środa, 29 maja 2013

Przeczytane. Maj 2013

W maju, podobnie jak w kwietniu, przeczytałem trzynaście książek. Gdy piszę te słowa, do końca miesiąca zostały jeszcze dwa dni i jeden wieczór, a mam napoczętego Neuromancera Gibsona, ale sprawy osobiste najprawdopodobniej nie pozwolą mi go dokończyć przed Dniem Dziecka, więc o nim będzie w czerwcowej notce. W każdym razie, stuknęła pięćdziesiątka. Liczba majowych książek może i jest niezła, choć osobisty zachwyt jest tonowany objętością tegomiesięcznych utworów. W trzech przypadkach miały one poniżej dwustu stron, a jedynie dwie pozycje przekroczyły czterysta. W czerwcu powinno być nieco lepiej pod tym względem. Jedziemy z koksem.

43. Post-Polonia - Marcin Wolski, M 2012

Tym razem Wolski powrócił do roli satyryka. W Post-Polonii, której akcję umieścił w 2020 roku, w szyderczy sposób przedstawia swoje obawy dotyczące rządów Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Oczywiście wszystkie nazwiska i nazwy zostały pozmieniane, toteż Polską rządzi Partia Obiecanek z 97% poparciem, na której czele stoi Ronald Duck, a prezydentem kraju jest Wronisław Gomorrowski. Władza sprzedaje Polskę Szwedom, a jedynymi zbawcami Ojczyzny mogą być prezes Brawa i Spolegliwości Jarosław Indykiewicz i Radio Gloryja z Turonia, którego siedziba pełni funkcję XXI-wiecznej Jasnej Góry. O ile krytyka PO jest bezwzględna, a poziom szyderstwa pod jej adresem przekracza wszelkie granice, o tyle, co mnie zdziwiło, biorąc pod uwagę kreację postaci Indykiewicza, Wolski dostrzega błędy w funkcjonowaniu głównej partii opozycyjnej i nie sprawia wrażenia człowieka zaślepionego jakąkolwiek propagandą. Tym, co zawodzi w powieści, są główni bohaterowie, których jest zbyt wielu, przez co każdy z nich dostaje za mało "czasu antenowego". Zdecydowanie pozytywne wrażenie pozostawiło na mnie nietypowe zakończenie. Warto sięgnąć po książkę, żeby się pośmiać, o ile tylko nie ma się alergii na narodowców lub nie jest się fanatykiem PO. Wówczas lektura może być irytująca.

44. Ogień - Łukasz Orbitowski, Narodowe Centrum Kultury 2012

Jest to pierwszy dramat, jaki przeczytałem od czasów liceum. Orbitowski pokazuje, że jednak potrafi pisać i nie nudzić (już czuje gromy ciskane przez miłośników Widm). Zaczyna się niewinnie od wycieczki w góry dwóch skłóconych braci i żony jednego z nich. Później na rzeczywistość nakładają się wątki dotyczące działań Józefa Kurasia, tytułowego "Ognia", na Podhalu. Autor fenomenalnie kreuje ciężki nastrój utworu (to akurat Orbitowskiemu wychodzi świetnie we wszystkich jego tekstach, które czytałem). Z dramatu wyłania się obraz tytułowego bohatera, który polemizuje z negatywnymi opiniami na jego temat, jest próbą przywrócenia dobrego imienia postaci w dalszym ciągu ocenianej niejednoznacznie. Utwór kończy posłowie przybliżające sylwetkę "Ognia", szczególnie cenne dla tych czytelników, którzy nie są zaznajomieni z najnowszą historią Polski. Przyczepić się mogę jedynie do ceny książki. 39 złotych za 160 stron to zdecydowanie za dużo, więcej niż za obszerniejsze Śniąc o potędze i Fausterię również wydane przez NCK.

45. Senne pałace - Sebastian Uznański, Dom Snów 2012

Po przeczytaniu bardzo dobrego Herrenvolka spodziewałem się, że kolejna książka Uznańskiego również będzie prezentowała wysoki poziom, ale niestety srodze się zawiodłem. Podobnie jak w poprzedniej powieści, również w Sennych pałacach główny bohater trafia do nieznanego sobie świata i próbuje w nim przetrwać, przy okazji realizując swój cel - tutaj jest nim odnalezienie żony. Wyobraźni autora ciężko cokolwiek zarzucić - wykreowany świat jest niezwykle ciekawy. Niestety na tym dobre rzeczy się kończą. Tomasz Starski snuje się od miejsca do miejsca, cały czas irytując swoją obecnością, utwór przesiąknięty jest scenami pornograficznymi, które nie mają żadnego uzasadnienia w fabule, a Uznański bada, gdzie znajduje się granica złego smaku, którego czytelnik nie będzie w stanie znieść. Wynudziłem się i nie podobało mi się. O pomstę do nieba wołają też skład i korekta tekstu. Błędne przenoszenie wyrazów i powtarzanie tych samych fragmentów występują skandalicznie często. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny tom autor wykreuje tak, że to, co uznałem za wadę, okaże się w pełni przemyślanym zabiegiem. O ile oczywiście drugi tom się ukaże, w co wątpię, gdyż Wydawnictwo Dom Snów od kilku miesięcy nie potrafi postawić strony internetowej. Nasuwa mi się przy tym wszystkim jeszcze jedna refleksja. Dlaczego autorzy, którzy nie mają ugruntowanej pozycji na rynku, muszą pisać kilkutomowe dzieła i iść z nimi do niepewnych wydawców? Tak było z Agnieszką Hałas i Alanem Akabem publikującymi w Ifrycie, tak jest teraz z Uznańskim wydającym swoją powieść w duchowym następcy lubelskiego wydawnictwa. Ciekawe, że twórcy ci nie boją się, że całość utworu nie ujrzy nigdy księgarskich półek.

46. Góry Parnasu - Czesław Miłosz, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2012

Utwór szumnie reklamowany jako niedawno odnaleziona, niepublikowana jeszcze powieść Czesława Miłosza okazał się być kilkoma rozdziałami z nieukończonego nigdy tekstu, które noblista raczył spisać na maszynie, podobno z zamiarem oddania do druku. W sumie wszystkie pięć rozdziałów zajmuje około 60 stron, co objętościowo raczej nie kwalifikuje dzieła do powieści. Całości dopełnia publikowany już wcześniej dodatek, Liturgia Efraima, mający powiązanie z Górami Parnasu, i dość obszerne wstęp i posłowie z aneksem, które ułatwiają interpretację utworu. Fakt, że poszczególne rozdziały nie są ze sobą powiązane, sprawił, że ciężko było zrozumieć, o co autorowi chodzi. Najbardziej wyraźnie przedstawione zostały kwestie religijne, w pozostałych przypadkach, gdyby nie posłowie, miałbym spory problem z odbiorem "powieści". Po raz kolejny w tym miesiącu muszę skrytykować cenę. 35 złotych za 144 strony tekstu to zdecydowanie za dużo, jeśli się weźmie pod uwagę, że książka została dofinansowana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo nikt mi nie wmówi, że Miłosza wydaje się w małym nakładzie.

47. Upalna zima - Kareta Wrocławski (Eugeniusz Dębski, Andrzej Drzewiński, Adam Cebula, Piotr Surmiak), Paperback 2012

Z opowiadań kwartetu wrocławskich autorów wcześniej znałem jedynie Pandemolium opublikowane już jakiś czas temu w śp. Feniksie. Pięć tekstów umieszczonych w zbiorze opartych jest na podobnym schemacie, gdzie główni bohaterowie, Waldar i Bokanova, próbują się wzbogacić, a wszystko podane jest z solidną porcją alkoholu i porannego kaca. W tej kwestii wyróżnia się jedynie wspomniane już Pandemolium, które, choć nadal bawi, nie robiło na mnie takiego wrażenia jak kilkanaście lat temu, co nie znaczy, że nie jest dobre. Pozostałe teksty również stoją na przyzwoitym poziomie, a najlepszym wydaje się być ostatnie, premierowe opowiadanie pt. Gorący podmuch zimy, najobszerniejsze w zbiorze, co pozwoliło autorom bardziej rozwinąć fabułę. Niestety mały prztyczek w nos należy się wydawcy za mikroskopijną czcionkę, która sprawiła, że męczyłem się podczas lektury tych niezłych jakościowo utworów.

48. Noc żywych Żydów - Igor Ostachowicz, W.A.B. 2012

Tę książkę kupiłem tylko ze względu na tytuł. Po pierwszych stronach zapowiadał się niezły horror, z umiejętnie wprowadzanym nastrojem grozy. Później rzecz staje się groteską, bardziej śmieszną niż straszną, no bo jak tu się bać, gdy żydowskie zombi chodzą po warszawskiej galerii handlowej i próbują robić zakupy. Niestety zmarnowany został wątek żydowskiego getta, świetnie natomiast autor przedstawił koszmar obozów zagłady, szkoda tylko, że nawiązań do wojny jest tak mało. Utwór, który zapowiadał się na coś poważniejszego okazał się być tylko opowieścią o konflikcie zombi-Żydów z polskimi skinami. Do tego z zakończeniem, które zaskakuje, ale tylko dlatego, że jest zupełnie od czapy i w żaden sposób nie zostaje zapowiedziane wcześniej w tekście. Mimo że się strasznie czepiam, przyznaję, że jest to niezłe czytadło, którego lektura sprawiła mi sporo przyjemności. Wydaje mi się jednak, że jest to nieco za mało, żeby zasłużyć na nominację do Nike.

