku fabuły (jak atak Japonii na ZSRR). Rozczarowałem się.

80. Starość aksolotla - Jacek Dukaj, Allegro 2015 (Kindle)

Ciągle mam Dukajową traumę po Królu bólu, ale mimo niej zdecydowałem się na zakup najnowszej powieści tego autora. Co od razu rzuca się w oczy to to, że jest łatwiejsza w odbiorze od innych dzieł tarnowskiego twórcy. Bardzo ciekawe są założenia fabularne, zgodnie z którymi życie oparte na białku zostaje unicestwione, a przetrwać udaje się tylko tym, którzy przenieśli swoją jaźń do wirtualnej rzeczywistości i teraz mogą umieszczać własną świadomość w maszynach. No i to by było na tyle. Fabuła nie jest zbyt porywająca, a do tego dochodzi nijakie zakończenie. Szkoda, bo wykreowany świat jest świetny i dałoby się z niego nieco więcej wycisnąć.

czwartek, 16 lipca 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #28

Udało mi się ukończyć trzy z czterech zaplanowanych na ten tydzień książek. Zabrałem się też za ostatnie Oko Jelenia i zakończenie Odległych Rubieży - o tym parę słów będzie za tydzień.

75. Boska Komedia - Dante Alighieri, Wolne Lektury 2012 (Kindle)

Klasyka literatury, która chodziła za mną od dawna i na którą w końcu znalazłem chwilę czasu. Męczyłem się z tym trochę, bo, jak już wspomniałem przy okazji Leśmiana, poezja nie należy do moich ulubionych wytworów literackich. No i tak jakoś poczułem się głupi podczas lektury. Większość odniesień, jakie czyni w utworze Dante, była dla mnie niezrozumiała; ewidentnie brakuje mi wiedzy literaturoznawczej i głębszej znajomości realiów, w jakich przyszło autorowi żyć. Cały czas pojawiają się nawiązania do osób znanych Dantemu, ale których nazwiska nic mi nie mówiły. Sytuację mocno uratowały przypisy dodane przez tłumacza, które zajmują prawie czterdzieści procent książki. Niestety nie byłem w stanie przeskakiwać do nich na bieżąco, gdyż każda próba, choć ostatecznie udana, zawieszała czytnik na kilkanaście minut, więc ich lekturę pozostawiłem sobie na koniec. Mimo wszelkich trudności w odbiorze dzieła i mojej niechęci do utworów wierszowanych, podziwiam kunszt, z jakim autor wykreował zaświaty, jego odwagę w prezentowaniu swoich poglądów, często stojącą w opozycji do powszechnie obowiązujących wówczas norm.

76. Atlantyda pod Krakowem - Anna Zając, Novae Res 2014

Tę książkę zakupiłem na spotkaniu autorskim z Anną Zając i to mimo tego, że autorka nieszczególnie potrafiła zachęcić do sięgnięcia po lekturę. No ale ponieważ rzecz dotyczy Nowej Huty, a do tego tej części, w której spędziłem znaczną część swojego życia, wziąłem w ciemno. Na początku jest to umieszczona w przyszłości powieść sensacyjna, gdzie różne stronnictwa dążą do odnalezienia skarbu zakopanego gdzieś na terenie starej Nowej Huty. Potem dochodzą sprawy związane z wędrówką dusz i reinkarnacją i akcja zwalnia, ale przez cały czas fabuła potrafi utrzymać napięcie. Autorka, jako architekt wychowany w tej dzielnicy Krakowa (która na kartach powieści stanowi samodzielne miasto), przedstawia swoją koncepcję architektonicznego zagospodarowania Huty; mam wrażenie, że prezentuje tu swoje niespełnione marzenia odnośnie tego, jak powinna ona wyglądać. Chętnie też sięga do czasów sprzed budowy metalurgicznego molocha, pokazując, jak wyglądało życie na wsiach, w miejscu których postawiono olbrzymi przemysłowy zakład. Może nie jest to wybitna lektura, ale jest bardzo ciekawym wypełniaczem czasu, dla kogoś, kto w Nowej Hucie się wychował.

77. Tropiciel - Vladimir Wolff, Warbook 2014 (Kindle)

Vladimir Wolff zaczyna kolejny cykl. Tym razem jest to czysta powieść sensacyjna, dotycząca mafii, korupcji i zdrady na wysokich szczeblach. Nowym bohaterem stworzonym przez autora jest były amerykański żołnierz oddziałów specjalnych, pół-Polak, pół-Indianin, przyjeżdżający do Polski w roli konsultanta w sprawie morderstwa naszego dyplomaty. Znów głównym wrogiem jest Rosja (mam wrażenie, że Wolff jest rusofobem i wszystko, co złe zrzuca na Putina i jego pomagierów), choć tym razem sprawa dotyczy działalności organizacji przestępczych powiązanych ze szczytami władzy. Fabuła poprowadzona jest bardzo sprawnie i kiedy wydaje się, że historia znalazła swoje rozwiązanie, Wolff dorzuca do ogródka kolejny kamyczek, który ujawnia kolejną warstwę spisku. Bardzo fajna i wciągająca lektura.