środa, 31 grudnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #51 i 52

Udało się zamknąć ostatnie dwa tygodnie tego roku siedmioma książkami, przy czym ostatnie trzy skończyłem czytać wczoraj. Wyjazdy świąteczne średnio sprzyjają czytaniu i dopiero po powrocie zwiększyłem tempo.

134. Anna Karenina - Lew Tołstoj, Znak 2012 (Kindle)

Męczyłem to w zasadzie od początku grudnia. Jest to książka, po którą sięgnąłem z dwóch powodów: po pierwsze chciałem się zapoznać z literackim pierwowzorem przed obejrzeniem ekranizacji; po drugie zaś zainteresowałem się nią, bo często wspominał tę powieść Bułyczow w Osadzie. Moim pierwszym wrażeniem było, że jest to jakiś rozbudowany Harlequin, i utrzymało się ono do końca. Jedynym, za co mogę pochwalić tę książkę, jest styl Tołstoja: plastyczne i precyzyjne opisy, typowe dla realizmu. Niestety od czasów licealnych nic się nie zmieniło i literacki realizm nudzi mnie śmiertelnie, przez co lektura Anny Kareniny była drogą przez mękę. Wiele wątków jest tu niepotrzebnych, a bardzo ważne wydarzenie z końca siódmej części nie znajduje ani słowa komentarza w ostatniej, ósmej części powieści. To były zmarnowane trzy tygodnie.

135. Piramidy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009 (Kindle)

W ramach odtrutki po Tołstoju wystąpiła grudniowa porcja Pratchetta. Tym razem uwaga autora skupiła się na kraju będącym odpowiednikiem starożytnego Egiptu; przedstawionym w krzywym zwierciadle, jak na Świat Dysku przystało. Widać, że autor się wyrobił i nie męczy już tak, jak w pierwszych dwóch tomach cyklu. Przedstawione wydarzenia są zabawne i ani przez moment nie poczułem się znużony nagromadzeniem humoru, co oznacza, że był on dawkowany w dobrych ilościach.

136. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2006

Tę książkę podrzuciła mi Żona i jest to zdecydowanie najlepsze, co przeczytałem w grudniu. Zafón doskonale przedstawia obraz Barcelony za czasów generała Franco. Jest tu w zasadzie wszystko: tajemnica związana z pewną książką, ciekawi bohaterowie i sprawne użycie oklepanych motywów (opuszczony dom, zakazana miłość, tajemnicza postać), które tutaj potrafią porwać i zauroczyć. Miałem wrażenie, że obraz miasta jest jak wyjęty ze snu, bardzo mi się ta Barcelona spodobała. Książkę zdobią czarno-białe zdjęcia przedstawiające stolicę Katalonii z lat 50., podkreślające urok miejsc opisywanych na kartach powieści.

137. Demony wojny. Część 2 - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Przyszła pora na zmniejszanie zaległości w polskiej fantastyce. Mimo tytułu sugerującego mocniejsze związki z fabułą pierwszego tomu Demonów wojny, druga część opowiada oddzielną, samodzielną historię. Akcja przenosi się ze Związku Radzieckiego do oblężonego przez Armię Czerwoną Wrocławia, gdzie Razumowski poszukuje śladów tajnej bazy Himmlera. Fabuła rozgrywa się raczej spokojnie, trudności, jakie napotyka protagonista, wydają się być przez większą część powieści odległe, a dzięki temu udaje się Przechrzcie ukazać ludzką stronę sowieckiego agenta. Tylko zakończenie pozostawia nieco do życzenia: bohater radzi sobie z przeciwnościami zbyt łatwo, bez względu na to, jak potężny jest jego przeciwnik.

138. Galaktyczny zwiad - Siergiej Sniegow, Solaris 2013

Radziecka space opera, której trzeci tom ukazał się w 1984 roku w Fantastyce (oczywiście nie przeczytałem, pozostawiając sobie lekturę całej trylogii Ludzie jak bogowie w wydaniu Solarisu). Przez cały czas lektury miałem wrażenie, że oglądam odcinek Star Treka: romantyczna wizja eksploracji przestrzeni kosmicznej, gdzie różne gatunki żyją ze sobą w pokoju; zjednoczona ludzkość; odrzucenie przemocy jako sposobu rozstrzygania konfliktów. I w tym wszystkim pojawiają się kosmici, którzy nie chcą się dostosować. Tacy Klingoni tylko potężniejsi. Fajnie się czyta SF z lat sześćdziesiątych. Często jest ono naiwne, ale przedstawia wiarę w człowieka, o co w dzisiejszej literaturze coraz trudniej.

139. Galop '44 - Monika Kowaleczko-Szumowska, Egmont 2014 (Kindle)

Sięgnąłem po to zachęcony pozytywną recenzją w Nowej Fantastyce i niestety nie mam aż takich dobrych wrażeń z lektury. Może dlatego, że nie uważam powstania warszawskiego za najważniejszy moment w historii Polski, drażni mnie idealizowanie obrazu jego uczestników i przedstawianie go jak czegoś niesłychanie potrzebnego. Fabularnie książka ani mnie ziębi, ani grzeje: ot, jest sobie powstanie, do którego trafia dwóch współczesnych nam chłopaków, wychowanych w patriotycznej rodzinie, którzy postanawiają oddać życie w przegranej sprawie sprzed siedemdziesięciu lat. Jest to książka dla młodszego czytelnika (choć raz pada słowo "gówno"), która może kształtować postawy patriotyczne, momentami wzruszająca, ale ponad przeciętność się nie wybija.

140. Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę - Robb Maciąg, Zysk i S-ka 2008

Bo szukam kierunku na przyszłoroczny urlop. Jest to trochę dołująca książka, wszak napisana została po tym, jak autor zorientował się, że jego miejsce obok żony w łóżku jest zajęte przez kogoś innego. Efektem tego szoku jest siedem tysięcy kilometrów przejechanych na rowerze w południowo-wschodniej Azji. Książka jest pamiętnikiem z podróży, spisywanym niemalże dzień po dniu, gdzie większość wpisów to głównie przemyślenia Maciąga z niewielką domieszką opisów otaczającego go świata. Warto jednak po nią sięgnąć: czasem jest smutno, czasem zabawnie, jak to w życiu. Samego tekstu jest tu raptem siedemdziesiąt parę stron (czyli do przeczytania w godzinę lub dwie, jak ktoś ma wolne tempo), większą część objętości stanowią zdjęcia, świetnie dobrane, przedstawiające wycinki krajów, przez które autor się przemieszczał. Po raz kolejny potwierdza się, że po książki z serii Biblioteka Poznaj Świat warto sięgnąć choćby dla samej strony graficznej książek.

Podsumowanie grudnia

W grudniu czytanie szło mi jak krew z nosa. Sporo czasu spędziłem za kierownicą, do tego wypadły Święta, pewne sprawy osobiste i Anna Karenina, które wpłynęły na tempo czytania. Ostatecznie zamknąłem miesiąc z dwunastoma przeczytanymi książkami, choć jeszcze w Wigilię zastanawiałem się, czy uda mi się dobić do dziesięciu sztuk. Ciągle mało czytam polskiej fantastyki, ale doświadczenie mówi mi, że w pierwszym półroczu 2015 w tej kwestii tempo zostanie podkręcone.

Książka miesiąca: Carlos Ruiz Zafón - Cień wiatru
Rozczarowanie miesiąca: Lew Tołstoj - Anna Karenina

Podsumowanie roku

Jestem umysłem ścisłym (niektórzy mówią, że ściśniętym), więc najpierw trochę liczb. Przeczytałem 140 książek, czym pobiłem własny zeszłoroczny rekord. Z tej liczby 96 sztuk stanowiła fantastyka (w tym 66 polska i 30 zagraniczna), 23 literatura głównonurtowa (wrzuciłem tu Szekspira), 11 literatura podróżnicza (zdecydowanie mniej niż się spodziewałem), 6 sensacja, 2 historia, i po jednej książce informatycznej (no, prawie) i tomik poezji (pierwszy raz od 2001 roku miałem kontakt z poezją - straszne).

Jeśli chodzi o wydawnictwa, to najczęściej w moje ręce trafiały książki Fabryki Słów (20 pozycji), choć dużo słyszałem o spadku jakości ich publikacji. Dalej uplasowały się Prószyński i S-ka (13), Rebis i Wolne Lektury (po 11) oraz Powergraph (10). Wyszło też, że jestem szowinistyczną świnią, gdyż 123 książki, które przeczytałem, zostały napisane przez mężczyzn; widać kobiety rzadko tworzą interesującą mnie literaturę. Starcie papier vs Kindle w tym roku wygrał ten drugi wynikiem 76:64, co jest skutkiem dość częstych wyjazdów (delegacje, urlopy, sprawy rodzinne).

Najczęściej czytani autorzy to: Terry Pratchett (7 książek), Philip K. Dick (5), Orson Scott Card, Jakub Ćwiek, Rafał Kosik, Marcin Mortka (po 4), Aneta Jadowska, duet Orbitowski i Urbaniuk, Adam Przechrzta, William Shakespeare i Vladimir Wolff (po 3).

Cieszy mnie, że w każdym miesiącu udawało mi się przeczytać minimum 10 książek. Ciekawe, czy w przyszłym roku uda mi się uzyskać 150 przeczytanych tytułów. Zacząłem w tym roku sprzedawać książki. Trochę wolno mi to idzie, ale w końcu szybciej się makulatury pozbywam niż ją nabywam. No i ceny, jakie uzyskuję nie są porywające, ale nawet te parę złotych zawsze się przyda. A jak czegoś nie udaje się zamienić na gotówkę, zanoszę do biblioteki.

Trochę podziękowań:
  • Dla Żony, która jest pierwszym czytelnikiem i korektorem bloga i co jakiś czas podrzuca mi coś do przeczytania. Za to, że jest i ma do mnie cierpliwość.
  • Dla wszystkich czytelników za to, że chce się im czytać moje grafomańskie wypociny, a zwłaszcza dla tych, którzy zostawili po sobie ślad: baczko, Clod, Iman, MEaDEA, Melanto, Repek, Scobin, Senthe, Szept, Thoctar i zegarmistrz. Tych, którzy czują się pominięci przepraszam; postaram się poprawić za rok.
  • Dla Agnieszki Hałas, bo miło jest wiedzieć, że autorzy czytanych przeze mnie książek interesują się tym, co mam do powiedzenia na ich temat i zostawiają odzew.

W przyszłym roku też będę pisał.

czwartek, 18 grudnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #50

Z jednodniowym opóźnieniem (wczoraj zabrakło czasu na stukanie w klawiaturę) zapraszam do lektury kolejnej, przedostatniej w tym roku notki. Następna w Sylwestra.

Jak do tej pory czytanie w grudniu idzie mi jak krew z nosa. Ponad pół miesiąca minęło, a na koncie dopiero pięć przeczytanych książek. W tym tygodniu są to dwie pozycje, obie w wydaniu papierowym. Na Kindle'u na razie brnę przez Annę Kareninę i przypominam sobie, dlaczego od literackiego realizmu za czasów licealnych mnie odrzucało.

132. Najazd z przeszłości - James P. Hogan, Kwadrat 1993

Kolejna powieść, którą poprzedni właściciel brutalnie wytargał z Fantastyki. Jest to bardzo fajne SF o kontakcie wysłanej z przeżartej wojnami Ziemi grupy ludzi na spotkanie ze sztucznie wyhodowaną społecznością zamieszkującą obcą planetę. Hogan prezentuje utopijne socjalistyczne społeczeństwo nieskażone ziemskim dążeniem do posiadania i konfrontuje je z ludźmi, jakich znamy z naszych ulic. A kiedy we wszystko dodatkowo miesza się armia, wiadomo, że coś musi się spieprzyć. Bardzo fajnie się to czyta, wizja utopijnego kraju, mimo że bardzo naiwna, jest ciekawa, a fabuła trzyma do samego końca w napięciu.

133. Valis - Philip K. Dick, Rebis 2011

Jest to inny Dick niż ten, do którego jestem przyzwyczajony. Dostałem psychodeliczną powieść, gdzie pojawiają się tradycyjne u Dicka pytania o rzeczywistość, ale najwięcej miejsca poświęca się zagadnieniu Boga. Autor pyta o jego istotę, poszukując odpowiedzi w gnostycyzmie. Ja tego nie kupuję - nie jest to to, czego szukam w SF. Fabuła służy tylko i wyłącznie prezentacji rozważań na temat Absolutu i nie jest zbyt zajmująca. Nie moja bajka.

środa, 10 grudnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #48 i 49

Z powodów osobistych tydzień temu notki nie napisałem, więc teraz będzie podwójna. Ponieważ sporo czasu ostatnio spędziłem za kierownicą, tempo czytania nieco spadło - tym razem jest to pięć niezbyt obszernych pozycji.

127. Człowiek z Wysokiego Zamku - Philip K. Dick, Rebis 2011

Zwyczajowa miesięczna porcja Dicka. Jest to interesująca wizja świata, w którym państwa Osi wygrały drugą wojnę światową i podzieliły między siebie pokonane Stany Zjednoczone. Główny wątek zaś toczy się wokół książki opisującej realia, gdzie Niemcy i Japonia poniosły porażkę. Jak w wielu utworach Dicka pojawia się też pytanie o rzeczywistość otaczającego świata. Sporo się po tej powieści spodziewałem (nagroda Hugo zawsze sprawia, że mam wysokie oczekiwania) i trochę się rozczarowałem. Moim zdaniem Dick za bardzo krąży wokół wspomnianej książki, za dużo tu wydarzeń, które niczego ciekawego nie wnoszą.

128. Egzorcyzmy Dory Wilk - Aneta Jadowska, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Jadowska się nie rozwija. Kolejny z seryjnie produkowanych przez nią tomów o Dorze Wilk nie przynosi niczego dobrego. Czołowa Mary Sue w polskiej fantastyce jeszcze raz irytuje swoją doskonałością; nawet z torturami radzi sobie bez większych problemów, choć autorka próbuje nieudolnie zasygnalizować, że zostawiły one na bohaterce pewną traumę. Z kolei główny czarny charakter, który jest przedstawiany jako ktoś, kogo boi się sam Baal, okazuje się być zwykłą popierdółką. Powieść jest niesatysfakcjonująca i zwyczajnie słaba. Na szczęście został jeszcze tylko jeden tom do przeczytania. Wiem, że mogę odpuścić i nie czytać dalej, ale sporo już w Jadowską zainwestowałem i chciałbym wiedzieć, jak zakończy cykl.

129. Hamlet - William Shakespeare, Wolne Lektury 2008 (Kindle)

Kolejne rozczarowanie w tym miesiącu. Mimo że jest to dramat bardzo dobry językowo ze sprawnie poprowadzonym wątkiem zemsty, to jednak lektura pozostawiła u mnie niedosyt. Odniosłem wrażenie, że Hamlet jest tekstem niedopracowanym: zdarzało mi się gubić wątek, bo miałem wrażenie, że Szekspir czegoś nie dopisał. W liceum jednak podszedłem do tego chyba najbardziej znanego dzieła Anglika bardziej bezkrytycznie; tym razem średnio mi się podobało.

130. Przenicowany świat - Arkadij i Borys Strugaccy, Iskry 1987

W pierwszych trzech numerach Fantastyki opublikowano Żuka w mrowisku Strugackich, jednocześnie podając informację, że jest to kontynuacja Przenicowanego świata. Ominąłem więc te strony czasopisma, czekając na moment, w którym przeczytam pierwszą część. W końcu się udało i muszę przyznać, że sięgnięcie po pozycję braci było bardzo dobrym posunięciem (zwłaszcza po trzech poprzednich rozczarowaniach). Jest to opowieść o kontakcie z kosmitami na ich ojczystej planecie przedstawiona z obu perspektyw, pokazująca totalitarne rządy i opozycjonistów. Fabuła rozwija się ciekawie i potwornie wciąga, zakończenie zaś zaskoczyło mnie jak mało które. Zdecydowanie polecam.

131. Białe noce - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2010

Jakoś tak się złożyło, że przyjąłem dziwną kolejność czytania, bo po Chorągwi Michała Archanioła zabrałem się od razu po Demony Leningradu, a poźniej po pierwszą część Demonów wojny, pomijając po drodze Białe noce. Jak się okazało był to błąd, gdyż przeczytana właśnie powieść ociera się o postać głównego bohatera Demonów..., stąd wniosek: czytajcie cykle w kolejności wydawania poszczególnych tomów, bo w innym wypadku może wam coś umknąć. W każdym razie jest to bardzo przyjemna lektura - powieść kryminalno-sensacyjna, której akcja toczy się we współczesnej Rosji. Głównym mankamentem książki jest fakt, że sprawa rozwiązuje się niemalże sama. Poza tym - bohaterowie, ich działania, tajemnica majora Razumowskiego, wątek poszukiwań porwanej - wszystko gra. Przechrzta jest tym autorem, który jak do tej pory mnie nie zawodzi i mam nadzieję, że ten stan się utrzyma, kiedy sięgnę po drugą część Demonów wojny.

