Coraz więcej książek na koncie: cztery w tym tygodniu, a w lutym już dwanaście, czyli o jedną więcej niż sobie założyłem, a przecież jeszcze parę dni do końca miesiąca zostało. Jestem bardzo zadowolony z poziomu lektur - nie zawiodłem się na żadnej - i może dlatego tempo czytania było dla mnie zaskakujące. Ponieważ zamierzam się urlopować, kolejna notka pojawi się za dwa tygodnie.
22. Niewidzialna korona - Elżbieta Cherezińska, Zysk i S-ka 2014
Kolejna cegła Cherezińskiej, po którą sięgnąłem. Jest to kontynuacja wydarzeń opisanych w Koronie śniegu i krwi: po śmierci Przemysła II dochodzi do walki o polską koronę. Ta część skupia się na rywalizacji Władysława, zwanego później Łokietkiem, z Wacławem II; przewija się też Henryk Głogowczyk, ale dość szybko zostaje zepchnięty na margines. Akcja kończy się w 1306 roku, co oznacza, że uzyskanie przez Łokietka tytułu króla Polski zostanie przedstawione w trzecim tomie (o ile autorka nie postanowi rozwinąć cyklu na więcej części). Cherezińska w zajmujący sposób przedstawia historyczne wydarzenia, dodając do nich, nieco większą niż w pierwszej części, szczyptę fantasy. Elementy fantastyczne dodają tylko kolorytu światu przedstawionemu, choć w jednym przypadku wydają się nadużyte (chodzi mi o postać Michała Zaremby). Poza tym drobnym mankamentem Cherezińska nadal trzyma bardzo wysoki poziom i mam nadzieję, że na trzeci tom nie będę musiał czekać kolejnych dwóch lat.
23. Chłopcy 3. Zguba - Jakub Ćwiek, SQN 2014 (Kindle)
Kuba Ćwiek jest jednym z tych autorów, których książki kupuję zawsze, choć zdarza się, że mnie rozczarowują. Tym razem robi się mroczniej i poważniej niż w innych książkach autora, choć w dalszym ciągu znaleźć tu można sporą porcję humoru. No i po dwóch zbiorach opowiadań przyszła pora na powieść. Powieść, w której dzieje się w zasadzie niewiele i która stanowi przygotowanie gruntu pod kolejny tom lub tomy, ale za to doskonale buduje napięcie w oczekiwaniu na wielki finał. Taka refleksja mi się nasuwa, że Ćwiek skupia się na pisaniu śmiechowych książek (a przynajmniej takie do tej pory trafiały w moje ręce), jak Kłamca, Dreszcz czy pierwsze dwa tomy Chłopców, a lepiej jednak sprawdza się w poważniejszej prozie. Obok świetnego Krzyża Południa bardzo dobre wrażenie wywarła na mnie omawiana właśnie trzecia część Chłopców. Szkoda, że do Zajdla można nominować tylko pięć utworów, bo Kuba otarł się o mój głos.
24. Pętla wstecznego czasu - Siergiej Sniegow, Solaris 2013
Tą książką zakończyłem czytanie trylogii Sniegowa Ludzie jak bogowie. Po raz kolejny w czasie lektury czułem się, jakbym oglądał jeden z odcinków Star Treka: Ziemianie z zaprzyjaźnionymi gatunkami kosmitów wyruszają w przestrzeń kosmiczną, żeby dotrzeć do niezbadanego jądra galaktyki, zamieszkanego przez rasę potężnych, obcych istot. Jeszcze raz przekonałem się, że klasyczna space opera jest gatunkiem, który bardzo do mnie przemawia; zorientowałem się też, że narracja pierwszoosobowa bardzo często mnie irytuje. Jednak pomimo tego denerwującego sposobu snucia opowieści, wsiąkłem w lekturę tak, że ciężko mi było się od niej oderwać.
25. Król Lear - William Shakespeare, Wolne Lektury 2012 (Kindle)
Ciągnie mnie do Szekspira, choć odnoszę wrażenie, że, jeśli się przeczytało jedną jego tragedię, to tak, jakby się przeczytało wszystkie. Zawsze ktoś zachowuje się w sposób moralnie naganny, a na końcu wszyscy główni bohaterowie giną w mniej lub bardziej krwawy sposób. I, co ciekawe, za każdym razem dobrze się to czyta. Tutaj król każe swoim córkom powiedzieć, jak bardzo go kochają: dwie udzielają zadowalającej odpowiedzi, a trzecia sprawia mu zawód i zostaje ukarana. Oczywiście wiadomo, kto okazuje się być dobrym, a kto złym (może to i spoiler, ale pojawia się on już w przedmowie do dramatu, więc sobie na niego pozwalam). Całkiem miła lektura.
czwartek, 26 lutego 2015
czwartek, 19 lutego 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #7
W tym tygodniu przeczytałem dwie książki reprezentujące zeszłoroczną polską fantastykę. Jako że przydarzył się po drodze wyjazd na walentynkowy weekend, obie lektury przeczytałem na Kindle'u. Zabrałem się też za Niewidzialną koronę Elżbiety Cherezińskiej, która zajmie mi sporo czasu.
20. Dzielnica obiecana - Paweł Majka, Insignis 2014 (Kindle)
Wyszło na to, że przebijałem się przez wypociny Głuchowskiego tylko po to, żeby przeczytać kolejną dość mocno przeciętną książkę z Uniwersum Metro 2033. Podchodziłem do niej bardzo pozytywnie nastawiony: wszak w Nowej Hucie, gdzie rozgrywa się akcja powieści, spędziłem kilkanaście lat życia. Niestety mój optymizm prysł bardzo szybko. Fabuła, która sprowadza się do wędrówki przez Nową Hutę i prezentację zamieszkujących ją frakcji, jest nudna jak flaki z olejem. Nie pasuje mi też łączenie postapokaliptycznego świata ze zdolnościami magicznymi, czy też psioniką (jak zwał, tak zwał). Tym, co wyciąga powieść z bagna, jest zaprezentowana rzeczywistość: zwłaszcza grupa mieszkańców Muzeum Lotnictwa i schrony pod okolicami Placu Centralnego. Niezłe jest też zakończenie, choć pozostawia pewien niedosyt.
21. Zaginiona - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Cykl o kuzynkach Kruszewskich jest jedną z moich ulubionych części twórczości Pilipiuka. Do Zaginionej podchodziłem więc ze sporymi oczekiwaniami, choć miałem świadomość, że jedynym powodem, dla którego Andrzej tę książkę napisał, były pieniądze. Tym razem w jednym tomie umieszczone zostały dwa teksty: powieść Zaginiona i obszerne opowiadanie/mikropowieść Czarne skrzypce. Ten pierwszy utwór kręci się wokół poszukiwania zaginionej wyspy, drugi zaś dotyczy, jak można się domyślać, pewnego szczególnego instrumentu muzycznego. Jest to typowa Pilipiukowa proza: widać fascynację starociami i starymi podaniami. Fabuły są dosyć proste i, zwłaszcza w przypadku Zaginionej, momentami postępują zbyt szybko, jakby autora goniły terminy i nie miał czasu, żeby dać się ponieść fantazji. Brakuje też znanej ze starej trylogii wampirzycy Moniki, bez której zestaw bohaterów staje się niepełny. Z pozytywów warto natomiast dostrzec zaprzestanie wrzucania przez Pilipiuka do tekstów Władka Siermiężnego, Olka Opoja, Wojtka Ślepaka i innych. Politykierstwo nadal można tu dostrzec, ale nie różni się ono zbytnio od przeciętnego narzekania Polaków na kolejne Rządy.
20. Dzielnica obiecana - Paweł Majka, Insignis 2014 (Kindle)
Wyszło na to, że przebijałem się przez wypociny Głuchowskiego tylko po to, żeby przeczytać kolejną dość mocno przeciętną książkę z Uniwersum Metro 2033. Podchodziłem do niej bardzo pozytywnie nastawiony: wszak w Nowej Hucie, gdzie rozgrywa się akcja powieści, spędziłem kilkanaście lat życia. Niestety mój optymizm prysł bardzo szybko. Fabuła, która sprowadza się do wędrówki przez Nową Hutę i prezentację zamieszkujących ją frakcji, jest nudna jak flaki z olejem. Nie pasuje mi też łączenie postapokaliptycznego świata ze zdolnościami magicznymi, czy też psioniką (jak zwał, tak zwał). Tym, co wyciąga powieść z bagna, jest zaprezentowana rzeczywistość: zwłaszcza grupa mieszkańców Muzeum Lotnictwa i schrony pod okolicami Placu Centralnego. Niezłe jest też zakończenie, choć pozostawia pewien niedosyt.
