W tym tygodniu miałem kolejną wizytę rodzinną, co przełożyło się na mniejszą liczbę przeczytanych książek. Z drugiej strony, dopadło mnie jakieś choróbsko, które uwięziło mnie w domu, więc po wyjeździe gości miałem teoretycznie sporo czasu na lektury. Piszę "teoretycznie", bo zająłem się jeszcze zdobywaniem platyny w Assassin's Creed: Revelations i uaktualnianiem zdjęć na Picasie (tak, tak, zdjęcia z Japonii już wkrótce). Ostatecznie stanęło więc na dwóch pozycjach. Oto one.
14. Najemnicy. Część I - Paweł Jakubowski, Studio Truso 2013 (Kindle)
Autor udzielający się na Polterze, kilka pozytywnych opinii znalezionych w Sieci i wydanie książki w formie elektronicznej sprawiły, że w końcu zdecydowałem się na zakup Najemników. Niestety, bardzo się rozczarowałem. Wojenne fantasy rozpieściło mnie wysokim poziomem powieści Eriksona i Wegnera, z żalem więc stwierdziłem, że utworowi Pawła Jakubowskiego bliżej jakością do tworów R.A. Salvatore'a niż do wspomnianych autorów. Erpegowość prezentowanej historii wylewa się z kart powieści hektolitrami i naprawdę nie znalazłem ani jednego fragmentu, który by mnie porwał. Bohaterowie zamiast intrygować swoimi tajemnicami, tylko nimi irytują (moim ulubieńcem jest barbarzyńca z gatunku "zabili mi rodzinę i się mszczę"). Z drugiej strony, każdy z nich ma jakieś charakterystyczne cechy, przez które łatwo jest go zapamiętać (bardzo erpegowo zresztą), a jeśli spojrzeć na nich jak na zbiorowość, to kompania najemników prezentuje się całkiem ciekawie. Paradoksalnie, mimo że uważam powieść za słabą, to dobrze mi się ją pochłaniało - już któryś raz spotykam się z takim zjawiskiem - może dlatego dam autorowi kolejną szansę przekonania mnie do swojej twórczości.
15. Iriomote - wyspa dzikich kotów - Krzysztof Schmidt, Nozomi Nakanishi, Zysk i S-ka 2008 (Kindle)
Książka zakupiona jeszcze na fali gromadzenia lektur japońskotematycznych. Tym razem autor (pani Nakanishi pojawia się jako autorka tekstu wyłącznie kurtuazyjnie) wyrusza w celach naukowych na wysepkę Iriomote położoną w archipelagu Riukiu (najdalej na południowy zachód wysunięta część Japonii), a to w celu badania tamtejszego endemicznego gatunku dzikich kotów, odkrytego w połowie XX stulecia. W zasadzie całe dwieście kilka stron tekstu dotyczy tego, jak trudno jest śledzić w tamtejszym terenie migrację poszczególnych osobników i jakie autor wraz z zespołem badaczy napotkali trudności techniczne. I tak na okrągło. Gdzieniegdzie pojawiają się opisy obrzędów i rytuałów odprawianych przez lokalną ludność przy okazji różnych świąt, ale jest tego jak na lekarstwo. Jest to więc zdecydowanie książka o kotach, choć, jak się okazuje, wszystkie dane zgromadzone na ich temat są nie do końca pewne, ale mimo wszystko można się z niej czegoś na ich temat dowiedzieć.
środa, 12 lutego 2014
czwartek, 6 lutego 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #5
Notka opóźniona o jeden dzień z powodu awarii internetu.
Luty zacząłem od trzech książek, które czytałem mniej więcej jednocześnie. Na całe szczęście były to przyjemne lektury, choć proporcje fantastyki do niefantastyki w tym tygodniu zostały odwrócone - tylko jedna (za to bardzo dobra) książka fantastyczna. Po raz kolejny też Kindle przegrywa z papierem (za dużo makulatury w domu).
11. Punkt cięcia - Michał Cholewa, Warbook 2013
Kontynuacja Gambitu zmienia przeciwnika wojsk Unii Europejskiej ze Stanów Zjednoczonych na Chiny. W kwestii opisu działań wojennych udało się autorowi utrzymać poziom poprzedniej części - w zajmujący sposób przedstawia bitwy kosmiczne i operacje wywiadu wojskowego. Ciekawie zostało również ukazane Imperium Chińskie wraz z całą dworską etykietą. Cholewa lepiej zaprezentował bohaterów, tym razem widać, że są oni z krwi i kości; nawet Brisbane'a da się polubić. Mankamentów powieści jest niewiele. Pierwszym jest nieco pozbawiony polotu styl autora, choć przyznać trzeba, że książkę czyta się sprawnie (i to mimo tego, że przebijałem się przez nią pięć dni). Kolejna sprawa to niemal całkowite pominięcie wątku, który zawiązał akcję, choć liczę na jego rozwinięcie w kolejnej części.
12. Dziękuję ci, kapitanie - Arkady Fiedler, Bernardinum 2013
Za tę króciutką lekturę zabrałem się, bo była to jedyna książka, jaką miałem przy sobie, oczekując na obiad w Sfinksie. Wcześniej z Fiedlerem miałem styczność w szkole podstawowej przy okazji Dywizjonu 303 i Kanady pachnącej żywicą. Dziękuję ci, kapitanie bardzo przypomina tę pierwszą książkę, przy czym zamiast o lotnikach opowiada o ludziach pracujących na statkach handlowych w czasie drugiej wojny światowej. Autorowi trzeba oddać, że pisze w taki sposób, że z wypiekami na twarzy czytałem tekst, którego tematyka w innym przypadku śmiertelnie by mnie wynudziła. Jest to naprawdę ciekawy zestaw historii o brawurze, bohaterstwie i ułańskiej fantazji zwykłych cywilnych marynarzy, którym przyszło pracować w bardzo niespokojnych czasach. Nie spodziewałem się czegoś tak dobrego.
13. Wałkowanie Ameryki - Marek Wałkuski, Editio 2012 (Kindle)
Kolejna książka, po którą sięgnąłem po przeczytaniu artykułu Wałkuskiego o Stanach Zjednoczonych w miesięczniku Poznaj Świat. Artykuł ten, jak się okazało składa się z fragmentów Wałkowania Ameryki. Autor, przebywający w USA jako korespondent Polskiego Radia, stara się przybliżyć czytelnikowi społeczeństwo amerykańskie, różnice w mentalności pomiędzy tamtejszą ludnością a Europejczykami, przedstawia też zmiany, jakie zachodziły wśród obywateli Stanów Zjednoczonych, a wszystko często uzupełnia statystykami, z których ktoś złośliwy mógłby wyciągnąć wniosek, że Wałkuski jest rasistą (choć przedstawia tylko fakty poparte liczbami). Jest to solidne kompendium wiedzy o zasadach rządzących krajem za Wielką Wodą, które pokazuje przyczyny pewnych zjawisk, za które Stany często są w naszym kraju krytykowane (jak choćby wizy dla Polaków, polish jokes, czy też zbrojne interwencje na całym świecie).
Książka miesiąca: Steven Erikson - Wspomnienie lodu
Rozczarowanie miesiąca: Aneta Jadowska - Zwycięzca bierze wszystko
Luty zacząłem od trzech książek, które czytałem mniej więcej jednocześnie. Na całe szczęście były to przyjemne lektury, choć proporcje fantastyki do niefantastyki w tym tygodniu zostały odwrócone - tylko jedna (za to bardzo dobra) książka fantastyczna. Po raz kolejny też Kindle przegrywa z papierem (za dużo makulatury w domu).
11. Punkt cięcia - Michał Cholewa, Warbook 2013
Kontynuacja Gambitu zmienia przeciwnika wojsk Unii Europejskiej ze Stanów Zjednoczonych na Chiny. W kwestii opisu działań wojennych udało się autorowi utrzymać poziom poprzedniej części - w zajmujący sposób przedstawia bitwy kosmiczne i operacje wywiadu wojskowego. Ciekawie zostało również ukazane Imperium Chińskie wraz z całą dworską etykietą. Cholewa lepiej zaprezentował bohaterów, tym razem widać, że są oni z krwi i kości; nawet Brisbane'a da się polubić. Mankamentów powieści jest niewiele. Pierwszym jest nieco pozbawiony polotu styl autora, choć przyznać trzeba, że książkę czyta się sprawnie (i to mimo tego, że przebijałem się przez nią pięć dni). Kolejna sprawa to niemal całkowite pominięcie wątku, który zawiązał akcję, choć liczę na jego rozwinięcie w kolejnej części.
12. Dziękuję ci, kapitanie - Arkady Fiedler, Bernardinum 2013
Za tę króciutką lekturę zabrałem się, bo była to jedyna książka, jaką miałem przy sobie, oczekując na obiad w Sfinksie. Wcześniej z Fiedlerem miałem styczność w szkole podstawowej przy okazji Dywizjonu 303 i Kanady pachnącej żywicą. Dziękuję ci, kapitanie bardzo przypomina tę pierwszą książkę, przy czym zamiast o lotnikach opowiada o ludziach pracujących na statkach handlowych w czasie drugiej wojny światowej. Autorowi trzeba oddać, że pisze w taki sposób, że z wypiekami na twarzy czytałem tekst, którego tematyka w innym przypadku śmiertelnie by mnie wynudziła. Jest to naprawdę ciekawy zestaw historii o brawurze, bohaterstwie i ułańskiej fantazji zwykłych cywilnych marynarzy, którym przyszło pracować w bardzo niespokojnych czasach. Nie spodziewałem się czegoś tak dobrego.
13. Wałkowanie Ameryki - Marek Wałkuski, Editio 2012 (Kindle)
Kolejna książka, po którą sięgnąłem po przeczytaniu artykułu Wałkuskiego o Stanach Zjednoczonych w miesięczniku Poznaj Świat. Artykuł ten, jak się okazało składa się z fragmentów Wałkowania Ameryki. Autor, przebywający w USA jako korespondent Polskiego Radia, stara się przybliżyć czytelnikowi społeczeństwo amerykańskie, różnice w mentalności pomiędzy tamtejszą ludnością a Europejczykami, przedstawia też zmiany, jakie zachodziły wśród obywateli Stanów Zjednoczonych, a wszystko często uzupełnia statystykami, z których ktoś złośliwy mógłby wyciągnąć wniosek, że Wałkuski jest rasistą (choć przedstawia tylko fakty poparte liczbami). Jest to solidne kompendium wiedzy o zasadach rządzących krajem za Wielką Wodą, które pokazuje przyczyny pewnych zjawisk, za które Stany często są w naszym kraju krytykowane (jak choćby wizy dla Polaków, polish jokes, czy też zbrojne interwencje na całym świecie).
Podsumowanie stycznia
W styczniu przeczytałem łącznie dziesięć książek, czyli o dwie więcej niż rok temu. Siedem z nich było fantastyką, z tego sześć to książki polskich autorów. Tylko dwie książki przeczytałem na Kindle'u, co wiąże się ze sporą ilością nieprzeczytanej makulatury, która zagraca mi cały jeden pokój. Pod kątem nominacji do Nagrody im. Zajdla nie był to szczęśliwy miesiąc - tylko cztery książki zawierały utwory, które mogą być nominowane, co oznacza, że muszę się bardziej sprężyć z czytaniem zeszłorocznych tekstów (jak widać po tym tygodniu, niezbyt mi to wyszło). Zacząłem też sprzedawać rozrzucone po mieszkaniu książki. Na razie idzie nieźle - tylko dwie nie znalazły nabywcy.Książka miesiąca: Steven Erikson - Wspomnienie lodu
Rozczarowanie miesiąca: Aneta Jadowska - Zwycięzca bierze wszystko
środa, 29 stycznia 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #4
Kolejny tydzień przyniósł tylko jedną przeczytaną książkę (ale za to prawdziwą cegłę), choć i tak przez moment wątpiłem, czy uda mi się ją dokończyć.
10. Wspomnienie lodu - Steven Erikson, MAG 2012
Trzeci tom Malazańskiej Księgi Poległych jest bezpośrednią kontynuacją Ogrodów Księżyca i jako taki wraca do bohaterów, których zdążyłem polubić. Książka przez cały czas trzyma w napięciu, co przy niespełna dziewięciuset stronach jest sporym osiągnięciem - ani przez chwilę nie poczułem się znużony lekturą. Erikson w tym monumentalnym utworze rewelacyjnie przedstawia brud i okrucieństwa wojny (z kanibalizmem i nekrofilią włącznie), a z drugiej strony zostawia sporo miejsca na żołnierski humor, zwłaszcza w dialogach moich ulubionych Podpalaczy Mostów. Fajnie też, że pojawia się coraz więcej informacji na temat historii świata przedstawionego - i to podanych w taki sposób, że nie sprawiają wrażenia wepchniętych na siłę. I choć, jak na mój gust, trochę za dużo tu boskich działań i nadnaturalnych mocy uzyskiwanych przez zwykłych śmiertelników, jest to najlepsza jak do tej pory część cyklu.
10. Wspomnienie lodu - Steven Erikson, MAG 2012
Trzeci tom Malazańskiej Księgi Poległych jest bezpośrednią kontynuacją Ogrodów Księżyca i jako taki wraca do bohaterów, których zdążyłem polubić. Książka przez cały czas trzyma w napięciu, co przy niespełna dziewięciuset stronach jest sporym osiągnięciem - ani przez chwilę nie poczułem się znużony lekturą. Erikson w tym monumentalnym utworze rewelacyjnie przedstawia brud i okrucieństwa wojny (z kanibalizmem i nekrofilią włącznie), a z drugiej strony zostawia sporo miejsca na żołnierski humor, zwłaszcza w dialogach moich ulubionych Podpalaczy Mostów. Fajnie też, że pojawia się coraz więcej informacji na temat historii świata przedstawionego - i to podanych w taki sposób, że nie sprawiają wrażenia wepchniętych na siłę. I choć, jak na mój gust, trochę za dużo tu boskich działań i nadnaturalnych mocy uzyskiwanych przez zwykłych śmiertelników, jest to najlepsza jak do tej pory część cyklu.
środa, 22 stycznia 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #3
W tym tygodniu ukończyłem trzy książki, niestety z jakością lektur nie było zbyt różowo - trafiłem na dwie mocno przeciętne lektury i tylko jedną w miarę przyzwoitą. Po raz pierwszy w tym roku sięgnąłem po Kindle'a. W planie był tydzień pod wezwaniem e-booków, ale Fabryka Słów zwleka z wydaniem elektronicznej wersji Demona Luster, więc znalazłem czas na kolejną powieść Marcina Mortki, która zalegała na półce. Kolejna notka może się ukazać dopiero za dwa tygodnie, jeżeli do następnej środy nie zdołam się uporać z trzecim tomem Malazańskiej Księgi Poległych.
7. Piaski Armagedonu - Vladimir Wolff, Warbook 2011 (Kindle)
Tym razem Wolff postanowił przenieść akcję swojego cyklu z Europy na Bliski Wschód. Podjął się zaprezentowania potencjalnego rozwinięcia konfliktu izraelsko-muzułmańskiego i przyznać muszę, że jest to bardzo prawdopodobna wizja rozwoju wydarzeń. Akcja toczy się wielowątkowo - przedstawione są reakcje różnych państw na toczącą się wojnę (głównie USA i Polski, ale wspomina się też o Rosji). Po raz kolejny pojawia się znany z poprzednich tomów porucznik Wirski, ale znów mam wrażenie, że autor poświęcił mu za mało miejsca. Zupełnie niepotrzebny natomiast jest wątek egipskiego świętego męża; w żaden sposób nie wpływa on na fabułę powieści i jako taki mógłby zostać pominięty bez żadnej straty dla utworu. Innym mankamentem jest dość surowy styl autora. Nie przesłania to jednak faktu, że Piaski Armagedonu czytało mi się o wiele lepiej niż Stalową kurtynę czy Czerwoną apokalipsę.