Podsumownie listopada

Miałem ambitny plan przeczytania piętnastu książek, niestety w drugiej połowie miesiąca spadło mi tempo i musiałem zadowolić się trzynastoma pozycjami. Dominowała fantastyka zagraniczna, było też trochę (choć nieco za mało) polskiej i literatury głównonurtowej. Mimo urlopu i sporej ilości wolnego czasu papierowe wersje książek nie uzyskały przewagi nad e-bookami. Jakościowo było raczej przeciętnie; nie trafiłem na wiele wybitnych książek, raczej też ominąłem gnioty. Co warto zauważyć, do końca listopada udało mi się przeczytać 128 książek, czyli dokładnie tyle, ile w całym zeszłym roku. Fajnie jest bić własne rekordy.

Książka miesiąca: Arthur C. Clarke - Odyseja kosmiczna
Rozczarowanie miesiąca: Aneta Jadowska - Egzorcyzmy Dory Wilk

środa, 26 listopada 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #47

Wróciłem do pracy i uaktywniłem czytnik, na którym ukończyłem tylko dwie książki. Zabrałem się też za papierowe wydanie Człowieka z Wysokiego Zamku Dicka (chwała Rebisowi za wydawanie jego dzieł), ale nie wyrobiłem się z nim w tym tygodniu. Ostatecznie więc jedna lektura to mainstream, druga zaś to polska fantastyka, którą ciągle czytam za wolno. To moja wina oczywiście, ale co zrobić, jak tyle ciekawych pozycji czeka na przeczytanie.

125. I żywy stąd nie wyjdzie nikt - antologia, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Antologie opowiadań Fabryki Słów czytam w zasadzie za każdym razem, kiedy się ukazują - zawsze dobrze sięgnąć po inne źródło krótkich form niż Nowa Fantastyka. Co teraz rzuciło mi się w oczy, to brak jakiegoś nazwiska, które mogłoby ten zbiór pociągnąć marketingowo. O większości autorów nie słyszałem lub też nie zapadli mi oni w pamięć; znanych jest mi tylko trzech twórców: Andrzej W. Sawicki, Marcin Pągowski i występujący pod pseudonimem Marcin Przybyłek. Pierwszy i trzeci stworzyli najlepsze teksty w antologii. Żegnaj, laleczko Sawickiego to historia Żydówki, która w czasie drugiej wojny światowej wchodzi w posiadanie nawiedzonej broni; ciekawy pomysł i świetnie poprowadzona fabuła. Opowiadanie Przybyłka (vel Martin Ann) jest z kolei najmniej fantastycznym utworem zbioru (fantastyka występuje w ilościach śladowych wyłącznie w tle). Porusza ono problem ludzi wracających do domu po zsyłce na roboty przymusowe, ich lęku przed niemożnością odnalezienia się w nowym powojennym świecie. Innym tekstem, który odebrałem bardzo pozytywnie jest Domknięcie Filipa Laskowskiego - interesująca i całkiem prawdopodobna wizja przyszłości będąca wariacją na temat stanu wojennego. W pozostałych siedmiu opowiadaniach można było znaleźć jakieś oryginalne pomysły i ogólnie oceniam je pozytywnie, ale raczej nie zapadną mi one na długo w pamięć.

126. Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn), Wolne Lektury 2013 (Kindle)

Mainstreamowa literatura wyłowiona z Wolnych Lektur tylko dlatego, że tytuł mi się kiedyś obił o uszy i chciałem sprawdzić, czym to się je. No i w sumie to najlepsza jest przedmowa Dumasa, gdzie wyjaśnia, co chciał uzyskać i jakie problemy społeczne poruszyć. A sam dramat? Historia kurtyzany odnajdującej prawdziwą spełnioną miłość, czyli temat szokujący w czasach współczesnych autorowi (wspomina on o swoich bojach z paryską cenzurą). Fabuła jest bardzo sprawnie prowadzona, postacie zaś są żywe i dające się polubić. Trochę mi przyszło tylko ponarzekać na zakończenie, jednak nie na samą jego treść - bo tej nic zarzucić nie mogę - ale na sposób, w jaki akcja do niego prowadzi. Nie lubię takich rozwiązań: tworzymy fabułę, a tu nagle koniec.

środa, 19 listopada 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #46

Trzy książki tym razem i wszystkie na papierze. Kindle poszedł w tym tygodniu w zasadzie w odstawkę: urlop spędzany w domu sprawił, że chętniej sięgałem po martwe drzewo, a w warszawską delegację oprócz czytnika zabrałem również Endera na wygnaniu. PKP postanowiło dowieźć mnie w obie strony zgodnie z rozkładem jazdy, co wystarczyło na doczytanie powieści Carda do końca. No dobra, sporo czasu w pociągu zajęła mi też lektura Jeszcze nie skończyłem Thomasa Ligottiego z FWS 4/2014 - całkiem fajne opowiadanie (mikropowieść?) w niezłym numerze pisma.

122. Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Tom 3 i 4 - Jaroslav Hašek, Agora 2011

W drugiej (a właściwie trzeciej i czwartej) części swoich przygód dobry wojak Szwejk wyrusza na front wschodni, aby walczyć z carską Rosją. I opisowi tej właśnie podróży, urozmaiconej głupimi pomysłami tytułowego bohatera, poświęcone jest trzysta stron tej książki, której powstawanie zostało przerwane przez śmierć autora. Szwejk i jego otoczenie prezentuje wszystkie wady, jakie według autora nagromadziły się w armii austro-węgierskiej: zdegenerowani szeregowi żołnierze, głupi dowódcy, kapelani-pijacy. Problemem tej powieści jest to, że przez większość czasu nic się nie dzieje (poza perypetiami Szwejka na przełomie trzeciego i czwartego tomu) - żołnierze przemieszczają się z Węgier w stronę linii frontu i snują opowieści o pierdołach, w czym przoduje Szwejk, który co jakiś czas zrobi coś tak głupiego, że ręce opadają. I jak tu nie lubić tego idioty?

123. Miasto i gwiazdy - Arthur C. Clarke, Amber 1993

Tę książkę kupiłem, bo poprzedni właściciel mojej kolekcji Miesięcznika Fantastyka postanowił z części numerów powyrywać powieści w odcinkach i właśnie stron z Miastem i gwiazdami w moich egzemplarzach brakuje. Dostałem solidny kawał odległego (w czasie, bo rzecz dzieje się na Ziemi) SF, gdzie ocalała ludzkość żyje w dwóch odizolowanych od siebie miastach, a w tę zastaną sytuację wprowadzony zostaje dość sztampowa postać wybrańca, który ma odmienić losy świata. I choć wydawałoby się, że ten typ bohatera widziałem już miliony razy, całość pod względem fabularnym potrafiła mnie niejednokrotnie zaskoczyć; to właśnie zwroty akcji ratują tę powieść przed popadnięciem w przeciętność. Szkodzi jej natomiast dość płytkie poruszenie roli miłości w społeczeństwie.

124. Ender na wygnaniu - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2013

Zabierałem się za tę powieść jako do zwieńczenia, a właściwie uzupełnienia Sagi Endera. I choć jest to całkiem niezła książka (nie umywająca się jednak do Gry Endera i Mówcy Umarłych) wypełniająca lukę między końcowymi rozdziałami pierwszego tomu cyklu, żałuję, że nie zabrałem się wcześniej za Enderowy spin-off, czyli Sagę Cienia, gdyż - z tego, co dowiedziałem się w posłowiu - Ender na wygnaniu wykorzystuje wiele wątków w niej zawartych i stanowi pomost pomiędzy tomami dotyczącymi Groszka a tymi o Enderze. Trochę kuleje tutaj konstrukcja powieści: najpierw autor poświęca sporo miejsca kolonizacji Szekspira (taka planeta, dla tych, co nie czytali), wprowadza pewne wątki, z najmocniej zaakcentowaną postacią Alessandry, które nagle porzuca, by przenieść Endera na inny świat do rozwiązania innego palącego problemu (wcześniej lekko zarysowanego). Ostatecznie pozostaje delikatny niedosyt, mimo że książkę połyka się w tempie ekspresowym (podobnie jak poprzednie części cyklu).

środa, 12 listopada 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #45

Znów przeczytałem cztery książki w ciągu tygodnia, choć może nie powalają one objętością, bo i Wojna świrów, i Dziejba leśna są krótkimi tekstami. Mimo urlopu i spędzania sporej ilości czasu w domu, tym razem również dominują e-booki; wychodzi na to, że kiedy mam sporo wolnego czasu, zajmuję się masą innych rzeczy, nie poświęcając zbyt wiele uwagi na czytanie.

118. Wojna świrów - Dawid Kain, Kazimierz Kyrcz jr, Studio Truso 2014 (Kindle)

Nieczęsto mam okazję sięgnąć po coś z gatunku bizarro fiction, ale pozytywna recenzja w NF zachęciła mnie do sprawdzenia, co tym razem napisał duet Kyrcz i Kain. No i trafiłem na przyzwoitą powieść, gdzie trup ściele się gęsto (choć nie tak gęsto, jak oczekuję po slasherze, a jako taki była ta książka zapowiadana). Do tego jest to przesycona czarnym humorem wariacja na temat superbohaterów, naszpikowana wulgarnością i obscenicznością. Wątek kryminalny sprowadza się do tego, że ktoś morduje, ale śledztwa w nim jak na lekarstwo. Autorzy skupili się raczej na wytworzeniu atmosfery strachu. Szkoda tylko, że dość szybko domyśliłem się, kto jest zabójcą. Czyżby moja intuicja była zbyt kobieca? No i plus za Kraków. Oprócz Wojny świrów w książce znajdują się też dwa opowiadania, solowe próby każdego z autorów: Ojciec roku Kyrcza i Opcja Kaina. Oba są mocno surrealistyczne, ale to ten pierwszy tekst zostawia lepsze wrażenie. Jest jakby bardziej przemyślany, a psychodeliczny nastrój mocniej zaznaczony.

119. Dziejba leśna - Bolesław Leśmian, Wolne Lektury 2011 (Kindle)

Wyłowiłem na Wolnych Lekturach, po tym, jak o istnieniu Leśmiana przypomniała mi publikacja Dziewczyny w Miesięczniku Fantastyka w 1984 roku. Okazało się, że nadal nie rozumiem poezji, jest ona dla mnie tworem obcym. Owszem, doceniam warstwę językową poszczególnych wierszy, ale nie mam pojęcia, co artysta chciał przekazać. Trochę erotyków, coś o śmierci, jakiś oniryzm. Kończący tomik utwór dramatyczny pt. Dziejba leśna czytało się natomiast całkiem nieźle, choć i tak poza rozważaniami na temat śmierci niczego nie potrafiłem się dopatrzeć. Potwierdziły się wspomnienia z liceum, że liryka to nie moja bajka.

120. Aposiopesis - Andrzej W. Sawicki, Rebis 2014 (Kindle)

Rozczarowanie. W sumie jak do tej pory nie trafiłem na jakąś wyjątkowo dobrą książkę Sawickiego (może z wyjątkiem Honoru Legionu), ale miałem wrażenie, że utrzymuje on przyzwoity poziom. Tutaj ciekawy jest w zasadzie tylko świat przedstawiony: Warszawa z czasów zaborów (druga połowa XIX wieku) w wersji steampunkowej prezentuje się solidnie, podobała mi się też koncepcja wieloświata, choć pozostała, mimo istotnej roli w fabule, trochę za mało wykorzystana. Fabularnie jest przeciętnie: morderstwo, którego sprawca dość szybko zostaje ujawniony, i dama w opałach, która świetnie sama sobie potrafi z kłopotami poradzić, ale za to jest niestabilna emocjonalnie (nie cierpię takich bohaterów). Przynajmniej osoba człowieka stojącego za wydarzeniami mnie zaskoczyła. Ciągle liczę na to, że Sawicki, zamiast rozpoczynania kolejnych projektów, weźmie się za kontynuację Nadziei czerwonej jak śnieg.

121. Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Tom 1 i 2 - Jaroslav Hašek, Agora 2011

Po powrocie z Pragi przypomniałem sobie, że nie tylko Kafkę można by w związku z Czechami przeczytać, tym bardziej, że cztery tomy Szwejka w dwóch woluminach kurzyły się na półce. Jest śmiesznie. Szwejk - degenerat i idiota - bawi, zwłaszcza w pierwszym tomie; jego perypetie czytałem z wielką przyjemnością. W drugiej części jest już nieco gorzej, by nie rzec, że po prostu nudno. Tam autor skupił się bardziej na krytyce c.k. monarchii z jej rozbudowaną biurokracją i wewnętrznymi podziałami narodowościowymi. Szwejk wygłasza coraz więcej obszernych wspominkowych wypowiedzi, przez co humoru, który był koniem pociągowym pierwszego tomu, jest zdecydowanie mniej.

środa, 5 listopada 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #44

Liczba przeczytanych w tym tygodniu książek jest całkiem niezła, choć trzy spośród nich miały poniżej trzystu stron, a czwartą miałem na tapecie przez prawie dwa tygodnie, więc jest to trochę oszukańczy wynik; w każdym razie z jakości lektur jestem usatysfakcjonowany. Fakt, że Odyseja kosmiczna jest niezłą cegłą, sprawił, że i tym razem wystąpiła dominacja Kindle'a. Zastanawiam się, czy Amazon przewidywał, że ktoś będzie tak bardzo molestował ich czytnik.

114. Dreszcz 2. Facet w czerni - Jakub Ćwiek, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Mimo że jest to słabsza książka od pierwszego tomu, i tak dostarczyła mi ona niezłej rozrywki. Humor ciągle utrzymuje się na typowym dla Ćwieka poziomie, ale najlepszy tekst udało się Kubie napisać, kiedy postanowił być poważny. Spellbound, bo o tym opowiadaniu mowa, wyróżnia się na tle innych utworów: poza wspomnianym już mniej zabawnym nastrojem, tytułowy Dreszcz występuje w nim wyłącznie jako tło. Pozostałe opowiadania dotyczą perypetii Rycha i stanowią fundament pod wydarzenia z planowanej trzeciej części: tu i ówdzie pojawiają się obdarzone nadnaturalnymi mocami czarne charaktery, ale na razie w niewielkim stopniu znaczą swoją obecność; jakby Ćwiek przygotowywał ich na coś spektakularnego w następnym tomie. Mam tylko nadzieję, że tym razem autor pokusi się o powieść zamiast zbioru opowiadań; wydaje mi się, że w długiej formie będzie mógł bardziej rozwinąć skrzydła.

115. Makbet - William Shakespeare, Wolne Lektury 2013 (Kindle)

Zanim sięgnąłem po Trzy wiedźmy Pratchetta, postanowiłem przypomnieć sobie trochę Szekspira, do którego twórca Świata Dysku w szóstym tomie cyklu postanowił nawiązać. Przy okazji, jest to chyba pierwsza książka, poza Władcą Pierścieni, Hobbitem i Silmarillionem, którą przeczytałem po raz drugi. No i nie zawiodłem się: okazało się, że dramaty Szekspira czytać warto: dobra fabuła (choć z przyczyn oczywistych nie jest rozbudowana tak, jak umożliwia to forma powieści) i niesamowity, mroczny nastrój sprawiają, że lektura jest przyjemnością. Zresztą, każdy kto skończył szkołę średnią i nie trafił na ten etap rozwoju oświaty, kiedy można zdać maturę nie przeczytawszy żadnej książki, wie, o co chodzi.

116. Odyseja kosmiczna - Arthur C. Clarke, vis-à-vis/Etiuda 2012

Rozkosz dla miłośników hard SF, gdzie najważniejsze są solidne podstawy naukowe dla prezentowanej prognozy przyszłości. A sięgnąłem po tę książkę, bo dawno temu Miesięcznik Fantastyka opublikował fragment 2001: Odysei kosmicznej, a szczątkami się nie zadowalam. A skoro Clarke kurzył się na półce i czekał na lepsze czasy, stwierdziłem, że właśnie one nadeszły. Warto było. Choć rzeczy toczą się raczej spokojnie, przedstawiona wizja eksploracji Układu Słonecznego jest porywająca. Co mi nie pasuje? Ostatnia część 2001: Odysei kosmicznej, która jest zbyt abstrakcyjna, i niespójne tłumaczenie (w 2001 jest Odkrywca, z którego w 2010 i późniejszych częściach robi się Discovery; w 2061 pojawiają się statki Galaktyka i Wszechświat, które w 3001 stają się odpowiednio Galaxy i Universe - wypadałoby to ujednolicić podczas redakcji). Szczególnie ciekawe są natomiast komentarze autora do 3001: Odysei kosmicznej, gdzie objaśnia naukowe podstawy do swojej wizji świata przedstawionego i pokazuje wpływ swojej twórczości na astronomię i astronautów.

117. Trzy wiedźmy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Miesięczny przydział Pratchetta zrealizowany. Tym razem udało się dorwać bardzo dobrą powieść, chyba najlepszą jak do tej pory część cyklu. Miałem okazję zapoznać się z teatralną wersją tego utworu (w roku 2001 wystawiali to żołnierze Valkirii, jeśli ktoś jeszcze pamięta ten serwis) i było całkiem fajne. Tym razem Pratchett zaserwował coś nowego - z poprzednich części znani są tylko babcia Weatherwax i Śmierć (choć mało go, jest jak zwykle świetny). Tytułowe trzy wiedźmy spisują się bardzo dobrze jako motor napędowy fabuły i źródło humoru, a liczne nawiązania do Szekspira dodają utworowi smaczku (choć prawdopodobnie jeszcze lepiej bym się bawił, gdyby twórczość dramatopisarza była mi bardziej znana).

Podsumowanie października

Październik to kolejny miesiąc, kiedy udało mi się osiągnąć liczbę co najmniej dziesięciu przeczytanych książek, co daje stuprocentową skuteczność w tej kwestii w tym roku. Wprawdzie wynik ten uzyskałem rzutem na taśmę, w ostatniej chwili kończąc dość krótkie książki, jakimi są Dreszcz 2 i Makbet, ale mimo wszystko jestem zadowolony. W końcu też, po dłuższej przerwie, trafiła mi się lektura napisana przez kobietę, choć to tylko dlatego, że Żona podsunęła mi Wojciechowską. Październik jest drugim z rzędu miesiącem, kiedy zaznaczyła się dość wyraźna przewaga książek w wersji elektronicznej (7:4 na korzyść Kindle'a), a przyczyną tego jest długa walka z Odyseją kosmiczną. Tak się złożyło, że zeszły miesiąc stał pod znakiem uznanych nazwisk; w zasadzie jedynym autorem, którego twórczość nie jest jakoś bardziej znana (przynajmniej w mojej ocenie), jest Michał Cholewa, który, mam nadzieję, wybije się na tyle, że uzyska wielotysięczne nakłady, bo jego SF stoi na bardzo wysokim poziomie. Co szczególnie mnie cieszy, przez cały miesiąc nie trafił się ani jeden literacki gniot, za to poznałem kilka bardzo dobrych książek.

Książka miesiąca: Stephen King - Zielona Mila
Rozczarowanie miesiąca: Terry Pratchett - Czarodzicielstwo

Niebawem kolejna dostawa książek na allegro.

środa, 29 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #43

Przydarzył mi się słabszy tydzień z tylko jedną przeczytaną książką. Mam co prawda rozgrzebaną Odyseję kosmiczną w wydaniu omnibusowym, ale trochę czasu zajmie mi przebicie się przez to, nawet nie z powodu objętości, ale raczej ze względu na to, że w domu mam nieco mniej czasu na czytanie (a staram się nie brać papierowych książek do pracy). W związku z tym zapraszam do przeczytania wyłącznie wrażeń z lektury Forty Michała Cholewy.

113. Forta - Michał Cholewa, Warbook 2014 (Kindle)

Miśkowi pisanie idzie coraz lepiej. Trzeci raz dostałem solidną porcję militarystycznego SF w jego wykonaniu, choć tym razem nie ma tu wielu starć pomiędzy oddziałami wojsk, bo i przeciwnik bohaterów jest inny (ale o nim sza! - nie lubimy spoilerów). Rzecz wciąga jak odkurzacz, Cholewie wielokrotnie udało się mnie zaskoczyć rozwiązaniami fabularnymi, z tomu na tom coraz lepiej wypada też kreacja bohaterów - tutaj szczególnie ciekawa jest postać Wierzbowskiego, który ze zwykłego wykonawcy rozkazów staje się dowódcą i przekonuje się, jak ciężki to kawałek chleba. Stylistycznie fajerwerków żadnych nie uświadczyłem, ale odniosłem wrażenie, że i pod tym względem autor się rozwinął. Liczę na więcej w kolejnych częściach; ciekawi mnie na ile tomów cykl został zaplanowany.

Parę książek na sprzedaż.

środa, 22 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #42

Udało mi się trochę przyśpieszyć czytanie i w efekcie moim łupem w tym tygodniu padły cztery lektury. Mimo to zaległości z bieżącymi premierami polskiej fantastyki robią się coraz większe - więcej czasu poświęcam bądź to na autorów zagranicznych, bądź też na starszą rodzimą literaturę fantastyczną.

109. Maszyna - Wiktor Żwikiewicz, Solaris 2014

Mój pierwszy kontakt z twórczością Żwikiewicza. Jest to zbiór opowiadań hard SF, w większości pochodzących z lat 70. ubiegłego stulecia. Z jednej strony była to przyjemna lektura - lubię tę odmianę fantastyki - z drugiej zaś często miałem poczucie zagubienia, nie bardzo wiedziałem, co się dzieje i o co chodzi w tekście. Może dlatego nasunęło mi się skojarzenie stylu autora z tym, jakim później zaczął się posługiwać Dukaj (choć jednak Żwikiewicz jest dużo bardziej przystępny). Nie ma tu jakichś wielkich fabuł; rzecz raczej skupia się na człowieku i jego reakcji na kontakt z nieznanym, czy to w postaci interakcji z obcymi istotami, czy też w starciu ze zdobyczami cywilizacyjnymi. Ogólnie jestem zadowolony, mimo że momentami lektura sprawiała mi trudność.

110. Pies i klecha. Żertwa i inne historie - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk, Powergraph 2014 (Kindle)

Zbiór starszych opowiadań o dochodzeniach prowadzonych przez milicjanta i księdza u schyłku PRL-u. Jako kryminały, teksty mnie nie przekonują, bywają chaotyczne, a do rozwiązania spraw bohaterowie dochodzą nie dedukcją i zbieraniem dowodów, ale przez przypadek albo dzięki jakimś szczegółom z życiorysu. Odniosłem jednak wrażenie, że to nie warstwa kryminalna jest tutaj najważniejsza, ale stanowi ona jedynie podkład pod kreację bohaterów i ich wzajemne relacje, a ten element został zbudowany wybornie. Wszystkie teksty, poza dwoma, czytało mi się nieźle; pozostałe dwa to Żertwa, którą opuściłem, bo jest ona prologiem do niedawno przeczytanego Przeciwko wszystkim, więc nie chciałem marnować czasu na ponowną lekturę (ale wspomnienia związane z tym opowiadaniem mam raczej przyjemne), i Ogień i blask obracający się wokół motywu żar ptaka, który to utwór najzwyczajniej w świecie mnie znudził. Jakoś wspomniany ptaszek nie potrafi mnie sobą zainteresować już po raz któryś (dotyczący go Żar Anny Brzezińskiej jest jedną z trzech lektur, które znudziły mnie do tego stopnia, że zasnąłem).

111. Dzieci umysłu - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)

Nie posłuchałem podszeptów kolegów i postanowiłem dalej brnąć w Endera. I całe szczęście, bo jest to bardzo przyzwoita książka, która, choć odstaje poziomem od Gry Endera i Mówcy Umarłych, jest bardzo dobrym zakończeniem sagi. W sumie największą wadą tej powieści jest mała ilość Endera i skupienie się na postaciach tytułowych dzieci umysłu (i wbrew pierwszemu skojarzeniu nie chodzi tutaj o zakon o tej samej nazwie). Podobały mi się zastosowane przez Carda rozwiązania fabularne - może tylko brakowało mi pociągnięcia wątku kolejnej napotkanej w kosmosie inteligentnej rasy. Bardzo po oczach bije kreacja Endera na Chrystusa-Boga oddającego życie za trzy rozumne gatunki i występującego w trzech osobach. Ciekawy zabieg fabularny.

112. Kobieta na krańcu świata - Martyna Wojciechowska, National Geographic 2009

Podrzucone przez Żonę. Jest to literacka wersja pierwszego sezonu programu emitowanego przez TVN prowadzonego przez Martynę Wojciechowską (wersji telewizyjnej nie znam), gdzie przedstawione zostają kobiety z ośmiu krajów, z trzech kontynentów. Czasem są to typowe przedstawicielki społeczeństw, jak wenezuelskie silikonowo-botoksowe modelki czy też panie żyjące w patriarchalnym świecie Zanzibaru lub Namibii, czasem zaś kobiety łamiące stereotyp opiekunki ogniska domowego: boliwijska wrestlerka, argentyńska gaucha albo kambodżańskie saperki (i już mam przed oczami łopatkę, chodzi o kobiety-saperów oczywiście). Wszystko przedstawione zostało w bardzo fajny sposób i ozdobione tonami zdjęć. Czasem tylko miałem wrażenie, że w niektórych reportażach za mało uwagi poświęca się ich bohaterkom - głównie chodzi o Boliwię, gdzie pisze się o tym, jaki to wrestling jest straszny, i o Kenię, gdzie uwaga skupia się na ratowaniu słoniątek. Jednak jest to interesująca prezentacja życia kobiet i roli słabszej płci na drugim końcu świata.

Ciągle pozbywam się makulatury. Do sprawdzenia tutaj.

środa, 15 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #41

Tempo w dalszym ciągu nie najlepsze: udało się przeczytać po jednej książce papierowej i elektronicznej. Ostatnio mam sporo roboty w związku z wypadkiem samochodowym, więc czasu na czytanie jest trochę mniej. Tym razem znów wziąłem na tapetę dwa uznane nazwiska ze światowej sceny fantastycznej, przy okazji zaniedbując bieżące zapoznawanie się z polskimi utworami, ale od przyszłego tygodnia powinienem zacząć nadrabiać zaległości.

107. Ubik - Philip K. Dick, Rebis 2012

Ponoć najlepsza książka Dicka mnie nie porwała do tego stopnia, co Blade Runner czy też Przez ciemne zwierciadło, choć uważam ją za kawał bardzo dobrej literatury. Są to typowe dla Dicka rozważania na temat rzeczywistości, próba odpowiedzi na pytanie, czym ona jest; odpowiedzi, której ostatecznie się nie doczekałem. Bardzo mi się spodobał surrealistyczny świat przedstawiony, potęgujący uczucie zagubienia głównego bohatera. Minusy? Sposób wprowadzenia do powieści jednej z bohaterek, Pat, sugeruje, że powinna ona odegrać większą rolę w fabule, a jest jej zdecydowanie za mało.

108. Czarodzicielstwo - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Duże rozczarowanie. Po bardzo dobrych dwóch poprzednich tomach, Pratchettowi nie udało się utrzymać osiągniętego w nich poziomu. Fabularnie jest tak sobie, a humor tylko czasami śmieszy. Wychodzi na to, że powieści poświęcone Rincewindowi, nie wychodzą autorowi najlepiej. Brakuje mi też nawiązań do poprzednich części: sporo mówi się o stosunku magów do kobiet, a nie ma ani słowa o jednej kobiecie, która już na Uniwersytecie studiuje (o czym można przeczytać w Równoumagicznieniu). Żeby nie było, że tylko narzekam: książka ma też trochę zalet: tradycyjnie są to postacie Śmierci i Bagażu (choć ten pierwszy występuje w ilościach homeopatycznych) i ciekawe przedstawienie pozostałych trzech Jeźdźców - ich rozmowy faktycznie bawiły.

Powoli wrzucam książki na allegro. Zapraszam.

środa, 8 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #40

Poprzednio pisałem notkę w pośpiechu i jakoś mi umknęło, że pękła setka przeczytanych w tym roku książek, niemal miesiąc wcześniej niż w roku ubiegłym. Październik zaczynam od głośnych nazwisk. Na pierwszy ogień poszli King z Bułyczowem, dalej będą Pratchett i Dick, a następnie w planach Żwikiewicz i Orbitowski z Urbaniukiem. Tempo mam wprawdzie nienajlepsze, bo w tym tygodniu udało mi się przeczytać raptem dwie niezbyt długie książki, ale mam nadzieję, że uda mi się złapać właściwy rytm. Rozkład Kindle-papier od pewnego czasu stał się w miarę równomierny (za wyjątkiem wyjazdów, gdzie zabieram wyłącznie czytnik). Jutro postaram się wrzucić trochę książek na allegro. Zapraszam do lektury.

105. Zielona Mila - Stephen King, Albatros 2012 (Kindle)

Kolejny e-book, który czekał na mnie od roku i za którego nie mogłem się zabrać. Podobała mi się ta mroczna i ciekawie napisana historia o człowieku skazanym w latach trzydziestych na krzesło elektryczne. Kingowi udało się oddać nastrój celi śmierci, świetnie też skonstruował postacie więźniów i strażników (zwłaszcza narratora, który opowiada o wydarzeniach z perspektywy kilkudziesiciu lat). Wszystko okraszone zostało subtelnym wątkiem fantastycznym. Autor stopniuje napięcie, często zaburzając chronologię wydarzeń: momentami aż chciało się krzyknąć "No, powiedz w końcu, co z tym dużym się stało!"

106. Osada - Kir Bułyczow, Współpraca 1989

No i znowu przychodzi mi się wstydzić. Twórczości Bułyczowa, który przecież należy do czołówki radzieckiej SF, do tej pory nie miałem w zasadzie okazji poznać (poza jednym tekstem, o czym za moment), a po tę jego książkę sięgnąłem tylko dlatego, że we wczesnych numerach Miesięcznika Fantastyka została opublikowana jego mikropowieść pt. Przełęcz, którą z przyjemnością przeczytałem. Kiedy dowiedziałem się, że istnieje jej kontynuacja, wyszperałem z kieszeni garść peelenów i dokonałem zakupu. W czytanym przeze mnie wydaniu zawarta była też wspomniana Przełęcz, którą sobie odświeżyłem. Co dostałem? Taki rodzaj science fiction, jakiego się już dzisiaj raczej nie uprawia. Statek kosmiczny rozbija się na obcej planecie i ludzie, którzy przetrwali zmuszeni zostają do życia w niezbyt gościnnych warunkach. Bułyczow rozważa, co może się stać ze społeczeństwem odciętym od dzisiejszych dobrodziejstw cywilizacyjnych i jak szybko zdegeneruje się ono do poziomu dzikusów. Bardzo fajna wizja, z którą warto się zapoznać.

środa, 1 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #38 i 39

Wracam po dłuższej nieobecności i tygodniowym urlopowaniu się w Pradze. W związku z wyjazdem w ruch poszedł czytnik i przeczytałem trzy e-booki, które kupiłem tuż po otrzymaniu Kindle'a, a do których przez rok miałem niezbyt po drodze.

99. Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski, Zysk i S-ka 2014

Kolejna książka Cejrowskiego podrzucona przez Żonę. Tym razem rzecz dotyczy nie amazońskiej dżungli, do której opisów WC zdążył przyzwyczaić, ale spokojnego zakątka gdzieś na krańcu świata w Arizonie. Jest to rewelacyjna opowieść o niespiesznym życiu na prerii, o radzeniu sobie z urokami tamtejszej przyrody, o nicnierobieniu i o tym, jak powinno być wszędzie. Cejrowski w typowym dla siebie gawędziarskim stylu roztacza obraz małego miasteczka, gdzie każdy zna każdego i gdzie lepiej nie otwierać ust, bo wiatr nawieje piachu między zęby. Uwielbiam sposób prowadzenia narracji przez pana Wojciecha; tym razem również się zachwyciłem.

100. Dom śmierci - Dean Koontz, Albatros 2013 (Kindle)

To jeden z tych e-booków, które zakupiłem przed wyjazdem do Japonii, ale na których przeczytanie do tej pory nie mogłem znaleźć czasu. W sumie jest to fajny horror, oparty na wybitnie klasycznym motywie nawiedzonego domu, ze sporą liczbą ciekawych bohaterów (tak na dobrą sprawę ciężko o którymkolwiek z nich powiedzieć, że jest normalnym przedstawicielem społeczeństwa, każdy jest w jakiś sposób odchylony). Akcja co chwilę przeskakuje od jednej postaci do następnej i przyznać trzeba, że autor umiejętnie buduje napięcie. Tym, co zawodzi w powieści, jest jej zakończenie - odniosłem wrażenie, że bohaterowie właściwie nie mają wpływu na jego kształt. Powieść tę nabyłem, żeby sprawdzić pióro Koontza i jestem wystarczająco zadowolony z lektury, żeby sięgnąć po jego kolejną książkę.

101. Ksenocyd - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Comiesięczny przydział Endera. Niestety na razie z tomu na tom jest gorzej. Tutaj zbyt często odnosiłem wrażenie, że i narracja, i wypowiedzi bohaterów są zbyt patetyczne i egzaltowane. Fabularnie jest całkiem przyzwoicie: jest to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z Mówcy Umarłych, Card udziela odpowiedzi na pytania, które w poprzednim tomie nie znalazły odpowiedzi, a ponadto wprowadza do świata przedstawionego ciekawą planetę wzorowaną na Chinach z czasów cesarstwa. Szkoda tylko, że jest to kolejna książka w ciągu tych dwóch tygodni, w której zawodzi mnie zakończenie: jest mało wyraziste i nijakie. Słyszałem wprawdzie opinie, że nie warto sięgać nic innego niż Gra Endera i Mówca Umarłych, więc mógłbym stwierdzić, że sam jestem sobie winien, ale mimo wspomnianych niedociągnięć mam w miarę pozytywne wrażenia z lektury.

102. Anioły i demony - Dan Brown, Sonia Draga 2013 (Kindle)

Jest to kolejny e-book z pierwszego szaleństwa zakupowego tuż po otrzymaniu Kindle'a. Miałem tę książkę przeczytać w Japonii, ale nie wyszło i dopiero teraz znalazłem na to czas. No i solidnie się rozczarowałem, choć zapewne udział w tym miał fakt, że widziałem wcześniej ekranizację i od początku wiedziałem, kto zabił. I znów najmniej mam ochotę narzekać na fabułę: jest całkiem w porządku, wątek sensacyjno-kryminalny poprowadzony został bardzo sprawnie. Bardzo mnie raziło parę głupot (według mnie przynajmniej były to głupoty), jakie znalazły się w powieści. Bardzo szybko uaktywniło się moje zboczenie zawodowe, kiedy okazało się, że bohater przedostaje się samolotem z Bostonu do Szwajcarii w półtorej godziny (pomijam kwestie rozwiązań technicznych wymaganych do takich podróży, ale godzinę zajęłoby wznoszenie i zniżanie w przestrzeni kontrolowanej przy zachowaniu ograniczeń prędkości narzucanych przez kontrolę ruchu lotniczego). Dalej wychodzi amerykanizm autora: naukowcy w CERN zamiast do siebie dzwonić korzystają z pagerów (ktoś w Europie w ogóle ma coś takiego?), a główny bohater bardzo się dziwi, że jego towarzyszka zna cyfry rzymskie, jakby były one jakąś wiedzą tajemną. A takich kwiatków jest więcej.

103. Panika - Graham Masterton, Rebis 2013 (Kindle)

Okoliczności zakupu tej książki były takie same jak Aniołów i demonów oraz Domu śmierci. Po Aniele Jessiki do kolejnej powieści Mastertona podchodziłem jak pies do jeża, ale obawy te okazały się nieuzasadnione. Wprawdzie nie jest to żadne wybitne dzieło, ale solidnie zbudowany horror z bardzo dobrym zakończeniem (w końcu). Fajnie też, że powieść ta przesycona jest polskimi akcentami, zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i o miejsce akcji. Przeszkadzał mi z kolei proekologiczny bełkot, który odgrywa bardzo ważną rolę w utworze, choć jest to prawdopodobnie wynikiem mojej alergii na oszołomów przykuwających się łańcuchami do drzew. Nie pasowała mi też postać chorego na zespół Aspergera dzieciaka, który zachowywał się, jakby miał dużo więcej lat niż dwanaście. Mimo wszystko, powieść ta stanowi zdecydowany postęp jakościowy w porównaniu z Aniołem Jessiki, co utwierdza mnie w przekonaniu, że warto autorom dawać drugą szansę.

104. Droga pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2014

Kiedy już Mortka zaczął mnie irytować swoim pisaniem, okazało się, że potrafi stworzyć całkiem ciekawą postapokaliptyczną powieść drogi, zdecydowanie lepszą od swojego poprzednika z cyklu Pęknięte Niebo. Bardzo mi się spodobał świat przedstawiony, ciekawi są też nowi bohaterowie (jeden bardziej szalony od drugiego). Trochę irytuje Heather, główna bohaterka, ale da się to wytłumaczyć tym, że jako siedemnastolatka ma prawo być kretyńsko uparta, niestabilna i niedojrzała. Odnoszę wrażenie, że Droga... miała na celu, bardziej niż porwanie czytelnika fabułą (która jest bardzo dynamiczna, naprawdę sporo się dzieje na 230 stronach, ale bez wyraźnego celu), zaprezentowanie świata po końcu świata. To akurat wyszło Mortce bardzo dobrze. Brakuje tylko jakichkolwiek odpowiedzi odnośnie tego, co się dzieje, jakby liczba tomów serii była sztucznie pompowana.

Podsumowanie września

We wrześniu udało mi się osiągnąć niezły wynik, bo przeczytałem trzynaście książek, choć żadna z nich nie była wybitną cegłą. W związku z różnymi wyjazdami (Polcon, Praga) zaznaczyła się spora przewaga Kindle'a. Co ciekawe, już drugi miesiąc z rzędu nie przeczytałem żadnej książki napisanej kobiecą ręką (Cherezińska czeka, ale jest dość daleko w kolejce). Wychodzi na to, że panie, z nielicznymi wyjątkami, fantastyki nie pisują. Z innej beczki: cieszę się, że udaje mi się utrzymać zamierzony comiesięczny rytm Pratchett-Dick-Card, choć ten ostatni z tomu na tom traci na jakości. Jestem też ogólnie zadowolony z poziomu przeczytanych lektur: dwie z nich wskoczyły na pierwsze dwa miejsca w tegorocznym Top 10, do tego trafiło mi się sporo ciekawych powieści (jakoś ostatnio omijają mnie zbiory opowiadań), a żadna z nich nie znalazła się na liście najgorszych.

Książka miesiąca: Philip K. Dick - Przez ciemne zwierciadło
Rozczarowanie miesiąca: Dan Brown - Anioły i demony

środa, 17 września 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #37

Rozgrzebałem trochę książek, ale udało mi się w tym tygodniu skończyć tylko dwie (dziś skończyłem trzecią, ale teksty przeczytane we środę liczą się do kolejnego tygodnia). W zasadzie obie lektury są klasyką, który każdy fantasta znać powinien, ale jakoś do tej pory nie udało mi się po nie sięgnąć. Liczba zaległości, jakie mam w klasycznej fantastyce, zaczyna mnie przerażać, ale powoli odhaczam kolejne elementy z listy.

97. 20 000 mil podmorskiej żeglugi - Jules Verne, Wolne Lektury 2013 (Kindle)

Kolejny autor, którego twórczość jest klasyką, a z którym miałem kontakt śladowy (przeczytałem jedynie Tajemnicę zamku Karpaty). Moja pierwsza myśl po przeczytaniu utworu to dostrzeżenie podobieństwa w konstrukcji powieści z Cervantesowskim Don Kichotem: tutaj również bohaterowie przemieszczają się od jednego spotkania losowego do kolejnego, z tą różnicą, że u Verne'a poszczególne epizody nie nudzą, choć czasem zapoznawanie się z rozlicznymi przedstawicielami oceanicznej fauny było męczące (a autor potrafił poświęcić sporo słów ich prezentacji). Brakuje mi trochę więcej informacji na temat kapitana Nemo, ale rozumiem, że Verne chciał pozostawić go tajemniczym, co tylko dodaje powieści uroku. Czytało mi się ją dobrze, nawet te fragmenty, gdzie autor postanawiał popisać się swoją wiedzą geograficzno-historyczno-biologiczną. Widać jego fascynację nowinkami technicznymi i erą zapełniania białych plam na mapach (zdobywanie Bieguna Południowego pokazuje, jak bujną miał wyobraźnię).

98. Przez ciemne zwierciadło - Philip K. Dick, Rebis 2012

Wychodzi mi, że prozę Dicka znam bardziej z ekranizacji jego dzieł niż z literatury, powoli jednak staram się nadrabiać zaległości (w tempie jeden Dick w wydaniu Rebisowym na miesiąc). Tym razem dostałem to, co pamiętałem z filmu: przygnębiającą opowieść o narkotykach i uzależnieniu od nich, o ludziach, którzy przez błędne decyzje przegrali życie. Ciekawa jest też kwestia, jak daleko władza może się posunąć i ile może poświęcić, polując na przestępców. Do tego wyłania się dość mroczny obraz przemysłu medyczno-farmaceutycznego. Bardzo mocne, uderzające po głowie i osobiste jest napisane przez Dicka posłowie. Takie książki powinny być lekturami szkolnymi (choć pewnie rozpętałaby się nagonka na wulgarny momentami język).

środa, 10 września 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #36

Tydzień upłynął pod znakiem Polconu i kilku godzin w pociągach poświęconych czytaniu. Gratulacje dla Ani i Krzyśka za zdobycie Nagrody im. Zajdla, mimo że moje głosy znacznie się różniły od końcowego wyniku. Równocześnie chciałbym podziękować organizatorom za świetną imprezę; dawno się tak dobrze nie bawiłem na konwencie. Jeśli chodzi o lektury, to tym razem przeczytałem trzy książki, z tego dwie korzystając z dobrodziejstw Przewozów Regionalnych, Kolei Śląskich i PKP Intercity (musiałem udać się do trzech różnych kas, żeby kupić bilety w obie strony); Psa i klechę spokojnie czytałem w domu.