21. Zaginiona - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Cykl o kuzynkach Kruszewskich jest jedną z moich ulubionych części twórczości Pilipiuka. Do Zaginionej podchodziłem więc ze sporymi oczekiwaniami, choć miałem świadomość, że jedynym powodem, dla którego Andrzej tę książkę napisał, były pieniądze. Tym razem w jednym tomie umieszczone zostały dwa teksty: powieść Zaginiona i obszerne opowiadanie/mikropowieść Czarne skrzypce. Ten pierwszy utwór kręci się wokół poszukiwania zaginionej wyspy, drugi zaś dotyczy, jak można się domyślać, pewnego szczególnego instrumentu muzycznego. Jest to typowa Pilipiukowa proza: widać fascynację starociami i starymi podaniami. Fabuły są dosyć proste i, zwłaszcza w przypadku Zaginionej, momentami postępują zbyt szybko, jakby autora goniły terminy i nie miał czasu, żeby dać się ponieść fantazji. Brakuje też znanej ze starej trylogii wampirzycy Moniki, bez której zestaw bohaterów staje się niepełny. Z pozytywów warto natomiast dostrzec zaprzestanie wrzucania przez Pilipiuka do tekstów Władka Siermiężnego, Olka Opoja, Wojtka Ślepaka i innych. Politykierstwo nadal można tu dostrzec, ale nie różni się ono zbytnio od przeciętnego narzekania Polaków na kolejne Rządy.
czwartek, 12 lutego 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #6
Pisałem, że zwolnię tempo, a przeczytałem trzy książki. Jak tak dalej pójdzie, nie będę miał problemu z przekroczeniem 150 lektur w tym roku. Ciągle czytam mało bieżąco wydawanej polskiej fantastyki; częściowo dlatego, że poświęcam czas na książki związane z planowanymi podróżami, trochę sięgam po rzeczy, za które próbuję się zabrać od dłuższego czasu, a czasem przygotowuję sobie grunt pod lekturę, jak ma to miejsce z Uniwersum Metro 2033.
17. Berlin. Przewodnik po duszy miasta - Dorota Danielewicz, W.A.B. 2013
Tę książkę kupiłem, bo niebawem jadę zdobywać Berlin. Autorka jest osobą, która trafiła do stolicy Niemiec w dzieciństwie i mieszka tam do dziś. W swojej prezentacji miasta bardzo dużo miejsca poświęca lokalnym artystom, sporo też pisze o czasach sprzed upadku Muru. Na pewno pokazuje inny Berlin niż ten, który można poznać przyjeżdżając tam tylko na krótki czas. Jest to poruszająca i osobista książka, gdzie autorka opowiada o ludziach, z którymi zetknął ją los. Brakuje mi w niej tylko jakiejś konkluzji: ostatni rozdział przedstawia historię dwojga ludzi i na tym książka się kończy, jakby zabrakło Danielewicz pomysłu na jej zakończenie.
18. Korzenie niebios - Tullio Avoledo, Insignis 2013 (Kindle)
Nie zamierzam zapoznawać się ze wszystkimi utworami popełnionymi w uniwersum stworzonym przez Głuchowskiego; w zasadzie planowałem od razu po przeczytaniu obu tomów Metra sięgnąć po Dzielnicę obiecaną Pawła Majki, ale stwierdziłem, że skosztuję jeszcze postapokalipsy w wydaniu włoskim, bo słyszałem, że jest to dość wysoko oceniana rzecz. I faktycznie, przez większą część powieści jest całkiem nieźle: podróż głównego bohatera i jego towarzyszy z Rzymu do Wenecji jest zajmująca, a postacie są barwne, dużo lepiej skonstruowane niż w książkach Głuchowskiego. Fajnie jest też sprawdzić, jaką wizję miał autor odnośnie miejsc, które miałem przyjemność odwiedzić; o ile wizja Rimini jakoś mnie nie ruszyła (za mało Rimini w Rimini), to Wenecja prezentuje się nadzwyczaj ciekawie. Szkoda tylko, że fabuła od momentu dotarcia protagonisty do Wenecji robi się mocno surrealistyczna (jakoś połączenie tego stylu z postapokalipsą nie komponuje mi się) i niezbyt wiadomo, o co chodzi. A przecież ważne jest, jak się kończy.
19. Więzień nieba - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2012
Kolejny tom Cmentarza Zapomnianych Książek podrzucony przez Żonę. Niestety Zafón zaczyna odcinać kupony od swojej popularności. Wprawdzie stylistycznie tekst stoi na bardzo wysokim poziomie, a fabuła, która tym razem skupia się na przeszłości doganiającej Fermína, potrafi wciągnąć, to jednak zbyt wiele wątków pozostaje niedokończonych, a część potraktowana po macoszemu. Odniosłem wrażenie, że autora goniły terminy i oddał wydawcy tyle, ile udało mu się napisać, a resztę zostawił na kolejny tom. Więzień nieba bowiem wyraźnie stanowi preludium do czegoś większego. No i gdzieś ulotniła się ta fantastyczna atmosfera Barcelony, w której zakochałem się przy lekturze poprzednich części.
Wrzuciłem trochę nowych rzeczy na Allegro.
17. Berlin. Przewodnik po duszy miasta - Dorota Danielewicz, W.A.B. 2013
Tę książkę kupiłem, bo niebawem jadę zdobywać Berlin. Autorka jest osobą, która trafiła do stolicy Niemiec w dzieciństwie i mieszka tam do dziś. W swojej prezentacji miasta bardzo dużo miejsca poświęca lokalnym artystom, sporo też pisze o czasach sprzed upadku Muru. Na pewno pokazuje inny Berlin niż ten, który można poznać przyjeżdżając tam tylko na krótki czas. Jest to poruszająca i osobista książka, gdzie autorka opowiada o ludziach, z którymi zetknął ją los. Brakuje mi w niej tylko jakiejś konkluzji: ostatni rozdział przedstawia historię dwojga ludzi i na tym książka się kończy, jakby zabrakło Danielewicz pomysłu na jej zakończenie.
18. Korzenie niebios - Tullio Avoledo, Insignis 2013 (Kindle)
Nie zamierzam zapoznawać się ze wszystkimi utworami popełnionymi w uniwersum stworzonym przez Głuchowskiego; w zasadzie planowałem od razu po przeczytaniu obu tomów Metra sięgnąć po Dzielnicę obiecaną Pawła Majki, ale stwierdziłem, że skosztuję jeszcze postapokalipsy w wydaniu włoskim, bo słyszałem, że jest to dość wysoko oceniana rzecz. I faktycznie, przez większą część powieści jest całkiem nieźle: podróż głównego bohatera i jego towarzyszy z Rzymu do Wenecji jest zajmująca, a postacie są barwne, dużo lepiej skonstruowane niż w książkach Głuchowskiego. Fajnie jest też sprawdzić, jaką wizję miał autor odnośnie miejsc, które miałem przyjemność odwiedzić; o ile wizja Rimini jakoś mnie nie ruszyła (za mało Rimini w Rimini), to Wenecja prezentuje się nadzwyczaj ciekawie. Szkoda tylko, że fabuła od momentu dotarcia protagonisty do Wenecji robi się mocno surrealistyczna (jakoś połączenie tego stylu z postapokalipsą nie komponuje mi się) i niezbyt wiadomo, o co chodzi. A przecież ważne jest, jak się kończy.
19. Więzień nieba - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2012
Kolejny tom Cmentarza Zapomnianych Książek podrzucony przez Żonę. Niestety Zafón zaczyna odcinać kupony od swojej popularności. Wprawdzie stylistycznie tekst stoi na bardzo wysokim poziomie, a fabuła, która tym razem skupia się na przeszłości doganiającej Fermína, potrafi wciągnąć, to jednak zbyt wiele wątków pozostaje niedokończonych, a część potraktowana po macoszemu. Odniosłem wrażenie, że autora goniły terminy i oddał wydawcy tyle, ile udało mu się napisać, a resztę zostawił na kolejny tom. Więzień nieba bowiem wyraźnie stanowi preludium do czegoś większego. No i gdzieś ulotniła się ta fantastyczna atmosfera Barcelony, w której zakochałem się przy lekturze poprzednich części.
Wrzuciłem trochę nowych rzeczy na Allegro.
piątek, 6 lutego 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #5
To był rekordowy tydzień. Udało mi się przeczytać aż pięć książek, choć przyznać muszę, że nie były one obszerne.
12. Kotku, jestem w ogniu - Dawid Kain, Genius Creations 2014 (Kindle)
Krótka, ale bardzo dobra powieść Dawida Kaina o literaturze. Autor przedstawia alternatywną rzeczywistość, gdzie wszystko kręci się wokół książek, gdzie pełnią one funkcję narkotyku i stanowią sens życia, a ludzie nieczytający nie istnieją. Bardzo dobrze poprowadzona została fabuła skupiająca się na poszukiwaniu przez bohatera pewnej nieosiągalnej książki, z ciekawą intrygą w tle. Taka oniryczno-kafkowska litertura, jeśli chodzi o nastrój.
13. Sto lat samotności - Gabriel García Márquez, Muza 2004
Podrzucone przez Żonę. Tytuł książki w zasadzie mówi wszystko. Rzecz dzieje się w odciętej od świata i zacofanej wiosce na przestrzeni stu lat, gdzie każdego z bohaterów dotyka klątwa samotności, wynikająca z niezdolności do odczuwania miłości. Historia rodziny, gdzie powtarzane są błędy przodków, gdzie często tworzą się kazirodcze związki, opowiedziana przez narratora w beznamiętny sposób. Ale ten sposób prowadzenia narracji uwypukla problem poruszany przez autora. Jest to porcja bardzo dobrej, poruszającej literatury i prztyczek w nos dla tych, którzy twierdzą, że fantastyka jest bezwartościowa, a do tego doskonały przykład, że można napisać świetną powieść, nie posługując się bełkotliwym językiem.
14. Eryk - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2012 (Kindle)
Kolejny tom Świata Dysku, po który zdecydowałem się sięgnąć, tym razem króciutki, bo liczący niewiele ponad sto stron. Tym razem ciapowaty Rincewind i tytułowy Eryk, chcący być demonologiem, wyruszają w podróż poprzez czas i przestrzeń, co daje Pratchettowi możliwość satyrycznego przedstawienia mitów i wierzeń. Niestety całość sprawia wrażenie powieści pisanej na kolanie: zmarnowany został potencjał Śmierci, fabuła zaś stanowi tylko skakanie z lokacji do lokacji. Najlepiej wypada o dziwo Rincewind, którego do tej pory nie miałem okazji polubić, a który tym razem wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Całkiem sprawnie radzi sobie też Eryk, jako młokos, którego wywołana przez niego sytuacja przerosła, i, jak zwykle, świetny jest Bagaż, choć przydałoby się poświęcić mu trochę więcej czasu antenowego.
15. Mała apokalipsa - Tadeusz Konwicki, NOWA 1994
Zaiwaniłem Teściowej z półki - chciałem wrócić do lektury, która w liceum bardzo mi się podobała. Tym razem jednak nie odniosłem tak pozytywnego wrażenia. Źle co prawda nie jest, a samo przedstawienie absurdów PRL-u, państwa osaczającego obywateli i kontrolującego ich na każdym kroku jest świetnie wykonane, ale męczył mnie chaotyczny styl narracji, jakim posługuje się Konwicki - za dużo tu bełkotu. Fabuła jest prosta - bohater idzie przez Warszawę z kanistrem benzyny w ręce w celu dokonania samospalenia pod Pałacem Kultury - ale to nie ona jest tu istotna; stanowi tylko pretekst dla zaprezentowania wadliwego systemu.
16. Metro 2034 - Dmitrij Głuchowski, Insignis 2010 (Kindle)
Wyszło, że jestem chyba jedyną osobą, której druga część Metra podoba się bardziej od pierwszej, co nie znaczy, że jest to dobra książka. Metro 2034, podobnie jak poprzednik, nie zachwyca, wiele elementów, które w pierwszej części prosiły się o rozwinięcie tutaj zostało całkowicie pominiętych. Artiom, zwany Artemem, będący głównym bohaterem Metra 2033, tym razem zepchnięty zostaje na margines, pojawiając się jedynie epizodycznie, a wprowadzenie go do fabuły jest zbędne. Lepiej skonstruowani zostali bohaterowie powieści: już nie irytują swoją głupotą, rozbudowane zostało ich życie osobiste, przez co bardziej przypominają ludzi z krwi i kości. Po raz kolejny Głuchowski bardzo dobrze oddał nastrój klaustrofobii i zaszczucia mieszkańców moskiewskich podziemi. Fabuła znowu należy do typu "coś się dzieje, więc idź i sprawdź" i dość szybko nuży; brakuje jej też twista, który miał miejsce na końcu pierwszej części. Nadal nie rozumiem, skąd taka popularność Głuchowskiego.
Zapraszam do sprawdzenia mojej oferty na Allegro.
12. Kotku, jestem w ogniu - Dawid Kain, Genius Creations 2014 (Kindle)
Krótka, ale bardzo dobra powieść Dawida Kaina o literaturze. Autor przedstawia alternatywną rzeczywistość, gdzie wszystko kręci się wokół książek, gdzie pełnią one funkcję narkotyku i stanowią sens życia, a ludzie nieczytający nie istnieją. Bardzo dobrze poprowadzona została fabuła skupiająca się na poszukiwaniu przez bohatera pewnej nieosiągalnej książki, z ciekawą intrygą w tle. Taka oniryczno-kafkowska litertura, jeśli chodzi o nastrój.
13. Sto lat samotności - Gabriel García Márquez, Muza 2004
Podrzucone przez Żonę. Tytuł książki w zasadzie mówi wszystko. Rzecz dzieje się w odciętej od świata i zacofanej wiosce na przestrzeni stu lat, gdzie każdego z bohaterów dotyka klątwa samotności, wynikająca z niezdolności do odczuwania miłości. Historia rodziny, gdzie powtarzane są błędy przodków, gdzie często tworzą się kazirodcze związki, opowiedziana przez narratora w beznamiętny sposób. Ale ten sposób prowadzenia narracji uwypukla problem poruszany przez autora. Jest to porcja bardzo dobrej, poruszającej literatury i prztyczek w nos dla tych, którzy twierdzą, że fantastyka jest bezwartościowa, a do tego doskonały przykład, że można napisać świetną powieść, nie posługując się bełkotliwym językiem.
14. Eryk - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2012 (Kindle)
Kolejny tom Świata Dysku, po który zdecydowałem się sięgnąć, tym razem króciutki, bo liczący niewiele ponad sto stron. Tym razem ciapowaty Rincewind i tytułowy Eryk, chcący być demonologiem, wyruszają w podróż poprzez czas i przestrzeń, co daje Pratchettowi możliwość satyrycznego przedstawienia mitów i wierzeń. Niestety całość sprawia wrażenie powieści pisanej na kolanie: zmarnowany został potencjał Śmierci, fabuła zaś stanowi tylko skakanie z lokacji do lokacji. Najlepiej wypada o dziwo Rincewind, którego do tej pory nie miałem okazji polubić, a który tym razem wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Całkiem sprawnie radzi sobie też Eryk, jako młokos, którego wywołana przez niego sytuacja przerosła, i, jak zwykle, świetny jest Bagaż, choć przydałoby się poświęcić mu trochę więcej czasu antenowego.
15. Mała apokalipsa - Tadeusz Konwicki, NOWA 1994
Zaiwaniłem Teściowej z półki - chciałem wrócić do lektury, która w liceum bardzo mi się podobała. Tym razem jednak nie odniosłem tak pozytywnego wrażenia. Źle co prawda nie jest, a samo przedstawienie absurdów PRL-u, państwa osaczającego obywateli i kontrolującego ich na każdym kroku jest świetnie wykonane, ale męczył mnie chaotyczny styl narracji, jakim posługuje się Konwicki - za dużo tu bełkotu. Fabuła jest prosta - bohater idzie przez Warszawę z kanistrem benzyny w ręce w celu dokonania samospalenia pod Pałacem Kultury - ale to nie ona jest tu istotna; stanowi tylko pretekst dla zaprezentowania wadliwego systemu.
16. Metro 2034 - Dmitrij Głuchowski, Insignis 2010 (Kindle)
Wyszło, że jestem chyba jedyną osobą, której druga część Metra podoba się bardziej od pierwszej, co nie znaczy, że jest to dobra książka. Metro 2034, podobnie jak poprzednik, nie zachwyca, wiele elementów, które w pierwszej części prosiły się o rozwinięcie tutaj zostało całkowicie pominiętych. Artiom, zwany Artemem, będący głównym bohaterem Metra 2033, tym razem zepchnięty zostaje na margines, pojawiając się jedynie epizodycznie, a wprowadzenie go do fabuły jest zbędne. Lepiej skonstruowani zostali bohaterowie powieści: już nie irytują swoją głupotą, rozbudowane zostało ich życie osobiste, przez co bardziej przypominają ludzi z krwi i kości. Po raz kolejny Głuchowski bardzo dobrze oddał nastrój klaustrofobii i zaszczucia mieszkańców moskiewskich podziemi. Fabuła znowu należy do typu "coś się dzieje, więc idź i sprawdź" i dość szybko nuży; brakuje jej też twista, który miał miejsce na końcu pierwszej części. Nadal nie rozumiem, skąd taka popularność Głuchowskiego.
Zapraszam do sprawdzenia mojej oferty na Allegro.
Etykiety:
García Márquez,
Głuchowski,
Kain,
Konwicki,
Pratchett
czwartek, 29 stycznia 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #4
Trzy książki przeczytałem w tym tygodniu, z tego dwie całkiem obszerne. Na razie idzie mi więc całkiem nieźle i osiągnięcie stu pięćdziesięciu książek w tym roku wydaje się całkiem realne. Nadal jednak trochę zbyt wolno idzie mi nadrabianie polskich premier fantastycznych - zawsze trafi się coś ciekawego, co muszę przeczytać natychmiast.
