środa, 5 listopada 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #44

Liczba przeczytanych w tym tygodniu książek jest całkiem niezła, choć trzy spośród nich miały poniżej trzystu stron, a czwartą miałem na tapecie przez prawie dwa tygodnie, więc jest to trochę oszukańczy wynik; w każdym razie z jakości lektur jestem usatysfakcjonowany. Fakt, że Odyseja kosmiczna jest niezłą cegłą, sprawił, że i tym razem wystąpiła dominacja Kindle'a. Zastanawiam się, czy Amazon przewidywał, że ktoś będzie tak bardzo molestował ich czytnik.

114. Dreszcz 2. Facet w czerni - Jakub Ćwiek, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Mimo że jest to słabsza książka od pierwszego tomu, i tak dostarczyła mi ona niezłej rozrywki. Humor ciągle utrzymuje się na typowym dla Ćwieka poziomie, ale najlepszy tekst udało się Kubie napisać, kiedy postanowił być poważny. Spellbound, bo o tym opowiadaniu mowa, wyróżnia się na tle innych utworów: poza wspomnianym już mniej zabawnym nastrojem, tytułowy Dreszcz występuje w nim wyłącznie jako tło. Pozostałe opowiadania dotyczą perypetii Rycha i stanowią fundament pod wydarzenia z planowanej trzeciej części: tu i ówdzie pojawiają się obdarzone nadnaturalnymi mocami czarne charaktery, ale na razie w niewielkim stopniu znaczą swoją obecność; jakby Ćwiek przygotowywał ich na coś spektakularnego w następnym tomie. Mam tylko nadzieję, że tym razem autor pokusi się o powieść zamiast zbioru opowiadań; wydaje mi się, że w długiej formie będzie mógł bardziej rozwinąć skrzydła.

115. Makbet - William Shakespeare, Wolne Lektury 2013 (Kindle)

Zanim sięgnąłem po Trzy wiedźmy Pratchetta, postanowiłem przypomnieć sobie trochę Szekspira, do którego twórca Świata Dysku w szóstym tomie cyklu postanowił nawiązać. Przy okazji, jest to chyba pierwsza książka, poza Władcą Pierścieni, Hobbitem i Silmarillionem, którą przeczytałem po raz drugi. No i nie zawiodłem się: okazało się, że dramaty Szekspira czytać warto: dobra fabuła (choć z przyczyn oczywistych nie jest rozbudowana tak, jak umożliwia to forma powieści) i niesamowity, mroczny nastrój sprawiają, że lektura jest przyjemnością. Zresztą, każdy kto skończył szkołę średnią i nie trafił na ten etap rozwoju oświaty, kiedy można zdać maturę nie przeczytawszy żadnej książki, wie, o co chodzi.

116. Odyseja kosmiczna - Arthur C. Clarke, vis-à-vis/Etiuda 2012

Rozkosz dla miłośników hard SF, gdzie najważniejsze są solidne podstawy naukowe dla prezentowanej prognozy przyszłości. A sięgnąłem po tę książkę, bo dawno temu Miesięcznik Fantastyka opublikował fragment 2001: Odysei kosmicznej, a szczątkami się nie zadowalam. A skoro Clarke kurzył się na półce i czekał na lepsze czasy, stwierdziłem, że właśnie one nadeszły. Warto było. Choć rzeczy toczą się raczej spokojnie, przedstawiona wizja eksploracji Układu Słonecznego jest porywająca. Co mi nie pasuje? Ostatnia część 2001: Odysei kosmicznej, która jest zbyt abstrakcyjna, i niespójne tłumaczenie (w 2001 jest Odkrywca, z którego w 2010 i późniejszych częściach robi się Discovery; w 2061 pojawiają się statki Galaktyka i Wszechświat, które w 3001 stają się odpowiednio Galaxy i Universe - wypadałoby to ujednolicić podczas redakcji). Szczególnie ciekawe są natomiast komentarze autora do 3001: Odysei kosmicznej, gdzie objaśnia naukowe podstawy do swojej wizji świata przedstawionego i pokazuje wpływ swojej twórczości na astronomię i astronautów.

117. Trzy wiedźmy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Miesięczny przydział Pratchetta zrealizowany. Tym razem udało się dorwać bardzo dobrą powieść, chyba najlepszą jak do tej pory część cyklu. Miałem okazję zapoznać się z teatralną wersją tego utworu (w roku 2001 wystawiali to żołnierze Valkirii, jeśli ktoś jeszcze pamięta ten serwis) i było całkiem fajne. Tym razem Pratchett zaserwował coś nowego - z poprzednich części znani są tylko babcia Weatherwax i Śmierć (choć mało go, jest jak zwykle świetny). Tytułowe trzy wiedźmy spisują się bardzo dobrze jako motor napędowy fabuły i źródło humoru, a liczne nawiązania do Szekspira dodają utworowi smaczku (choć prawdopodobnie jeszcze lepiej bym się bawił, gdyby twórczość dramatopisarza była mi bardziej znana).

Podsumowanie października

Październik to kolejny miesiąc, kiedy udało mi się osiągnąć liczbę co najmniej dziesięciu przeczytanych książek, co daje stuprocentową skuteczność w tej kwestii w tym roku. Wprawdzie wynik ten uzyskałem rzutem na taśmę, w ostatniej chwili kończąc dość krótkie książki, jakimi są Dreszcz 2 i Makbet, ale mimo wszystko jestem zadowolony. W końcu też, po dłuższej przerwie, trafiła mi się lektura napisana przez kobietę, choć to tylko dlatego, że Żona podsunęła mi Wojciechowską. Październik jest drugim z rzędu miesiącem, kiedy zaznaczyła się dość wyraźna przewaga książek w wersji elektronicznej (7:4 na korzyść Kindle'a), a przyczyną tego jest długa walka z Odyseją kosmiczną. Tak się złożyło, że zeszły miesiąc stał pod znakiem uznanych nazwisk; w zasadzie jedynym autorem, którego twórczość nie jest jakoś bardziej znana (przynajmniej w mojej ocenie), jest Michał Cholewa, który, mam nadzieję, wybije się na tyle, że uzyska wielotysięczne nakłady, bo jego SF stoi na bardzo wysokim poziomie. Co szczególnie mnie cieszy, przez cały miesiąc nie trafił się ani jeden literacki gniot, za to poznałem kilka bardzo dobrych książek.

Książka miesiąca: Stephen King - Zielona Mila
Rozczarowanie miesiąca: Terry Pratchett - Czarodzicielstwo

Niebawem kolejna dostawa książek na allegro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz