Wreszcie! Po raz pierwszy, od kiedy urodziło mi się dziecko, przeczytałem w ciągu miesiąca dziesięć książek, w tym dwie cegły. Zacząłem też więcej czytać Potomkowi, stąd dwie pozycje z literatury dziecięcej. Przy okazji chciałbym pogratulować Pawłowi Majce zdobycia Nagrody Żuławskiego. Z Zajdlem mu się nie udało, a tutaj zgarnął pulę już drugi rok z rzędu. Fajne to uczucie, kiedy mój faworyt wygrywa. No a teraz zapraszam do lektury moich wypocin.
49. Na szlaku do Composteli - Hape Kerkeling, Wydawnictwo Dolnośląskie 2010
Książka, którą chciałem przeczytać przed hiszpańskim urlopem, ale czasu nie wystarczyło, więc sięgnąłem po nią teraz. Żałuję teraz, że wtedy wolałem sięgnąć po słabe El Camino Jana Gacia, bo Na szlaku do Composteli to bardzo fajnie napisana relacja z pielgrzymki do grobu świętego Jakuba. Przy okazji miałem porównanie, jak tę samą wędrówkę przedstawia osoba głęboko wierząca i konserwatywna (Gać), a jak wątpiący i poszukujący duchowości homoseksualista (Kerkeling). Na pewno u Niemca nie ma takiego patetycznego nadęcia, jak w książce polskiego autora. Widoczna też jest lekkość pióra i umiejętność takiego snucia opowieści, żeby wywołać u czytelnika uśmiech. Nie ma w tym niczego dziwnego, wszak autor jest (ponoć) znanym w swoim kraju komikiem. Kerkeling skupia się przede wszystkim na ludziach, których spotyka na pielgrzymkowym szlaku, potrafi też ukazać trudy wędrówki i walkę z własnymi słabościami; mniej natomiast uwagi poświęca mijanym miejscom, choć skłamałbym, pisząc, że je zaniedbuje - po prostu pozostawia je na drugim planie w swojej opowieści. Potrafi natchnąć do wyruszenia w drogę, a tego właśnie oczekuję od podróżniczej literatury.
50. Adept - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2016 (Kindle)
Początek nowego cyklu Przechrzty. Autor umieszcza akcję powieści na początku XX wieku w zaborze rosyjskim, gdzie w większych miastach doszło do pojawienia się tajemniczych stref przypominających zony z Pikniku na skraju drogi Strugackich. Do tego dodaje szczyptę magii i alchemii (przedstawicielem tej drugiej profesji jest główny bohater), odrobinę rozgrywek politycznych, w efekcie otrzymując przyzwoite czytadło, oparte wprawdzie na ogranych schematach (bohater ratuje miasto, a ktoś pod nim kopie dołki), ale zapewniające parę godzin lekkiej rozrywki.
51. Cuba libre. Notatki z Hawany - Yoani Sánchez, W.A.B. 2010
Pora na poważniejszą lekturę. Na książkę tę składają się notki z bloga, które autorka, Kubanka, umieszczała w sieci w ciągu dwóch lat, opisując sytuację na Kubie z perspektywy mieszkańca wyspy. Wiele z tych rzeczy znamy z czasów sprzed 1989 roku: problemy z zaopatrzeniem, reglamentacja żywności, konieczność nieustannego kombinowania, żeby przetrwać, wszechobecna cenzura. Poszczególne notki nie są zaprezentowane w porządku chronologicznym, ale pogrupowane z grubsza tematycznie - dobry zabieg pozwalający lepiej ogarnąć sposoby sprawowania władzy przez panów Castro. Dla osób wyjeżdżających na Kubę jest to pozycja obowiązkowa, chyba że nie interesuje ich świat poza przytulnym pokojem w kurorcie przy plaży.
52. Powrót do Stumilowego Lasu - David Benedictus, Nasza Księgarnia 2010
Bo cała Polska czyta dzieciom. Jak sugeruje tytuł, jest to powrót do wykreowanego przez Milne'a świata Kubusia Puchatka, według zapewnień z okładki utrzymany w duchu pierwowzoru. No i przyznać trzeba, że prawie się autorowi udało sprostać wyzwaniu. Dziesięć przedstawionych tu historii bawi tak, jakby napisał je Milne, ale jednak pewne zastrzeżenia mam. Nie podobało mi się przedstawienie w literaturze dziecięcej szkoły, jako czegoś głupiego i nudnego; niezbyt przypadł mi też do gustu Kłapouchy, który zrzędą i pesymistą był zawsze, ale Benedictus przesadził z jego negatywnym nastawieniem. Tradycyjnie w nowej książce jest też miejsce na nowego bohatera: tym razem jest to nieco antypatyczna wydra imieniem Lotta. Wstydu nie ma, ale do poziomu Milne'a trochę zabrakło.
53. Krwawy księżyc - Andrzej W. Sawicki, BookRage 2016 (Kindle)
Początek lektury to droga przez mękę, a to z powodu gęsto się pojawiających nordyckich słów, które sprawiają wrażenie, że autor chciał się pochwalić swoją wiedzą, ale do których z upływem czasu można się przyzwyczaić. A jak już przywykłem, to dalej czytało się tę powieść bardzo przyjemnie. Fabuła nie jest zbyt odkrywcza, ale za to zawiera kilka ciekawych zwrotów akcji. W skrócie: bandy barbarzyńców próbują podbić plemiona Wikingów, a we wszystko mieszają się najeżdżające nasz świat postacie z nordyckich mitów. Do przeczytania w dwa lub trzy wieczory.