8. Szubienicznik: Falsum et verum - Jacek Piekara, Wydawnictwo Otwarte 2014 (Kindle)
Piekara znów zaprasza w realia Rzeczypospolitej szlacheckiej za panowania Jana III Sobieskiego. Po raz kolejny cała fabuła sprowadza się do rozmów i opowieści panów braci, które to historie notorycznie przerywane są dygresjami sztucznie pompującymi objętość książki. Przez 340 stron tekstu (w wersji papierowej) wprowadzona w pierwszym tomie intryga wzbogaca się tylko o jeden nowy trop, co doskonale obrazuje ślamazarne tempo fabuły. Cliffhanger, którym kończy się pierwszy tom najlepiej można opisać słowami "z dużej chmury mały deszcz" - tak rozczarowującego rozwiązania sytuacji nie widziałem już dawno. Jak w poprzedniej części, najlepszą stroną powieści jest stylizacja języka na obowiązujący wśród szlachty sarmackiej. Poza tym jest nudno, choć chęć dowiedzenia się, o co chodzi i kto za wszystkim stoi, sprawia, że książkę chce się czytać, a krótsze niż poprzednim razem opowieści czynią książkę mniej nużącą. Powieść znów kończy się cliffhangerem, co oznacza, że należy się spodziewać kontynuacji. Mam nadzieję, że następnym razem nie będę rozczarowany.
9. Dom pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2013
Po okładce i tytule spodziewałem się kolejnej książki Mortki przeznaczonej dla młodszego czytelnika. Dostałem jednak bardzo klasyczny i sztampowy survival horror, w którym grupa nastolatków pod opieką indiańskiego przewodnika staje w obliczu tajemniczego zjawiska. Mamy mutantów z lasu, ludzi zamienionych w pseudozombi i niegrzeczny gang motocyklowy, a w to wszystko wmieszane są typowe problemy nastolatków (ze szczególnym uwzględnieniem braku dostępu do Twittera). W każdej chwili poświęconej na czytanie tej powieści miałem wrażenie, że to wszystko już było (zwłaszcza zombi w supermarkecie). Niestety Mortka absolutnie niczego nie wyjaśnia - nie wiadomo, skąd wzięło się całe zjawisko - brakuje też bardziej wyrazistego finału. Otwarte zakończenie sugeruje, że autor pracuje nad kolejnym tomem, a ja ciągle liczę, że, jeżeli się on ukaże, dorówna poziomem bardzo dobremu Mieczowi i kwiatom. Mortkę należy jednak pochwalić za lekkie pióro, które sprawia, że Dom... można połknąć w jeden wieczór (czemu sprzyja też niewielka objętość książki).
7. Piaski Armagedonu - Vladimir Wolff, Warbook 2011 (Kindle)
Tym razem Wolff postanowił przenieść akcję swojego cyklu z Europy na Bliski Wschód. Podjął się zaprezentowania potencjalnego rozwinięcia konfliktu izraelsko-muzułmańskiego i przyznać muszę, że jest to bardzo prawdopodobna wizja rozwoju wydarzeń. Akcja toczy się wielowątkowo - przedstawione są reakcje różnych państw na toczącą się wojnę (głównie USA i Polski, ale wspomina się też o Rosji). Po raz kolejny pojawia się znany z poprzednich tomów porucznik Wirski, ale znów mam wrażenie, że autor poświęcił mu za mało miejsca. Zupełnie niepotrzebny natomiast jest wątek egipskiego świętego męża; w żaden sposób nie wpływa on na fabułę powieści i jako taki mógłby zostać pominięty bez żadnej straty dla utworu. Innym mankamentem jest dość surowy styl autora. Nie przesłania to jednak faktu, że Piaski Armagedonu czytało mi się o wiele lepiej niż Stalową kurtynę czy Czerwoną apokalipsę.
8. Szubienicznik: Falsum et verum - Jacek Piekara, Wydawnictwo Otwarte 2014 (Kindle)
Piekara znów zaprasza w realia Rzeczypospolitej szlacheckiej za panowania Jana III Sobieskiego. Po raz kolejny cała fabuła sprowadza się do rozmów i opowieści panów braci, które to historie notorycznie przerywane są dygresjami sztucznie pompującymi objętość książki. Przez 340 stron tekstu (w wersji papierowej) wprowadzona w pierwszym tomie intryga wzbogaca się tylko o jeden nowy trop, co doskonale obrazuje ślamazarne tempo fabuły. Cliffhanger, którym kończy się pierwszy tom najlepiej można opisać słowami "z dużej chmury mały deszcz" - tak rozczarowującego rozwiązania sytuacji nie widziałem już dawno. Jak w poprzedniej części, najlepszą stroną powieści jest stylizacja języka na obowiązujący wśród szlachty sarmackiej. Poza tym jest nudno, choć chęć dowiedzenia się, o co chodzi i kto za wszystkim stoi, sprawia, że książkę chce się czytać, a krótsze niż poprzednim razem opowieści czynią książkę mniej nużącą. Powieść znów kończy się cliffhangerem, co oznacza, że należy się spodziewać kontynuacji. Mam nadzieję, że następnym razem nie będę rozczarowany.
9. Dom pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2013
Po okładce i tytule spodziewałem się kolejnej książki Mortki przeznaczonej dla młodszego czytelnika. Dostałem jednak bardzo klasyczny i sztampowy survival horror, w którym grupa nastolatków pod opieką indiańskiego przewodnika staje w obliczu tajemniczego zjawiska. Mamy mutantów z lasu, ludzi zamienionych w pseudozombi i niegrzeczny gang motocyklowy, a w to wszystko wmieszane są typowe problemy nastolatków (ze szczególnym uwzględnieniem braku dostępu do Twittera). W każdej chwili poświęconej na czytanie tej powieści miałem wrażenie, że to wszystko już było (zwłaszcza zombi w supermarkecie). Niestety Mortka absolutnie niczego nie wyjaśnia - nie wiadomo, skąd wzięło się całe zjawisko - brakuje też bardziej wyrazistego finału. Otwarte zakończenie sugeruje, że autor pracuje nad kolejnym tomem, a ja ciągle liczę, że, jeżeli się on ukaże, dorówna poziomem bardzo dobremu Mieczowi i kwiatom. Mortkę należy jednak pochwalić za lekkie pióro, które sprawia, że Dom... można połknąć w jeden wieczór (czemu sprzyja też niewielka objętość książki).
środa, 15 stycznia 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #2
W drugim tygodniu stycznia przeczytałem cztery książki. Dwie z nich to kolejne części rozpoczętych przeze mnie cykli (Dora Wilk Jadowskiej i Chłopcy Ćwieka), udało się też przeczytać zajdlowy tekst Marka Baranieckiego - warto było. Wróciłem też do zapoznawania się z literaturą podróżniczą; tym razem przeniosłem się do Afryki wraz z Marcinem Mińkowskim. Na Kindle'u czyta się zaś trzeci tom powieści Vladimira Wolffa o poruczniku Wirskim, o którym parę zdań napiszę w przyszłym tygodniu.
3. Zwycięzca bierze wszystko - Aneta Jadowska, Fabryka Słów 2013
Jak do tej pory, jest to najsłabsza część cyklu. Główna bohaterka, Dora Wilk, wiedźma, matka dla wampirów, alfa dla wilkołaków, z cechami aniołów i diabłów to trochę za dużo jak dla mnie. Ciekawe, jakimi jeszcze supermocami zostanie obdarzona w kolejnych częściach (ma to być heksalogia). Do tego przez pierwszą część książki jest męcząco niestabilna emocjonalnie, później irytuje swoją zdolnością obłaskawienia największej nawet kanalii i najtwardszego twardziela w pięć minut, aby na końcu, w finałowym starciu, złamać mój ulubiony kołek do zawieszania niewiary. Pozostali bohaterowie na szczęście prezentują się dużo lepiej. Świetnie wykreowani zostali anioł Joshua i diabeł Miron, całkiem nieźle wypadają również postacie dalszego planu, jak Lucyfer i Gabriel. Pozytywnie też oceniam wątek archanioła Rafała. Wspomnę jeszcze tylko, że, w porównaniu z poprzednią częścią, wołacz nie występuje już w ilościach hurtowych.
4. Głowa Kasandry - Marek Baraniecki, SuperNOWA 2008
Głowę Kasandry przeczytałem w tym tygodniu w Miesięczniku Fantastyka i postanowiłem zapoznać się z rozwinięciem opowiadania do powieści. Omawiany zbiór tekstów, oprócz tytułowego, zawiera również cztery opowiadania, z których z jednym (Karlgoro, godzina 18:00) również spotkałem się już w MF. Tytułowa Głowa Kasandry błyszczy w książce najjaśniej; jest to rewelacyjna wizja świata po konflikcie atomowym, ze świetnym głównym bohaterem i rewelacyjnym zakończeniem, które wymaga od czytelnika dopowiedzenia sobie dalszego ciągu. W ogóle odniosłem wrażenie, że Baraniecki nie lubi podawać wszystkich rozwiązań na tacy i wymaga od odbiorcy swoich utworów pewnego zaangażowania. Przyjemnie czyta się zbiory, w których nie ma słabych tekstów, a ten dokładnie taki jest.
5. Chłopcy 2. Bangarang - Jakub Ćwiek, SQN 2013
Kolejne powiązane ze sobą opowiadania o dawnych kompanach Piotrusia Pana, którzy bawią się w gang motocyklowy. Tym razem jest nieco słabiej niż poprzednio, choć po dobrym początku, jakim jest Kto się przezywa..., spodziewałem się trochę lepszych tekstów. Drugie opowiadanie, Koci łapki, w ogóle do mnie nie przemówiło, jakby niezbyt pasowało do ogólnego nastroju zbioru, za mało w nim tytułowych Chłopców. Pozostałe utwory są dobre, choć nie rewelacyjne. Widać, że Ćwiek lubi stworzonych przez siebie bohaterów i zamierza się nimi jeszcze przez jakiś czas zajmować, co widać po Epilogu i o czym zaświadcza w Posłowiu. Mam tylko nadzieję, że w następnej kolejności nie napisze podzielonej na dwa tomy powieści, jak w przypadku Kłamcy. Choć zbiór głowy nie urywa, jest to, mimo wszystko, przyjemna opowieść o niechęci do dorastania. Opowiadania są napisane świetnym stylem, mają rewelacyjnych i dających się lubić bohaterów. Wielokrotnie parskałem śmiechem, czytając wypowiadane przez nich kwestie.
6. Tam, gdzie nie ma Coca-Coli - Marcin Mińkowski, Pascal 2011
Reklamę tej książki znalazłem przy okazji czytania artykułu Mińkowskiego o Republice Środkowoafrykańskiej w Poznaj Świat, a ponieważ lubię zapoznawać się z egzotycznymi miejscami, wysupłałem z portfela odpowiednią ilość pieniędzy. Jest to ciekawy obraz życia ludzi w krajach środkowej Afryki (RŚA, Kongo, Demokratyczna Republika Konga, Angola) z masą interesujących informacji, spisany gawędziarskim stylem, ale podany w zbyt chaotyczny jak na mój gust sposób. Poszczególne rozdziały nie są ułożone chronologicznie, akcja często przeskakuje z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, autor przechodzi od jednych wydarzeń do rozgrywających się później po to tylko, żeby następnie wrócić do wcześniejszej sytuacji, a samo wtrącenie nie ma żadnego fabularnego związku z otaczającymi je tekstami. Czasem też musiałem się wspierać wikipedią, żeby dowiedzieć się, na terenie jakiego kraju znajduje się opisywane miasto. Szkoda, bo trochę mniej chaosu i byłaby to doskonała książka o Czarnej Afryce, świetnie przedstawiająca mentalność mieszkających tam ludzi. Merytorycznie jednak książka jest bardzo dobra, a do tego została ozdobiona licznymi zdjęciami; całość w pełnym kolorze i na kredzie. Mniam.
3. Zwycięzca bierze wszystko - Aneta Jadowska, Fabryka Słów 2013
Jak do tej pory, jest to najsłabsza część cyklu. Główna bohaterka, Dora Wilk, wiedźma, matka dla wampirów, alfa dla wilkołaków, z cechami aniołów i diabłów to trochę za dużo jak dla mnie. Ciekawe, jakimi jeszcze supermocami zostanie obdarzona w kolejnych częściach (ma to być heksalogia). Do tego przez pierwszą część książki jest męcząco niestabilna emocjonalnie, później irytuje swoją zdolnością obłaskawienia największej nawet kanalii i najtwardszego twardziela w pięć minut, aby na końcu, w finałowym starciu, złamać mój ulubiony kołek do zawieszania niewiary. Pozostali bohaterowie na szczęście prezentują się dużo lepiej. Świetnie wykreowani zostali anioł Joshua i diabeł Miron, całkiem nieźle wypadają również postacie dalszego planu, jak Lucyfer i Gabriel. Pozytywnie też oceniam wątek archanioła Rafała. Wspomnę jeszcze tylko, że, w porównaniu z poprzednią częścią, wołacz nie występuje już w ilościach hurtowych.
4. Głowa Kasandry - Marek Baraniecki, SuperNOWA 2008
Głowę Kasandry przeczytałem w tym tygodniu w Miesięczniku Fantastyka i postanowiłem zapoznać się z rozwinięciem opowiadania do powieści. Omawiany zbiór tekstów, oprócz tytułowego, zawiera również cztery opowiadania, z których z jednym (Karlgoro, godzina 18:00) również spotkałem się już w MF. Tytułowa Głowa Kasandry błyszczy w książce najjaśniej; jest to rewelacyjna wizja świata po konflikcie atomowym, ze świetnym głównym bohaterem i rewelacyjnym zakończeniem, które wymaga od czytelnika dopowiedzenia sobie dalszego ciągu. W ogóle odniosłem wrażenie, że Baraniecki nie lubi podawać wszystkich rozwiązań na tacy i wymaga od odbiorcy swoich utworów pewnego zaangażowania. Przyjemnie czyta się zbiory, w których nie ma słabych tekstów, a ten dokładnie taki jest.
5. Chłopcy 2. Bangarang - Jakub Ćwiek, SQN 2013
Kolejne powiązane ze sobą opowiadania o dawnych kompanach Piotrusia Pana, którzy bawią się w gang motocyklowy. Tym razem jest nieco słabiej niż poprzednio, choć po dobrym początku, jakim jest Kto się przezywa..., spodziewałem się trochę lepszych tekstów. Drugie opowiadanie, Koci łapki, w ogóle do mnie nie przemówiło, jakby niezbyt pasowało do ogólnego nastroju zbioru, za mało w nim tytułowych Chłopców. Pozostałe utwory są dobre, choć nie rewelacyjne. Widać, że Ćwiek lubi stworzonych przez siebie bohaterów i zamierza się nimi jeszcze przez jakiś czas zajmować, co widać po Epilogu i o czym zaświadcza w Posłowiu. Mam tylko nadzieję, że w następnej kolejności nie napisze podzielonej na dwa tomy powieści, jak w przypadku Kłamcy. Choć zbiór głowy nie urywa, jest to, mimo wszystko, przyjemna opowieść o niechęci do dorastania. Opowiadania są napisane świetnym stylem, mają rewelacyjnych i dających się lubić bohaterów. Wielokrotnie parskałem śmiechem, czytając wypowiadane przez nich kwestie.