9. Appendix Solariana - Wiktor Żwikiewicz, Solaris 2014
Kolejny tom opowiadań Wiktora Żwikiewicza opublikowany przez Solaris. Tym razem, oprócz starszych opowiadań, znalazło się również miejsce dla kilku premierowych tekstów napisanych wspólnie z Markiem Żelkowskim, a opatrzonych zbiorczą nazwą Inspiry. Jak wskazuje nazwa, są one inspirowane twórczością innych autorów. Niestety stanowią najsłabszy punkt książki: są krótkimi opowiadaniami, gdzie ewidentnie brakuje miejsca na rozwinięcie zawartego w nich pomysłu. Na szczęście reszta utworów prezentuje się dużo lepiej (jedynie Suweren - motyw falliczny nie trafiło w mój gust; nie połapałem się, o co w nim chodzi). Żwikiewicz cały czas pisze o spotkaniu z nieznanym, o dążeniu do poznania, posługując się przy tym eleganckim, plastycznym stylem. Przy tym nie stosuje bardziej obszernych opisów, przez co jego teksty zyskują na dynamice.
10. Metro 2033 - Dmitrij Głuchowski, Insignis 2012 (Kindle)
Wielki hit, który mnie rozczarował, a po który postanowiłem sięgnąć, zanim zapoznam się z Dzielnicą obiecaną Pawła Majki. Sztampowe zawiązanie akcji ("weź to i, jak nie wrócę, zanieś do kogoś na drugim końcu metra"), a potem średnio ciekawa, questowa fabuła, gdzie bohater zalicza kolejne stacje moskiewskiego metra, aby osiągnąć swój cel. Same podziemia są najmocniejszym punktem powieści - bardzo dobrze przedstawione zostały resztki ocalałej ludzkości zamieszkujące poszczególne stacje. Świetnie też udało się Głuchowskiemu oddać klaustrofobiczny nastrój korytarzy. Niestety fabuła służy tylko zaprezentowaniu wykreowanego przez autora świata. Tym, co ratuje książkę jest jej zakończenie, zwłaszcza to zawarte w Ewangelii według Artema. Artema... W oryginale jest Artëm, czyli po naszemu Artiom. Tłumacz zapomniał chyba, że rosyjskie "ë" to w transkrypcji na język polski "jo". Można by się bronić, że zastosował angielską transkrypcję cyrylicy, ale w każdym innym przypadku korzysta ze spolszczonych zapisów. Tłumaczu, wracaj do szkoły.
11. Przystanek Barcelona - Katarzyna Wolnik-Vera, National Geographic 2014
Dość ciekawy przewodnik po Barcelonie, który pokazuje stolicę Katalonii z perspektywy mieszkańca, skupiający się na tym, czego nie znajdzie się w przewodnikach turystycznych. Mamy tu całkiem sporo o świętach, barach, targach, sklepach, restauracjach, punktach widokowych, trochę o muzeach, także tych mniej wśród turystów popularnych. Książka jest dość niewielka objętościowo (około 280 stron z ilustracjami), ale znajduje się w niej masa przydatnych informacji, zwłaszcza dla kogoś, kto chce pobyć w mieście trochę dłużej. Niestety przyjęta przez autorkę forma sprawia, że ciężko jest zapamiętać co i gdzie się znajduje i czasem trudno się jest przebić przez spis polecanych miejsc. Mimo wszystko, nawet jeśli tekst wydaje się momentami nużący, warto sięgnąć po tę pozycję ze względu na mnóstwo bardzo ładnych zdjęć.
9. Appendix Solariana - Wiktor Żwikiewicz, Solaris 2014
Kolejny tom opowiadań Wiktora Żwikiewicza opublikowany przez Solaris. Tym razem, oprócz starszych opowiadań, znalazło się również miejsce dla kilku premierowych tekstów napisanych wspólnie z Markiem Żelkowskim, a opatrzonych zbiorczą nazwą Inspiry. Jak wskazuje nazwa, są one inspirowane twórczością innych autorów. Niestety stanowią najsłabszy punkt książki: są krótkimi opowiadaniami, gdzie ewidentnie brakuje miejsca na rozwinięcie zawartego w nich pomysłu. Na szczęście reszta utworów prezentuje się dużo lepiej (jedynie Suweren - motyw falliczny nie trafiło w mój gust; nie połapałem się, o co w nim chodzi). Żwikiewicz cały czas pisze o spotkaniu z nieznanym, o dążeniu do poznania, posługując się przy tym eleganckim, plastycznym stylem. Przy tym nie stosuje bardziej obszernych opisów, przez co jego teksty zyskują na dynamice.
10. Metro 2033 - Dmitrij Głuchowski, Insignis 2012 (Kindle)
Wielki hit, który mnie rozczarował, a po który postanowiłem sięgnąć, zanim zapoznam się z Dzielnicą obiecaną Pawła Majki. Sztampowe zawiązanie akcji ("weź to i, jak nie wrócę, zanieś do kogoś na drugim końcu metra"), a potem średnio ciekawa, questowa fabuła, gdzie bohater zalicza kolejne stacje moskiewskiego metra, aby osiągnąć swój cel. Same podziemia są najmocniejszym punktem powieści - bardzo dobrze przedstawione zostały resztki ocalałej ludzkości zamieszkujące poszczególne stacje. Świetnie też udało się Głuchowskiemu oddać klaustrofobiczny nastrój korytarzy. Niestety fabuła służy tylko zaprezentowaniu wykreowanego przez autora świata. Tym, co ratuje książkę jest jej zakończenie, zwłaszcza to zawarte w Ewangelii według Artema. Artema... W oryginale jest Artëm, czyli po naszemu Artiom. Tłumacz zapomniał chyba, że rosyjskie "ë" to w transkrypcji na język polski "jo". Można by się bronić, że zastosował angielską transkrypcję cyrylicy, ale w każdym innym przypadku korzysta ze spolszczonych zapisów. Tłumaczu, wracaj do szkoły.
11. Przystanek Barcelona - Katarzyna Wolnik-Vera, National Geographic 2014
Dość ciekawy przewodnik po Barcelonie, który pokazuje stolicę Katalonii z perspektywy mieszkańca, skupiający się na tym, czego nie znajdzie się w przewodnikach turystycznych. Mamy tu całkiem sporo o świętach, barach, targach, sklepach, restauracjach, punktach widokowych, trochę o muzeach, także tych mniej wśród turystów popularnych. Książka jest dość niewielka objętościowo (około 280 stron z ilustracjami), ale znajduje się w niej masa przydatnych informacji, zwłaszcza dla kogoś, kto chce pobyć w mieście trochę dłużej. Niestety przyjęta przez autorkę forma sprawia, że ciężko jest zapamiętać co i gdzie się znajduje i czasem trudno się jest przebić przez spis polecanych miejsc. Mimo wszystko, nawet jeśli tekst wydaje się momentami nużący, warto sięgnąć po tę pozycję ze względu na mnóstwo bardzo ładnych zdjęć.
czwartek, 22 stycznia 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #3
Kolejny tydzień minął, pracy dużo nie miałem, więc cztery książki udało się przeczytać. Tym razem dominuje polska fantastyka, której czytanie przyspieszam ze względu na zbliżający się termin nominacji do Nagrody Zajdla.
5. W Perseuszu - Siergiej Sniegow, Solaris 2013
Drugi tom radzieckiej space opery Ludzie jak bogowie mnie nie zachwycił. Brakuje tu tej romantycznej wizji poznawania kosmosu znanej z poprzedniej części. Zamiast tego jest to w nieco naiwny sposób przedstawiona historia konfliktu Ziemian ze znanymi z Galaktycznego zwiadu Niszczycielami zamieszkującymi układ Perseusza. Sniegowowi wyszło czytadło o przeciętnej fabule, które wyraźnie stanowi preludium do zwieńczenia trylogii.
6. Łatwo być Bogiem - Robert J. Szmidt, Rebis 2014 (Kindle)
Miałem deja vu, że pierwszą część tej powieści (Misja Nomady) kiedyś czytałem (prawdopodobnie w zbiorze Alpha Team, bo był to jedyny raz, kiedy zetknąłem się z prozą Szmidta) i wspominam ją bardzo dobrze. Sporą zaletą Łatwo być Bogiem jest prosty styl, jakim posługuje się autor - sprawia on, że książkę połyka się jednym tchem nawet tam, gdzie fabuła pozostawia pewien niedosyt. Książka składa się z trzech części - Misja Nomady stanowi odrębną całość i służy prezentacji świata przedstawionego, natomiast Kolonia i Stacja są ze sobą ściśle powiązane osobą głównego bohatera. Największą wadą powieści jest to, że jej fabuła nie ma żadnego związku z zakończeniem. Zwyczajnie całą Stację można by wyciąć i wyrzucić do kosza (Kolonia stanowi w zasadzie tylko prolog).
7. Sanato - Marcin Szczygielski, Latarnik 2014
Po tę książkę sięgnąłem zachęcony bardzo pozytywną recenzją na Polterze. Moje odczucia nie są tak euforyczne, jak autora tamtej opinii, niemniej Sanato stanowi kawał solidnego horroru. Szczygielski wybrał ciekawe miejsce akcji - sanatorium dla gruźlików w Zakopanem na początku lat 30. XX wieku. Zaczyna od trzęsienia ziemi, a potem w obszernej retrospekcji powoli tworzy nastrój odcięcia od świata panujący w ośrodku; bardzo dobrze oddane zostało popadanie protagonistki w szaleństwo. Tym, co nieco kuleje w powieści jest wątek fantastyczny przenikania się światów. Rozumiem ideę, jaka autorowi przyświecała, ale przebijanie się przez te fragmenty było męczące.
