czwartek, 31 grudnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #51 i 52

Ostatnia notka w tym roku. W ostatnich dwóch tygodniach przeczytałem pięć książek. Bardzo usilnie starałem się też ukończyć Pierwszy rok życia dziecka, ale zabrakło mi jednego dnia - myślę, że do jutra uda mi się przeczytać tę książkę, przy której siedzę od października. Rozpoczętą mam też Chatkę Puchatka, ale muszę ją odłożyć do momentu, kiedy Junior będzie w stanie nie płakać, jak mu się czyta.

122. Wróżenie z wnętrzności - Wit Szostak, Powergraph 2015

Szostak chyba definitywnie porzucił fantastykę i ugrzązł w mainstreamie. Tym razem stworzył ciekawy monolog człowieka zamkniętego we własnej głowie, opisującego otaczającą go rzeczywistość. Ta zaś sprowadza się do jego brata i bratowej opiekujących się nim i zamieszkujących stację kolejową gdzieś na odludziu. Szostak skupia się na wzajemnym oddziaływaniu bohaterów na siebie i świat dookoła nich. A ten jest bardzo oniryczny. Wprawdzie nie ma tu nic fantastycznego, ale sposób pokazania go przypominał mi Szostakowe Chochoły. Interesująca pozycja.

123. Dopóki nie zgasną gwiazdy - Piotr Patykiewicz, SQN 2015 (Kindle)

Przeczytałem wcześniej w FWS opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w świecie Dopóki nie zgasną gwiazdy. Ponieważ koncepcja wykreowanych realiów wydała mi się interesująca, sięgnąłem po powieść Patykiewicza. Dostałem ciekawą i nietypową postapokalipsę, gdzie Ziemię spotkała kolejna epoka lodowcowa będąca następstwem strącenia Lucyfera na ziemię. Ludzkość chroni się w wysokich górach, gdzie potęga Złego jeszcze nie sięga, ale wydaje się, że nic nie uchroni niedobitków przed zagładą. Najsłabszym elementem powieści jest fabuła - o questowym charakterze, służąca chyba jedynie prezentacji świata przedstawionego. Bohater idzie tam, gdzie go pokierują, czasem z przyczyn od siebie niezależnych musi gdzieś zostać na dłużej. Nic szczególnego, ale poszczególne elementy świata są przedstawione w sposób interesujący. A prawdopodobne wyjaśnienie, czym jest strącony upadły anioł może zaskoczyć. Ponieważ Patykiewicz zostawił otwartą furtkę dla kontynuacji, z niecierpliwością będę czekał na dalszy ciąg tej opowieści.

124. Zbrojni - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2013 (Kindle)

Straż miejska Ankh-Morpork wraca w całej okazałości w postaci kryminału na wesoło. Miastem wstrząsa seria morderstw i, choć niektórzy chcieliby patrzeć w całkiem innym kierunku, znajduje się ktoś, kto posiada wystarczającą odrobinę przyzwoitości, żeby sprawie się dokładniej przyjrzeć. Bohaterowie bawią równie mocno jak do tej pory, a i do fabuły ciężko mieć jakieś większe zastrzeżenia. Może tylko tyle, że znów na siłę wprowadza się magów z Niewidocznego Uniwersytetu i Bibliotekarza - bez nich powieść nie straciłaby na atrakcyjności. Powoli utwierdzam się w przekonaniu, że jedynym protagonistą Świata Dysku, którego nie jestem w stanie polubić i który działa mi na nerwy jest Rincewind. Pozostałym bardzo mocno kibicuję.

125. Gamedec. Zabaweczki. Sztorm - Marcin Przybyłek, SuperNOWA 2010

Ostatnia pożyczona od kolegi część przygód gierczanego detektywa, który już właściwie przestał być gamedekiem, a stał się żołnierzem-nadczłowiekiem na usługach korporacji. Początek nudny jak flaki z olejem do tego stopnia, że miałem ochotę rzucić książkę w kąt; i pewnie by tak było, gdyby nie to, że nigdy tak nie robię. Czytałem więc dalej i gdzieś od dwusetnej strony zaczęło się robić ciekawie, kiedy poszczególne wątki zaczęły się ze sobą łączyć. Na pewno nie powinno się mieć za długiej przerwy pomiędzy lekturą Błysków a Sztormem, gdyż obie te książki powinny być zbite w jedną całość, ale wydawca chciał dwukrotnie wydoić pieniądze od czytelnika (albo uniknąć wydawania 900-stronicowej knigi). W każdym razie Zabaweczki sprawnie łączą pierwsze dwa tomy Gamedeca z Czasem silnych istot - teraz rozumiem, jak dużym błędem było sięganie po wydaną przez Fabrykę Słów część przygód Torkila zanim zapoznałem się ze starszymi książkami.