6. Tam, gdzie nie ma Coca-Coli - Marcin Mińkowski, Pascal 2011
Reklamę tej książki znalazłem przy okazji czytania artykułu Mińkowskiego o Republice Środkowoafrykańskiej w Poznaj Świat, a ponieważ lubię zapoznawać się z egzotycznymi miejscami, wysupłałem z portfela odpowiednią ilość pieniędzy. Jest to ciekawy obraz życia ludzi w krajach środkowej Afryki (RŚA, Kongo, Demokratyczna Republika Konga, Angola) z masą interesujących informacji, spisany gawędziarskim stylem, ale podany w zbyt chaotyczny jak na mój gust sposób. Poszczególne rozdziały nie są ułożone chronologicznie, akcja często przeskakuje z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, autor przechodzi od jednych wydarzeń do rozgrywających się później po to tylko, żeby następnie wrócić do wcześniejszej sytuacji, a samo wtrącenie nie ma żadnego fabularnego związku z otaczającymi je tekstami. Czasem też musiałem się wspierać wikipedią, żeby dowiedzieć się, na terenie jakiego kraju znajduje się opisywane miasto. Szkoda, bo trochę mniej chaosu i byłaby to doskonała książka o Czarnej Afryce, świetnie przedstawiająca mentalność mieszkających tam ludzi. Merytorycznie jednak książka jest bardzo dobra, a do tego została ozdobiona licznymi zdjęciami; całość w pełnym kolorze i na kredzie. Mniam.
środa, 8 stycznia 2014
Przeczytane 2014: Tydzień #1
Nowy Rok - kolejne minimum sto książek do przeczytania. Poprzednio poszło łatwiej niż się spodziewałem, myślę, że w roku 2014 uda mi się również przekroczyć magiczne sto sztuk. Trzeba w końcu zmniejszyć liczbę książek "Do przeczytania" stojących na półkach lub piętrzących się na podłodze. W pierwszym tygodniu roku udało mi się zaliczyć dwie książki (trzecia się czyta). Obie są niezłymi czytadłami służącymi do zabicia czasu zimowymi wieczorami, bez aspiracji do bycia czymś ambitniejszym. W sam raz do odpoczynku po świąteczno-noworocznym okresie.
1. Szamanka od umarlaków - Martyna Raduchowska, Fabryka Słów 2011
Książkę kupiłem dwa lata temu, ale nie zdążyłem jej przeczytać przed nominowaniem utworów do Nagrody Zajdla, powędrowała więc na półkę. Teraz, w związku ze zbliżającą się premierą drugiego tomu, zdecydowałem się odkurzyć Szamankę dla umarlaków. Powieść okazała się być przyjemnym i wciągającym urban fantasy o medium, które nie chce mieć za wiele wspólnego z własnym talentem, ale sploty okoliczności sprawiają, że nie jest w stanie buntować się przeciwko przeznaczeniu. Fabularnie utwór prezentuje się przyzwoicie, choć po interesującym początku przychodzi parę nudniejszych rozdziałów. Zakończenie natomiast jest w miarę satysfakcjonujące, mimo że pozostaje ono otwarte (a nigdzie nie ma wzmianki, że jest to pierwszy tom). Co jeszcze zwróciło moją uwagę to luźny, swobodny i dowcipny styl autorki, sprawiający, że ciężko się od lektury oderwać. Raduchowskiej udał się debiut książkowy.
2. Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie - Rafał Kosik, Powergraph 2013
Jedenasty tom przygód Felixa, Neta i Niki jest zbiorem opowiadań, z których cztery dostępne były wcześniej w Sieci za darmo, jedno ukazało się w F:WS, pozostałe trzy zaś są zupełnie nowymi tekstami. Na okładce znajduje się informacja, że Nadprogramowe Historie można czytać bez znajomości poprzednich części, ale muszę stwierdzić, że w takim przypadku miałbym problem z pełnym zrozumieniem fabuły niektórych opowiadań. Trzy z nich - Bardzo Senna Ryba, Ściema Smoczysława i Wysłannicy - śmiało mogłyby być rozdziałami wydanych jak dotąd powieści; dotyczy do zwłaszcza ostatniego z wymienionych utworów, który wydaje się być wprost wyciętym ze Świata Zero. Nowe teksty wypadają lepiej od starych, z których najbardziej trafiły do mnie Wędrujące Samogłoski, będące puszczeniem oka do czytelników znających Teoretycznie Możliwą Katastrofę. Bardzo dobrze czyta się Romantyczny Interdyscyplinarny Projekt (choć wątek Pompka i Prumci jest tam zbędny) o kolejnym "genialnym" pomyśle dyrektora Stokrotki; mimo niepotrzebnej komplikacji fabularnej w zakończeniu, ciekawie prezentują się też Wysłannicy, w których przyjaciele przenoszą się do quasi-średniowiecznego świata; zabawna jest również próba przybliżenia postaci agenta Mamrota w Priorytecie Zero. Ogólnie jest więc nieźle, choć odniosłem wrażenie, że Kosik lepiej się czuje, kiedy może się rozpisać na kilkaset stron niż w krótkiej formie.
1. Szamanka od umarlaków - Martyna Raduchowska, Fabryka Słów 2011
Książkę kupiłem dwa lata temu, ale nie zdążyłem jej przeczytać przed nominowaniem utworów do Nagrody Zajdla, powędrowała więc na półkę. Teraz, w związku ze zbliżającą się premierą drugiego tomu, zdecydowałem się odkurzyć Szamankę dla umarlaków. Powieść okazała się być przyjemnym i wciągającym urban fantasy o medium, które nie chce mieć za wiele wspólnego z własnym talentem, ale sploty okoliczności sprawiają, że nie jest w stanie buntować się przeciwko przeznaczeniu. Fabularnie utwór prezentuje się przyzwoicie, choć po interesującym początku przychodzi parę nudniejszych rozdziałów. Zakończenie natomiast jest w miarę satysfakcjonujące, mimo że pozostaje ono otwarte (a nigdzie nie ma wzmianki, że jest to pierwszy tom). Co jeszcze zwróciło moją uwagę to luźny, swobodny i dowcipny styl autorki, sprawiający, że ciężko się od lektury oderwać. Raduchowskiej udał się debiut książkowy.
2. Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie - Rafał Kosik, Powergraph 2013
Jedenasty tom przygód Felixa, Neta i Niki jest zbiorem opowiadań, z których cztery dostępne były wcześniej w Sieci za darmo, jedno ukazało się w F:WS, pozostałe trzy zaś są zupełnie nowymi tekstami. Na okładce znajduje się informacja, że Nadprogramowe Historie można czytać bez znajomości poprzednich części, ale muszę stwierdzić, że w takim przypadku miałbym problem z pełnym zrozumieniem fabuły niektórych opowiadań. Trzy z nich - Bardzo Senna Ryba, Ściema Smoczysława i Wysłannicy - śmiało mogłyby być rozdziałami wydanych jak dotąd powieści; dotyczy do zwłaszcza ostatniego z wymienionych utworów, który wydaje się być wprost wyciętym ze Świata Zero. Nowe teksty wypadają lepiej od starych, z których najbardziej trafiły do mnie Wędrujące Samogłoski, będące puszczeniem oka do czytelników znających Teoretycznie Możliwą Katastrofę. Bardzo dobrze czyta się Romantyczny Interdyscyplinarny Projekt (choć wątek Pompka i Prumci jest tam zbędny) o kolejnym "genialnym" pomyśle dyrektora Stokrotki; mimo niepotrzebnej komplikacji fabularnej w zakończeniu, ciekawie prezentują się też Wysłannicy, w których przyjaciele przenoszą się do quasi-średniowiecznego świata; zabawna jest również próba przybliżenia postaci agenta Mamrota w Priorytecie Zero. Ogólnie jest więc nieźle, choć odniosłem wrażenie, że Kosik lepiej się czuje, kiedy może się rozpisać na kilkaset stron niż w krótkiej formie.
wtorek, 31 grudnia 2013
Przeczytane. Grudzień 2013
Ostatni miesiąc roku, Święta, zjazd rodzinny i trzynaście przeczytanych książek (Piekara rzutem na taśmę). Z racji, że półki ciągle są obłożone tonami nieprzeczytanej makulatury, starcie papier kontra Kindle wygrał ten pierwszy w stosunku 10 do 3. Trafiło się parę bardzo fajnych tekstów i niestety sporo rozczarowań. Pora zakończyć rok.
116. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci - Rafał Kosik, Powergraph 2012
Bezpośrednia kontynuacja wątków z dziewiątego tomu, o której można napisać niemal dokładnie to samo, co o poprzedniej części. Kosik pomysłowo kreuje kolejne światy równoległe, po których przemieszczają się bohaterowie, wpędzając ich w coraz większe tarapaty. Zawodzi nieco zakończenie, które sprawia wrażenie nieprzemyślanego i wymuszonego limitem objętości książki, głównie przez to, że wszystko dzieje się w nim zbyt szybko. Ot, bohaterowie przeskakują od świata do świata, a nagle wszystko się kończy. Trochę marudzę, bo przecież mógłbym wymienić wszystkie te zalety, o których pisałem już przy okazji komentarzy do poprzednich części cyklu - jest to cały czas świetna literatura młodzieżowa, którą warto pokazać swoim nastoletnim pociechom.
117. Ostatni rycerz - Marcin Mortka, Wilga 2013
Druga z rzędu lektura przeznaczona dla młodszych czytelników. Tym razem grupą docelową powieści są uczniowie wczesnej podstawówki (wydawca twierdzi, że książka przeznaczona jest dla dzieci od 8. roku życia). Pozostaje pytanie, czy fakt, że lektura mi się podobała, nie oznacza, że się uwsteczniam. W każdym razie jest to najzwyklejsze sztampowe fantasy, gdzie przed grupą bohaterów pojawia się zadanie do wypełnienia, a następnie krążą oni od spotkania losowego do spotkania losowego. Fabuła jest mocno naiwna, ale dla ośmio- i dziewięciolatków powinna wystarczyć, choć nieco niepokoi mnie zawarty w utworze poziom przemocy.
118. Czerwona apokalipsa - Vladimir Wolff, Warbook 2010 (Kindle)
Drugi tom cyklu political fiction zapoczątkowanego przez Stalową kurtynę jest znacznie lepszy od poprzednika. Tym razem akcja umieszczona zostaje umieszczona na Ukrainie, gdzie dokonywane są zamachy na osoby u szczytu władzy. Dostajemy nieco mniej opisów działań wojennych (choć autor nie byłby sobą, gdyby sobie je w całości lub choćby w większej części podarował), więcej za to przedstawiono knowań wśród władz zainteresowanych sytuacją ukraińską państw. Jak poprzednio nieco kuleją bohaterowie - ciągle poświęca się im za mało czasu antenowego (przynajmniej tym pozytywnym, terroryści przedstawieni są wystarczająco dobrze). Co warto odnotować: w odróżnieniu od pierwszego tomu, tym razem akcja potrafi wciągnąć. Mogę jeszcze tylko pomalkontencić, że w Czerwonej apokalipsie jest za mało czerwonej apokalipsy.
119. Tajemnica Diabelskiego Kręgu - Anna Kańtoch, Uroboros 2013
Książkom Ani Kańtoch nie przepuszczę. Z zapowiedzią Tajemnicy Diabelskiego Kręgu spotkałem się w przeczytanej we wrześniu antologii ŚKF-u Ścieżki wyobraźni i miałem ochotę na więcej. To, co dostałem bardzo mnie usatysfakcjonowało - nie jest to może lektura na poziomie Przedksiężycowych, ale za to kawał solidnej literatury młodzieżowej. Jest tajemnica, jest nastrój, jest świetny język autorki. Bardzo dobrze została przedstawiona główna bohaterka - nastoletnia dziewczyna, która staje w obliczu przerastających ją wydarzeń. Czasem tylko odnosiłem wrażenie, że jest to jak na powieść młodzieżową trochę zbyt mroczna literatura.
120. Rzeźnik drzew - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2009
Książki Pilipiuka kupuję w ciemno. Nie dlatego, że uważam go za wybitnego pisarza, ale, po pierwsze, w jego opowiadaniach zawsze znajdzie się jakiś smaczek, a po drugie lubię go personalnie. Rzeźnik drzew jest zbiorem opowiadań, który zawiera to, co podoba mi się w twórczości Andrzeja, a w czym zarazem on się dobrze czuje. Jest więc trochę archeologii z antypatycznym alter ego Pilipiuka, czyli Tomaszem Olszakowskim, w roli głównej, są podróże w czasie, są także legendy miejskie, z kreowaniem których autor nie ma żadnego problemu. Niedosyt czuję z powodu zbyt małej ilości doktora Skórzewskiego, któremu poświęcone jest tylko jedno opowiadanie, ewidentnie zamykające cykl o tym bohaterze (choć wiadomo, że później powstały utwory przedstawiające inne jego przygody). Oczywiście, jak w niemal każdym zbiorze, trafiły się również słabsze teksty (Szkolenie, Operacja "Jajca", Połoz), ale w ogólnym rozrachunku Pilipiuk pokazuje, że z krótką formą radzi sobie bardzo dobrze.
121. Szaleństwo przychodzi nocą - Grzegorz Gajek, Novae Res 2013
Całkiem niezła Ciemna strona księżyca sprawiła, że chętnie sięgnąłem po poprzednią książkę Gajka. Niestety rozczarowałem się tym razem. Jest to jakiś dziwny gatunek horroru, który próbuje być straszny, ale nie potrafi, a w przeważającej większości nudzi. Jedynym, co motywuje do dalszego czytania, jest niewielka objętość powieści. W sumie do pozytywów można jeszcze zaliczyć ciekawie wykreowanych bohaterów. Historię o demonie z przeszłości, który pojawia się, aby odebrać zapłatę, można było napisać nieco bardziej przystępnie. A na pewno przy użyciu mniejszej liczby wulgaryzmów.
122. Pułapka Tesli - Andrzej Ziemiański, Fabryka Słów 2013
To nie był biznes życia. Wydałem trzydzieści osiem złotych za pięć opowiadań, z których dwa, stanowiące połowę trzystustronicowej książki, przeczytałem już jakiś czas temu w świętej pamięci SFFiH. Dostałem jednak pięć ciekawych historii (fakt, że tylko trzy są dla mnie nowe, nie ma w tym przypdku większego znaczenia) z solidnie skonstruowaną fabułą, może i pozbawionych jakiejś głębi, ale za to będących niezłymi czytadłami na długie jesienne wieczory. Język jest prosty, przejrzysty i bez udziwnień, dzięki czemu z tych długich i jesiennych wieczorów robi się jeden wieczór, kiedy książkę można pochłonąć, zwłaszcza, że trzysta stron w wykonaniu Fabryki Słów to jakieś co najwyżej dwieście stron dowolnego innego wydawnictwa. Warto wspomnieć, że akcja wszystkich tekstów rozgrywa się we Wrocławiu bądź jego okolicach, a to przecież fajne miasto.