8. Skald. Kowal słów. Tom 1 - Łukasz Malinowski, Erica 2014 (Kindle)
Miałem sobie darować dalsze przygody Skalda (po niezbyt przyjemnym kontakcie z Karmicielem kruków i Córką Aegira), ale po pozytywnej recenzji w NF postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. No i w sumie się nie zawiodłem. Jest lepiej niż w pierwszej części, fabuła jest ciekawsza, choć nie zdążyła rozwinąć skrzydeł, a główny bohater irytuje tylko ze względu na cechy charakteru, a nie przez swoją doskonałość. Wystarczy pokazać, że protagonista też czasem ponosi porażki i od razu książkę się lepiej czyta. Bardzo dobrze wypada wrzucenie przedstawiciela kultury nordyckiej na ziemie ruskie. Po oczach razi natomiast erpegowość fabuły: zbiera się drużyna, która na polecenie wodza idzie wypełnić zadanie. Mimo tego, ponieważ autor czyni postępy, będę czekał na kolejny tom.
Zachęcam do sprawdzenia moich aukcji na Allegro.
5. W Perseuszu - Siergiej Sniegow, Solaris 2013
Drugi tom radzieckiej space opery Ludzie jak bogowie mnie nie zachwycił. Brakuje tu tej romantycznej wizji poznawania kosmosu znanej z poprzedniej części. Zamiast tego jest to w nieco naiwny sposób przedstawiona historia konfliktu Ziemian ze znanymi z Galaktycznego zwiadu Niszczycielami zamieszkującymi układ Perseusza. Sniegowowi wyszło czytadło o przeciętnej fabule, które wyraźnie stanowi preludium do zwieńczenia trylogii.
6. Łatwo być Bogiem - Robert J. Szmidt, Rebis 2014 (Kindle)
Miałem deja vu, że pierwszą część tej powieści (Misja Nomady) kiedyś czytałem (prawdopodobnie w zbiorze Alpha Team, bo był to jedyny raz, kiedy zetknąłem się z prozą Szmidta) i wspominam ją bardzo dobrze. Sporą zaletą Łatwo być Bogiem jest prosty styl, jakim posługuje się autor - sprawia on, że książkę połyka się jednym tchem nawet tam, gdzie fabuła pozostawia pewien niedosyt. Książka składa się z trzech części - Misja Nomady stanowi odrębną całość i służy prezentacji świata przedstawionego, natomiast Kolonia i Stacja są ze sobą ściśle powiązane osobą głównego bohatera. Największą wadą powieści jest to, że jej fabuła nie ma żadnego związku z zakończeniem. Zwyczajnie całą Stację można by wyciąć i wyrzucić do kosza (Kolonia stanowi w zasadzie tylko prolog).
7. Sanato - Marcin Szczygielski, Latarnik 2014
Po tę książkę sięgnąłem zachęcony bardzo pozytywną recenzją na Polterze. Moje odczucia nie są tak euforyczne, jak autora tamtej opinii, niemniej Sanato stanowi kawał solidnego horroru. Szczygielski wybrał ciekawe miejsce akcji - sanatorium dla gruźlików w Zakopanem na początku lat 30. XX wieku. Zaczyna od trzęsienia ziemi, a potem w obszernej retrospekcji powoli tworzy nastrój odcięcia od świata panujący w ośrodku; bardzo dobrze oddane zostało popadanie protagonistki w szaleństwo. Tym, co nieco kuleje w powieści jest wątek fantastyczny przenikania się światów. Rozumiem ideę, jaka autorowi przyświecała, ale przebijanie się przez te fragmenty było męczące.
8. Skald. Kowal słów. Tom 1 - Łukasz Malinowski, Erica 2014 (Kindle)
Miałem sobie darować dalsze przygody Skalda (po niezbyt przyjemnym kontakcie z Karmicielem kruków i Córką Aegira), ale po pozytywnej recenzji w NF postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. No i w sumie się nie zawiodłem. Jest lepiej niż w pierwszej części, fabuła jest ciekawsza, choć nie zdążyła rozwinąć skrzydeł, a główny bohater irytuje tylko ze względu na cechy charakteru, a nie przez swoją doskonałość. Wystarczy pokazać, że protagonista też czasem ponosi porażki i od razu książkę się lepiej czyta. Bardzo dobrze wypada wrzucenie przedstawiciela kultury nordyckiej na ziemie ruskie. Po oczach razi natomiast erpegowość fabuły: zbiera się drużyna, która na polecenie wodza idzie wypełnić zadanie. Mimo tego, ponieważ autor czyni postępy, będę czekał na kolejny tom.
Zachęcam do sprawdzenia moich aukcji na Allegro.
czwartek, 15 stycznia 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #2
Tempo czytania nieco wzrosło w stosunku do poprzedniego tygodnia. Ponieważ w tym roku postanowiłem czytać naprzemiennie książki papierowe i elektronicznie (za wyjątkiem wyjazdów, gdzie ograniczam się do zabierania ze sobą Kindle'a), dwie lektury były przeznaczone na czytnik, a jedną wykonano z martwego drzewa.
2. Straż! Straż! - Terry Pratchett, Próśzyński i S-ka 2011 (Kindle)
Czytanie jednego tomu Świata Dysku miesięcznie sprawia, że jak na razie nie mam przesytu cyklem Pratchetta. Ktoś kiedyś powiedział mi, że najlepsze są części poświęcone straży miejskiej Ankh-Morpork i przyznać muszę, że początek tego podcyklu dobrze rokuje na przyszłość. Pratchettowi udało się świetnie wykreować postacie Marchewy Żelaznywładssona i Vimesa, przybliża też znane z wcześniejszych publikacji osoby patrycjusza i bibliotekarza; zwłaszcza za poświęcenie większej ilości miejsca temu ostatniemu należą mu się brawa. Fabuła jest całkiem przyzwoita, choć, jak to u Pratchetta bywa, monumentalnością nie grzeszy: ktoś przywołuje smoka, aby osiągnąć swój tajemniczy cel, a dzielni i sprytni strażnicy muszą się z tym wszystkim uporać. Rozczarowuje jedynie rozwiązanie problemu przerośniętej i latającej jaszczurki.
3. Gra anioła - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2008
Jest to drugi tom cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek podrzucony mi do przeczytania przez Żonę. Zafón znów ukazuje malowniczy, oniryczny obraz Barcelony, po raz kolejny zanurza się w świat książek i pokazuje, jak mogą one wpłynąć na życie człowieka. Gra anioła wciąga w wir wydarzeń wolniej niż Cień wiatru, ale i tak jest zajmującą lekturą. Młody pisarz, który ma dość chałturzenia dla niekompetentnych pracodawców spotyka się z tajemniczym wydawcą, co znacząco zmienia jego życie i wpływa na ludzi go otaczających. Gdzieś w tle pobrzmiewa wątek fantastyczny, który w przypadku tej lektury mógłby zostać spokojnie pominięty. Nastrój tajemnicy i tak by się nie ulotnił.
4. Dwudziesta trzecia - Beata i Eugeniusz Dębscy, Rebis 2014 (Kindle)
Zasugerowałem się nazwiskiem autorów, myśląc, że jest to powieść fantastyczna, i sięgnąłem po nią pod kątem nominacji do Nagrody Zajdla, a okazało się, że dostałem normalny kryminał. Kryminał nietypowy, bo od początku wiadomo, kto zabił, a jedyną kwestią sporną jest, czy detektywowi uda się sprawcę złapać i udowodnić mu winę. Dochodzenie jest przedstawione raczej sprawnie, ale zdarzało mi się, że gubiłem się w tekście, tak jakby pewien fragment został wycięty albo autor zbyt szybko przeskoczył do innego wątku śledztwa. Niepotrzebne wydają mi się natomiast trzy rozdziały, w których morderca torturuje swoją ofiarę: nic z nich nie wynika poza tym, że ukazane zostają bestialstwo i brutalność sprawcy.
W tym tygodniu ponownie uruchomiłem sprzedaż książek (i nie tylko) na Allegro.
2. Straż! Straż! - Terry Pratchett, Próśzyński i S-ka 2011 (Kindle)
Czytanie jednego tomu Świata Dysku miesięcznie sprawia, że jak na razie nie mam przesytu cyklem Pratchetta. Ktoś kiedyś powiedział mi, że najlepsze są części poświęcone straży miejskiej Ankh-Morpork i przyznać muszę, że początek tego podcyklu dobrze rokuje na przyszłość. Pratchettowi udało się świetnie wykreować postacie Marchewy Żelaznywładssona i Vimesa, przybliża też znane z wcześniejszych publikacji osoby patrycjusza i bibliotekarza; zwłaszcza za poświęcenie większej ilości miejsca temu ostatniemu należą mu się brawa. Fabuła jest całkiem przyzwoita, choć, jak to u Pratchetta bywa, monumentalnością nie grzeszy: ktoś przywołuje smoka, aby osiągnąć swój tajemniczy cel, a dzielni i sprytni strażnicy muszą się z tym wszystkim uporać. Rozczarowuje jedynie rozwiązanie problemu przerośniętej i latającej jaszczurki.