54. Wywiad z Borutą - Michał Cetnarowski, Łukasz Orbitowski, Allegro 2016 (Kindle)
A to kolejny prezent od Allegro i uzupełnienie zbioru Legendy polskie. Opowiadanie dostępne za darmo z początku przywołuje na myśl Wywiad z wampirem (przynajmniej ekranizację - pierwowzoru literackiego nie czytałem), a potem mamy spacer po Piekle, wprawdzie mniej poetycki niż u Dantego, ale ciekawie komentujący wydarzenia z historii polski i oceniający, przeważnie negatywnie, naszych władców i bohaterów narodowych. Jak sugeruje tytuł, opowiadanie ma formę wywiadu; całość stanowi dialog wywiązujący się pomiędzy reporterką a Borutą, narrator tu nie występuje. Warto sprawdzić tym bardziej, że to nic nie kosztuje.
55. Brzechwa dzieciom - Jan Brzechwa, G&P 2010
Cała Polska czyta dzieciom, część druga. No a do tego bardzo miły powrót do dzieciństwa. Znaczną część wierszyków zebranych w tym tomie już znałem, w końcu to między innymi na nich uczyłem się czytać (Zoo nadal jest świetne), ale sporo było takich, z którymi zetknąłem się po raz pierwszy. Dobrze zrobiono, że zaprezentowano utwory różnej długości: od kilkulinijkowców, jak te należące do części Zoo, przez inne krótkie teksty (np. Leń) po najdłuższe w zbiorze Szelmostwa lisa Witalisa. A tak z punktu widzenia dorosłego człowieka, można zaobserwować, jak na przestrzeni kilkudziesięciu lat zmieniło się podejście do pewnych kwestii: bicie dzieci jest normalną karą w Koziołeczku, a pieczenie placków w piecu to czynność kobieca (Szelmostwa lisa Witalisa) - ot, taka ciekawostka. Podejrzewam, że jeszcze niejeden raz sięgnę po ten tom, jak Potomek będzie się uczył czytać.
56. Onikromos - Paweł Matuszek, MAG 2016
Poprzednia powieść Matuszka, Kamienna ćma bardzo mi się podobała; do zakupu Onikromosa skutecznie zachęcał też opis na okładce i fakt, że jest to cegła. Zaczyna się ciekawie i tak jest przez jakieś dwieście stron, a potem robi się z powieści jakaś bełkotliwa masakra. No ale od początku. Główna linia fabularna rozgrywa się w czymś, co można nazwać światem równoległym - bohater ma zbadać pochodzenie tajemniczego impulsu. Opowieść tę przeplatają rozdziały dotyczące naszego świata, gdzie również pojawiają się nadnaturalne zjawiska. Problem w tym, że według zapowiedzi te wszystkie warstwy mają się ze sobą jakoś łączyć, a ja niczego wspólnego dla nich nie widzę. Ponadto, wątek świata równoległego w pewnym momencie odpływa w taką abstrakcję, że miałem wrażenie, jakbym czytał co ciekawsze kwiatki z Dukaja, tyle że w wersji light pod względem językowym. Nie mam pojęcia, do czego fabuła miała zmierzać; w ogóle jakoś przed połową książki przestałem za nią nadążać. Zawiodłem się.
57. Głębia. Skokowiec - Marcin Podlewski, Fabryka Słów 2015 (Kindle)
Autor twierdzi, że to space opera, z czym w sumie mogę się zgodzić, choć dla mnie było to bardziej hard SF. Co ciekawe, powieść ta jest przykładem, jak można na siedmiuset stronach opisać jedno zbrojne starcie w kosmosie, utrzymując ciągłe napięcie i ani przez moment nie przynudzając. Jasne, jest sporo wątków pobocznych, niektóre na razie wiążą się z główną linią fabularną bardzo delikatnie, ale spodziewam się, że zostaną one odpowiednio rozwinięte w kolejnych tomach powieści. Bardzo spodobało mi się ukazywanie tych samych wydarzeń z perspektywy różnych bohaterów, a ponieważ ci mają swoje przywary i dziwactwa, autorowi udaje się przemycić nieco humoru nawet w poważnych sytuacjach. Lubię taką literaturę i chcę więcej.
58. Księżniczka z księżycowego zamku - Sebastian Uznański, BookRage 2016 (Kindle)
Do twórczości Uznańskiego podchodzę ostrożnie. Zauroczony Herrenvolkiem sięgnąłem po Senne pałace i poczułem obrzydzenie. Na szczęście tym razem autor postanowił nie wywoływać takich skrajnych doznań i stworzył mikropowieść fantasy, której akcja rozgrywa się w kraju przeżywającym najazd nieumarłych. Do tego ciekawie zarysowane są intrygi na szczytach władzy. Problem tego utworu polega na tym, że jest to właściwie wersja demo: tam, gdzie Uznański postanowił zakończyć akcję, można by dopiero rozpocząć jakąś rozbudowaną fabułę. A szkoda, bo zaprezentowana tu baza fabularna jest ciekawa i dałoby się ją w interesujący sposób rozwinąć. Niestety, pozostaje spory niedosyt.