środa, 27 sierpnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #34

Kolejny tydzień z jedynie dwiema przeczytanymi książkami. Usprawiedliwia mnie tylko mozolne przebijanie się przez Don Kichota i weekendowy wypad do Wisły, podczas którego nie znalazłem czasu na czytanie (za to nogi po wspinaczce na Baranią Górę nadal bolą). Kolejny tydzień powinien być nieco lepszy.

90. Fundacja - Isaac Asimov, Rebis 2011

Sięgnąłem po tę pozycję z dwóch powodów. Po pierwsze jest to klasyka SF, a po drugie w jednym z pierwszych numerów Miesięcznika Fantastyka ukazało się opowiadanie pod tym samym tytułem, które okazało się być jednym z rozdziałów/opowiadań wchodzących w skład książki. Ogólnie, podobało mi się; dostałem takie science fiction, jakie lubię, pokazujące różne sposoby radzenia sobie z kryzysowymi sytuacjami. Trochę zaskoczyło mnie, że jest to zbiór powiązanych ze sobą opowiadań, a nie powieść. Czytało się go szybko, choć zabrakło nieco bardziej wyrazistego zakończenia całości. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie teksty w książce stoją na naprawdę wysokim poziomie; widać, dlaczego Fundacja należy do kanonu SF.

91. Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes, Wolne Lektury 2011 (Kindle)

Ponad tysiąc stron tekstu i dwa tygodnie czytania. A wszystko przez to, że chciałem sprawdzić, czym inspirował się Wit Szostak, pisząc Sto dni bez słońca. Z jednej strony jest to bardzo dobra satyra na średniowieczne opowieści rycerskie, przesycona humorem sytuacyjnym i komicznymi wypowiedziami Sancho Pansy (choć przyznać muszę, że humor ten trąci myszką i dzisiejszej młodzieży raczej by nie rozbawił). Siłą powieści są bohaterowie: szalony marzyciel Don Kichot, irracjonalnie wierny mu Sancho Pansa, także postacie drugoplanowe. Tym, czego zabrakło mi w utworze jest brak stopniowania napięcia, które prowadzić miałoby do punktu kulminacyjnego. Tutaj wszystko wydaje się być płaskie, a powieść staje się zlepkiem kolejnych nieszczęść, jakie spotykają tytułowego bohatera i jego giermka; mnogość tych wydarzeń sprawia, że utwór sprawia wrażenie przegadanego i rozciągniętego na siłę. W oryginalnie wydanej drugiej części Don Kichota Cervantes trochę za bardzo pastwi się nad falsyfikatem swojego dzieła, choć to akurat jestem w stanie zrozumieć. Niezbyt też odpowiada mi zakończenie utworu, które jest nie tylko niespodziewane, ale też niezapowiedziane w żaden sposób - ciężko mi znaleźć uzasadnienie dla takiego rozwoju fabuły (poza chęcią bronienia się autora przed kolejnymi podróbkami). No i naprawdę nie wiem, jak można zapomnieć o imieniu jednej z bohaterek (w połowie powieści żona Sancha zmienia je z Juany na Teresę), choć podobny błąd popełnił zdaje się Dostojewski w Zbrodni i karze, gdy zapomniał jakiej płci są dzieci jednej z postaci. Mimo wszystkich tych niedociągnięć była to dość przyjemna lektura, która umilała mi przerwy w pracy.

2 komentarze:

  1. "Tym, czego zabrakło mi w utworze jest brak stopniowania napięcia, które prowadzić miałoby do punktu kulminacyjnego. Tutaj wszystko wydaje się być płaskie, a powieść staje się zlepkiem kolejnych nieszczęść, jakie spotykają tytułowego bohatera i jego giermka;"

    To się nazywa pikareska :). Można oczywiście pikareski nie lubić i woleć bardziej współczesne struktury fabularne, ale warto mieć świadomość, że taka jest specyfika tego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  2. To rzeczywiście dziwne z tą Fundacją, bo tak generalnie to jest cykl pięciu powieści, które gorąco polecam. Czy mają one strukturę powiązanych opowiadań? Nie pamiętam. Ale jakby nie było stanowią zamkniętą całość, więc to, co przeczytałeś to tylko wycinek.

    OdpowiedzUsuń