3. Gra anioła - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2008
Jest to drugi tom cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek podrzucony mi do przeczytania przez Żonę. Zafón znów ukazuje malowniczy, oniryczny obraz Barcelony, po raz kolejny zanurza się w świat książek i pokazuje, jak mogą one wpłynąć na życie człowieka. Gra anioła wciąga w wir wydarzeń wolniej niż Cień wiatru, ale i tak jest zajmującą lekturą. Młody pisarz, który ma dość chałturzenia dla niekompetentnych pracodawców spotyka się z tajemniczym wydawcą, co znacząco zmienia jego życie i wpływa na ludzi go otaczających. Gdzieś w tle pobrzmiewa wątek fantastyczny, który w przypadku tej lektury mógłby zostać spokojnie pominięty. Nastrój tajemnicy i tak by się nie ulotnił.
4. Dwudziesta trzecia - Beata i Eugeniusz Dębscy, Rebis 2014 (Kindle)
Zasugerowałem się nazwiskiem autorów, myśląc, że jest to powieść fantastyczna, i sięgnąłem po nią pod kątem nominacji do Nagrody Zajdla, a okazało się, że dostałem normalny kryminał. Kryminał nietypowy, bo od początku wiadomo, kto zabił, a jedyną kwestią sporną jest, czy detektywowi uda się sprawcę złapać i udowodnić mu winę. Dochodzenie jest przedstawione raczej sprawnie, ale zdarzało mi się, że gubiłem się w tekście, tak jakby pewien fragment został wycięty albo autor zbyt szybko przeskoczył do innego wątku śledztwa. Niepotrzebne wydają mi się natomiast trzy rozdziały, w których morderca torturuje swoją ofiarę: nic z nich nie wynika poza tym, że ukazane zostają bestialstwo i brutalność sprawcy.
W tym tygodniu ponownie uruchomiłem sprzedaż książek (i nie tylko) na Allegro.
czwartek, 8 stycznia 2015
Przeczytane 2015: Tydzień #1
Nowy Rok zacząłem od wyjazdu, podczas którego wiele czasu na czytanie nie miałem, skończyłem więc z jednym tylko e-bookiem na koncie.
1. Doktryna Wolffa - Vladimir Wolff, Warbook 2014 (Kindle)
Jest to zakończenie cyklu Stalowa Kurtyna o kapitanie Wirskim i bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z Północnego sztormu i Horyzontu zdarzeń opisująca zakończenie wojny z Putinowską Rosją. Niestety autor tym razem się nie popisał. Pojawiają się wprawdzie cztery interesujące wątki (Wirski, działania rosyjskiego i amerykańskiego sztabu i plany ataku Rosji na USA), ale trzy z nich zostają popisowo zmarnowane, a ratuje się wyłącznie ten dotyczący głównego bohatera, choć jego zakończenie wywołało u mnie zgrzytanie zębów. Poza tym Wolff sporo miejsca poświęca dość chaotycznemu opisowi wydarzeń na froncie, przy czytaniu którego wielokrotnie łapałem się na tym, że przebiegam oczami przez tekst, nie zwracając na niego uwagi. Tytułowa doktryna Wolffa też nie odgrywa wielkiej roli w powieści. Nie tak powinno się kończyć serie.
1. Doktryna Wolffa - Vladimir Wolff, Warbook 2014 (Kindle)
Jest to zakończenie cyklu Stalowa Kurtyna o kapitanie Wirskim i bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z Północnego sztormu i Horyzontu zdarzeń opisująca zakończenie wojny z Putinowską Rosją. Niestety autor tym razem się nie popisał. Pojawiają się wprawdzie cztery interesujące wątki (Wirski, działania rosyjskiego i amerykańskiego sztabu i plany ataku Rosji na USA), ale trzy z nich zostają popisowo zmarnowane, a ratuje się wyłącznie ten dotyczący głównego bohatera, choć jego zakończenie wywołało u mnie zgrzytanie zębów. Poza tym Wolff sporo miejsca poświęca dość chaotycznemu opisowi wydarzeń na froncie, przy czytaniu którego wielokrotnie łapałem się na tym, że przebiegam oczami przez tekst, nie zwracając na niego uwagi. Tytułowa doktryna Wolffa też nie odgrywa wielkiej roli w powieści. Nie tak powinno się kończyć serie.
środa, 31 grudnia 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #51 i 52
Udało się zamknąć ostatnie dwa tygodnie tego roku siedmioma książkami, przy czym ostatnie trzy skończyłem czytać wczoraj. Wyjazdy świąteczne średnio sprzyjają czytaniu i dopiero po powrocie zwiększyłem tempo.
134. Anna Karenina - Lew Tołstoj, Znak 2012 (Kindle)
Męczyłem to w zasadzie od początku grudnia. Jest to książka, po którą sięgnąłem z dwóch powodów: po pierwsze chciałem się zapoznać z literackim pierwowzorem przed obejrzeniem ekranizacji; po drugie zaś zainteresowałem się nią, bo często wspominał tę powieść Bułyczow w Osadzie. Moim pierwszym wrażeniem było, że jest to jakiś rozbudowany Harlequin, i utrzymało się ono do końca. Jedynym, za co mogę pochwalić tę książkę, jest styl Tołstoja: plastyczne i precyzyjne opisy, typowe dla realizmu. Niestety od czasów licealnych nic się nie zmieniło i literacki realizm nudzi mnie śmiertelnie, przez co lektura Anny Kareniny była drogą przez mękę. Wiele wątków jest tu niepotrzebnych, a bardzo ważne wydarzenie z końca siódmej części nie znajduje ani słowa komentarza w ostatniej, ósmej części powieści. To były zmarnowane trzy tygodnie.
135. Piramidy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009 (Kindle)
W ramach odtrutki po Tołstoju wystąpiła grudniowa porcja Pratchetta. Tym razem uwaga autora skupiła się na kraju będącym odpowiednikiem starożytnego Egiptu; przedstawionym w krzywym zwierciadle, jak na Świat Dysku przystało. Widać, że autor się wyrobił i nie męczy już tak, jak w pierwszych dwóch tomach cyklu. Przedstawione wydarzenia są zabawne i ani przez moment nie poczułem się znużony nagromadzeniem humoru, co oznacza, że był on dawkowany w dobrych ilościach.
136. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2006
Tę książkę podrzuciła mi Żona i jest to zdecydowanie najlepsze, co przeczytałem w grudniu. Zafón doskonale przedstawia obraz Barcelony za czasów generała Franco. Jest tu w zasadzie wszystko: tajemnica związana z pewną książką, ciekawi bohaterowie i sprawne użycie oklepanych motywów (opuszczony dom, zakazana miłość, tajemnicza postać), które tutaj potrafią porwać i zauroczyć. Miałem wrażenie, że obraz miasta jest jak wyjęty ze snu, bardzo mi się ta Barcelona spodobała. Książkę zdobią czarno-białe zdjęcia przedstawiające stolicę Katalonii z lat 50., podkreślające urok miejsc opisywanych na kartach powieści.
137. Demony wojny. Część 2 - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Przyszła pora na zmniejszanie zaległości w polskiej fantastyce. Mimo tytułu sugerującego mocniejsze związki z fabułą pierwszego tomu Demonów wojny, druga część opowiada oddzielną, samodzielną historię. Akcja przenosi się ze Związku Radzieckiego do oblężonego przez Armię Czerwoną Wrocławia, gdzie Razumowski poszukuje śladów tajnej bazy Himmlera. Fabuła rozgrywa się raczej spokojnie, trudności, jakie napotyka protagonista, wydają się być przez większą część powieści odległe, a dzięki temu udaje się Przechrzcie ukazać ludzką stronę sowieckiego agenta. Tylko zakończenie pozostawia nieco do życzenia: bohater radzi sobie z przeciwnościami zbyt łatwo, bez względu na to, jak potężny jest jego przeciwnik.
138. Galaktyczny zwiad - Siergiej Sniegow, Solaris 2013
Radziecka space opera, której trzeci tom ukazał się w 1984 roku w Fantastyce (oczywiście nie przeczytałem, pozostawiając sobie lekturę całej trylogii Ludzie jak bogowie w wydaniu Solarisu). Przez cały czas lektury miałem wrażenie, że oglądam odcinek Star Treka: romantyczna wizja eksploracji przestrzeni kosmicznej, gdzie różne gatunki żyją ze sobą w pokoju; zjednoczona ludzkość; odrzucenie przemocy jako sposobu rozstrzygania konfliktów. I w tym wszystkim pojawiają się kosmici, którzy nie chcą się dostosować. Tacy Klingoni tylko potężniejsi. Fajnie się czyta SF z lat sześćdziesiątych. Często jest ono naiwne, ale przedstawia wiarę w człowieka, o co w dzisiejszej literaturze coraz trudniej.
