czwartek, 29 października 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #42 i 43

W zeszłym tygodniu notki nie było, gdyż byłem świeżo po zostaniu ojcem. Z tej też przyczyny udało mi się przeczytać zaledwie dwie niezbyt długie lektury.

108. Kraniec nadziei - Rafał Dębski, Drageus 2015 (Kindle)

Czyżby military SF stawało się popularne wśród nadwiślańskich autorów? Do tej pory miałem styczność z dwiema powieściami Dębskiego osadzonymi w przestrzeni kosmicznej i obie wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Sporo więc oczekiwałem po kolejnej fantastycznonaukowej powieści; niestety przytrafia jej się to, co często ma miejsce w przypadku pierwszych tomów cykli: do tego stopnia skupia się na wprowadzeniu w świat, że po przeczytaniu książki pozostało mi wrażenie, że nie za wiele się na jej kartach wydarzyło. Mamy wojnę pomiędzy dwoma kosmicznymi mocarstwami, załogi statków zostają wysłane w tajemniczy rejon kosmosu, dochodzi do jednego niezwykłego wydarzenia i na tym rzecz się kończy. Dalszy ciąg zapowiada się nieźle, ale trochę wody w Wiśle upłynie zanim po niego sięgnę. Na plus można Dębskiemu zaliczyć kreację bohaterów - członków załóg statków kosmicznych - za każdym razem są to ciekawe osobowości. Czekam na więcej, choć jestem trochę rozczarowany.

109. Stacja Nowy Świat - Bartek Biedrzycki, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Spodziewałem się kontynuacji Kompleksu 7215, a dostałem prequel. Dobre i to. Fabuła skupia się na konflikcie pomiędzy dwoma bojowo nastawionymi ugrupowaniami zamieszkującymi warszawskie metro i sięga wstecz aż do dni zagłady atomowej, kiedy to ludzie zaczęli chronić się pod ziemią. I choć fajnie jest poznać genezę postatomowych stołecznych tuneli, to akcja powieści niezbyt mnie porwała. Natomiast przy kolejnej z rzędu przeczytanej przeze mnie książce podobała mi się kreacja postaci, zarówno tych znanych z poprzedniej powieści Biedrzyckiego, jak i nowo wprowadzonych. Jest tu jeszcze spory potencjał do wykorzystania w kolejnych publikacjach. Na koniec autor umieścił jeszcze krótkie opowiadanie - nastrojowe i tajemnicze, ale z delikatnie rozczarowującym mnie zakończeniem.

czwartek, 15 października 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #40 i 41

Aktualnie przeżywam remont w mieszkaniu, stąd też brak zeszłotygodniowej notki. Przez dwa tygodnie udało mi się przeczytać cztery książki, głównie z tegorocznej polskiej fantastyki - jak zwykle pod kątem doboru utworów do nominacji do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. W tym względzie mogło być lepiej, ale o tym poniżej.

104. Takeshi 2. Taniec Tygrysa - Maja Lidia Kossakowska, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Lubię twórczość Kossakowskiej, ale tym razem się nie popisała. O ile osadzenie akcji w pseudo-Japonii i quasi-Meksyku nadal jest świetnym zabiegiem, to tym razem brakuje mu efektu "wow", który pojawił się przy pierwszej części przygód Takeshiego. Zresztą o Tańcu Tygrysa ciężko w ogóle powiedzieć, że są to przygody Takeshiego. Tytułowy bohater zepchnięty został na dalszy plan i poświęcono mu bardzo mało czasu antenowego przeznaczonego głównie na dochodzenie do zdrowia po wydarzeniach z finału Cienia Śmierci. Odpowiedzialność za pchanie fabuły do przodu spada więc na inne postacie powieści. Tutaj jest już w miarę przyzwoicie, choć odniosłem wrażenie, że Kossakowska stworzyła zbyt wielu bohaterów, przez co za bardzo się rozdrabnia z poszczególnymi wątkami. Wyszło rozczarowanie; szkoda, bo wiem, że autorka potrafi pisać bardzo dobre rzeczy.

105. Ślepy demon. Sieciech - Witold Jabłoński, SuperNOWA 2015

Kolejna rzecz, która pozostawiła spory niedosyt i to w zasadzie z tego samego powodu, co poprzednia książka: za mało Sieciecha w Sieciechu. Akcja toczy się po przejęciu władzy przez Bolesława Śmiałego; reakcja pogańska została stłumiona, choć niedobitki starowierców ciągle się kryją po lasach. Sam pomysł na opisanie konfliktu pomiędzy narzuconą siłą kulturą chrześcijańską a słowiańszczyzną jest bardzo interesujący; ciekawie też rozwija się tytułowy bohater, ale jest tu jeden problem: ten rozwój odbywa się poza kartami powieści. W utworze prezentowany jest jedynie efekt tego rozwoju. Niezbyt pasowało mi również wprowadzenie wątków związanych z duchami lasu (chyba z nimi, ciężko mi to stwierdzić): sprawiają wrażenie całkowicie oderwanych od reszty powieści i niezbyt wiem, czemu mają służyć.