123. Szczęśliwa ziemia - Łukasz Orbitowski, SQN 2013 (Kindle)
Zdecydowanie książka miesiąca. I pomyśleć tylko, że po lekturze Widm stwierdziłem, że poważnie muszę rozważyć danie Orbitowskiemu kolejnej szansy. Szczęśliwa ziemia jest świetną powieścią o przegranych życiach ludzi, którzy w młodości mieli marzenia. Pokazuje również, że nie ma nic za darmo, a na sukcesy trzeba ciężko pracować; te zaś, które zostały podarowane, są bardzo krótkotrwałe. Wydźwięk utworu jest bardzo pesymistyczny, co, o ile się zdążyłem już zorientować, jest typowe dla prozy Orbitowskiego. Książka jest napisana charakterystycznym dla autora stylem; na szczęście tym razem udało się uniknąć językowego chaosu, który utrudniałby lekturę. Jak dla mnie, niemal pewna nominacja do Zajdla.
124. Frankenstein - Mary Shelley, Vesper 2013
Klasyka. Vesper wydał tłumaczenie pierwotnej wersji powieści Mary Shelley ze świetnymi ilustracjami z oryginalnego wydania. Fabuła mnie nie zaskoczyła - oglądałem kilka ekranizacji Frankensteina, więc sporo kojarzyłem. Zmęczył mnie za to język powieści. Jest to typowo romantyczne cierpiętnicze biadolenie bohaterów, z których wszyscy, czy to arystokracja, czy służba, czy też Potwór, mówią identycznym stylem - patetycznym i do przesady emocjonalnym. Sztuczność wypowiedzi aż bije po oczach (takie "-Dlaczegóż? -Poniewóż"). Pozytywnie natomiast należy ocenić dodatki do powieści Shelley, a są to teksty, których powstanie wiąże się ze spotkaniem poetów z Byronem na czele w Alpach (dokładna historia z tym związana również jest w książce przedstawiona), a także posłowie autorstwa tłumacza, które prezentuje genezę Frankensteina, jak również przybliża biografię autorki.
125. Eli, Eli - Wojciech Tochman, Wydawnictwo Czarne 2013
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Jest to reportaż z podróży na Filipiny, a konkretnie do skrajnie biednej części Manili zwanej Onyxem. Książka złożona jest z kilkunastu rozdziałów, z których każdy jest komentarzem do jakiejś fotografii. Zdjęcia te, jak i sam tekst są bardzo poruszające i przygnębiające. Przedstawiają ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, często na cmentarzach, czasem w ledwo trzymających się domach z przeciekającym dachem, którzy nie potrafią, nie mogą lub nie chcą się wydostać z bagna, w którym się znajdują. Nie jest to przyjemna lektura i nie są to przyjemne obrazy, ale kawał porządnej dziennikarskiej roboty z miejsca, do którego mało kto dobrowolnie się udaje.
126. Science fiction po polsku 2 - antologia, Paperback 2013
Fajnie, że pierwszy tom opowiadań sprzedał się w wystarczającej liczbie egzemplarzy, że Paperback zdecydował się na kolejną antologię. Dobrego science-fiction wszak nigdy dość, a tym razem opowiadania trzymają wyższy poziom niż poprzednio. Głównym magnesem przyciągającym do zakupu zbioru są nazwiska Anny Kańtoch, Eugeniusza Dębskiego, Rafała Dębskiego i Andrzeja Zimniaka. Mnie jeszcze zainteresowała obecność tekstów Mortki i Wełnickiego, twórczości pozostałych autorów raczej nie znałem. Słabych opowiadań nie znalazłem - wiadomo, że niektóre przemówiły bardziej, a inne mniej, ale ogólnie nie mam się czego czepić. Najbardziej w mój gust trafił Marcin Wełnicki Fazą utajenia, gdzie umieścił to, co mnie najbardziej w s-f kręci - nieznane zagrożenie na obcej planecie - do tego okraszone świetnym zakończeniem. Bardzo mnie też zaciekawił Zimniak, skupionym na matematycznym opisie świata opowiadaniem Zabić łowcę. Zakup antologii to był zdecydowanie dobry wybór.
127. Anioł Jessiki - Graham Masterton, Albatros 2013 (Kindle)
Autor, który publikuje horrory taśmowo. Pewnie bym się nie zainteresował jego twórczością, gdyby nie afera na Krakonie. Niestety źle wybrałem na początek. Jest to wariacja na temat Alicji w Krainie Czarów, ale potwornie nudna i z płaskimi, irytującymi bohaterami, której jedyną zaletą jest to, że szybko się kończy. Na Kindle'u trzymam jeszcze Panikę Mastertona. Jeżeli nie okaże się ona czymś naprawdę dobrym, podziękuję mu. Mam za długą listę książek do przeczytania, żeby marnować czas.
128. Szubienicznik - Jacek Piekara, Wydawnictwo Otwarte 2013
Twórczość Piekary znam niemal wyłącznie z cyklu o Mordimerze Madderdinie i zbioru opowiadań Mój przyjaciel Kaligula i przyznać muszę, że wspomnienia z lektury jego prozy mam raczej miłe. Chętnie więc nabyłem Szubienicznika, chcąc sprawdzić, jak autor radzi sobie z realiami szlacheckiej Rzeczypospolitej, i niestety nastąpiło rozczarowanie. Sama stylizacja językowa i kreacja bohaterów wypadają jeszcze dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale powieść niestety jest nudna jak flaki z olejem. Nie dzieje się tu naprawdę nic. Do domu stolnika zjeżdżają panowie bracia i opowiadają historie swojego życia i to by było na tyle. Jest tu jakaś tajemnica, ale przez czterysta pięćdziesiąt stron autor ani trochę nie zbliża się do jej wyjaśnienia. Prolog na razie wydaje się pasować do reszty tekstu jak kwiatek do kożucha i dopiero ostatnie dwie strony utworu sugerują pewne zależności. W zasadzie cliffhanger kończący pierwszy tom (bo to jest pierwszy tom cyklu, o czym wydawca nigdzie nie raczy poinformować za wyjątkiem ostatniej strony powieści) jest jedynym mocnym punktem fabuły i właśnie dzięki niemu przekonam się do sięgnięcia po drugą część. Może będzie tam więcej akcji.
Plan przeczytania stu książek w rok udało się wypełnić ze sporym zapasem - ostatecznie licznik zatrzymał się na 128 pozycjach, co ponad dwukrotnie przewyższa moje dotychczasowe osiągnięcia czytelnicze. Kiedy czytałem wypowiedzi ludzi przyznających się do przekroczenia magicznej liczby 100 w ciągu roku, twierdziłem, że jest to niemożliwe bez rezygnowania z życia. Jednak udało się, choć co nieco trzeba było poświęcić: mniej grałem na PS3 (udało mi się ukończyć tylko cztery gry), zaniedbałem prezentowanie settingów do Savage Worlds i całkowicie odpuściłem erpegowanie (ani jednej sesji w 2013 roku). Udało mi się za to ożenić.
Podczas pisania notek największy problem miałem z mobilizacją do bieżącego komentowania książek tuż po ich przeczytaniu. Trzydziestego dnia miesiąca wrażenia z lektury zakończonej pierwszego lub drugiego są już jednak nieco zatarte. Wobec tego postanowienie #1 na rok 2014: będę pisał co tydzień, o ile nie będę w rozjazdach. Kolejny problem to brak miejsca na nowe książki już nie tylko na półkach, ale także na podłodze, w związku z czym postanawiam (#2) wystawić znaczną część moich zasobów na allegro, choć bardzo mi się nie chce tyle klikać. Oczywiście zostawię sobie książki z gatunku "Must Have" (należy je odróżnić od "Must Read") i te, które ładnie się prezentują na półce. Kolejna sprawa, która wiąże się nieco z poprzednią: będę więcej książek kupował na Kindle'a niż w formie papierowej (#3) - o ile będzie istniała wersja elektroniczna i wersja z martwego drzewa nie będzie należała do kategorii "Must Have". Swoją drogą, z Kindlem jest ciekawa sprawa. Nie byłem przekonany do czytników. Uważałem, że będzie mi brakować zapachu farby drukarskiej, szelestu przekładanych kartek i możliwości zdobycia autografu autora. Nie myliłem się - brakuje mi. Ale z drugiej strony czytnik świetnie sprawdził się w podróży, gdzie zamiast walizki papieru wziąłem jedną małą porcję krzemu. Do tego znacznie ogranicza ilość zajmowanego przez literaturę miejsca.
W kwestii samych przeczytanych książek, to w większości była to fantastyka polska wspierana przez zagraniczną. Do tego doszło nieco niefantastycznej beletrystyki i literatury podróżniczej. Wśród wydawnictw dominował Powergraph do spółki z Fabryką Słów - łącznie 33 książki pochodziły z tych dwóch oficyn. Z czystej ciekawości policzyłem też, jaki był rozkład płci wśród autorów - 101 książek zostało napisanych wyłącznie przez mężczyzn, 19 tylko przez kobiety. Martwi trochę, że mimo wyrównujących się proporcji kobiet i mężczyzn na konwentach, płeć piękna fantastyki pisze bardzo mało.
To by było na tyle. Na koniec jeszcze tylko mała garść podziękowań:
116. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci - Rafał Kosik, Powergraph 2012
Bezpośrednia kontynuacja wątków z dziewiątego tomu, o której można napisać niemal dokładnie to samo, co o poprzedniej części. Kosik pomysłowo kreuje kolejne światy równoległe, po których przemieszczają się bohaterowie, wpędzając ich w coraz większe tarapaty. Zawodzi nieco zakończenie, które sprawia wrażenie nieprzemyślanego i wymuszonego limitem objętości książki, głównie przez to, że wszystko dzieje się w nim zbyt szybko. Ot, bohaterowie przeskakują od świata do świata, a nagle wszystko się kończy. Trochę marudzę, bo przecież mógłbym wymienić wszystkie te zalety, o których pisałem już przy okazji komentarzy do poprzednich części cyklu - jest to cały czas świetna literatura młodzieżowa, którą warto pokazać swoim nastoletnim pociechom.
117. Ostatni rycerz - Marcin Mortka, Wilga 2013
Druga z rzędu lektura przeznaczona dla młodszych czytelników. Tym razem grupą docelową powieści są uczniowie wczesnej podstawówki (wydawca twierdzi, że książka przeznaczona jest dla dzieci od 8. roku życia). Pozostaje pytanie, czy fakt, że lektura mi się podobała, nie oznacza, że się uwsteczniam. W każdym razie jest to najzwyklejsze sztampowe fantasy, gdzie przed grupą bohaterów pojawia się zadanie do wypełnienia, a następnie krążą oni od spotkania losowego do spotkania losowego. Fabuła jest mocno naiwna, ale dla ośmio- i dziewięciolatków powinna wystarczyć, choć nieco niepokoi mnie zawarty w utworze poziom przemocy.
118. Czerwona apokalipsa - Vladimir Wolff, Warbook 2010 (Kindle)
Drugi tom cyklu political fiction zapoczątkowanego przez Stalową kurtynę jest znacznie lepszy od poprzednika. Tym razem akcja umieszczona zostaje umieszczona na Ukrainie, gdzie dokonywane są zamachy na osoby u szczytu władzy. Dostajemy nieco mniej opisów działań wojennych (choć autor nie byłby sobą, gdyby sobie je w całości lub choćby w większej części podarował), więcej za to przedstawiono knowań wśród władz zainteresowanych sytuacją ukraińską państw. Jak poprzednio nieco kuleją bohaterowie - ciągle poświęca się im za mało czasu antenowego (przynajmniej tym pozytywnym, terroryści przedstawieni są wystarczająco dobrze). Co warto odnotować: w odróżnieniu od pierwszego tomu, tym razem akcja potrafi wciągnąć. Mogę jeszcze tylko pomalkontencić, że w Czerwonej apokalipsie jest za mało czerwonej apokalipsy.
119. Tajemnica Diabelskiego Kręgu - Anna Kańtoch, Uroboros 2013
Książkom Ani Kańtoch nie przepuszczę. Z zapowiedzią Tajemnicy Diabelskiego Kręgu spotkałem się w przeczytanej we wrześniu antologii ŚKF-u Ścieżki wyobraźni i miałem ochotę na więcej. To, co dostałem bardzo mnie usatysfakcjonowało - nie jest to może lektura na poziomie Przedksiężycowych, ale za to kawał solidnej literatury młodzieżowej. Jest tajemnica, jest nastrój, jest świetny język autorki. Bardzo dobrze została przedstawiona główna bohaterka - nastoletnia dziewczyna, która staje w obliczu przerastających ją wydarzeń. Czasem tylko odnosiłem wrażenie, że jest to jak na powieść młodzieżową trochę zbyt mroczna literatura.
120. Rzeźnik drzew - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2009
Książki Pilipiuka kupuję w ciemno. Nie dlatego, że uważam go za wybitnego pisarza, ale, po pierwsze, w jego opowiadaniach zawsze znajdzie się jakiś smaczek, a po drugie lubię go personalnie. Rzeźnik drzew jest zbiorem opowiadań, który zawiera to, co podoba mi się w twórczości Andrzeja, a w czym zarazem on się dobrze czuje. Jest więc trochę archeologii z antypatycznym alter ego Pilipiuka, czyli Tomaszem Olszakowskim, w roli głównej, są podróże w czasie, są także legendy miejskie, z kreowaniem których autor nie ma żadnego problemu. Niedosyt czuję z powodu zbyt małej ilości doktora Skórzewskiego, któremu poświęcone jest tylko jedno opowiadanie, ewidentnie zamykające cykl o tym bohaterze (choć wiadomo, że później powstały utwory przedstawiające inne jego przygody). Oczywiście, jak w niemal każdym zbiorze, trafiły się również słabsze teksty (Szkolenie, Operacja "Jajca", Połoz), ale w ogólnym rozrachunku Pilipiuk pokazuje, że z krótką formą radzi sobie bardzo dobrze.
121. Szaleństwo przychodzi nocą - Grzegorz Gajek, Novae Res 2013
Całkiem niezła Ciemna strona księżyca sprawiła, że chętnie sięgnąłem po poprzednią książkę Gajka. Niestety rozczarowałem się tym razem. Jest to jakiś dziwny gatunek horroru, który próbuje być straszny, ale nie potrafi, a w przeważającej większości nudzi. Jedynym, co motywuje do dalszego czytania, jest niewielka objętość powieści. W sumie do pozytywów można jeszcze zaliczyć ciekawie wykreowanych bohaterów. Historię o demonie z przeszłości, który pojawia się, aby odebrać zapłatę, można było napisać nieco bardziej przystępnie. A na pewno przy użyciu mniejszej liczby wulgaryzmów.
122. Pułapka Tesli - Andrzej Ziemiański, Fabryka Słów 2013
To nie był biznes życia. Wydałem trzydzieści osiem złotych za pięć opowiadań, z których dwa, stanowiące połowę trzystustronicowej książki, przeczytałem już jakiś czas temu w świętej pamięci SFFiH. Dostałem jednak pięć ciekawych historii (fakt, że tylko trzy są dla mnie nowe, nie ma w tym przypdku większego znaczenia) z solidnie skonstruowaną fabułą, może i pozbawionych jakiejś głębi, ale za to będących niezłymi czytadłami na długie jesienne wieczory. Język jest prosty, przejrzysty i bez udziwnień, dzięki czemu z tych długich i jesiennych wieczorów robi się jeden wieczór, kiedy książkę można pochłonąć, zwłaszcza, że trzysta stron w wykonaniu Fabryki Słów to jakieś co najwyżej dwieście stron dowolnego innego wydawnictwa. Warto wspomnieć, że akcja wszystkich tekstów rozgrywa się we Wrocławiu bądź jego okolicach, a to przecież fajne miasto.
123. Szczęśliwa ziemia - Łukasz Orbitowski, SQN 2013 (Kindle)
Zdecydowanie książka miesiąca. I pomyśleć tylko, że po lekturze Widm stwierdziłem, że poważnie muszę rozważyć danie Orbitowskiemu kolejnej szansy. Szczęśliwa ziemia jest świetną powieścią o przegranych życiach ludzi, którzy w młodości mieli marzenia. Pokazuje również, że nie ma nic za darmo, a na sukcesy trzeba ciężko pracować; te zaś, które zostały podarowane, są bardzo krótkotrwałe. Wydźwięk utworu jest bardzo pesymistyczny, co, o ile się zdążyłem już zorientować, jest typowe dla prozy Orbitowskiego. Książka jest napisana charakterystycznym dla autora stylem; na szczęście tym razem udało się uniknąć językowego chaosu, który utrudniałby lekturę. Jak dla mnie, niemal pewna nominacja do Zajdla.
124. Frankenstein - Mary Shelley, Vesper 2013
Klasyka. Vesper wydał tłumaczenie pierwotnej wersji powieści Mary Shelley ze świetnymi ilustracjami z oryginalnego wydania. Fabuła mnie nie zaskoczyła - oglądałem kilka ekranizacji Frankensteina, więc sporo kojarzyłem. Zmęczył mnie za to język powieści. Jest to typowo romantyczne cierpiętnicze biadolenie bohaterów, z których wszyscy, czy to arystokracja, czy służba, czy też Potwór, mówią identycznym stylem - patetycznym i do przesady emocjonalnym. Sztuczność wypowiedzi aż bije po oczach (takie "-Dlaczegóż? -Poniewóż"). Pozytywnie natomiast należy ocenić dodatki do powieści Shelley, a są to teksty, których powstanie wiąże się ze spotkaniem poetów z Byronem na czele w Alpach (dokładna historia z tym związana również jest w książce przedstawiona), a także posłowie autorstwa tłumacza, które prezentuje genezę Frankensteina, jak również przybliża biografię autorki.
125. Eli, Eli - Wojciech Tochman, Wydawnictwo Czarne 2013
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Jest to reportaż z podróży na Filipiny, a konkretnie do skrajnie biednej części Manili zwanej Onyxem. Książka złożona jest z kilkunastu rozdziałów, z których każdy jest komentarzem do jakiejś fotografii. Zdjęcia te, jak i sam tekst są bardzo poruszające i przygnębiające. Przedstawiają ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, często na cmentarzach, czasem w ledwo trzymających się domach z przeciekającym dachem, którzy nie potrafią, nie mogą lub nie chcą się wydostać z bagna, w którym się znajdują. Nie jest to przyjemna lektura i nie są to przyjemne obrazy, ale kawał porządnej dziennikarskiej roboty z miejsca, do którego mało kto dobrowolnie się udaje.
126. Science fiction po polsku 2 - antologia, Paperback 2013
Fajnie, że pierwszy tom opowiadań sprzedał się w wystarczającej liczbie egzemplarzy, że Paperback zdecydował się na kolejną antologię. Dobrego science-fiction wszak nigdy dość, a tym razem opowiadania trzymają wyższy poziom niż poprzednio. Głównym magnesem przyciągającym do zakupu zbioru są nazwiska Anny Kańtoch, Eugeniusza Dębskiego, Rafała Dębskiego i Andrzeja Zimniaka. Mnie jeszcze zainteresowała obecność tekstów Mortki i Wełnickiego, twórczości pozostałych autorów raczej nie znałem. Słabych opowiadań nie znalazłem - wiadomo, że niektóre przemówiły bardziej, a inne mniej, ale ogólnie nie mam się czego czepić. Najbardziej w mój gust trafił Marcin Wełnicki Fazą utajenia, gdzie umieścił to, co mnie najbardziej w s-f kręci - nieznane zagrożenie na obcej planecie - do tego okraszone świetnym zakończeniem. Bardzo mnie też zaciekawił Zimniak, skupionym na matematycznym opisie świata opowiadaniem Zabić łowcę. Zakup antologii to był zdecydowanie dobry wybór.
127. Anioł Jessiki - Graham Masterton, Albatros 2013 (Kindle)
Autor, który publikuje horrory taśmowo. Pewnie bym się nie zainteresował jego twórczością, gdyby nie afera na Krakonie. Niestety źle wybrałem na początek. Jest to wariacja na temat Alicji w Krainie Czarów, ale potwornie nudna i z płaskimi, irytującymi bohaterami, której jedyną zaletą jest to, że szybko się kończy. Na Kindle'u trzymam jeszcze Panikę Mastertona. Jeżeli nie okaże się ona czymś naprawdę dobrym, podziękuję mu. Mam za długą listę książek do przeczytania, żeby marnować czas.
128. Szubienicznik - Jacek Piekara, Wydawnictwo Otwarte 2013
Twórczość Piekary znam niemal wyłącznie z cyklu o Mordimerze Madderdinie i zbioru opowiadań Mój przyjaciel Kaligula i przyznać muszę, że wspomnienia z lektury jego prozy mam raczej miłe. Chętnie więc nabyłem Szubienicznika, chcąc sprawdzić, jak autor radzi sobie z realiami szlacheckiej Rzeczypospolitej, i niestety nastąpiło rozczarowanie. Sama stylizacja językowa i kreacja bohaterów wypadają jeszcze dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale powieść niestety jest nudna jak flaki z olejem. Nie dzieje się tu naprawdę nic. Do domu stolnika zjeżdżają panowie bracia i opowiadają historie swojego życia i to by było na tyle. Jest tu jakaś tajemnica, ale przez czterysta pięćdziesiąt stron autor ani trochę nie zbliża się do jej wyjaśnienia. Prolog na razie wydaje się pasować do reszty tekstu jak kwiatek do kożucha i dopiero ostatnie dwie strony utworu sugerują pewne zależności. W zasadzie cliffhanger kończący pierwszy tom (bo to jest pierwszy tom cyklu, o czym wydawca nigdzie nie raczy poinformować za wyjątkiem ostatniej strony powieści) jest jedynym mocnym punktem fabuły i właśnie dzięki niemu przekonam się do sięgnięcia po drugą część. Może będzie tam więcej akcji.
Podsumowanie roku
Plan przeczytania stu książek w rok udało się wypełnić ze sporym zapasem - ostatecznie licznik zatrzymał się na 128 pozycjach, co ponad dwukrotnie przewyższa moje dotychczasowe osiągnięcia czytelnicze. Kiedy czytałem wypowiedzi ludzi przyznających się do przekroczenia magicznej liczby 100 w ciągu roku, twierdziłem, że jest to niemożliwe bez rezygnowania z życia. Jednak udało się, choć co nieco trzeba było poświęcić: mniej grałem na PS3 (udało mi się ukończyć tylko cztery gry), zaniedbałem prezentowanie settingów do Savage Worlds i całkowicie odpuściłem erpegowanie (ani jednej sesji w 2013 roku). Udało mi się za to ożenić.
Podczas pisania notek największy problem miałem z mobilizacją do bieżącego komentowania książek tuż po ich przeczytaniu. Trzydziestego dnia miesiąca wrażenia z lektury zakończonej pierwszego lub drugiego są już jednak nieco zatarte. Wobec tego postanowienie #1 na rok 2014: będę pisał co tydzień, o ile nie będę w rozjazdach. Kolejny problem to brak miejsca na nowe książki już nie tylko na półkach, ale także na podłodze, w związku z czym postanawiam (#2) wystawić znaczną część moich zasobów na allegro, choć bardzo mi się nie chce tyle klikać. Oczywiście zostawię sobie książki z gatunku "Must Have" (należy je odróżnić od "Must Read") i te, które ładnie się prezentują na półce. Kolejna sprawa, która wiąże się nieco z poprzednią: będę więcej książek kupował na Kindle'a niż w formie papierowej (#3) - o ile będzie istniała wersja elektroniczna i wersja z martwego drzewa nie będzie należała do kategorii "Must Have". Swoją drogą, z Kindlem jest ciekawa sprawa. Nie byłem przekonany do czytników. Uważałem, że będzie mi brakować zapachu farby drukarskiej, szelestu przekładanych kartek i możliwości zdobycia autografu autora. Nie myliłem się - brakuje mi. Ale z drugiej strony czytnik świetnie sprawdził się w podróży, gdzie zamiast walizki papieru wziąłem jedną małą porcję krzemu. Do tego znacznie ogranicza ilość zajmowanego przez literaturę miejsca.
W kwestii samych przeczytanych książek, to w większości była to fantastyka polska wspierana przez zagraniczną. Do tego doszło nieco niefantastycznej beletrystyki i literatury podróżniczej. Wśród wydawnictw dominował Powergraph do spółki z Fabryką Słów - łącznie 33 książki pochodziły z tych dwóch oficyn. Z czystej ciekawości policzyłem też, jaki był rozkład płci wśród autorów - 101 książek zostało napisanych wyłącznie przez mężczyzn, 19 tylko przez kobiety. Martwi trochę, że mimo wyrównujących się proporcji kobiet i mężczyzn na konwentach, płeć piękna fantastyki pisze bardzo mało.
To by było na tyle. Na koniec jeszcze tylko mała garść podziękowań:
- W pierwszej kolejności dla Żony za to, że dzielnie znosiła, czasem ze szkodą dla siebie, mój maniakalny ciąg do książek i była pierwszym czytelnikiem notek, skutecznie eliminującym literówki.
- W drugim rzędzie dla baczka za inspirację.
- Dalej dla repka za to, że mnie jeszcze z Poltera nie przegonił.
- No i dla wszystkich, którym chciało się moje wypociny czytać (wirtuozem słowa wszak nie jestem), a zwłaszcza dla tych, którzy do tego znaleźli siłę, żeby je skomentować.
wtorek, 3 grudnia 2013
Przeczytane. Listopad 2013
W listopadzie nie najlepiej - tylko dziesięć przeczytanych książek, w tym cztery w wersji elektronicznej. Sporo czasu zajął mi Clancy (z powodu objętości), długo też męczyłem się z Wolffem (z powodu słabości tekstu), zabrakło więc czasu na planowaną Szczęśliwą ziemię Orbitowskiego. Ogólnie miesiąc minął pod znakiem podróży - najpierw końcówka pobytu w Japonii i 12 godzin w powietrzu z Tokio do Wiednia, potem wyjazd rodzinny na Podkarpacie na 11 listopada i przyległości, na koniec zaś tygodniowe szkolenie w stolicy. Trochę czasu na czytanie zostało więc zjedzone przez sprawy rodzinno-służbowe.
106. Chudszy - Stephen King, Albatros 2012 (Kindle)
Z drugiego spotkania z Kingiem, tym razem występującym pod pseudonimem Richard Bachman, również jestem zadowolony. Nie jest to typowa literatura grozy, z jaką kojarzony jest (przynajmniej przeze mnie) King. Dostałem solidnie skonstruowaną opowieść o człowieku, który próbuje pozbyć się cygańskiej klątwy, spisaną niezłym stylem, o wartkiej akcji i rewelacyjnym zakończeniu, dzięki czemu połknąłem ją jednym tchem. Jednocześnie autor porusza problem odpowiedzialności za swoje czyny i kwestię cygańskiej ludności, której nie pozwala się znaleźć miejsca wśród lokalnych społeczności, choć wszystkie spostrzeżenia są dość oczywiste. Jeszcze jedna myśl mi się nasunęła w trakcie lektury: dobrze jest mieć przyjaciół we włoskiej mafii.
107. Wyścig z czasem - Tom Clancy, Mark Greaney, Albatros 2013 (Kindle)
Z twórczością Clancy'ego nigdy wcześniej nie miałem kontaktu (oglądałem tylko Polowanie na Czerwony Październik) i raczej nie będę chciał do niej wrócić. Niby książkę czyta się fajnie, akcja jest dynamiczna i trzyma w napięciu, a bohaterów da się lubić i ogólnie jest to przyzwoita literatura, ale jednak zbyt wielu rzeczy się w trakcie lektury czepiałem. Pierwsze, co wpadło mi w oko, to zbyt dokładna i rozpychająca objętość książki prezentacja sprzętu, czy to broni, czy środków transportu. Naprawdę nie robi mi różnicy, z jakiego dokładnie modelu pistoletu maszynowego bohaterowie będą strzelać, nie interesują mnie też jego parametry techniczne, jeśli tylko nie mają one znaczenia dla fabuły. Podobnie nie ma sensu rozwodzić się przez dwie strony o chęci zakupu przez oddział Gulfstreama G650, podczas gdy udało się uzyskać model G550, zwłaszcza że oba samoloty mają bardzo podobne osiągi. Dużo poważniejszym mankamentem jest to, że bohaterowie często wychodzą z opresji nie dzięki własnym umiejętnościom i zdolnościom, ale zwykłemu szczęściu i to takiemu, że mój kołek do zawieszania niewiary trzeszczy i prosi o litość. Martwi również kompletnie nierozwinięty i niewykończony wątek dziewczyny Jacka Ryana juniora, jakby miał zostać wykorzystany w kolejnym tomie. Za głównych złych i obrzydliwych robią islamscy terroryści z Pakistanu - po rozpadzie ZSRR trzeba znaleźć nowego wroga i w obliczu faktycznych wydarzeń na świecie jest to dość naturalny kierunek poszukiwań. Z innej beczki - ciekawi mnie, jaki wkład miał Clancy w autorstwo tej książki. Greaney nawet nie pojawia się na okładce (nie rozumiem tego, że autor nie domaga się umieszczenia tam własnego nazwiska), ale coś mi chodzi po kręgosłupie, że odwalił całą robotę, którą dla celów marketingowych opatrzono nazwiskiem znanego pisarza, i za odpowiednią kwotę zrezygnował z promocji własnego nazwiska.
108. Honor Legionu - Andrzej Sawicki, Erica 2013
A to z kolei ciekawa lektura, która głównym bohaterem czyni jednego z żołnierzy Legionów Dąbrowskiego, Kazimierza Luxa - barwną postać historyczną, o której na lekcjach w szkole nie usłyszy się ani słowa. Miło więc poczytać, nawet w sfabularyzowanej formie, o wczesnym etapie życia ciekawego Polaka. Na kartach powieści dzieje się sporo - oprócz standardowej wojaczki mamy śledztwo w sprawie morderstw w Legionach, spiski na najwyższych szczeblach władzy i masonów, choć tych ostatnich nieco za dużo, jak na mój gust. Rozpoczynająca powieść scena erotyczna, mimo iż nie lubię dosłownego przedstawiania seksu w książkach (odnoszę wówczas wrażenie, że autor jest niedopieszczony), jest ostatecznie całkiem zabawną formą prezentacji Luxa jako młokosa, któremu w głowie tylko zabawa. Żałowałem, że książka okazała się być taką krótką, pozostaje czekać na kolejny tom, o ile nadejdzie. Kolejna część Nadziei czerwonej jak śnieg jakoś nie potrafi znaleźć drogi na światło dzienne.
109. Gra Endera - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2012
Po kultowe powieści zwykle sięgam z obawą, że nie sprostają moim oczekiwaniom albo że nie przetrwały próby czasu. Ale ponieważ Żonę znów wysłali w delegację, z nudów postanowiłem sprawdzić, co w kinie piszczy i stwierdziłem, że obejrzę Grę Endera. Nie lubię oglądać ekranizacji przed zapoznaniem się z pierwowzorem, sięgnąłem więc po książkę, co jednocześnie wpasowało się w plan przeczytania zdobywców Hugo i Nebuli. No i, mówiąc ogólnie, zachwyciłem się. Jest to rewelacyjna opowieść o dziecku (a w zasadzie o dzieciach), na którego barki złożono ciężar, którego nie jest, a w każdym razie nie powinno być w stanie unieść. Istotne jest także pytanie, jaką cenę można zapłacić, aby wygrać wojnę i czy aby na pewno jest to konieczne. No i tytułowy bohater, któremu można kibicować i współczuć, ale który z drugiej strony jest postacią przerażającą. Genialna powieść.
110. Przedksiężycowi II - Anna Kańtoch, Powergraph 2013
W zasadzie można tu napisać te same pochwały, co w przypadku pierwszego tomu. Świetnie wykreowany świat, ciekawi bohaterowie, akcja mało dynamiczna, ale za to spisana pierwszorzędnym stylem, czyli wszystko to, o czym było wiadomo przed lekturą. Fenomenalnie kreowany jest czarny charakter numer jeden, czyli Brin Issa - po prostu nie ma możliwości, żeby tego człowieka nie nienawidzić, a jego knowania są niesamowicie intrygujące. Jedna tylko rysa sprawia, że oceniam drugą część niżej od poprzedniczki - kulminacyjna scena walki w Archiwum jest potwornie nudna, jakby Kańtoch nie radziła sobie z tego typu opisami, znacznie lepiej wypada bowiem w nastrojowej narracji. Co by jednak nie mówić, Przedksiężycowi potwornie mnie wciągnęli.
111. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero - Rafał Kosik, Powergraph 2012
Robi się z tego tasiemiec. Świat Zero jest dziewiątym z dwunastu już tomów serii o trojgu gimnazjalistów i moim zdaniem jest to najlepsza przeczytana przeze mnie część obok Teoretycznie Możliwej Katastrofy. Wrócił mój ulubiony motyw w cyklu, czyli Wunrung - pierścień, który umożliwia podróże w czasie i teleportację, a który tym razem działa nieco inaczej i przenosi bohaterów do światów alternatywnych. Daje to Kosikowi możliwość podjęcia rozważań, jak potoczyłaby się historia, gdyby pewne znane nam wydarzenia nie miały miejsca lub potoczyły się nieco inaczej. Oczywiście, ponieważ jest to literatura młodzieżowa, nie może się obyć bez pewnej dawki humoru i typowych dla autora prób edukowania młodych czytelników. Wszystko w książce działa tak jak należy, włącznie z zakończeniem, które jest interesującym, a zarazem irytującym cliffhangerem.
112. Zagubieni. Inwazja - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2013
Druga z rzędu lektura dla młodszych czytelników. W odległej przyszłości ludzkość zamieszkuje sporą liczbę planet, udało się nawiązać kontakty z inteligentnymi kosmitami, aż tu nagle zostajemy zaatakowani przez obcych. Główni bohaterowie zamiast do szkoły trafiają w przestrzeń kosmiczną i zaczyna się przygoda. Niestety ja na coś takiego jestem chyba za stary i nie potrafiłem się zbyt dobrze bawić. Książka przeznaczona dla uczniów późnej podstawówki (tak na oko, miałem wrażenie, że jej grupa docelowa jest taka sama jak Wielkiej, większej i największej Jerzego Broszkiewicza, którą to powieść zaordynowała nam polonistka w piątej klasie szkoły podstawowej zamiast zanudzać nas Sienkiewiczowskim W pustyni i w puszczy) i myślę, że dla takiego czytelnika jest to całkiem niezłe wprowadzenie do literatury fantastycznej. Dla mnie zaś bohaterowie byli irytujący, a rozwiązania fabularne zbyt naiwne.
113. Wampir z MO - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2013
Pilipiukowe wampiry i wilkołaki są najmniej lubianymi przeze mnie bohaterami tego autora, ale mimo wszystko postanowiłem się skusić na drugą dawkę peerelowskiego urban fantasy. Jest nieco lepiej niż w pierwszym zbiorze opowiadań, od czasu do czasu udało się lekturze wywołać uśmiech na mojej twarzy, ale mam wrażenie, że teksty zebrane w drugim tomie na długo nie pozostaną w mojej pamięci. Pilipiuk jak zwykle wyśmiewa absurdy PRL-u i znęca się nad komunistycznymi służbami, a kiedy postanowił napisać coś poważniejszego w postaci Wyprawy, gdzie poruszył temat opuszczonych hal fabrycznych i maszyn żyjących własnym życiem, efekt był nieudany - wynudziłem się. Ciekawymi smaczkami są za to nawiązania do pozostałej twórczości Pilipiuka (pod postacią Jakuba Wędrowycza) i Zmierzchu, za które co poniektóre fanki twórczości Meyer chętnie przebiłyby Andrzeja osikowym kołkiem. No cóż, fanem Wampira z ... nie zostałem, zdecydowanie bardziej bawi mnie humor Wędrowycza, a z poważniejszych tekstów wolę zostać przy opowiadaniach o doktorze Skórzewskim i Stormie.
114. Cienioryt - Krzysztof Piskorski, Wydawnictwo Literackie 2013 (Kindle)
Tygodniowa delegacja w Warszawie zaowocowała kolejną lekturą na Kindle'u. Twórczość Piskorskiego znam słabo - przeczytałem wcześniej tylko Krawędź czasu, a ponieważ była to zacna lektura, chętnie sięgnąłem po jego najnowszą książkę. Bardzo podoba mi się styl autora, świetnie się czyta prowadzoną przez niego narrację, niezłe są też dialogi. Co szczególnie doceniam w tej powieści, to fakt, że dwukrotnie udało jej się mnie zaskoczyć i to w stopniu takim, gdzie szczęka odbija się od ziemi. Po raz pierwszy miało to miejsce na końcu pierwszej części książki - choć zwykle uważam, że w konwencji przygodowej takie wydarzenie jest niedopuszczalne, Piskorski zaprezentował je wyśmienicie. Kolejny opad szczęki to epilog. Widać, że autor wie, jak kończyć opowieść. W sumie jedynym poważnym zastrzeżeniem, jakie mam do utworu, to spadek dynamiki akcji w drugiej części.
115. Stalowa kurtyna - Vladimir Wolff, Warbook 2010 (Kindle)
Najpierw skojarzyło mi się z Clancym, a potem... nuuuuuuda. Jest sobie wojna polsko-białoruska, dostajemy łomot, pojawiają się Wspaniali Amerykanie W Lśniących Maszynach, wygrywamy, koniec. Bohaterowie sprawiają wrażenie wsadzonych do utworu na siłę, jakby ktoś Wolffowi powiedział, że w powieści musi się znaleźć miejsce dla kogoś takiego jak bohater. No to się znalazło, ale każdy z nich ma zbyt mało czasu antenowego, są zbyt płascy, żeby zwracać na nich uwagę, nawet pod koniec książki nie mogłem się do końca połapać, kto jest kim i skąd się wziął. Łukaszenka przedstawiony został jako skrajny oszołom i degenerat na miarę Stalina. Wszyscy politycy zagraniczni są postaciami autentycznymi, tylko polskie władze są całkowicie fikcyjne. Moim zdaniem wypadałoby pójść na całość, ale autor chyba się czegoś obawiał. Słabe to było.
106. Chudszy - Stephen King, Albatros 2012 (Kindle)
Z drugiego spotkania z Kingiem, tym razem występującym pod pseudonimem Richard Bachman, również jestem zadowolony. Nie jest to typowa literatura grozy, z jaką kojarzony jest (przynajmniej przeze mnie) King. Dostałem solidnie skonstruowaną opowieść o człowieku, który próbuje pozbyć się cygańskiej klątwy, spisaną niezłym stylem, o wartkiej akcji i rewelacyjnym zakończeniu, dzięki czemu połknąłem ją jednym tchem. Jednocześnie autor porusza problem odpowiedzialności za swoje czyny i kwestię cygańskiej ludności, której nie pozwala się znaleźć miejsca wśród lokalnych społeczności, choć wszystkie spostrzeżenia są dość oczywiste. Jeszcze jedna myśl mi się nasunęła w trakcie lektury: dobrze jest mieć przyjaciół we włoskiej mafii.
107. Wyścig z czasem - Tom Clancy, Mark Greaney, Albatros 2013 (Kindle)
Z twórczością Clancy'ego nigdy wcześniej nie miałem kontaktu (oglądałem tylko Polowanie na Czerwony Październik) i raczej nie będę chciał do niej wrócić. Niby książkę czyta się fajnie, akcja jest dynamiczna i trzyma w napięciu, a bohaterów da się lubić i ogólnie jest to przyzwoita literatura, ale jednak zbyt wielu rzeczy się w trakcie lektury czepiałem. Pierwsze, co wpadło mi w oko, to zbyt dokładna i rozpychająca objętość książki prezentacja sprzętu, czy to broni, czy środków transportu. Naprawdę nie robi mi różnicy, z jakiego dokładnie modelu pistoletu maszynowego bohaterowie będą strzelać, nie interesują mnie też jego parametry techniczne, jeśli tylko nie mają one znaczenia dla fabuły. Podobnie nie ma sensu rozwodzić się przez dwie strony o chęci zakupu przez oddział Gulfstreama G650, podczas gdy udało się uzyskać model G550, zwłaszcza że oba samoloty mają bardzo podobne osiągi. Dużo poważniejszym mankamentem jest to, że bohaterowie często wychodzą z opresji nie dzięki własnym umiejętnościom i zdolnościom, ale zwykłemu szczęściu i to takiemu, że mój kołek do zawieszania niewiary trzeszczy i prosi o litość. Martwi również kompletnie nierozwinięty i niewykończony wątek dziewczyny Jacka Ryana juniora, jakby miał zostać wykorzystany w kolejnym tomie. Za głównych złych i obrzydliwych robią islamscy terroryści z Pakistanu - po rozpadzie ZSRR trzeba znaleźć nowego wroga i w obliczu faktycznych wydarzeń na świecie jest to dość naturalny kierunek poszukiwań. Z innej beczki - ciekawi mnie, jaki wkład miał Clancy w autorstwo tej książki. Greaney nawet nie pojawia się na okładce (nie rozumiem tego, że autor nie domaga się umieszczenia tam własnego nazwiska), ale coś mi chodzi po kręgosłupie, że odwalił całą robotę, którą dla celów marketingowych opatrzono nazwiskiem znanego pisarza, i za odpowiednią kwotę zrezygnował z promocji własnego nazwiska.
108. Honor Legionu - Andrzej Sawicki, Erica 2013
A to z kolei ciekawa lektura, która głównym bohaterem czyni jednego z żołnierzy Legionów Dąbrowskiego, Kazimierza Luxa - barwną postać historyczną, o której na lekcjach w szkole nie usłyszy się ani słowa. Miło więc poczytać, nawet w sfabularyzowanej formie, o wczesnym etapie życia ciekawego Polaka. Na kartach powieści dzieje się sporo - oprócz standardowej wojaczki mamy śledztwo w sprawie morderstw w Legionach, spiski na najwyższych szczeblach władzy i masonów, choć tych ostatnich nieco za dużo, jak na mój gust. Rozpoczynająca powieść scena erotyczna, mimo iż nie lubię dosłownego przedstawiania seksu w książkach (odnoszę wówczas wrażenie, że autor jest niedopieszczony), jest ostatecznie całkiem zabawną formą prezentacji Luxa jako młokosa, któremu w głowie tylko zabawa. Żałowałem, że książka okazała się być taką krótką, pozostaje czekać na kolejny tom, o ile nadejdzie. Kolejna część Nadziei czerwonej jak śnieg jakoś nie potrafi znaleźć drogi na światło dzienne.
109. Gra Endera - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2012
Po kultowe powieści zwykle sięgam z obawą, że nie sprostają moim oczekiwaniom albo że nie przetrwały próby czasu. Ale ponieważ Żonę znów wysłali w delegację, z nudów postanowiłem sprawdzić, co w kinie piszczy i stwierdziłem, że obejrzę Grę Endera. Nie lubię oglądać ekranizacji przed zapoznaniem się z pierwowzorem, sięgnąłem więc po książkę, co jednocześnie wpasowało się w plan przeczytania zdobywców Hugo i Nebuli. No i, mówiąc ogólnie, zachwyciłem się. Jest to rewelacyjna opowieść o dziecku (a w zasadzie o dzieciach), na którego barki złożono ciężar, którego nie jest, a w każdym razie nie powinno być w stanie unieść. Istotne jest także pytanie, jaką cenę można zapłacić, aby wygrać wojnę i czy aby na pewno jest to konieczne. No i tytułowy bohater, któremu można kibicować i współczuć, ale który z drugiej strony jest postacią przerażającą. Genialna powieść.
110. Przedksiężycowi II - Anna Kańtoch, Powergraph 2013
W zasadzie można tu napisać te same pochwały, co w przypadku pierwszego tomu. Świetnie wykreowany świat, ciekawi bohaterowie, akcja mało dynamiczna, ale za to spisana pierwszorzędnym stylem, czyli wszystko to, o czym było wiadomo przed lekturą. Fenomenalnie kreowany jest czarny charakter numer jeden, czyli Brin Issa - po prostu nie ma możliwości, żeby tego człowieka nie nienawidzić, a jego knowania są niesamowicie intrygujące. Jedna tylko rysa sprawia, że oceniam drugą część niżej od poprzedniczki - kulminacyjna scena walki w Archiwum jest potwornie nudna, jakby Kańtoch nie radziła sobie z tego typu opisami, znacznie lepiej wypada bowiem w nastrojowej narracji. Co by jednak nie mówić, Przedksiężycowi potwornie mnie wciągnęli.
111. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero - Rafał Kosik, Powergraph 2012
Robi się z tego tasiemiec. Świat Zero jest dziewiątym z dwunastu już tomów serii o trojgu gimnazjalistów i moim zdaniem jest to najlepsza przeczytana przeze mnie część obok Teoretycznie Możliwej Katastrofy. Wrócił mój ulubiony motyw w cyklu, czyli Wunrung - pierścień, który umożliwia podróże w czasie i teleportację, a który tym razem działa nieco inaczej i przenosi bohaterów do światów alternatywnych. Daje to Kosikowi możliwość podjęcia rozważań, jak potoczyłaby się historia, gdyby pewne znane nam wydarzenia nie miały miejsca lub potoczyły się nieco inaczej. Oczywiście, ponieważ jest to literatura młodzieżowa, nie może się obyć bez pewnej dawki humoru i typowych dla autora prób edukowania młodych czytelników. Wszystko w książce działa tak jak należy, włącznie z zakończeniem, które jest interesującym, a zarazem irytującym cliffhangerem.