139. Galop '44 - Monika Kowaleczko-Szumowska, Egmont 2014 (Kindle)
Sięgnąłem po to zachęcony pozytywną recenzją w Nowej Fantastyce i niestety nie mam aż takich dobrych wrażeń z lektury. Może dlatego, że nie uważam powstania warszawskiego za najważniejszy moment w historii Polski, drażni mnie idealizowanie obrazu jego uczestników i przedstawianie go jak czegoś niesłychanie potrzebnego. Fabularnie książka ani mnie ziębi, ani grzeje: ot, jest sobie powstanie, do którego trafia dwóch współczesnych nam chłopaków, wychowanych w patriotycznej rodzinie, którzy postanawiają oddać życie w przegranej sprawie sprzed siedemdziesięciu lat. Jest to książka dla młodszego czytelnika (choć raz pada słowo "gówno"), która może kształtować postawy patriotyczne, momentami wzruszająca, ale ponad przeciętność się nie wybija.
140. Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę - Robb Maciąg, Zysk i S-ka 2008
Bo szukam kierunku na przyszłoroczny urlop. Jest to trochę dołująca książka, wszak napisana została po tym, jak autor zorientował się, że jego miejsce obok żony w łóżku jest zajęte przez kogoś innego. Efektem tego szoku jest siedem tysięcy kilometrów przejechanych na rowerze w południowo-wschodniej Azji. Książka jest pamiętnikiem z podróży, spisywanym niemalże dzień po dniu, gdzie większość wpisów to głównie przemyślenia Maciąga z niewielką domieszką opisów otaczającego go świata. Warto jednak po nią sięgnąć: czasem jest smutno, czasem zabawnie, jak to w życiu. Samego tekstu jest tu raptem siedemdziesiąt parę stron (czyli do przeczytania w godzinę lub dwie, jak ktoś ma wolne tempo), większą część objętości stanowią zdjęcia, świetnie dobrane, przedstawiające wycinki krajów, przez które autor się przemieszczał. Po raz kolejny potwierdza się, że po książki z serii Biblioteka Poznaj Świat warto sięgnąć choćby dla samej strony graficznej książek.
Książka miesiąca: Carlos Ruiz Zafón - Cień wiatru
Rozczarowanie miesiąca: Lew Tołstoj - Anna Karenina
Jeśli chodzi o wydawnictwa, to najczęściej w moje ręce trafiały książki Fabryki Słów (20 pozycji), choć dużo słyszałem o spadku jakości ich publikacji. Dalej uplasowały się Prószyński i S-ka (13), Rebis i Wolne Lektury (po 11) oraz Powergraph (10). Wyszło też, że jestem szowinistyczną świnią, gdyż 123 książki, które przeczytałem, zostały napisane przez mężczyzn; widać kobiety rzadko tworzą interesującą mnie literaturę. Starcie papier vs Kindle w tym roku wygrał ten drugi wynikiem 76:64, co jest skutkiem dość częstych wyjazdów (delegacje, urlopy, sprawy rodzinne).
Najczęściej czytani autorzy to: Terry Pratchett (7 książek), Philip K. Dick (5), Orson Scott Card, Jakub Ćwiek, Rafał Kosik, Marcin Mortka (po 4), Aneta Jadowska, duet Orbitowski i Urbaniuk, Adam Przechrzta, William Shakespeare i Vladimir Wolff (po 3).
Cieszy mnie, że w każdym miesiącu udawało mi się przeczytać minimum 10 książek. Ciekawe, czy w przyszłym roku uda mi się uzyskać 150 przeczytanych tytułów. Zacząłem w tym roku sprzedawać książki. Trochę wolno mi to idzie, ale w końcu szybciej się makulatury pozbywam niż ją nabywam. No i ceny, jakie uzyskuję nie są porywające, ale nawet te parę złotych zawsze się przyda. A jak czegoś nie udaje się zamienić na gotówkę, zanoszę do biblioteki.
Trochę podziękowań:
W przyszłym roku też będę pisał.
134. Anna Karenina - Lew Tołstoj, Znak 2012 (Kindle)
Męczyłem to w zasadzie od początku grudnia. Jest to książka, po którą sięgnąłem z dwóch powodów: po pierwsze chciałem się zapoznać z literackim pierwowzorem przed obejrzeniem ekranizacji; po drugie zaś zainteresowałem się nią, bo często wspominał tę powieść Bułyczow w Osadzie. Moim pierwszym wrażeniem było, że jest to jakiś rozbudowany Harlequin, i utrzymało się ono do końca. Jedynym, za co mogę pochwalić tę książkę, jest styl Tołstoja: plastyczne i precyzyjne opisy, typowe dla realizmu. Niestety od czasów licealnych nic się nie zmieniło i literacki realizm nudzi mnie śmiertelnie, przez co lektura Anny Kareniny była drogą przez mękę. Wiele wątków jest tu niepotrzebnych, a bardzo ważne wydarzenie z końca siódmej części nie znajduje ani słowa komentarza w ostatniej, ósmej części powieści. To były zmarnowane trzy tygodnie.
135. Piramidy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009 (Kindle)
W ramach odtrutki po Tołstoju wystąpiła grudniowa porcja Pratchetta. Tym razem uwaga autora skupiła się na kraju będącym odpowiednikiem starożytnego Egiptu; przedstawionym w krzywym zwierciadle, jak na Świat Dysku przystało. Widać, że autor się wyrobił i nie męczy już tak, jak w pierwszych dwóch tomach cyklu. Przedstawione wydarzenia są zabawne i ani przez moment nie poczułem się znużony nagromadzeniem humoru, co oznacza, że był on dawkowany w dobrych ilościach.
136. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2006
Tę książkę podrzuciła mi Żona i jest to zdecydowanie najlepsze, co przeczytałem w grudniu. Zafón doskonale przedstawia obraz Barcelony za czasów generała Franco. Jest tu w zasadzie wszystko: tajemnica związana z pewną książką, ciekawi bohaterowie i sprawne użycie oklepanych motywów (opuszczony dom, zakazana miłość, tajemnicza postać), które tutaj potrafią porwać i zauroczyć. Miałem wrażenie, że obraz miasta jest jak wyjęty ze snu, bardzo mi się ta Barcelona spodobała. Książkę zdobią czarno-białe zdjęcia przedstawiające stolicę Katalonii z lat 50., podkreślające urok miejsc opisywanych na kartach powieści.
137. Demony wojny. Część 2 - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Przyszła pora na zmniejszanie zaległości w polskiej fantastyce. Mimo tytułu sugerującego mocniejsze związki z fabułą pierwszego tomu Demonów wojny, druga część opowiada oddzielną, samodzielną historię. Akcja przenosi się ze Związku Radzieckiego do oblężonego przez Armię Czerwoną Wrocławia, gdzie Razumowski poszukuje śladów tajnej bazy Himmlera. Fabuła rozgrywa się raczej spokojnie, trudności, jakie napotyka protagonista, wydają się być przez większą część powieści odległe, a dzięki temu udaje się Przechrzcie ukazać ludzką stronę sowieckiego agenta. Tylko zakończenie pozostawia nieco do życzenia: bohater radzi sobie z przeciwnościami zbyt łatwo, bez względu na to, jak potężny jest jego przeciwnik.
138. Galaktyczny zwiad - Siergiej Sniegow, Solaris 2013
Radziecka space opera, której trzeci tom ukazał się w 1984 roku w Fantastyce (oczywiście nie przeczytałem, pozostawiając sobie lekturę całej trylogii Ludzie jak bogowie w wydaniu Solarisu). Przez cały czas lektury miałem wrażenie, że oglądam odcinek Star Treka: romantyczna wizja eksploracji przestrzeni kosmicznej, gdzie różne gatunki żyją ze sobą w pokoju; zjednoczona ludzkość; odrzucenie przemocy jako sposobu rozstrzygania konfliktów. I w tym wszystkim pojawiają się kosmici, którzy nie chcą się dostosować. Tacy Klingoni tylko potężniejsi. Fajnie się czyta SF z lat sześćdziesiątych. Często jest ono naiwne, ale przedstawia wiarę w człowieka, o co w dzisiejszej literaturze coraz trudniej.
139. Galop '44 - Monika Kowaleczko-Szumowska, Egmont 2014 (Kindle)
Sięgnąłem po to zachęcony pozytywną recenzją w Nowej Fantastyce i niestety nie mam aż takich dobrych wrażeń z lektury. Może dlatego, że nie uważam powstania warszawskiego za najważniejszy moment w historii Polski, drażni mnie idealizowanie obrazu jego uczestników i przedstawianie go jak czegoś niesłychanie potrzebnego. Fabularnie książka ani mnie ziębi, ani grzeje: ot, jest sobie powstanie, do którego trafia dwóch współczesnych nam chłopaków, wychowanych w patriotycznej rodzinie, którzy postanawiają oddać życie w przegranej sprawie sprzed siedemdziesięciu lat. Jest to książka dla młodszego czytelnika (choć raz pada słowo "gówno"), która może kształtować postawy patriotyczne, momentami wzruszająca, ale ponad przeciętność się nie wybija.
140. Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę - Robb Maciąg, Zysk i S-ka 2008
Bo szukam kierunku na przyszłoroczny urlop. Jest to trochę dołująca książka, wszak napisana została po tym, jak autor zorientował się, że jego miejsce obok żony w łóżku jest zajęte przez kogoś innego. Efektem tego szoku jest siedem tysięcy kilometrów przejechanych na rowerze w południowo-wschodniej Azji. Książka jest pamiętnikiem z podróży, spisywanym niemalże dzień po dniu, gdzie większość wpisów to głównie przemyślenia Maciąga z niewielką domieszką opisów otaczającego go świata. Warto jednak po nią sięgnąć: czasem jest smutno, czasem zabawnie, jak to w życiu. Samego tekstu jest tu raptem siedemdziesiąt parę stron (czyli do przeczytania w godzinę lub dwie, jak ktoś ma wolne tempo), większą część objętości stanowią zdjęcia, świetnie dobrane, przedstawiające wycinki krajów, przez które autor się przemieszczał. Po raz kolejny potwierdza się, że po książki z serii Biblioteka Poznaj Świat warto sięgnąć choćby dla samej strony graficznej książek.
Podsumowanie grudnia
W grudniu czytanie szło mi jak krew z nosa. Sporo czasu spędziłem za kierownicą, do tego wypadły Święta, pewne sprawy osobiste i Anna Karenina, które wpłynęły na tempo czytania. Ostatecznie zamknąłem miesiąc z dwunastoma przeczytanymi książkami, choć jeszcze w Wigilię zastanawiałem się, czy uda mi się dobić do dziesięciu sztuk. Ciągle mało czytam polskiej fantastyki, ale doświadczenie mówi mi, że w pierwszym półroczu 2015 w tej kwestii tempo zostanie podkręcone.Książka miesiąca: Carlos Ruiz Zafón - Cień wiatru
Rozczarowanie miesiąca: Lew Tołstoj - Anna Karenina
Podsumowanie roku
Jestem umysłem ścisłym (niektórzy mówią, że ściśniętym), więc najpierw trochę liczb. Przeczytałem 140 książek, czym pobiłem własny zeszłoroczny rekord. Z tej liczby 96 sztuk stanowiła fantastyka (w tym 66 polska i 30 zagraniczna), 23 literatura głównonurtowa (wrzuciłem tu Szekspira), 11 literatura podróżnicza (zdecydowanie mniej niż się spodziewałem), 6 sensacja, 2 historia, i po jednej książce informatycznej (no, prawie) i tomik poezji (pierwszy raz od 2001 roku miałem kontakt z poezją - straszne).Jeśli chodzi o wydawnictwa, to najczęściej w moje ręce trafiały książki Fabryki Słów (20 pozycji), choć dużo słyszałem o spadku jakości ich publikacji. Dalej uplasowały się Prószyński i S-ka (13), Rebis i Wolne Lektury (po 11) oraz Powergraph (10). Wyszło też, że jestem szowinistyczną świnią, gdyż 123 książki, które przeczytałem, zostały napisane przez mężczyzn; widać kobiety rzadko tworzą interesującą mnie literaturę. Starcie papier vs Kindle w tym roku wygrał ten drugi wynikiem 76:64, co jest skutkiem dość częstych wyjazdów (delegacje, urlopy, sprawy rodzinne).
Najczęściej czytani autorzy to: Terry Pratchett (7 książek), Philip K. Dick (5), Orson Scott Card, Jakub Ćwiek, Rafał Kosik, Marcin Mortka (po 4), Aneta Jadowska, duet Orbitowski i Urbaniuk, Adam Przechrzta, William Shakespeare i Vladimir Wolff (po 3).
Cieszy mnie, że w każdym miesiącu udawało mi się przeczytać minimum 10 książek. Ciekawe, czy w przyszłym roku uda mi się uzyskać 150 przeczytanych tytułów. Zacząłem w tym roku sprzedawać książki. Trochę wolno mi to idzie, ale w końcu szybciej się makulatury pozbywam niż ją nabywam. No i ceny, jakie uzyskuję nie są porywające, ale nawet te parę złotych zawsze się przyda. A jak czegoś nie udaje się zamienić na gotówkę, zanoszę do biblioteki.
Trochę podziękowań:
- Dla Żony, która jest pierwszym czytelnikiem i korektorem bloga i co jakiś czas podrzuca mi coś do przeczytania. Za to, że jest i ma do mnie cierpliwość.
- Dla wszystkich czytelników za to, że chce się im czytać moje grafomańskie wypociny, a zwłaszcza dla tych, którzy zostawili po sobie ślad: baczko, Clod, Iman, MEaDEA, Melanto, Repek, Scobin, Senthe, Szept, Thoctar i zegarmistrz. Tych, którzy czują się pominięci przepraszam; postaram się poprawić za rok.
- Dla Agnieszki Hałas, bo miło jest wiedzieć, że autorzy czytanych przeze mnie książek interesują się tym, co mam do powiedzenia na ich temat i zostawiają odzew.
W przyszłym roku też będę pisał.
Etykiety:
Kowaleczko-Szumowska,
Maciąg,
Pratchett,
Przechrzta,
Ruiz Zafón,
Sniegow,
Tołstoj
czwartek, 18 grudnia 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #50
Z jednodniowym opóźnieniem (wczoraj zabrakło czasu na stukanie w klawiaturę) zapraszam do lektury kolejnej, przedostatniej w tym roku notki. Następna w Sylwestra.
Jak do tej pory czytanie w grudniu idzie mi jak krew z nosa. Ponad pół miesiąca minęło, a na koncie dopiero pięć przeczytanych książek. W tym tygodniu są to dwie pozycje, obie w wydaniu papierowym. Na Kindle'u na razie brnę przez Annę Kareninę i przypominam sobie, dlaczego od literackiego realizmu za czasów licealnych mnie odrzucało.
132. Najazd z przeszłości - James P. Hogan, Kwadrat 1993
Kolejna powieść, którą poprzedni właściciel brutalnie wytargał z Fantastyki. Jest to bardzo fajne SF o kontakcie wysłanej z przeżartej wojnami Ziemi grupy ludzi na spotkanie ze sztucznie wyhodowaną społecznością zamieszkującą obcą planetę. Hogan prezentuje utopijne socjalistyczne społeczeństwo nieskażone ziemskim dążeniem do posiadania i konfrontuje je z ludźmi, jakich znamy z naszych ulic. A kiedy we wszystko dodatkowo miesza się armia, wiadomo, że coś musi się spieprzyć. Bardzo fajnie się to czyta, wizja utopijnego kraju, mimo że bardzo naiwna, jest ciekawa, a fabuła trzyma do samego końca w napięciu.
133. Valis - Philip K. Dick, Rebis 2011
Jest to inny Dick niż ten, do którego jestem przyzwyczajony. Dostałem psychodeliczną powieść, gdzie pojawiają się tradycyjne u Dicka pytania o rzeczywistość, ale najwięcej miejsca poświęca się zagadnieniu Boga. Autor pyta o jego istotę, poszukując odpowiedzi w gnostycyzmie. Ja tego nie kupuję - nie jest to to, czego szukam w SF. Fabuła służy tylko i wyłącznie prezentacji rozważań na temat Absolutu i nie jest zbyt zajmująca. Nie moja bajka.
Jak do tej pory czytanie w grudniu idzie mi jak krew z nosa. Ponad pół miesiąca minęło, a na koncie dopiero pięć przeczytanych książek. W tym tygodniu są to dwie pozycje, obie w wydaniu papierowym. Na Kindle'u na razie brnę przez Annę Kareninę i przypominam sobie, dlaczego od literackiego realizmu za czasów licealnych mnie odrzucało.
132. Najazd z przeszłości - James P. Hogan, Kwadrat 1993
Kolejna powieść, którą poprzedni właściciel brutalnie wytargał z Fantastyki. Jest to bardzo fajne SF o kontakcie wysłanej z przeżartej wojnami Ziemi grupy ludzi na spotkanie ze sztucznie wyhodowaną społecznością zamieszkującą obcą planetę. Hogan prezentuje utopijne socjalistyczne społeczeństwo nieskażone ziemskim dążeniem do posiadania i konfrontuje je z ludźmi, jakich znamy z naszych ulic. A kiedy we wszystko dodatkowo miesza się armia, wiadomo, że coś musi się spieprzyć. Bardzo fajnie się to czyta, wizja utopijnego kraju, mimo że bardzo naiwna, jest ciekawa, a fabuła trzyma do samego końca w napięciu.
133. Valis - Philip K. Dick, Rebis 2011
Jest to inny Dick niż ten, do którego jestem przyzwyczajony. Dostałem psychodeliczną powieść, gdzie pojawiają się tradycyjne u Dicka pytania o rzeczywistość, ale najwięcej miejsca poświęca się zagadnieniu Boga. Autor pyta o jego istotę, poszukując odpowiedzi w gnostycyzmie. Ja tego nie kupuję - nie jest to to, czego szukam w SF. Fabuła służy tylko i wyłącznie prezentacji rozważań na temat Absolutu i nie jest zbyt zajmująca. Nie moja bajka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)