środa, 29 stycznia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #4

Kolejny tydzień przyniósł tylko jedną przeczytaną książkę (ale za to prawdziwą cegłę), choć i tak przez moment wątpiłem, czy uda mi się ją dokończyć.

10. Wspomnienie lodu - Steven Erikson, MAG 2012

Trzeci tom Malazańskiej Księgi Poległych jest bezpośrednią kontynuacją Ogrodów Księżyca i jako taki wraca do bohaterów, których zdążyłem polubić. Książka przez cały czas trzyma w napięciu, co przy niespełna dziewięciuset stronach jest sporym osiągnięciem - ani przez chwilę nie poczułem się znużony lekturą. Erikson w tym monumentalnym utworze rewelacyjnie przedstawia brud i okrucieństwa wojny (z kanibalizmem i nekrofilią włącznie), a z drugiej strony zostawia sporo miejsca na żołnierski humor, zwłaszcza w dialogach moich ulubionych Podpalaczy Mostów. Fajnie też, że pojawia się coraz więcej informacji na temat historii świata przedstawionego - i to podanych w taki sposób, że nie sprawiają wrażenia wepchniętych na siłę. I choć, jak na mój gust, trochę za dużo tu boskich działań i nadnaturalnych mocy uzyskiwanych przez zwykłych śmiertelników, jest to najlepsza jak do tej pory część cyklu.

środa, 22 stycznia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #3

W tym tygodniu ukończyłem trzy książki, niestety z jakością lektur nie było zbyt różowo - trafiłem na dwie mocno przeciętne lektury i tylko jedną w miarę przyzwoitą. Po raz pierwszy w tym roku sięgnąłem po Kindle'a. W planie był tydzień pod wezwaniem e-booków, ale Fabryka Słów zwleka z wydaniem elektronicznej wersji Demona Luster, więc znalazłem czas na kolejną powieść Marcina Mortki, która zalegała na półce. Kolejna notka może się ukazać dopiero za dwa tygodnie, jeżeli do następnej środy nie zdołam się uporać z trzecim tomem Malazańskiej Księgi Poległych.

7. Piaski Armagedonu - Vladimir Wolff, Warbook 2011 (Kindle)

Tym razem Wolff postanowił przenieść akcję swojego cyklu z Europy na Bliski Wschód. Podjął się zaprezentowania potencjalnego rozwinięcia konfliktu izraelsko-muzułmańskiego i przyznać muszę, że jest to bardzo prawdopodobna wizja rozwoju wydarzeń. Akcja toczy się wielowątkowo - przedstawione są reakcje różnych państw na toczącą się wojnę (głównie USA i Polski, ale wspomina się też o Rosji). Po raz kolejny pojawia się znany z poprzednich tomów porucznik Wirski, ale znów mam wrażenie, że autor poświęcił mu za mało miejsca. Zupełnie niepotrzebny natomiast jest wątek egipskiego świętego męża; w żaden sposób nie wpływa on na fabułę powieści i jako taki mógłby zostać pominięty bez żadnej straty dla utworu. Innym mankamentem jest dość surowy styl autora. Nie przesłania to jednak faktu, że Piaski Armagedonu czytało mi się o wiele lepiej niż Stalową kurtynę czy Czerwoną apokalipsę.

8. Szubienicznik: Falsum et verum - Jacek Piekara, Wydawnictwo Otwarte 2014 (Kindle)

Piekara znów zaprasza w realia Rzeczypospolitej szlacheckiej za panowania Jana III Sobieskiego. Po raz kolejny cała fabuła sprowadza się do rozmów i opowieści panów braci, które to historie notorycznie przerywane są dygresjami sztucznie pompującymi objętość książki. Przez 340 stron tekstu (w wersji papierowej) wprowadzona w pierwszym tomie intryga wzbogaca się tylko o jeden nowy trop, co doskonale obrazuje ślamazarne tempo fabuły. Cliffhanger, którym kończy się pierwszy tom najlepiej można opisać słowami "z dużej chmury mały deszcz" - tak rozczarowującego rozwiązania sytuacji nie widziałem już dawno. Jak w poprzedniej części, najlepszą stroną powieści jest stylizacja języka na obowiązujący wśród szlachty sarmackiej. Poza tym jest nudno, choć chęć dowiedzenia się, o co chodzi i kto za wszystkim stoi, sprawia, że książkę chce się czytać, a krótsze niż poprzednim razem opowieści czynią książkę mniej nużącą. Powieść znów kończy się cliffhangerem, co oznacza, że należy się spodziewać kontynuacji. Mam nadzieję, że następnym razem nie będę rozczarowany.