112. Zagubieni. Inwazja - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2013
Druga z rzędu lektura dla młodszych czytelników. W odległej przyszłości ludzkość zamieszkuje sporą liczbę planet, udało się nawiązać kontakty z inteligentnymi kosmitami, aż tu nagle zostajemy zaatakowani przez obcych. Główni bohaterowie zamiast do szkoły trafiają w przestrzeń kosmiczną i zaczyna się przygoda. Niestety ja na coś takiego jestem chyba za stary i nie potrafiłem się zbyt dobrze bawić. Książka przeznaczona dla uczniów późnej podstawówki (tak na oko, miałem wrażenie, że jej grupa docelowa jest taka sama jak Wielkiej, większej i największej Jerzego Broszkiewicza, którą to powieść zaordynowała nam polonistka w piątej klasie szkoły podstawowej zamiast zanudzać nas Sienkiewiczowskim W pustyni i w puszczy) i myślę, że dla takiego czytelnika jest to całkiem niezłe wprowadzenie do literatury fantastycznej. Dla mnie zaś bohaterowie byli irytujący, a rozwiązania fabularne zbyt naiwne.
113. Wampir z MO - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2013
Pilipiukowe wampiry i wilkołaki są najmniej lubianymi przeze mnie bohaterami tego autora, ale mimo wszystko postanowiłem się skusić na drugą dawkę peerelowskiego urban fantasy. Jest nieco lepiej niż w pierwszym zbiorze opowiadań, od czasu do czasu udało się lekturze wywołać uśmiech na mojej twarzy, ale mam wrażenie, że teksty zebrane w drugim tomie na długo nie pozostaną w mojej pamięci. Pilipiuk jak zwykle wyśmiewa absurdy PRL-u i znęca się nad komunistycznymi służbami, a kiedy postanowił napisać coś poważniejszego w postaci Wyprawy, gdzie poruszył temat opuszczonych hal fabrycznych i maszyn żyjących własnym życiem, efekt był nieudany - wynudziłem się. Ciekawymi smaczkami są za to nawiązania do pozostałej twórczości Pilipiuka (pod postacią Jakuba Wędrowycza) i Zmierzchu, za które co poniektóre fanki twórczości Meyer chętnie przebiłyby Andrzeja osikowym kołkiem. No cóż, fanem Wampira z ... nie zostałem, zdecydowanie bardziej bawi mnie humor Wędrowycza, a z poważniejszych tekstów wolę zostać przy opowiadaniach o doktorze Skórzewskim i Stormie.
114. Cienioryt - Krzysztof Piskorski, Wydawnictwo Literackie 2013 (Kindle)
Tygodniowa delegacja w Warszawie zaowocowała kolejną lekturą na Kindle'u. Twórczość Piskorskiego znam słabo - przeczytałem wcześniej tylko Krawędź czasu, a ponieważ była to zacna lektura, chętnie sięgnąłem po jego najnowszą książkę. Bardzo podoba mi się styl autora, świetnie się czyta prowadzoną przez niego narrację, niezłe są też dialogi. Co szczególnie doceniam w tej powieści, to fakt, że dwukrotnie udało jej się mnie zaskoczyć i to w stopniu takim, gdzie szczęka odbija się od ziemi. Po raz pierwszy miało to miejsce na końcu pierwszej części książki - choć zwykle uważam, że w konwencji przygodowej takie wydarzenie jest niedopuszczalne, Piskorski zaprezentował je wyśmienicie. Kolejny opad szczęki to epilog. Widać, że autor wie, jak kończyć opowieść. W sumie jedynym poważnym zastrzeżeniem, jakie mam do utworu, to spadek dynamiki akcji w drugiej części.
115. Stalowa kurtyna - Vladimir Wolff, Warbook 2010 (Kindle)
Najpierw skojarzyło mi się z Clancym, a potem... nuuuuuuda. Jest sobie wojna polsko-białoruska, dostajemy łomot, pojawiają się Wspaniali Amerykanie W Lśniących Maszynach, wygrywamy, koniec. Bohaterowie sprawiają wrażenie wsadzonych do utworu na siłę, jakby ktoś Wolffowi powiedział, że w powieści musi się znaleźć miejsce dla kogoś takiego jak bohater. No to się znalazło, ale każdy z nich ma zbyt mało czasu antenowego, są zbyt płascy, żeby zwracać na nich uwagę, nawet pod koniec książki nie mogłem się do końca połapać, kto jest kim i skąd się wziął. Łukaszenka przedstawiony został jako skrajny oszołom i degenerat na miarę Stalina. Wszyscy politycy zagraniczni są postaciami autentycznymi, tylko polskie władze są całkowicie fikcyjne. Moim zdaniem wypadałoby pójść na całość, ale autor chyba się czegoś obawiał. Słabe to było.
poniedziałek, 11 listopada 2013
Przeczytane. Październik 2013
Październik minął jak z bicza strzelił. Podróż poślubna się zakończyła (super było), sprezentowany przez Żonę Kindle spisał się znakomicie - jest to wielkie udogodnienie, kiedy można zabrać ze sobą jeden gadżet zamiast walizki książek. Noworoczny plan przeczytania 100 pozycji w ciągu roku został już zrealizowany, Żona twierdzi, że skoro tak, to wystarczy tego czytania, ale jak patrzę na uginające się półki w domu, to jakoś nie potrafię przestać sięgać po kolejne książki. W tym miesiącu uporałem się z dwunastoma tytułami - połowie sprostałem przed wylotem (wszystko w wersji papierowej), natomiast druga szóstka została przeczytana już w podróży na Kindle'u.
94. Pośród cieni - Agnieszka Hałas, Solaris 2013
Od przeczytania pierwszego tomu minęło tyle czasu, że niewiele już z niego pamiętam (dlatego nie lubię cykli, właśnie ze względu na czas oczekiwania na kolejną część). Dwie karty były niezłe, choć, z tego co pamiętam, z nóg mnie nie zwaliły. Drugi tom natomiast to kawał solidnego fantasy, podczas lektury którego nasuwały mi się skojarzenia z Planescape: Torment (swoją drogą najlepsze crpg, w jakie grałem) i to nawet nie ze względu na pozbawionego pamięci o swojej przeszłości głównego bohatera, ale raczej na ogólny nastrój wylewający się z kart książki. Ten zaś udało się autorce stworzyć bardzo dobrze, podobnie jak interesującego protagonistę (nie lubię tego słowa). Ciężko było się oderwać od lektury.
95. W Japonii, czyli w domu - Rebecca Otowa, Świat Książki 2013
Miała być książka o zwykłym życiu w zwykłym japońskim domu i jest, tylko jakoś tak dziwnie mi się ją czytało. Ciężko mi się trawi tekst, w którym kobieta prezentuje się jako kura domowa, która jako ostatnia bierze kąpiel, musi po wszystkich posprzątać i jest z tego powodu szczęśliwa. Wiem, że pozycja społeczno-rodzinna kobiet w Kraju Kwitnącej Wiśni jest właśnie taka, jak pisze Otowa (w skrócie gosposia swojego zapracowanego męża), ale sposób opisywania jej radości z takiego stanu rzeczy wydał mi się bardzo infantylny. Podobnie dziecinnym, a przez to męczącym w odbiorze stylem, udziela wykładu na temat kanji. Z drugiej strony dostałem do rąk solidnie przygotowany od strony merytorycznej (bo w końcu pisany z osobistego doświadczenia autorki) materiał na temat codziennego życia Japończyków.
96. Tradycje kulinarne Japonii - Magdalena Tomaszewska-Bolałek, Hanami 2006
Króciutka książka o japońskim jedzeniu. Bardzo fajnie zostały przygotowane opisy poszczególnych potraw, posortowane w porządku chronologicznym według czasu ich pojawienia się w Japonii. Fakt jednak jest taki, że książka ta przeznaczona jest wyłącznie dla pasjonatów Kraju Wschodzącego Jena (lub do ludzi, którzy się tam wybierają i chcą się dowiedzieć, co będzie im po talerzu łaziło). Solidna porcja informacji została ozdobiona fotografiami przedstawiającymi niektóre z przysmaków, lepiej więc nie czytać tej pozycji o pustym żołądku.
97. Made in Japan - Rafał Tomański, Bezdroża 2013
Z lekkimi obawami sięgałem po najnowszą książkę Tomańskiego. Po lekturze Tatami kontra krzesła odniosłem wrażenie, że autor pisze z perspektywy "bo ja się znam najlepiej", a za czymś takim nieszczególnie przepadam. Tym razem na szczęście udało mu się uniknąć bufonady. Książka prezentuje problemy gospodarcze, jakie spotkały Japonię po tsunami z 2011 roku i problemach w Fukushimie, i ich skutki. Wszystko przedstawione jest rzetelnie i rzeczowo. W pewnych momentach autor porzuca kwestie gospodarki i skupia się na relacjach Japonii z zamorskimi sąsiadami. Warto też wspomnieć o wizualnej stronie książki - wydana w pełnym kolorze z wieloma ładnymi ilustracjami sprawia, że przyjemnie się ją trzyma w rękach.
98. Listy lorda Bathursta - Marcin Mortka, Fabryka Słów 2013
Mortka jest pisarzem bardzo nierównym. Po świetnej trylogii Miecz i kwiaty przyszła pora na żenująco słabe Martwe jezioro i jego kontynuację, a w międzyczasie pojawiło się niezłe Miasteczko Nonstead. Listy lorda Bathursta należą do tej ostatniej kategorii - są przyzwoitą marynistyczną powieścią, ale głowy nie urywają. Z początku zapowiada się na bardzo dobry utwór, później, mniej więcej od połowy książki wiadomo już, o co chodzi, i fabuła przestaje porywać, choć cały czas zapoznawanie się z nią jest dość przyjemne. Nieco problemu może sprawić pojawiająca się co chwilę terminologia żeglarska, ale w książce, której akcja dzieje się na morzu, jej stosowanie jest nieuniknione.
99. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn - Rafał Kosik, Powergraph 2011
Lubię ten cykl. Trzydziestkę już przekroczyłem, a lektura powieści Kosika sprawia mi zawsze sporo frajdy. Jak można się domyślić po tytule, tym razem problem, przed którym staną bohaterowie, należy do klasycznych motywów sf. I niby autorowi wszystko wychodzi tak, jak powinno - tytułowe trio da się lubić, mimo że Net jak zwykle jest nieco denerwujący, akcja toczy się sprawnie, bez zbędnych przestojów, ciekawie poprowadzone są wątki poboczne - ale podczas czytania miałem wrażenie, że za mało tu buntu w buncie, a strzelaniny są jakieś takie mało dynamiczne. Gdzieś również uciekło mi wyjaśnienie, w jaki sposób bohaterowie wydostali się z wnętrza robota; nie wiem, czy to moje przeoczenie, czy też autor coś pominął lub też wyraził się mało precyzyjnie. Jest to co prawda nadal solidna porcja młodzieżowej literatury, ale raczej należy do słabszych części serii.
100. Diabłu ogarek. Ostatni hołd - Konrad T. Lewandowski, RM 2013 (Kindle)
Jest to moja pierwsza książka przeczytana na Kindle'u, niemal w całości (bo zaczęta jeszcze w Polsce) przeczytana na trasie Frankfurt-Tokio. Po słabej Kolumnie Zygmunta Lewandowski wraca do poziomu prezentowanego w Czarnej Wierzbie. Intryga jest całkiem fajna, fabuła toczy się wartko, dzięki czemu książkę połyka się w ekspresowym tempie. Tym, czego mi brakowało, było jakieś mocniejsze nawiązanie do poprzednich tomów - owszem, pojawiają się znani już bohaterowie, ale fabuła nic wspólnego z poprzednimi częściami nie ma. Nie podoba mi się również zbyt wysoki moim zdaniem poziom umagicznienia świat przedstawionego; w realiach XVII-wiecznej Rzeczypospolitej preferuję jednak magię subtelną, nienarzucającą się (mniej więcej taką, jak w utworach Jacka Komudy). I jakoś tak wyszło, że setną przeczytaną książką w tym roku okazał się e-book, mimo mojego ogromnego zamiłowania do papieru.
101. Rok po końcu świata - antologia, Powergraph 2013 (Kindle)
Jak na zbiór, którego tytuł sugeruje tematykę postapokaliptyczną, strasznie mało tutaj tekstów rozgrywających się po rozumianej w dowolny sposób zagładzie. Większość tekstów nie oczarowuje, choć nie powiedziałbym o nich, że są słabe - każdy posiada jakiś ciekawy motyw, punkt zaczepienia wokół którego kręci się fabuła, przeważnie też interesująco prezentują się światy przedstawione, ale odnosiłem wrażenie, że czegoś mi w nich brakuje. Najbardziej w mój gust trafił Popiołun Wojciecha Szydy, co mnie pozytywnie zaskoczyło, gdyż dotychczas nie ujmował mnie on swoimi utworami. Dobrze też zaprezentowali się Anna Kańtoch (Okno Myszogrodu), Michał Cetnarowski ((¥b3rpμn|{!) i Michał Protasiuk (Prawie), choć po tej pierwszej spodziewałem się jeszcze lepszego tekstu. Z drugiej strony śmiertelnie wynudziłem się przy Retro (fantazji alternatywnej) Jakuba Nowaka. Pozostałe opowiadania poza pewnymi motywami nie zagościły na dłużej w mojej pamięci.
102. Odwrotniak - Jakub Małecki, W.A.B. 2013 (Kindle)
Do tej pory przeczytałem dwie książki Małeckiego - Dżozefa i W odbiciu - obie bardzo dobre. Nie pamiętam, skąd dowiedziałem się o jego najnowszej powieści (moje standardowe źródła wiedzy zgodnie na ten temat milczały), ale bez wahania ściągnąłem ją na czytnik. Tym razem jest to literatura całkowicie głównonurtowa, taka, której z reguły nie czytam, ale świetny styl autora sprawił, że pochłonąłem ją w dwa dni (głównie w pociągach - Japonia to "długi" kraj i przemieszczenie się z miasta do miasta, mimo szybkiej kolei, jednak zabiera nieco czasu). Małecki świetnie kreuje głównych bohaterów, bardzo dobrze wychodzi mu przedstawienie problemów, z jakimi się borykają, pokazuje, do czego prowadzi brak komunikacji między ludźmi. W całej powieści zgrzyta mi tylko zakończenie wątku Izabeli, sprawia on wrażenie niedokończonego, wydaje mi się, że coś jeszcze można by tu powiedzieć. Szkoda trochę, bo wątek Ignacego rozwiązany został rewelacyjnie.
103. Requiem dla lalek - Cezary Zbierzchowski, Powergraph 2013 (Kindle)
Zbiór świetnych opowiadań za jedyne dziesięć złotych - jak tu się nie skusić? Zbierzchowski zainteresował mnie swoją twórczością genialnym Smutkiem parseków opublikowanym w antologii Science fiction, był to mój zdecydowany numer jeden wśród polskich opowiadań w 2011 roku. Autor kreuje w swoich tekstach ciekawy świat (a może światy, mimo zbieżności nazw geograficznych w poszczególnych utworach), tworzy barwnych bohaterów, posługuje się nienagannym stylem i, co ważne, potrafi pisać satysfakcjonujące zakończenia. Z jednym tylko wyjątkiem, jakim jest Mr. Fiction, które przez cały czas trzyma w napięciu, jest doskonale prowadzone, a potem przychodzi zakończenie (bardzo zaskakujące, muszę przyznać), które sprawia wrażenie, jakby autorowi zabrakło pomysłu na rozwiązanie akcji. W zbiorze pojawia się jedno premierowe opowiadanie, Garcia, które świetnie przedstawia nastrój pochłoniętego przez wojnę pogranicza.
