wtorek, 31 grudnia 2013

Przeczytane. Grudzień 2013

Ostatni miesiąc roku, Święta, zjazd rodzinny i trzynaście przeczytanych książek (Piekara rzutem na taśmę). Z racji, że półki ciągle są obłożone tonami nieprzeczytanej makulatury, starcie papier kontra Kindle wygrał ten pierwszy w stosunku 10 do 3. Trafiło się parę bardzo fajnych tekstów i niestety sporo rozczarowań. Pora zakończyć rok.

116. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci - Rafał Kosik, Powergraph 2012

Bezpośrednia kontynuacja wątków z dziewiątego tomu, o której można napisać niemal dokładnie to samo, co o poprzedniej części. Kosik pomysłowo kreuje kolejne światy równoległe, po których przemieszczają się bohaterowie, wpędzając ich w coraz większe tarapaty. Zawodzi nieco zakończenie, które sprawia wrażenie nieprzemyślanego i wymuszonego limitem objętości książki, głównie przez to, że wszystko dzieje się w nim zbyt szybko. Ot, bohaterowie przeskakują od świata do świata, a nagle wszystko się kończy. Trochę marudzę, bo przecież mógłbym wymienić wszystkie te zalety, o których pisałem już przy okazji komentarzy do poprzednich części cyklu - jest to cały czas świetna literatura młodzieżowa, którą warto pokazać swoim nastoletnim pociechom.

117. Ostatni rycerz - Marcin Mortka, Wilga 2013

Druga z rzędu lektura przeznaczona dla młodszych czytelników. Tym razem grupą docelową powieści są uczniowie wczesnej podstawówki (wydawca twierdzi, że książka przeznaczona jest dla dzieci od 8. roku życia). Pozostaje pytanie, czy fakt, że lektura mi się podobała, nie oznacza, że się uwsteczniam. W każdym razie jest to najzwyklejsze sztampowe fantasy, gdzie przed grupą bohaterów pojawia się zadanie do wypełnienia, a następnie krążą oni od spotkania losowego do spotkania losowego. Fabuła jest mocno naiwna, ale dla ośmio- i dziewięciolatków powinna wystarczyć, choć nieco niepokoi mnie zawarty w utworze poziom przemocy.

118. Czerwona apokalipsa - Vladimir Wolff, Warbook 2010 (Kindle)

Drugi tom cyklu political fiction zapoczątkowanego przez Stalową kurtynę jest znacznie lepszy od poprzednika. Tym razem akcja umieszczona zostaje umieszczona na Ukrainie, gdzie dokonywane są zamachy na osoby u szczytu władzy. Dostajemy nieco mniej opisów działań wojennych (choć autor nie byłby sobą, gdyby sobie je w całości lub choćby w większej części podarował), więcej za to przedstawiono knowań wśród władz zainteresowanych sytuacją ukraińską państw. Jak poprzednio nieco kuleją bohaterowie - ciągle poświęca się im za mało czasu antenowego (przynajmniej tym pozytywnym, terroryści przedstawieni są wystarczająco dobrze). Co warto odnotować: w odróżnieniu od pierwszego tomu, tym razem akcja potrafi wciągnąć. Mogę jeszcze tylko pomalkontencić, że w Czerwonej apokalipsie jest za mało czerwonej apokalipsy.

119. Tajemnica Diabelskiego Kręgu - Anna Kańtoch, Uroboros 2013

Książkom Ani Kańtoch nie przepuszczę. Z zapowiedzią Tajemnicy Diabelskiego Kręgu spotkałem się w przeczytanej we wrześniu antologii ŚKF-u Ścieżki wyobraźni i miałem ochotę na więcej. To, co dostałem bardzo mnie usatysfakcjonowało - nie jest to może lektura na poziomie Przedksiężycowych, ale za to kawał solidnej literatury młodzieżowej. Jest tajemnica, jest nastrój, jest świetny język autorki. Bardzo dobrze została przedstawiona główna bohaterka - nastoletnia dziewczyna, która staje w obliczu przerastających ją wydarzeń. Czasem tylko odnosiłem wrażenie, że jest to jak na powieść młodzieżową trochę zbyt mroczna literatura.

120. Rzeźnik drzew - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2009

Książki Pilipiuka kupuję w ciemno. Nie dlatego, że uważam go za wybitnego pisarza, ale, po pierwsze, w jego opowiadaniach zawsze znajdzie się jakiś smaczek, a po drugie lubię go personalnie. Rzeźnik drzew jest zbiorem opowiadań, który zawiera to, co podoba mi się w twórczości Andrzeja, a w czym zarazem on się dobrze czuje. Jest więc trochę archeologii z antypatycznym alter ego Pilipiuka, czyli Tomaszem Olszakowskim, w roli głównej, są podróże w czasie, są także legendy miejskie, z kreowaniem których autor nie ma żadnego problemu. Niedosyt czuję z powodu zbyt małej ilości doktora Skórzewskiego, któremu poświęcone jest tylko jedno opowiadanie, ewidentnie zamykające cykl o tym bohaterze (choć wiadomo, że później powstały utwory przedstawiające inne jego przygody). Oczywiście, jak w niemal każdym zbiorze, trafiły się również słabsze teksty (Szkolenie, Operacja "Jajca", Połoz), ale w ogólnym rozrachunku Pilipiuk pokazuje, że z krótką formą radzi sobie bardzo dobrze.

121. Szaleństwo przychodzi nocą - Grzegorz Gajek, Novae Res 2013

Całkiem niezła Ciemna strona księżyca sprawiła, że chętnie sięgnąłem po poprzednią książkę Gajka. Niestety rozczarowałem się tym razem. Jest to jakiś dziwny gatunek horroru, który próbuje być straszny, ale nie potrafi, a w przeważającej większości nudzi. Jedynym, co motywuje do dalszego czytania, jest niewielka objętość powieści. W sumie do pozytywów można jeszcze zaliczyć ciekawie wykreowanych bohaterów. Historię o demonie z przeszłości, który pojawia się, aby odebrać zapłatę, można było napisać nieco bardziej przystępnie. A na pewno przy użyciu mniejszej liczby wulgaryzmów.

122. Pułapka Tesli - Andrzej Ziemiański, Fabryka Słów 2013

To nie był biznes życia. Wydałem trzydzieści osiem złotych za pięć opowiadań, z których dwa, stanowiące połowę trzystustronicowej książki, przeczytałem już jakiś czas temu w świętej pamięci SFFiH. Dostałem jednak pięć ciekawych historii (fakt, że tylko trzy są dla mnie nowe, nie ma w tym przypdku większego znaczenia) z solidnie skonstruowaną fabułą, może i pozbawionych jakiejś głębi, ale za to będących niezłymi czytadłami na długie jesienne wieczory. Język jest prosty, przejrzysty i bez udziwnień, dzięki czemu z tych długich i jesiennych wieczorów robi się jeden wieczór, kiedy książkę można pochłonąć, zwłaszcza, że trzysta stron w wykonaniu Fabryki Słów to jakieś co najwyżej dwieście stron dowolnego innego wydawnictwa. Warto wspomnieć, że akcja wszystkich tekstów rozgrywa się we Wrocławiu bądź jego okolicach, a to przecież fajne miasto.

123. Szczęśliwa ziemia - Łukasz Orbitowski, SQN 2013 (Kindle)

Zdecydowanie książka miesiąca. I pomyśleć tylko, że po lekturze Widm stwierdziłem, że poważnie muszę rozważyć danie Orbitowskiemu kolejnej szansy. Szczęśliwa ziemia jest świetną powieścią o przegranych życiach ludzi, którzy w młodości mieli marzenia. Pokazuje również, że nie ma nic za darmo, a na sukcesy trzeba ciężko pracować; te zaś, które zostały podarowane, są bardzo krótkotrwałe. Wydźwięk utworu jest bardzo pesymistyczny, co, o ile się zdążyłem już zorientować, jest typowe dla prozy Orbitowskiego. Książka jest napisana charakterystycznym dla autora stylem; na szczęście tym razem udało się uniknąć językowego chaosu, który utrudniałby lekturę. Jak dla mnie, niemal pewna nominacja do Zajdla.

124. Frankenstein - Mary Shelley, Vesper 2013

Klasyka. Vesper wydał tłumaczenie pierwotnej wersji powieści Mary Shelley ze świetnymi ilustracjami z oryginalnego wydania. Fabuła mnie nie zaskoczyła - oglądałem kilka ekranizacji Frankensteina, więc sporo kojarzyłem. Zmęczył mnie za to język powieści. Jest to typowo romantyczne cierpiętnicze biadolenie bohaterów, z których wszyscy, czy to arystokracja, czy służba, czy też Potwór, mówią identycznym stylem - patetycznym i do przesady emocjonalnym. Sztuczność wypowiedzi aż bije po oczach (takie "-Dlaczegóż? -Poniewóż"). Pozytywnie natomiast należy ocenić dodatki do powieści Shelley, a są to teksty, których powstanie wiąże się ze spotkaniem poetów z Byronem na czele w Alpach (dokładna historia z tym związana również jest w książce przedstawiona), a także posłowie autorstwa tłumacza, które prezentuje genezę Frankensteina, jak również przybliża biografię autorki.

125. Eli, Eli - Wojciech Tochman, Wydawnictwo Czarne 2013

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Jest to reportaż z podróży na Filipiny, a konkretnie do skrajnie biednej części Manili zwanej Onyxem. Książka złożona jest z kilkunastu rozdziałów, z których każdy jest komentarzem do jakiejś fotografii. Zdjęcia te, jak i sam tekst są bardzo poruszające i przygnębiające. Przedstawiają ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, często na cmentarzach, czasem w ledwo trzymających się domach z przeciekającym dachem, którzy nie potrafią, nie mogą lub nie chcą się wydostać z bagna, w którym się znajdują. Nie jest to przyjemna lektura i nie są to przyjemne obrazy, ale kawał porządnej dziennikarskiej roboty z miejsca, do którego mało kto dobrowolnie się udaje.

126. Science fiction po polsku 2 - antologia, Paperback 2013

Fajnie, że pierwszy tom opowiadań sprzedał się w wystarczającej liczbie egzemplarzy, że Paperback zdecydował się na kolejną antologię. Dobrego science-fiction wszak nigdy dość, a tym razem opowiadania trzymają wyższy poziom niż poprzednio. Głównym magnesem przyciągającym do zakupu zbioru są nazwiska Anny Kańtoch, Eugeniusza Dębskiego, Rafała Dębskiego i Andrzeja Zimniaka. Mnie jeszcze zainteresowała obecność tekstów Mortki i Wełnickiego, twórczości pozostałych autorów raczej nie znałem. Słabych opowiadań nie znalazłem - wiadomo, że niektóre przemówiły bardziej, a inne mniej, ale ogólnie nie mam się czego czepić. Najbardziej w mój gust trafił Marcin Wełnicki Fazą utajenia, gdzie umieścił to, co mnie najbardziej w s-f kręci - nieznane zagrożenie na obcej planecie - do tego okraszone świetnym zakończeniem. Bardzo mnie też zaciekawił Zimniak, skupionym na matematycznym opisie świata opowiadaniem Zabić łowcę. Zakup antologii to był zdecydowanie dobry wybór.

127. Anioł Jessiki - Graham Masterton, Albatros 2013 (Kindle)

Autor, który publikuje horrory taśmowo. Pewnie bym się nie zainteresował jego twórczością, gdyby nie afera na Krakonie. Niestety źle wybrałem na początek. Jest to wariacja na temat Alicji w Krainie Czarów, ale potwornie nudna i z płaskimi, irytującymi bohaterami, której jedyną zaletą jest to, że szybko się kończy. Na Kindle'u trzymam jeszcze Panikę Mastertona. Jeżeli nie okaże się ona czymś naprawdę dobrym, podziękuję mu. Mam za długą listę książek do przeczytania, żeby marnować czas.

128. Szubienicznik - Jacek Piekara, Wydawnictwo Otwarte 2013

Twórczość Piekary znam niemal wyłącznie z cyklu o Mordimerze Madderdinie i zbioru opowiadań Mój przyjaciel Kaligula i przyznać muszę, że wspomnienia z lektury jego prozy mam raczej miłe. Chętnie więc nabyłem Szubienicznika, chcąc sprawdzić, jak autor radzi sobie z realiami szlacheckiej Rzeczypospolitej, i niestety nastąpiło rozczarowanie. Sama stylizacja językowa i kreacja bohaterów wypadają jeszcze dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale powieść niestety jest nudna jak flaki z olejem. Nie dzieje się tu naprawdę nic. Do domu stolnika zjeżdżają panowie bracia i opowiadają historie swojego życia i to by było na tyle. Jest tu jakaś tajemnica, ale przez czterysta pięćdziesiąt stron autor ani trochę nie zbliża się do jej wyjaśnienia. Prolog na razie wydaje się pasować do reszty tekstu jak kwiatek do kożucha i dopiero ostatnie dwie strony utworu sugerują pewne zależności. W zasadzie cliffhanger kończący pierwszy tom (bo to jest pierwszy tom cyklu, o czym wydawca nigdzie nie raczy poinformować za wyjątkiem ostatniej strony powieści) jest jedynym mocnym punktem fabuły i właśnie dzięki niemu przekonam się do sięgnięcia po drugą część. Może będzie tam więcej akcji.

Podsumowanie roku

Plan przeczytania stu książek w rok udało się wypełnić ze sporym zapasem - ostatecznie licznik zatrzymał się na 128 pozycjach, co ponad dwukrotnie przewyższa moje dotychczasowe osiągnięcia czytelnicze. Kiedy czytałem wypowiedzi ludzi przyznających się do przekroczenia magicznej liczby 100 w ciągu roku, twierdziłem, że jest to niemożliwe bez rezygnowania z życia. Jednak udało się, choć co nieco trzeba było poświęcić: mniej grałem na PS3 (udało mi się ukończyć tylko cztery gry), zaniedbałem prezentowanie settingów do Savage Worlds i całkowicie odpuściłem erpegowanie (ani jednej sesji w 2013 roku). Udało mi się za to ożenić.

