niedziela, 31 grudnia 2017

Przeczytane. Grudzień 2017

Ostatni miesiąc 2017 roku nie przyniósł jakichś spektakularnych efektów. Skończyłem trochę napoczętych dawno lektur, udało się nawet dotrwać do końca z Pismem Świętym. Wśród książek dominują utwory czytane pod kątem Zajdla/Żuławskiego i taki trend będzie się z pewnością utrzymywał jeszcze przez cztery pierwsze miesiące 2018 roku. Zapraszam.

59. Trupojad i dziewczyna - Ahsan Ridha Hassan, Genius Creations 2017 (Kindle)

Ta książka trafiła mi się przez przypadek. Kiedy kupowałem Zatopić Niezatapialną Anny Hrycyszyn, Empik podpiął złego e-booka pod mój zakup i tak zostałem z darmową książką, której nie planowałem nabywać. Minęło trochę czasu i w końcu stwierdziłem, że można by to przeczytać. Dostałem ciekawie zapowiadający się miks świata fantasy z naszą rzeczywistością, przy czym tutaj występują one na zasadzie światów alternatywnych, a konstrukcja powieści opiera się na tym, że do końca nie wiemy, który z nich dwóch jest tym prawdziwym. Zdecydowana większość wydarzeń rozgrywa się w realiach baśniowych. Niestety fabuła kuleje. Widać, że autor ma głowę pełną pomysłów, ale zabrakło mu miejsca na ich realizację. Wiele wątków prosi się o rozwinięcie, a zostają zepchnięte w cień lub zignorowane. Specjalne moce, które bohaterka zdobywa, lądując w ciele Pani Klątwy, zamiast pomagać w rozwoju fabuły, sprawiają wrażenie, jakby autorowi przeszkadzały, więc przez dość długi czas odcina od nich protagonistkę bez żadnego uzasadnienia. Szkoda, że tak wyszło, bo potencjał powieść miała spory, ale realizacja była nie najlepsza.

60. Akuszer bogów - Aneta Jadowska, SQN 2017

Znowu Jadowska... Nie wiem, co ciągnie mnie do jej książek. Z jednej strony fajnie się je momentami czyta, potrafię się wciągnąć w przedstawioną historię, a potem główna bohaterka wygłasza jakąś przemowę albo snuje takie rozważania, że zastanawiam się, czy jest ona kobietą po trzydziestce, czy też nastolatką z zaburzeniami emocjonalnymi. Tutaj też: mogłaby być to normalna, przyjemna historia o odszukiwaniu własnej przeszłości z rozważaniami, czy na pewno dobrze jest poznawać dotyczące własnej osoby tajemnice, ale co jakiś czas Nikita musi się objawić jako emo-dziewczynka. Co jest dziwne w przypadku zawodowej zabójczyni. Niestety Jadowska popełnia cały czas te same grzechy. Dora Wilk była irytująca przez bycie Mary Sue i podobna przypadłość zaczyna dopadać Nikitę. Twarda, piękna i ze wszystkim sobie poradzi. A ja i tak, jak się znam, będę czytał następne części.

61. Wendy - Jakub Ćwiek, Artrage 2017 (Kindle)

Jedno z opowiadań Kuby Ćwieka wrzucone niedawno na Artrage. Tytuł sugeruje jakiś związek z Piotrusiem Panem, a tym samym z cyklem Chłopcy, ale jest to błędny trop. Ćwiek napisał opowiadanie o młodej dziewczynie, która przyjeżdża do małego miasteczka na opolszczyźnie i odnawia tam starą znajomość. Lekkie pióro, trochę horrorowatości i ciekawe rozwiązanie sprawiają, że warto było poświęcić dwie godziny życia na niezbyt wymagającą lekturę. Przyjemne czytadło, po którym zacząłem się zastanawiać, dlaczego nic nie wiem o Joy Division (i nie jestem aż tak zdesperowany, żeby szukać ich w wikipedii).