104. Worek kości - Stephen King, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)
Na pierwsze spotkanie z Kingiem wybrałem utwór nienależący do jego najbardziej znanych powieści (przynajmniej ja nie miałem z nim wcześniej styczności). Dostałem solidną porcję obyczajowo-detektywistycznego tekstu z nawiedzonym domem w tle. Co najbardziej urzeka, to kreacja bohaterów. Są żywi, można ich lubić i pozwalają na emocjonalne zaangażowanie się w wydarzenia rozgrywające się na kartach utworu. Naprawdę polubiłem Mattie. Styl Kinga jest na tyle dobry, że nie przeszkadzało mi jego wodolejstwo w niektórych partiach tekstu. Tak naprawdę jedynym mankamentem powieści jest scena kulminacyjna, od początku której spodziewałem się deus ex machina i nawet wiedziałem, kto w charakterze owego boga wystąpi. Cała reszta jest zdecydowanie na plus, zwłaszcza kilka ciekawych szczegółów, jak na przykład ludzie z "dolówki".
105. Zaklęcie dla Cameleon - Piers Anthony, Nasza Księgarnia 2012 (Kindle)
Skusiłem się tylko dlatego, że któryś tom dostał wysoką notę w recenzji w Nowej Fantastyce, na moment zapominając, że nie cierpię niekończących się cykli. Seria Xanth jak na razie składa się bodajże z 36 tomów (w naszym języku nieco mniej póki co - w najnowszym wydaniu Naszej Księgarni w chwili, kiedy piszę te słowa, dostępnych jest sześć części) i autor planuje kolejne. Jest to ciekawe fantasy, klasyczna opowieść drogi w tym gatunku, gdzie bohater musi odnaleźć swoje prawdziwe ja. Napisana jest ona bardzo przystępnym stylem, odniosłem wrażenie, że raczej z myślą o młodszym czytelniku, ale motywy erotyczne nieco to odczucie tłumią, przez co nie bardzo wiadomo, kto ma być odbiorcą powieści (strzelam, że jednak starsi nastolatkowie - dla dorosłych może ona być momentami zbyt infantylna, dla młodszych za dużo tu erotyki). Sama podróź głównego bohatera, mimo że interesująca, wygląda, jakby była stworzona przy pomocy generatora spotkań losowych - kłopoty spadają na niego jeden za drugim, lokacja za lokacją, biedak nie ma więc ani chwili wytchnienia. Pomimo pewnych niedociągnięć jest to solidna porcja humorystycznego fantasy.
94. Pośród cieni - Agnieszka Hałas, Solaris 2013
Od przeczytania pierwszego tomu minęło tyle czasu, że niewiele już z niego pamiętam (dlatego nie lubię cykli, właśnie ze względu na czas oczekiwania na kolejną część). Dwie karty były niezłe, choć, z tego co pamiętam, z nóg mnie nie zwaliły. Drugi tom natomiast to kawał solidnego fantasy, podczas lektury którego nasuwały mi się skojarzenia z Planescape: Torment (swoją drogą najlepsze crpg, w jakie grałem) i to nawet nie ze względu na pozbawionego pamięci o swojej przeszłości głównego bohatera, ale raczej na ogólny nastrój wylewający się z kart książki. Ten zaś udało się autorce stworzyć bardzo dobrze, podobnie jak interesującego protagonistę (nie lubię tego słowa). Ciężko było się oderwać od lektury.
95. W Japonii, czyli w domu - Rebecca Otowa, Świat Książki 2013
Miała być książka o zwykłym życiu w zwykłym japońskim domu i jest, tylko jakoś tak dziwnie mi się ją czytało. Ciężko mi się trawi tekst, w którym kobieta prezentuje się jako kura domowa, która jako ostatnia bierze kąpiel, musi po wszystkich posprzątać i jest z tego powodu szczęśliwa. Wiem, że pozycja społeczno-rodzinna kobiet w Kraju Kwitnącej Wiśni jest właśnie taka, jak pisze Otowa (w skrócie gosposia swojego zapracowanego męża), ale sposób opisywania jej radości z takiego stanu rzeczy wydał mi się bardzo infantylny. Podobnie dziecinnym, a przez to męczącym w odbiorze stylem, udziela wykładu na temat kanji. Z drugiej strony dostałem do rąk solidnie przygotowany od strony merytorycznej (bo w końcu pisany z osobistego doświadczenia autorki) materiał na temat codziennego życia Japończyków.
96. Tradycje kulinarne Japonii - Magdalena Tomaszewska-Bolałek, Hanami 2006
Króciutka książka o japońskim jedzeniu. Bardzo fajnie zostały przygotowane opisy poszczególnych potraw, posortowane w porządku chronologicznym według czasu ich pojawienia się w Japonii. Fakt jednak jest taki, że książka ta przeznaczona jest wyłącznie dla pasjonatów Kraju Wschodzącego Jena (lub do ludzi, którzy się tam wybierają i chcą się dowiedzieć, co będzie im po talerzu łaziło). Solidna porcja informacji została ozdobiona fotografiami przedstawiającymi niektóre z przysmaków, lepiej więc nie czytać tej pozycji o pustym żołądku.
97. Made in Japan - Rafał Tomański, Bezdroża 2013
Z lekkimi obawami sięgałem po najnowszą książkę Tomańskiego. Po lekturze Tatami kontra krzesła odniosłem wrażenie, że autor pisze z perspektywy "bo ja się znam najlepiej", a za czymś takim nieszczególnie przepadam. Tym razem na szczęście udało mu się uniknąć bufonady. Książka prezentuje problemy gospodarcze, jakie spotkały Japonię po tsunami z 2011 roku i problemach w Fukushimie, i ich skutki. Wszystko przedstawione jest rzetelnie i rzeczowo. W pewnych momentach autor porzuca kwestie gospodarki i skupia się na relacjach Japonii z zamorskimi sąsiadami. Warto też wspomnieć o wizualnej stronie książki - wydana w pełnym kolorze z wieloma ładnymi ilustracjami sprawia, że przyjemnie się ją trzyma w rękach.
98. Listy lorda Bathursta - Marcin Mortka, Fabryka Słów 2013
Mortka jest pisarzem bardzo nierównym. Po świetnej trylogii Miecz i kwiaty przyszła pora na żenująco słabe Martwe jezioro i jego kontynuację, a w międzyczasie pojawiło się niezłe Miasteczko Nonstead. Listy lorda Bathursta należą do tej ostatniej kategorii - są przyzwoitą marynistyczną powieścią, ale głowy nie urywają. Z początku zapowiada się na bardzo dobry utwór, później, mniej więcej od połowy książki wiadomo już, o co chodzi, i fabuła przestaje porywać, choć cały czas zapoznawanie się z nią jest dość przyjemne. Nieco problemu może sprawić pojawiająca się co chwilę terminologia żeglarska, ale w książce, której akcja dzieje się na morzu, jej stosowanie jest nieuniknione.
99. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn - Rafał Kosik, Powergraph 2011
Lubię ten cykl. Trzydziestkę już przekroczyłem, a lektura powieści Kosika sprawia mi zawsze sporo frajdy. Jak można się domyślić po tytule, tym razem problem, przed którym staną bohaterowie, należy do klasycznych motywów sf. I niby autorowi wszystko wychodzi tak, jak powinno - tytułowe trio da się lubić, mimo że Net jak zwykle jest nieco denerwujący, akcja toczy się sprawnie, bez zbędnych przestojów, ciekawie poprowadzone są wątki poboczne - ale podczas czytania miałem wrażenie, że za mało tu buntu w buncie, a strzelaniny są jakieś takie mało dynamiczne. Gdzieś również uciekło mi wyjaśnienie, w jaki sposób bohaterowie wydostali się z wnętrza robota; nie wiem, czy to moje przeoczenie, czy też autor coś pominął lub też wyraził się mało precyzyjnie. Jest to co prawda nadal solidna porcja młodzieżowej literatury, ale raczej należy do słabszych części serii.
100. Diabłu ogarek. Ostatni hołd - Konrad T. Lewandowski, RM 2013 (Kindle)
Jest to moja pierwsza książka przeczytana na Kindle'u, niemal w całości (bo zaczęta jeszcze w Polsce) przeczytana na trasie Frankfurt-Tokio. Po słabej Kolumnie Zygmunta Lewandowski wraca do poziomu prezentowanego w Czarnej Wierzbie. Intryga jest całkiem fajna, fabuła toczy się wartko, dzięki czemu książkę połyka się w ekspresowym tempie. Tym, czego mi brakowało, było jakieś mocniejsze nawiązanie do poprzednich tomów - owszem, pojawiają się znani już bohaterowie, ale fabuła nic wspólnego z poprzednimi częściami nie ma. Nie podoba mi się również zbyt wysoki moim zdaniem poziom umagicznienia świat przedstawionego; w realiach XVII-wiecznej Rzeczypospolitej preferuję jednak magię subtelną, nienarzucającą się (mniej więcej taką, jak w utworach Jacka Komudy). I jakoś tak wyszło, że setną przeczytaną książką w tym roku okazał się e-book, mimo mojego ogromnego zamiłowania do papieru.
101. Rok po końcu świata - antologia, Powergraph 2013 (Kindle)
Jak na zbiór, którego tytuł sugeruje tematykę postapokaliptyczną, strasznie mało tutaj tekstów rozgrywających się po rozumianej w dowolny sposób zagładzie. Większość tekstów nie oczarowuje, choć nie powiedziałbym o nich, że są słabe - każdy posiada jakiś ciekawy motyw, punkt zaczepienia wokół którego kręci się fabuła, przeważnie też interesująco prezentują się światy przedstawione, ale odnosiłem wrażenie, że czegoś mi w nich brakuje. Najbardziej w mój gust trafił Popiołun Wojciecha Szydy, co mnie pozytywnie zaskoczyło, gdyż dotychczas nie ujmował mnie on swoimi utworami. Dobrze też zaprezentowali się Anna Kańtoch (Okno Myszogrodu), Michał Cetnarowski ((¥b3rpμn|{!) i Michał Protasiuk (Prawie), choć po tej pierwszej spodziewałem się jeszcze lepszego tekstu. Z drugiej strony śmiertelnie wynudziłem się przy Retro (fantazji alternatywnej) Jakuba Nowaka. Pozostałe opowiadania poza pewnymi motywami nie zagościły na dłużej w mojej pamięci.
102. Odwrotniak - Jakub Małecki, W.A.B. 2013 (Kindle)
Do tej pory przeczytałem dwie książki Małeckiego - Dżozefa i W odbiciu - obie bardzo dobre. Nie pamiętam, skąd dowiedziałem się o jego najnowszej powieści (moje standardowe źródła wiedzy zgodnie na ten temat milczały), ale bez wahania ściągnąłem ją na czytnik. Tym razem jest to literatura całkowicie głównonurtowa, taka, której z reguły nie czytam, ale świetny styl autora sprawił, że pochłonąłem ją w dwa dni (głównie w pociągach - Japonia to "długi" kraj i przemieszczenie się z miasta do miasta, mimo szybkiej kolei, jednak zabiera nieco czasu). Małecki świetnie kreuje głównych bohaterów, bardzo dobrze wychodzi mu przedstawienie problemów, z jakimi się borykają, pokazuje, do czego prowadzi brak komunikacji między ludźmi. W całej powieści zgrzyta mi tylko zakończenie wątku Izabeli, sprawia on wrażenie niedokończonego, wydaje mi się, że coś jeszcze można by tu powiedzieć. Szkoda trochę, bo wątek Ignacego rozwiązany został rewelacyjnie.
103. Requiem dla lalek - Cezary Zbierzchowski, Powergraph 2013 (Kindle)
Zbiór świetnych opowiadań za jedyne dziesięć złotych - jak tu się nie skusić? Zbierzchowski zainteresował mnie swoją twórczością genialnym Smutkiem parseków opublikowanym w antologii Science fiction, był to mój zdecydowany numer jeden wśród polskich opowiadań w 2011 roku. Autor kreuje w swoich tekstach ciekawy świat (a może światy, mimo zbieżności nazw geograficznych w poszczególnych utworach), tworzy barwnych bohaterów, posługuje się nienagannym stylem i, co ważne, potrafi pisać satysfakcjonujące zakończenia. Z jednym tylko wyjątkiem, jakim jest Mr. Fiction, które przez cały czas trzyma w napięciu, jest doskonale prowadzone, a potem przychodzi zakończenie (bardzo zaskakujące, muszę przyznać), które sprawia wrażenie, jakby autorowi zabrakło pomysłu na rozwiązanie akcji. W zbiorze pojawia się jedno premierowe opowiadanie, Garcia, które świetnie przedstawia nastrój pochłoniętego przez wojnę pogranicza.
104. Worek kości - Stephen King, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)
Na pierwsze spotkanie z Kingiem wybrałem utwór nienależący do jego najbardziej znanych powieści (przynajmniej ja nie miałem z nim wcześniej styczności). Dostałem solidną porcję obyczajowo-detektywistycznego tekstu z nawiedzonym domem w tle. Co najbardziej urzeka, to kreacja bohaterów. Są żywi, można ich lubić i pozwalają na emocjonalne zaangażowanie się w wydarzenia rozgrywające się na kartach utworu. Naprawdę polubiłem Mattie. Styl Kinga jest na tyle dobry, że nie przeszkadzało mi jego wodolejstwo w niektórych partiach tekstu. Tak naprawdę jedynym mankamentem powieści jest scena kulminacyjna, od początku której spodziewałem się deus ex machina i nawet wiedziałem, kto w charakterze owego boga wystąpi. Cała reszta jest zdecydowanie na plus, zwłaszcza kilka ciekawych szczegółów, jak na przykład ludzie z "dolówki".
105. Zaklęcie dla Cameleon - Piers Anthony, Nasza Księgarnia 2012 (Kindle)
Skusiłem się tylko dlatego, że któryś tom dostał wysoką notę w recenzji w Nowej Fantastyce, na moment zapominając, że nie cierpię niekończących się cykli. Seria Xanth jak na razie składa się bodajże z 36 tomów (w naszym języku nieco mniej póki co - w najnowszym wydaniu Naszej Księgarni w chwili, kiedy piszę te słowa, dostępnych jest sześć części) i autor planuje kolejne. Jest to ciekawe fantasy, klasyczna opowieść drogi w tym gatunku, gdzie bohater musi odnaleźć swoje prawdziwe ja. Napisana jest ona bardzo przystępnym stylem, odniosłem wrażenie, że raczej z myślą o młodszym czytelniku, ale motywy erotyczne nieco to odczucie tłumią, przez co nie bardzo wiadomo, kto ma być odbiorcą powieści (strzelam, że jednak starsi nastolatkowie - dla dorosłych może ona być momentami zbyt infantylna, dla młodszych za dużo tu erotyki). Sama podróź głównego bohatera, mimo że interesująca, wygląda, jakby była stworzona przy pomocy generatora spotkań losowych - kłopoty spadają na niego jeden za drugim, lokacja za lokacją, biedak nie ma więc ani chwili wytchnienia. Pomimo pewnych niedociągnięć jest to solidna porcja humorystycznego fantasy.
Etykiety:
Anthony,
antologie,
Hałas,
King S.,
Kosik,
Lewandowski K.T.,
Małecki,
Mortka,
Otowa,
Tomański,
Tomaszewska-Bolałek,
Zbierzchowski
Subskrybuj:
Posty (Atom)