126. Elfryda - Antoni Lange, BookRage 2014 (Kindle)

Coś krótkiego na koniec roku. Muszę przyznać, że spodziewałem się zupełnie innej literatury. Antoni Lange znany jest mi jako autor fantastyki z lamusa i właśnie tego typu utworów oczekiwałem od tego zbioru opowiadań, a dostałem garść krótkich opowieści obyczajowych, skupiających się na relacjach międzyludzkich, w większości przypadków romantycznych kontaktach damsko-męskich. Jeśli miałbym krótko je scharakteryzować, to są one doskonale nijakie. Nie są złe, czy nieładnie napisane (choć trącą myszką), ale nie sądzę, żeby pozostały mi w pamięci do Święta Trzech Króli 2016 roku. Na pewno moja świadomość literacka nie zubożałaby, gdybym Elfrydy nie przeczytał, ale nie czuję się jakoś szczególnie zdruzgotany tym, że poświęciłem na lekturę cały jeden dzień.

Podsumowanie roku

Cel na rok 2015 był ambitny: przeczytać 150 książek. Mniej więcej do sierpnia szło mi bardzo dobrze, później tempo spadło, osiągając stały pułap 2/3 dotychczasowej liczby przeczytanych książek. Przez ostatnie miesiące nie udawało mi się przekroczyć dziesięciu książek na miesiąc, co jest oczywiście związane z narodzinami potomka. Z tego też powodu osiągnąłem najsłabszy wynik od trzech lat, zmykając rok ze 126 książkami na koncie. W skali kraju jest to wynik bardzo dobry, ale mam wrażenie, że w przyszłym roku przekroczenie bariery stu pozycji może się okazać problematyczne, jeśli nie niewykonalne.

Statystycznie tradycyjnie najwięcej przeczytałem fantastyki - 97 książek (w tym 78 polskiej i 19 zagranicznej) - dalej następuje przepaść, a potem w kolejce jest mainstream (10 książek), literatura podróżnicza (tylko 5 - spodziewałem się więcej) i dramaty (4 sztuki z Wolnych Lektur).

Wydawnictwem, po którego produkty najczęściej sięgałem była Fabryka Słów (15 książek - widać, kto wydaje najwięcej polskich autorów fantastycznych), a zaraz za nią podążała NOWA/SuperNOWA (12, głównie dzięki Gamedecowi Przybyłka i Sadze o Czarokrążcy Baniewicza). Na kolejnych miejscach uplasowali się: Prószyński i S-ka (8 - Świat Dysku się kłania), Bookrage, Solaris (po 7) i Wolne Lektury (6).

Nadal niewielki jest udział żeńskich autorek w czytanych przeze mnie książkach. Niestety panie nie zaczynają pisać fantastyki, a te, które są na rynku, zdołały się okopać i swoich pozycji raczej nie oddadzą nowicjuszkom. Szkoda, bo w znacznej części przypadków kobieca fantastyka jest interesująca. Zauważyłem natomiast, że panie coraz częściej są autorkami książek podróżniczych, których w roku 2016 planuję przeczytać nieco więcej niż w mijającym.

Rywalizacja papier vs ebook zakończyła się zwycięstwem tego drugiego 74:52, co daje większą przewagę niż w 2014 roku. Co ciekawe, wyjazdów w tym roku miałem mniej, więc ciężko mi tę dysproporcję wyjaśnić, gdyż starałem się czytać naprzemiennie - raz papier, raz ebook. Z tego pierwszego rezygnowałem tylko, będąc w podróży.

Na koniec jeszcze mała statystyka odnoście autorów. Najczęściej sięgałem po Pratchetta (8 tomów Świata Dysku), a dalej znajdują się Baniewicz, Białczyński, Przybyłek (po 4 książki - cykle pisali), Ćwiek, Gołkowski, Lewandowski, Pilipiuk i Shakespeare (po 3). W sumie przewinęło się przez moje ręce 87 autorów, nie licząc antologii, dla których mam przygotowaną oddzielną kategorię.