9. Dom pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2013

Po okładce i tytule spodziewałem się kolejnej książki Mortki przeznaczonej dla młodszego czytelnika. Dostałem jednak bardzo klasyczny i sztampowy survival horror, w którym grupa nastolatków pod opieką indiańskiego przewodnika staje w obliczu tajemniczego zjawiska. Mamy mutantów z lasu, ludzi zamienionych w pseudozombi i niegrzeczny gang motocyklowy, a w to wszystko wmieszane są typowe problemy nastolatków (ze szczególnym uwzględnieniem braku dostępu do Twittera). W każdej chwili poświęconej na czytanie tej powieści miałem wrażenie, że to wszystko już było (zwłaszcza zombi w supermarkecie). Niestety Mortka absolutnie niczego nie wyjaśnia - nie wiadomo, skąd wzięło się całe zjawisko - brakuje też bardziej wyrazistego finału. Otwarte zakończenie sugeruje, że autor pracuje nad kolejnym tomem, a ja ciągle liczę, że, jeżeli się on ukaże, dorówna poziomem bardzo dobremu Mieczowi i kwiatom. Mortkę należy jednak pochwalić za lekkie pióro, które sprawia, że Dom... można połknąć w jeden wieczór (czemu sprzyja też niewielka objętość książki).

środa, 15 stycznia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #2

W drugim tygodniu stycznia przeczytałem cztery książki. Dwie z nich to kolejne części rozpoczętych przeze mnie cykli (Dora Wilk Jadowskiej i Chłopcy Ćwieka), udało się też przeczytać zajdlowy tekst Marka Baranieckiego - warto było. Wróciłem też do zapoznawania się z literaturą podróżniczą; tym razem przeniosłem się do Afryki wraz z Marcinem Mińkowskim. Na Kindle'u czyta się zaś trzeci tom powieści Vladimira Wolffa o poruczniku Wirskim, o którym parę zdań napiszę w przyszłym tygodniu.

3. Zwycięzca bierze wszystko - Aneta Jadowska, Fabryka Słów 2013

Jak do tej pory, jest to najsłabsza część cyklu. Główna bohaterka, Dora Wilk, wiedźma, matka dla wampirów, alfa dla wilkołaków, z cechami aniołów i diabłów to trochę za dużo jak dla mnie. Ciekawe, jakimi jeszcze supermocami zostanie obdarzona w kolejnych częściach (ma to być heksalogia). Do tego przez pierwszą część książki jest męcząco niestabilna emocjonalnie, później irytuje swoją zdolnością obłaskawienia największej nawet kanalii i najtwardszego twardziela w pięć minut, aby na końcu, w finałowym starciu, złamać mój ulubiony kołek do zawieszania niewiary. Pozostali bohaterowie na szczęście prezentują się dużo lepiej. Świetnie wykreowani zostali anioł Joshua i diabeł Miron, całkiem nieźle wypadają również postacie dalszego planu, jak Lucyfer i Gabriel. Pozytywnie też oceniam wątek archanioła Rafała. Wspomnę jeszcze tylko, że, w porównaniu z poprzednią częścią, wołacz nie występuje już w ilościach hurtowych.

4. Głowa Kasandry - Marek Baraniecki, SuperNOWA 2008

Głowę Kasandry przeczytałem w tym tygodniu w Miesięczniku Fantastyka i postanowiłem zapoznać się z rozwinięciem opowiadania do powieści. Omawiany zbiór tekstów, oprócz tytułowego, zawiera również cztery opowiadania, z których z jednym (Karlgoro, godzina 18:00) również spotkałem się już w MF. Tytułowa Głowa Kasandry błyszczy w książce najjaśniej; jest to rewelacyjna wizja świata po konflikcie atomowym, ze świetnym głównym bohaterem i rewelacyjnym zakończeniem, które wymaga od czytelnika dopowiedzenia sobie dalszego ciągu. W ogóle odniosłem wrażenie, że Baraniecki nie lubi podawać wszystkich rozwiązań na tacy i wymaga od odbiorcy swoich utworów pewnego zaangażowania. Przyjemnie czyta się zbiory, w których nie ma słabych tekstów, a ten dokładnie taki jest.

5. Chłopcy 2. Bangarang - Jakub Ćwiek, SQN 2013

Kolejne powiązane ze sobą opowiadania o dawnych kompanach Piotrusia Pana, którzy bawią się w gang motocyklowy. Tym razem jest nieco słabiej niż poprzednio, choć po dobrym początku, jakim jest Kto się przezywa..., spodziewałem się trochę lepszych tekstów. Drugie opowiadanie, Koci łapki, w ogóle do mnie nie przemówiło, jakby niezbyt pasowało do ogólnego nastroju zbioru, za mało w nim tytułowych Chłopców. Pozostałe utwory są dobre, choć nie rewelacyjne. Widać, że Ćwiek lubi stworzonych przez siebie bohaterów i zamierza się nimi jeszcze przez jakiś czas zajmować, co widać po Epilogu i o czym zaświadcza w Posłowiu. Mam tylko nadzieję, że w następnej kolejności nie napisze podzielonej na dwa tomy powieści, jak w przypadku Kłamcy. Choć zbiór głowy nie urywa, jest to, mimo wszystko, przyjemna opowieść o niechęci do dorastania. Opowiadania są napisane świetnym stylem, mają rewelacyjnych i dających się lubić bohaterów. Wielokrotnie parskałem śmiechem, czytając wypowiadane przez nich kwestie.

6. Tam, gdzie nie ma Coca-Coli - Marcin Mińkowski, Pascal 2011

Reklamę tej książki znalazłem przy okazji czytania artykułu Mińkowskiego o Republice Środkowoafrykańskiej w Poznaj Świat, a ponieważ lubię zapoznawać się z egzotycznymi miejscami, wysupłałem z portfela odpowiednią ilość pieniędzy. Jest to ciekawy obraz życia ludzi w krajach środkowej Afryki (RŚA, Kongo, Demokratyczna Republika Konga, Angola) z masą interesujących informacji, spisany gawędziarskim stylem, ale podany w zbyt chaotyczny jak na mój gust sposób. Poszczególne rozdziały nie są ułożone chronologicznie, akcja często przeskakuje z miejsca na miejsce, z kraju do kraju, autor przechodzi od jednych wydarzeń do rozgrywających się później po to tylko, żeby następnie wrócić do wcześniejszej sytuacji, a samo wtrącenie nie ma żadnego fabularnego związku z otaczającymi je tekstami. Czasem też musiałem się wspierać wikipedią, żeby dowiedzieć się, na terenie jakiego kraju znajduje się opisywane miasto. Szkoda, bo trochę mniej chaosu i byłaby to doskonała książka o Czarnej Afryce, świetnie przedstawiająca mentalność mieszkających tam ludzi. Merytorycznie jednak książka jest bardzo dobra, a do tego została ozdobiona licznymi zdjęciami; całość w pełnym kolorze i na kredzie. Mniam.

środa, 8 stycznia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #1

Nowy Rok - kolejne minimum sto książek do przeczytania. Poprzednio poszło łatwiej niż się spodziewałem, myślę, że w roku 2014 uda mi się również przekroczyć magiczne sto sztuk. Trzeba w końcu zmniejszyć liczbę książek "Do przeczytania" stojących na półkach lub piętrzących się na podłodze. W pierwszym tygodniu roku udało mi się zaliczyć dwie książki (trzecia się czyta). Obie są niezłymi czytadłami służącymi do zabicia czasu zimowymi wieczorami, bez aspiracji do bycia czymś ambitniejszym. W sam raz do odpoczynku po świąteczno-noworocznym okresie.

1. Szamanka od umarlaków - Martyna Raduchowska, Fabryka Słów 2011

Książkę kupiłem dwa lata temu, ale nie zdążyłem jej przeczytać przed nominowaniem utworów do Nagrody Zajdla, powędrowała więc na półkę. Teraz, w związku ze zbliżającą się premierą drugiego tomu, zdecydowałem się odkurzyć Szamankę dla umarlaków. Powieść okazała się być przyjemnym i wciągającym urban fantasy o medium, które nie chce mieć za wiele wspólnego z własnym talentem, ale sploty okoliczności sprawiają, że nie jest w stanie buntować się przeciwko przeznaczeniu. Fabularnie utwór prezentuje się przyzwoicie, choć po interesującym początku przychodzi parę nudniejszych rozdziałów. Zakończenie natomiast jest w miarę satysfakcjonujące, mimo że pozostaje ono otwarte (a nigdzie nie ma wzmianki, że jest to pierwszy tom). Co jeszcze zwróciło moją uwagę to luźny, swobodny i dowcipny styl autorki, sprawiający, że ciężko się od lektury oderwać. Raduchowskiej udał się debiut książkowy.

2. Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie - Rafał Kosik, Powergraph 2013

Jedenasty tom przygód Felixa, Neta i Niki jest zbiorem opowiadań, z których cztery dostępne były wcześniej w Sieci za darmo, jedno ukazało się w F:WS, pozostałe trzy zaś są zupełnie nowymi tekstami. Na okładce znajduje się informacja, że Nadprogramowe Historie można czytać bez znajomości poprzednich części, ale muszę stwierdzić, że w takim przypadku miałbym problem z pełnym zrozumieniem fabuły niektórych opowiadań. Trzy z nich - Bardzo Senna Ryba, Ściema Smoczysława i Wysłannicy - śmiało mogłyby być rozdziałami wydanych jak dotąd powieści; dotyczy do zwłaszcza ostatniego z wymienionych utworów, który wydaje się być wprost wyciętym ze Świata Zero. Nowe teksty wypadają lepiej od starych, z których najbardziej trafiły do mnie Wędrujące Samogłoski, będące puszczeniem oka do czytelników znających Teoretycznie Możliwą Katastrofę. Bardzo dobrze czyta się Romantyczny Interdyscyplinarny Projekt (choć wątek Pompka i Prumci jest tam zbędny) o kolejnym "genialnym" pomyśle dyrektora Stokrotki; mimo niepotrzebnej komplikacji fabularnej w zakończeniu, ciekawie prezentują się też Wysłannicy, w których przyjaciele przenoszą się do quasi-średniowiecznego świata; zabawna jest również próba przybliżenia postaci agenta Mamrota w Priorytecie Zero. Ogólnie jest więc nieźle, choć odniosłem wrażenie, że Kosik lepiej się czuje, kiedy może się rozpisać na kilkaset stron niż w krótkiej formie.