106. Stalowe Szczury. Błoto - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Poziom lektur się powoli podnosi, ale to ciągle nie jest to, co chciałbym czytać. Gołkowski przyzwyczaił mnie do niezwykle barwnego świata czarnobylskiej Zony, więc tym razem miałem spore wymagania co do kreacji świata przedstawionego. Akcja rozgrywa się na froncie wielkiej wojny, która nie zakończyła się w 1918 roku, ale trwa o wiele dłużej. W rolach głównych bohaterów występuje karny oddział wysłany do walki, aby zadośćuczynić swoim występkom. Jednak najciekawsze wydarzenia mają miejsce poza polem walki, w ośrodku dowodzenia i jego okolicach. Niestety Gołkowski nie poświęca wiele miejsca na zarysowanie działań na wyższych szczeblach, ale wydaje się, że dokona tego w kolejnej części, gdyż Błoto ewidentnie stanowi preludium do jakiejś większej opowieści. Niestety skupienie się na opisywaniu wydarzeń frontowych negatywnie wpływa na ocenę książki: nieustanne strzelanie do wroga jest po prostu nudne, choć rozumiem, że chodziło o zaprezentowanie czytelnikowi bohaterów.

107. Samotność Anioła Zagłady - Robert J. Szmidt, Fabryka Słów 2009

W końcu coś dobrego. Ponoć Szmidt znany jest ze swojej postapokaliptycznej twórczości. Ja nie miałem do tej pory większej okazji się z nią zapoznać; przeczytałem tylko zbiór opowiadań Alpha Team i kosmiczne SF w postaci Łatwo być Bogiem. Tym razem do rąk wziąłem powieść o ostatnim człowieku na Ziemi, którą spotkała zagłada dzięki zastosowaniu broni masowego rażenia. Fabuła dotyczy przede wszystkim podróży przez wymarłe Stany Zjednoczone. W jakim celu ta podróż? Tego nie załapałem. W każdym razie bohater nieustannie się przemieszcza pomiędzy miastami i próbuje przetrwać korzystając z pozostawionych dobrodziejstw ludzkości. Bardzo ciekawie Szmidt przedstawił zmiany w psychice człowieka, który nie ma żadnego towarzystwa i nie może się do nikogo odezwać. Na deser zostawił zaś dość mocne zakończenie.

czwartek, 1 października 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #39

Dwie książki tym razem. Ważne, że w końcu udało mi się doczytać do ostatniej kropki poradnik dla przyszłych rodziców, z którym męczyłem się przez cały wrzesień, co zdecydowanie wpłynęło na kiepski wynik czytelniczy w tym miesiącu.

102. Sztywny - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2015 (Kindle)

Gołkowski powraca do czarnobylskiej Zony z innym bohaterem. Tym razem, zamiast zabrać nas do serca zmutowanej ziemi, umieszcza akcję na jej pograniczu, ukazując świat handlarzy artefaktami wyniesionymi ze skażonego terenu. nowy protagonista nie jest z początku tak barwny, jak poznany w poprzednich powieściach Gołkowskiego Misza, ale wraz z rozwojem fabuły nabiera nieco kolorów, choć sposób, w jaki to się dzieje jest dość mało subtelny. Ale to pokazuje tylko, że po Zonie można się spodziewać wszystkiego. Język, jakim posługują się bohaterowie, jest wulgarny, ale to też jest specyfika świata przedstawionego. Ważne, że autorowi udało się, po niezbyt imponujących dwóch pierwszych książkach, osiągnąć pewien poziom, który sprawia, że po kolejne jego publikacje (a przyznać trzeba, że ukazują się one bardzo często) sięga się z przyjemnością.

103. W oczekiwaniu na dziecko - Heidi Murkoff, Sharon Mazel, Rebis 2014

W związku z zawartym w tytule książki tematem, dostałem to do przeczytania od Żony. Ciężko mi oceniać merytoryczną zawartość tego poradnika (bo to jest właśnie ten poradnik, o którym od miesiąca pisałem, że go czytam), bo doświadczenie mam nijakie, ale książka dokładnie miesiąc po miesiącu opisuje przebieg ciąży i rozwój płodu, mówi, czego się spodziewać po porodzie i co dzieje się dalej, omawia też te mniej przyjemne rzeczy, kiedy coś idzie nie tak. Oprócz opisów typu "dzieje się to, to i to, spodziewaj się tego i tego" znaczna część książki jest spisana na zasadzie pytanie-odpowiedź. I są to w zasadzie wszystkie pytania, jakie tylko mogą przyjść do głowy. Problemem jest to, że poradnik ten przeznaczony jest przede wszystkim dla amerykańskiego czytelnika i pewne informacje nie mają przełożenia na polskie warunki, choć gdzie się dało pojawiają się przypisy wyjaśniające, jak sytuacja wygląda w naszym pięknym kraju. Trochę się przyczepiłem do warstwy językowej: nagminnie stosowany jest zwrot "niemniej jednak" lub używa się słów "w twoim wypadku"; zdecydowanie za często się te błędy pojawiają. Feministki i dżenderystów może też fragmentami mierzić rozdział dedykowany przyszłym ojcom, gdzie padają słowa "posprzątaj za żonę mieszkanie"... Pomijając jednak te drobne niedociągnięcia, sama zawartość książki stanowi potężne kompendium wiedzy na temat tego, czego można się spodziewać, jeśli się spodziewa. Wkrótce trzeba się będzie zabrać za kolejny tom, dotyczący pierwszego roku życia dziecka.