Co w 2016? Prawdopodobnie wrócę do pisania jednej notki miesięcznie. Brakuje mi już czasu na cotygodniową twórczość. Spróbuję też nadrobić lektury do Zajdla, co oznacza, że powinienem przestać czytać cokolwiek innego niż polska fantastyka A.D. 2015/2016, ale chyba tego nie uda się do końca zrealizować; w końcu podobne postanowienie mam co roku. Nie udało mi się wyrobić na polterświęta 2015, może więc w nadchodzącym roku uda mi się rozdać trochę niepotrzebnych i zajmujących zdecydowanie za dużo miejsca książek, filmów i gier.

Tradycyjnie też, na koniec garść podziękowań:
  • Dla Żony za, pomijając wszystko inne, bycie pierwszą czytelniczką bloga i regularne wprowadzanie poprawek, a także za regularne podrzucanie książek w pierwszym półroczu.
  • Dla stałych czytelników, którzy pozostawiają po sobie ślad: Asthariel, Aszhe, baczko, Clod, earl, Gosia, Ifryt, MEaDEA, Melanto, Vanth i zegarmistrz. Dzięki temu, że wiem, że mnie czytacie, pisanie o książkach ma jakikolwiek sens.
  • Dla Bartka Biedrzyckiego, który znalazł chwilę na skomentowanie moich wypocin na temat swojej książki. To naprawdę super sprawa wiedzieć, że autorzy reagują na opinie o swoich dziełach.

Do przeczytania w 2016.

piątek, 18 grudnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #49 i 50

Notka zbiorcza z dwóch tygodni, bo w poprzednim zostałem mocno obłożony obowiązkami służbowymi w dodatku do tych domowych. Udało mi się przeczytać trzy książki, niestety nie zdążyłem z Wróżeniem z wnętrzności Szostaka, o której to powieści będzie za dwa tygodnie (w Wigilię notki nie zamierzam publikować).

119. Reputacja - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Kolejny zbiór opowiadań Pilipiuka skupiający się na doktorze Skórzewskim i Robercie Stormie. Zawiera on pięć tekstów, z czego pierwszy to kolejne przygody doświadczonego lekarza, będące kontynuacją 2586 kroków, pozostałe zaś dotyczą niedostosowanego społecznie poszukiwacza staroci. Już kiedyś o tym wspominałem: Skórzewski jest moim ulubionym Pilipiukowym bohaterem, więc z wielką chęcią sięgam po utwory go dotyczące i tym razem również się nie zawiodłem. Nie jest to może bardzo skomplikowana historia, ale jest ona za to ciekawą i nastrojową opowieścią toczącą się w mroźnej Norwegii. W przypadku Storma mam mieszane uczucia. Nie przepadam za tym bohaterem - jest zbyt ciapowaty, żebym go mógł lubić, ale mam wrażenie, że przerysowanie pewnych jego cech jest intencjonalnym zabiegiem Pilipiuka. Same opowiadania opierają się na podobnym schemacie, gdzie jest do rozwiązania zagadka związana z tajemnicami przeszłości i bohater rzuca się do jej rozwikłania. Autor często sięga po historyczne ciekawostki, po raz kolejny wychodzi też jego zamiłowanie do archeologii, widać również tęsknotę za minionymi czasami zastąpionymi przez erę plastiku i tandety. Dostałem bardzo przyjemne czytadło z paroma interesującymi pomysłami fabularnymi.

120. Dookoła Nigdzie. Część 2 - Czesław Białczyński, Solaris 2015

Dokończyłem. I to w zasadzie tyle, więcej nie mam za bardzo ochoty się na temat tej książki wypowiadać. Nie podobało mi się. Zdarzyło mi się w życiu przeczytać dwa tomy Ducha Czasu Mirosława Jabłońskiego (o obu pisałem na tym blogu, niezbyt przychylnie) i tym razem miałem wrażenie, jakbym czytał coś w tym właśnie stylu, może z mniejszą ilością bełkotu. Chaotyczne poszukiwania Jedynego Pierścienia przez głównego bohatera znudziły mnie już na pierwszych stronach. Nie rozumiem, dlaczego taka powieść została wybrana do serii Archiwum Polskiej Fantastyki, z całą pewnością dałoby się znaleźć coś ciekawszego, a ja nie zmarnowałbym czasu na przebijanie się przez cztery tomy Wojen Haoltańskich.