94. Mort - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009 (Kindle)

Powoli, powoli zapoznaję się ze Światem Dysku - jeszcze tylko trzydzieści sześć tomów przede mną. Czwarta część serii rozpoczyna cykl o Śmierci, który jest jak na razie moim ulubionym bohaterem Pratchettowego tasiemca. Mort bawi przez cały czas, ani na moment nie przynudzając; w zabawny sposób pokazuje, co może się stać, kiedy Śmierć pójdzie na urlop. Spośród przeczytanych przeze mnie tomów Świata Dysku ten mi się jak na razie najbardziej spodobał.

95. Proces - Franz Kafka, Masterlab 2013 (Kindle)

Ominęła mnie lektura Procesu w liceum - mieliśmy do wyboru Kafkę albo Mistrza i Małgorzatę i zdecydowaliśmy się na tę drugą powieść. Teraz postanowiłem po niego sięgnąć z okazji zbliżającego się wyjazdu do Pragi. No i mam bardzo pozytywne odczucia. Zauroczył mnie ten surrealistyczny, absurdalny nastrój widoczny zarówno w świecie przedstawionym, jak i w działaniach głównego bohatera. Mam trochę problem z interpretacją utworu. Nie wiem, czy patrzeć na to, jak na przedstawienie bezduszności aparatu państwowego i braku znaczenia jednostki, czy też potraktować proces jako metaforę życia, a niewidocznych sędziów jak personifikację Boga. W każdym razie jest to świetna, choć niepokojąca lektura, szkoda tylko, że nie została przez Kafkę ukończona.

96. Pies i klecha. Tancerz - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk, Fabryka Słów 2008

Wróciłem do kryminału-horroru duetu Orbitowski-Urbaniuk. Drugi tom (który kupiła mi Żona w taniej książce, mówiąc "Ty czytasz Orbitowskiego, kupię ci") podobał mi się bardziej od pierwszej części. Wydarzenia są bardziej stonowane niż w Przeciwko wszystkim (choć demolka w Paryżu robi wrażenie, to jednak ma ona zdecydowanie mniejszą skalę niż wydarzenia warszawskie z pierwszego tomu), a przeciwnicy księdza i policjanta jacyś tacy bardziej wiarygodni. No i świetny patent z poezją Mickiewicza, która zabija. Trochę mnie tylko odrzucił ostatni rozdział - zbyt chaotyczny, jak na mój gust - i fakt, że w wielu miejscach bohaterom udaje się dzięki deus ex machina.

środa, 3 września 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #35

Tylko dwie książki tym razem, z kolejnymi dwiema nie wyrobiłem się w terminie. Do zobaczenia na Polconie.

92. Sztuka podstępu. Łamałem ludzi, nie hasła - Kevin Mitnick, William Simon, Helion 2011 (Kindle)

Dała mi to do przeczytania Żona. No i wyszło, że nie należę do grupy do celowej tej książki. Jest ona bowiem skierowana do kadr kierowniczych firm i stanowi instruktaż, jak obronić się przed socjotechnicznymi atakami, które mają na celu zdobycie poufnych danych. Mimo wszystko, pierwsze trzy części książki czytało się z przyjemnością. To tam Mitnick prezentuje sposoby, w jakie oszuści potrafią wyciągnąć potrzebne im informacje; przedstawione są potencjalne rozmowy telefoniczne z pracownikami firm. To akurat może się przydać każdemu, kto w pracy styka się z danymi, których nie powinien ujawniać. Czwarta część natomiast potwornie mnie wynudziła. Składa się ona z programu szkoleń obejmujących wszystkich pracowników; punkt po punkcie wyjaśnia, na co należy im zwracać uwagę. Nie do końca dla mnie, ale dobrze przygotowane. W końcu Mitnick wie, co pisze.

93. Szabla Sobieskiego - Andrzej Sawicki, Erica 2014

Drugi tom Kampanii Kazimierza Luxa podobał mi się mniej niż pierwszy. Wprawdzie akcja toczy się szybko, a styl autora pozwala na błyskawiczne zapoznanie się z treścią książki (choć mnie zajęło to z nieznanych przyczyn ponad tydzień, ale intryga z tytułową szablą króla Sobieskiego jest zbyt płytka. W ogóle odniosłem wrażenie, że za mało tu szabli w Szabli.... No i największa wada książki: irytujący i głupi główny bohater. W Honorze Legionu jakoś mnie nie irytował, a tutaj te jego romantyczne zrywy i westchnienia sprawiały, że odechciewało mi się czytać. Czekam na dalszą część, może Kazik stanie się bardziej stabilny emocjonalnie.

Podsumowanie sierpnia

W sierpniu przeczytałem jedenaście książek (dwie opisywane w tej notce skończyłem już we wrześniu, więc zaliczam je do następnego miesiąca). Papier i Kindle rozłożyły się mniej więcej po równo (6:5 dla papieru ze względu na brnięcie przez Don Kichota), co ciekawe nie przeczytałem ani jednej książki napisanej przez kobietę (widocznie panie nadal nie chcą pisać literatury dla mnie). Najbardziej cieszy mnie, że w końcu znajduję czas na klasykę fantastyki (Asimov, Card, Dick, Pratchett), choć jeszcze długa droga przede mną, jeśli chcę nadrobić zaległości w lekturach z kategorii "must read".

Książka miesiąca: Philip K. Dick - Blade Runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Rozczarowanie miesiąca: Bruno Schulz - Sanatorium Pod Klepsydrą

środa, 27 sierpnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #34

Kolejny tydzień z jedynie dwiema przeczytanymi książkami. Usprawiedliwia mnie tylko mozolne przebijanie się przez Don Kichota i weekendowy wypad do Wisły, podczas którego nie znalazłem czasu na czytanie (za to nogi po wspinaczce na Baranią Górę nadal bolą). Kolejny tydzień powinien być nieco lepszy.

90. Fundacja - Isaac Asimov, Rebis 2011

Sięgnąłem po tę pozycję z dwóch powodów. Po pierwsze jest to klasyka SF, a po drugie w jednym z pierwszych numerów Miesięcznika Fantastyka ukazało się opowiadanie pod tym samym tytułem, które okazało się być jednym z rozdziałów/opowiadań wchodzących w skład książki. Ogólnie, podobało mi się; dostałem takie science fiction, jakie lubię, pokazujące różne sposoby radzenia sobie z kryzysowymi sytuacjami. Trochę zaskoczyło mnie, że jest to zbiór powiązanych ze sobą opowiadań, a nie powieść. Czytało się go szybko, choć zabrakło nieco bardziej wyrazistego zakończenia całości. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie teksty w książce stoją na naprawdę wysokim poziomie; widać, dlaczego Fundacja należy do kanonu SF.

91. Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes, Wolne Lektury 2011 (Kindle)

Ponad tysiąc stron tekstu i dwa tygodnie czytania. A wszystko przez to, że chciałem sprawdzić, czym inspirował się Wit Szostak, pisząc Sto dni bez słońca. Z jednej strony jest to bardzo dobra satyra na średniowieczne opowieści rycerskie, przesycona humorem sytuacyjnym i komicznymi wypowiedziami Sancho Pansy (choć przyznać muszę, że humor ten trąci myszką i dzisiejszej młodzieży raczej by nie rozbawił). Siłą powieści są bohaterowie: szalony marzyciel Don Kichot, irracjonalnie wierny mu Sancho Pansa, także postacie drugoplanowe. Tym, czego zabrakło mi w utworze jest brak stopniowania napięcia, które prowadzić miałoby do punktu kulminacyjnego. Tutaj wszystko wydaje się być płaskie, a powieść staje się zlepkiem kolejnych nieszczęść, jakie spotykają tytułowego bohatera i jego giermka; mnogość tych wydarzeń sprawia, że utwór sprawia wrażenie przegadanego i rozciągniętego na siłę. W oryginalnie wydanej drugiej części Don Kichota Cervantes trochę za bardzo pastwi się nad falsyfikatem swojego dzieła, choć to akurat jestem w stanie zrozumieć. Niezbyt też odpowiada mi zakończenie utworu, które jest nie tylko niespodziewane, ale też niezapowiedziane w żaden sposób - ciężko mi znaleźć uzasadnienie dla takiego rozwoju fabuły (poza chęcią bronienia się autora przed kolejnymi podróbkami). No i naprawdę nie wiem, jak można zapomnieć o imieniu jednej z bohaterek (w połowie powieści żona Sancha zmienia je z Juany na Teresę), choć podobny błąd popełnił zdaje się Dostojewski w Zbrodni i karze, gdy zapomniał jakiej płci są dzieci jednej z postaci. Mimo wszystkich tych niedociągnięć była to dość przyjemna lektura, która umilała mi przerwy w pracy.