49. Czarny Wygon. Starzyzna - Stefan Darda, Videograf 2012

Drugi tom Czarnego Wygonu najlepiej jest czytać tuż po pierwszym, gdyż stanowi on jego bezpośrednią kontynuację. Darda ponownie umieszcza akcję na Roztoczu, w zagubionej wsi Starzyzna, tym razem serwując coś w rodzaju survival horroru, co wychodzi mu nieźle. Konstrukcja powieści jest taka sama, jak w poprzedniej części - rozdziały, których narratorem jest Witold, są przeplatane zapiskami ze znalezionego przez niego brulionu. Może to paradoks, ale książkę czytało mi się dobrze, mimo że miałem wrażenie toporności stylu autora. Darda sporo rzeczy na temat Starzyzny wyjaśnia, a jednocześnie dodaje nowe zagadki, dzięki czemu jestem z jednej strony usatysfakcjonowany tym, że czegoś się dowiedziałem, a z drugiej mam ochotę sięgnąć po kolejny tom. Na pewno jest to lepsza powieść od Słonecznej Doliny, choć do doskonałości jej sporo brakuje.

50. Kryptonim Burza - Vladimir Wolff, Warbook 2012

Po tę książkę prawdopodobnie nigdy bym nie sięgnął, gdyby nie pozytywna recenzja na Polterze i moja chęć poszukiwania dobrej polskiej fantastyki. Tajemniczy, ukrywający się pod pseudonimem autor postanawia pogdybać w historii i tworzy świat, w którym wojna w 1939 roku nie wybucha. Do konfliktu dochodzi dopiero dwa lata później, kiedy Związek Radziecki atakuje Polskę. Wolff zręcznie znajduje równowagę pomiędzy walką wywiadów, polem bitwy i planowaniem działań w ciepłych gabinetach. Z tekstu bije pasja autora, widać, że merytorycznie dobrze się przygotował do napisania powieści. Mimo że nazwy własne uzbrojenia, zarówno polskiego jak i rosyjskiego, pojawiają się w utworze dość często, ani raz nie czułem się nimi przytłoczony, a znawcą militariów nie jestem. Jest to świetna literatura wojenna, napisana z polotem i trzymająca w napięciu. Jeśli okaże się, że nie jest to jednorazowe wspięcie się na wysoki poziom, a Operacja Pętla również okaże się dobrą powieścią, będę miał kolejnego autora na liście "Kupuję w ciemno".

51. I dusza moja - Michał Cetnarowski, Powergraph 2013

Dobry mainstreamowy thriller, w którym wątek fantastyczny jest tylko światem fantazji jednego z bohaterów. Cetnarowskiemu świetnie udaje się stworzyć atmosferę zagrożenia w podwrocławskiej szkole, w której dochodzi do strzelaniny. Autor trzyma w napięciu, cały czas pozostawiając napastnika w cieniu, nie pokazuje go, a przedstawia jedynie efekty jego działań. Interesującym zabiegiem jest przedstawienie wydarzeń z perspektywy kilku osób, skupienie się na ich przemyśleniach w sytuacji, która ich przerasta. Same wydarzenia w szkole są zaś sprawą drugorzędną, ważniejsze jest zachowanie ludzi w ich obliczu. Jedynym niepasującym do całości elementem wydaje się być wspomniany wątek fantastyczny, choć jego obecność daje się uzasadnić. Jak do tej pory Kontrapunkty mnie nie zawodzą.

52. Mongolia. Wyprawy w tajgę i step - Bolesław A. Uryn, Bernardinum 2005

Tę książkę zaiwaniłem z półki Narzeczonej. Autor opisuje swoje wielokrotne podróże do Mongolii, kraju, o którym w Polsce wiadomo tylko tyle, że istnieje gdzieś między Rosją a Chinami. Przekazuje mnóstwo informacji na temat ludzi żyjących na stepie i ich zwyczajów, opisuje wyprawy w miejsca, gdzie stopa ludzka nie zwykła stawać, walkę z ekstremalnymi warunkami w niesłychanie zmiennej pogodzie i zachwyca się lokalnymi krajobrazami. Ten zachwyt udziela się na tyle, że ma ochotę się zwiedzić ten dziki i mało zaludniony kraj (przy pięciokrotnie większej od Polski powierzchni zamieszkuje go piętnaście razy mniej mieszkańców). Wszystko okraszone jest sporą ilością zdjęć. Książkę czyta się dobrze, choć momentami kuleje styl tekstu (dość często zdarzają się powtórzenia), ale nie wiem, ile w tym winy autora, a ile wydawcy, który przyznaje się do znacznego zmniejszenia objętości notatek autora.

53. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek - Rafał Kosik, Powergraph 2010

Kolejną opowieść o trójce przyjaciół z warszawskiego gimnazjum Kosik postanowił podzielić na dwa tomy, co sprawiło, że na pierwszych ponad 400 stronach nie zakończył w zasadzie żadnego z rozpoczętych wątków, a wprowadził ich sporo. Oczywiście bohaterowie jak zwykle przez swoją ciekawość pakują się w kłopoty, tym razem wystrzeliwując rakietę na orbitę okołoziemską. Próba uniknięcia odpowiedzialności i zapobieżenia upadkowi "statku kosmicznego" na skupiska ludzkie stanowi główną oś fabularną utworu. Kosik kolejny raz umieszcza w powieści wartości dydaktyczne - tym razem porusza problem alkoholu wśród uczniów, a także pokazuje jak może wyglądać życie pod jednym dachem z niemowlakami. Autor nie byłby sobą, gdyby w humorystyczny sposób nie skomentował otaczającej nas rzeczywistości. Oberwało się politykom i programom typu Gwiazdy robią kupę. Fabuła wciąga i nie pozwala się oderwać, jedynie postać Neta mnie irytuje. Kosik, tworząc cykl, zaprzecza popularnej tezie, że im późniejszy tom, tym niższa jego jakość. Orbitalny Spisek jest moim numerem dwa po Teoretycznie Możliwej Katastrofie. Pozostaje jak najszybciej nabyć jego drugą część.

54. Nova Swing - M. John Harrison, MAG 2011

Drugi tom cyklu Trakt Kefahuchiego można czytać bez znajomości Światła, ale nie jest to zalecane. Gdzieniegdzie pojawiają się nawiązania do poprzedniej części, choć prawdę mówiąc, są one jedynie dodatkowym smaczkiem. Harrison nie podjął się tym razem dokładniejszego opisu świata, w którym poruszają się bohaterowie, wychodząc z założenia, że przybliżył go w pierwszym tomie. Najmocniejszą stroną powieści są bohaterowie - ciekawi, każdy z jakimś dziwactwem, mający problemy z dostosowaniem się do otaczającego ich świata. Świetnie przedstawiony został również nastrój barów i spelun, w których rozgrywa się znaczna część akcji, przywołujący u mnie skojarzenia z powieściami noir. Co się autorowi niebyt udało, to warstwa fabularna utworu, która jest po prostu mało porywająca. Sama Strefa, wokół której kręci się akcja, jest bezpośrednim nawiązaniem do Pikniku na skraju drogi braci Strugackich (co ciekawe, przez zupełny przypadek przeczytałem obie książki jedną po drugiej), ale zaprezentowana została bez polotu. Szkoda, że Nova Swing nie sprostała oczekiwaniom rozbudzonym przez Światło.

55. Piknik na skraju drogi - Arkadij i Borys Strugaccy, Prószyński i S-ka 2011

Tę kultową powieść Strugackich kupiłem jako lekturę do czytania w oczekiwaniu na jedzenie w Sfinksie. Przy okazji zakup wpisał się w plan zapoznawania się z klasyką fantastyki, której wstyd nie znać. Autorzy pozostawiają sporo niedomówień, wielu rzeczy nie wyjaśniają, każą czytelnikowi snuć domysły na temat Stref (w których na moment wylądowali obcy). Czytając, odniosłem wrażenie, że to nie Red, ale właśnie Strefa jest głównym bohaterem utworu. Strugackim świetnie udało się oddać nastrój nieustannego zagrożenia w tym miejscu. Kolejnym niezłym manewrem jest przedstawienie metamorfozy Reda na przestrzeni kilku lat, od pełnego wigoru stalkera po zniszczonego człowieka. Przyczepię się natomiast do długości powieści. Zakończenie zostało tak skonstruowane, że spokojnie można było dopisać jeszcze jeden lub dwa rozdziały. Nieco raził mnie również brak ciągłości między poszczególnymi rozdziałami, choć jestem w stanie go zrozumieć - dzięki temu lepiej widać przemianę bohatera. Jest to naprawdę bardzo dobry utwór, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego uzyskał status kultowego.