121. Światy Dantego - Anna Kańtoch, Uroboros 2015 (Kindle)

Po traumie, jaką zaserwował mi Białczyński, przyszła pora na ucztę przygotowaną przez Anię Kańtoch. Po pierwsze, Ania nie pisze słabych opowiadań. Nie potrafi. Po drugie, teksty zebrane w tym zbiorze w większości były nominowane do Zajdli, można więc rzec, że są to najlepsze z najlepszych. Sporo z nich miałem już okazję kiedyś poznać (co nie zmienia faktu, że z przyjemnością zajrzałem do nich ponownie), ale niektóre jakoś mi w przeszłości umknęły. Taki los spotkał na przykład Światy Dantego, gdyż antologia Epidemie i zarazy, w której opowiadanie pierwotnie się znalazło, ominęła mnie w swoim czasie, a później miałem inne rzeczy do kupienia. Wracając zaś do tekstu: rację miał Kuba Ćwiek pisząc, że nikt nie miał wówczas szans na nagrodę, bo Ania zamiotła konkurencję. Genialnie wykreowany świat, wspaniałe rozwiązania fabularne i ciekawi bohaterowie. Cudo! Przy tych wszystkich perełkach można zaobserwować, jak na przestrzeni lat zmieniała się twórczość autorki. Przyznać muszę, że wcześniejsze teksty bardziej do mnie przemawiały, ale kolejne podejście do nowszych opowiadań sprawiło, że oceniam je lepiej niż za pierwszym razem (jak na przykład Miasteczko pierwotnie opublikowane w Science fiction po polsku). Warto wspomnieć, że Ania powraca po latach do swojego bohatera, jakim jest Domenic Jordan w napisanym specjalnie do tego zbioru opowiadaniu Portret rodziny w lustrze - bardzo dobrym kryminale z nutką nadnaturalnej tajemnicy. Dodam też, że każdy tekst opatrzył wstępem Kuba Ćwiek. Tam, gdzie mógł przedstawił kulisy powstawania utworu, w przypadku późniejszych opowiadań dzielił się refleksjami z lektury. Fajna rzecz - bardzo lubię takie relacje od kuchni. Tutaj, oprócz refleksji na temat samych tekstów, dają one możliwość poznania Ani Kańtoch. Z całego serca polecam.

piątek, 4 grudnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #48

Tym razem tylko jedna pozycja, za to konkretna objętościowo, bo mowa o liczącym siedemset stron czwartym tomie Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Do tego mam rozgrzebane trzy książki, z czego dwie idą mi jak krew z nosa, ale postaram się je jeszcze w tym roku ukończyć.

118. Pamięć wszystkich słów - Robert M. Wegner, Powergraph 2015

Wegner pisze cegły. Publikuje je rzadko, przez co moja zawodna pamięć nie do końca kojarzy, na czym skończył poprzednio. Sprawy nie ułatwia fakt, że wydarzenia z Pamięci wszystkich słów są kontynuacją wątków wojownika pustyni Yatecha (głównego bohatera Południa z pierwszego tomu cyklu meekhańskiego) i złodzieja Altsina (znanego z Zachodu umieszczonego w drugiej części Opowieści...). Niestety Yatech zostaje tym razem zepchnięty na dalszy plan, przez większą część powieści pełni w zasadzie funkcję dekoracyjną, a jego miejsce zajmuje jego siostra, znana ze świetnego swoją drogą opowiadania Gdybym miała brata (z tomu Północ-Południe). Opowiedziana przez Wegnera historia jest ciekawa i wciągająca, choć można odnieść wrażenie, że prezentowana jest nieco ślamazarnie. Wszystko przez to, że autor sporo miejsca poświęca przedstawieniu wykreowanego przez siebie świata i realiów, w których osadza swoich bohaterów. Tym razem postanawia wrzucić w wir akcji także byty boskie, których knowania w istotny sposób oddziałują na świat śmiertelników. Zabieg ciekawy, jeszcze bardziej zbliżający prozę Wegnera do Malazańskiej Księgi Poległych Eriksona, choć narracja na boskim poziomie sprawiała wrażenie chaotycznej. Mimo że czwarty tom stoi na nieco niższym poziomie fabularnym niż Niebo ze stali czy opowiadania, nadal uważam, że Opowieści z meekhańskiego pogranicza to najlepsze, co obecnie powstaje w polskiej literaturze fantasy.