62. Wśród mangowych drzew - Madhur Jaffrey, Wydawnictwo Czarne 2013

Żona kiedyś znalazła na półce w Empiku i stwierdziliśmy, że opis dzieciństwa w Indiach musi być ciekawy. Tyle, że nie. Generalnie cała książka sprowadza się do "robiliśmy to i to, a potem jedliśmy to i to". Nie ma niby nic dziwnego w tym, że autorka, która prowadzi programy kulinarne i pisze książki kucharskie skupia się na gastronomicznej stronie Indii, ale posuwa się do przesady typu "umarł dziadek, była stypa, co za uczta!" Przez większą część książki potwornie się nudziłem, rozbudził mnie w zasadzie tylko fragment o oddzieleniu się Pakistanu od Indii i pokazanie, jak zmieniała się mentalność ludzi i ich pogląd na sąsiadów wyznających inną religię. Po czym okazuje się, że opis ten służy podaniu informacji, że do Delhi sprowadzili się Hindusi z Pendżabu i że przywieźli ze sobą swoją kuchnię. Kilkadziesiąt ostatnich stron to przepisy kulinarne i byłaby to może najlepsza część książki, gdyby nie to, że w Polsce niektóre składniki potwornie ciężko dostać (widział ktoś koźlinę w sklepie?) albo ich cena jest nieprzyzwoicie wysoka (jagnięcina się kłania). Zawiodłem się.

63. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu - różni autorzy, Święty Paweł 2011

Dostaliśmy Pismo Św. w prezencie ślubnym od zaprzyjaźnionych franciszkanów. Do przeczytania go od deski do deski natchnęły mnie zaś wygłoszone z ambony słowa pewnego cystersa, który określił je mianem najważniejszej książki w historii ludzkości. No i w sumie miał rację, bo chyba żaden inny tekst nie wywarł na ludzkość takiego wpływu jak Biblia (choć można się w tej kwestii spierać o rolę Koranu). Lektura zajęła mi prawie dwa lata: tekst jest w znacznej mierze ciężko przyswajalny ze względu na styl, jakim się posługują autorzy. Niemniej, uważam, że jest to bardzo wartościowa pozycja, która pozwala zrozumieć wiele zjawisk zachodzących czy to w judaizmie, czy w chrześcijaństwie. Najlepiej czytało mi się Torę i większość ksiąg historycznych, choć Pierwsza Księga Kronik jest świetnym środkiem nasennym (genealogia rodów izraelskich i panegiryk na cześć króla Dawida), a Księga Jozuego to niezbyt zajmujący opis podboju Kanaanu (bitwa, bitwa, bitwa). Należy mieć jednak na uwadze, że nie są one traktatem historycznym, a raczej religijną interpretacją historii. Świetnie też czytało się Ewangelie, zwłaszcza według św. Mateusza i św. Łukasza - obszerne teksty, które dobrze się uzupełniają, jeśli chodzi o szczegóły z życia Chrystusa. Miałem problem z księgami mądrościowymi i niektórymi prorockimi, chyba dlatego, że często były one pisane językiem poetyckim, a ja z poezją się nie za bardzo lubimy. Sprawnie przebiłem się natomiast przez Księgi Daniela i Jonasza - oba teksty są fabularyzowane, a takie wchłaniam najlepiej. Lektura Pisma Świętego w wielu miejscach daje odczuć, jak bardzo czasy się zmieniły. Poszczególne księgi pisane przez mężczyzn i dla mężczyzn pokazywały kobiety jako przedmioty będące własnością ojca lub męża, których wartość zależała albo od dziewictwa, albo od liczby urodzonych dzieci. Razi też starotestamentowe podejście do wychowywania dzieci (żeby syn szanował ojca należy nie szczędzić mu rózgi). Na szczęście cały tekst został opatrzony obszernymi komentarzami wyjaśniającymi kontekst historyczno-kulturowy i tłumaczącymi, dlaczego niektóre z rad dawnych mędrców dzisiaj nie mają racji bytu. Te komentarze i przypisy są jednym z najmocniejszych punktów nowego tłumaczenia Biblii - pozwalają ją zrozumieć każdemu. W nowym Testamencie takich zgrzytów kulturowych jest już znacznie mniej. Nadal można się czepiać tego, jak święty Piotr i święty Paweł widzą role poszczególnych osób w rodzinie (potrzebowaliśmy wszak wojen światowych, żeby się przekonać, że kobiety głupsze ani mniej zaradne od mężczyzn nie są), ale ogólne przesłanie jest takie, że szacunek należy się każdemu człowiekowi, bez względu na pochodzenie. I dobrze byłoby, gdyby współcześni hierarchowie kościelni o naukach Chrystusa, a potem głównie św. Pawła Apostoła pamiętali. Jest to bardzo wartościowa książka, po którą dobrze jest sięgnąć, nawet nie poczuwając się do związków z Kościołem Katolickim, choćby po to, żeby wiedzieć, co się krytykuje. A dla wyznawców Chrystusa powinna być to pozycja obowiązkowa, bo raczej powinno się być świadomym tego, w co się wierzy.

64. Samozwaniec. Moskiewska ladacznica. Tom I - Jacek Komuda, Fabryka Słów 2017

Komuda zakończył temat pierwszej dymitriady, ale ponieważ działalność Polaków w okolicach Moskwy na początku XVII wieku jest dla niego tematem nośnym fabularnie, postanowił wrócić w tamte rejony i opisać próby osadzenia na carskim tronie kolejnego Dymitra Samozwańca. Mam świadomość, że autor dobrze się czuje w realiach Rzeczypospolitej Szlacheckiej, ale tutaj chyba trochę zabrakło mu fantazji. Książka jest krótka i odniosłem wrażenie, że niewiele się tu dzieje. Ot, Dymitr zgromadził polskie wojska, odbyło się parę bitew i tyle. Brakuje tu też wyrazistego protagonisty, jakim w czterotomowym Samozwańcu był Jacek Dydyński. Tutaj wydaje się, że taką rolę ma pełnić Lisowski, ale Komuda poświęca mu zdecydowanie za mało czasu antenowego. Autorowi zdarza się też porzucać bohaterów w środku powieści (tak jest na przykład z Maryną Mniszchówną, która znika po dwóch rozdziałach jej poświęconych - prawdopodobnie wróci w kolejnym tomie). Na pewno jest to materiał na ciekawą opowieść, ale tutaj chyba w grę wchodziły krótkie deadline'y, bo Moskiewska ladacznica sprawia wrażenie niedopracowanej, nawet biorąc pod uwagę, że jest to zaledwie pierwszy tom.

Rozgrzebane:
- Charlaine Harris - Martwy aż do zmroku
- David Mitchell - Atlas Chmur
- Agnieszka Stelmaszyk - Tajemnica klejnotu Nefertiti
- Jarosław Kret - Mój Madagaskar
- Andrzej Ziemiański - Virion. Wybraniec
- Anna Kańtoch - Niepełnia
- Magdalena Kozak - Renegat
- Jacek Łukawski - Krew i stal
- Jan Brzechwa - Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Bajki
- Saviour Pirotta - Dookoła świata w 80 baśni

Podsumowanie roku

Wyszedł mi najsłabszy czytelniczo rok od wielu lat. 64 książki to niewiele, raptem 5,3 książki miesięcznie, ale przyzwyczaiłem się już, że przy dwójce dzieci szybkie czytanie nie wchodzi w grę. Na pewno spory udział w takim wyniku miało mozolne przebijanie się przez Pismo Święte, które pochłonęło sporo mojego czytelniczego czasu. Udało mi się dotrwać do końca, więc w przyszłym roku wynik powinien być nieco lepszy. Wśród lektur tradycyjnie dominowała polska fantastyka, trochę też wpadło zagranicznej i literatury głównonurtowej. Zdecydowanie za mało jak na mój gust przeczytałem książek podróżniczych - w przyszłym roku trzeba się będzie poprawić w tej kwestii. Aż piętnaście pozycji wyszło nakładem Fabryki Słów. Wydawnictwo niby jest krytykowane za jakość wydawanych tekstów, ale widać, że na polskim poletku fantastycznym nie mają sobie równych - wydają uznane na rynku nazwiska, co pozwala im zarabiać pieniądze i wypuszczać na rynek jeszcze więcej książek. W roku 2017 dominowały papierowe wersje książek. Na Kindle'u przeczytałem tylko 27 pozycji, co mocno mnie zaskoczyło, bo myślałem, że będę odchodził od papieru na rzecz elektroniki. Do grona podsuwaczy literatury dołączył mój Syn, który ściąga czasem coś z półki i przynosi, mówiąc "Tata poczyta". W ten sposób zabrałem się za kilka książek (w tym sporo tych, które wymieniłem wyżej jako rozgrzebane.

Podziękowań w tym roku mało, bo odkąd się wyniosłem z Poltera, prawie nikt się nie przyznaje do czytania tego bloga:
  • dla Żony za cierpliwość i zrozumienie, że czasem potrzebuję czasu na spokojne czytanie
  • dla Syna i Córki, którzy co jakiś czas wskazywali kolejną lekturę (choć ona raczej nieświadomie)
  • dla Gosi, która jako jedyna z czytelników zostawia tutaj po sobie ślad

Do przeczytania w kolejnym roku.

2 komentarze:

  1. Czytaj dalej :) Z żalem ostrzegam przed nowym Orbitowskim, mnie "Exodus" bardzo rozczarował :( Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w planach przeczytać. Zobaczymy, jak to będzie.

      Usuń