Podczas pisania notek największy problem miałem z mobilizacją do bieżącego komentowania książek tuż po ich przeczytaniu. Trzydziestego dnia miesiąca wrażenia z lektury zakończonej pierwszego lub drugiego są już jednak nieco zatarte. Wobec tego postanowienie #1 na rok 2014: będę pisał co tydzień, o ile nie będę w rozjazdach. Kolejny problem to brak miejsca na nowe książki już nie tylko na półkach, ale także na podłodze, w związku z czym postanawiam (#2) wystawić znaczną część moich zasobów na allegro, choć bardzo mi się nie chce tyle klikać. Oczywiście zostawię sobie książki z gatunku "Must Have" (należy je odróżnić od "Must Read") i te, które ładnie się prezentują na półce. Kolejna sprawa, która wiąże się nieco z poprzednią: będę więcej książek kupował na Kindle'a niż w formie papierowej (#3) - o ile będzie istniała wersja elektroniczna i wersja z martwego drzewa nie będzie należała do kategorii "Must Have". Swoją drogą, z Kindlem jest ciekawa sprawa. Nie byłem przekonany do czytników. Uważałem, że będzie mi brakować zapachu farby drukarskiej, szelestu przekładanych kartek i możliwości zdobycia autografu autora. Nie myliłem się - brakuje mi. Ale z drugiej strony czytnik świetnie sprawdził się w podróży, gdzie zamiast walizki papieru wziąłem jedną małą porcję krzemu. Do tego znacznie ogranicza ilość zajmowanego przez literaturę miejsca.

W kwestii samych przeczytanych książek, to w większości była to fantastyka polska wspierana przez zagraniczną. Do tego doszło nieco niefantastycznej beletrystyki i literatury podróżniczej. Wśród wydawnictw dominował Powergraph do spółki z Fabryką Słów - łącznie 33 książki pochodziły z tych dwóch oficyn. Z czystej ciekawości policzyłem też, jaki był rozkład płci wśród autorów - 101 książek zostało napisanych wyłącznie przez mężczyzn, 19 tylko przez kobiety. Martwi trochę, że mimo wyrównujących się proporcji kobiet i mężczyzn na konwentach, płeć piękna fantastyki pisze bardzo mało.

To by było na tyle. Na koniec jeszcze tylko mała garść podziękowań:
  • W pierwszej kolejności dla Żony za to, że dzielnie znosiła, czasem ze szkodą dla siebie, mój maniakalny ciąg do książek i była pierwszym czytelnikiem notek, skutecznie eliminującym literówki.
  • W drugim rzędzie dla baczka za inspirację.
  • Dalej dla repka za to, że mnie jeszcze z Poltera nie przegonił.
  • No i dla wszystkich, którym chciało się moje wypociny czytać (wirtuozem słowa wszak nie jestem), a zwłaszcza dla tych, którzy do tego znaleźli siłę, żeby je skomentować.
Do przeczytania w nowym roku.

wtorek, 3 grudnia 2013

Przeczytane. Listopad 2013

W listopadzie nie najlepiej - tylko dziesięć przeczytanych książek, w tym cztery w wersji elektronicznej. Sporo czasu zajął mi Clancy (z powodu objętości), długo też męczyłem się z Wolffem (z powodu słabości tekstu), zabrakło więc czasu na planowaną Szczęśliwą ziemię Orbitowskiego. Ogólnie miesiąc minął pod znakiem podróży - najpierw końcówka pobytu w Japonii i 12 godzin w powietrzu z Tokio do Wiednia, potem wyjazd rodzinny na Podkarpacie na 11 listopada i przyległości, na koniec zaś tygodniowe szkolenie w stolicy. Trochę czasu na czytanie zostało więc zjedzone przez sprawy rodzinno-służbowe.

106. Chudszy - Stephen King, Albatros 2012 (Kindle)

Z drugiego spotkania z Kingiem, tym razem występującym pod pseudonimem Richard Bachman, również jestem zadowolony. Nie jest to typowa literatura grozy, z jaką kojarzony jest (przynajmniej przeze mnie) King. Dostałem solidnie skonstruowaną opowieść o człowieku, który próbuje pozbyć się cygańskiej klątwy, spisaną niezłym stylem, o wartkiej akcji i rewelacyjnym zakończeniu, dzięki czemu połknąłem ją jednym tchem. Jednocześnie autor porusza problem odpowiedzialności za swoje czyny i kwestię cygańskiej ludności, której nie pozwala się znaleźć miejsca wśród lokalnych społeczności, choć wszystkie spostrzeżenia są dość oczywiste. Jeszcze jedna myśl mi się nasunęła w trakcie lektury: dobrze jest mieć przyjaciół we włoskiej mafii.

107. Wyścig z czasem - Tom Clancy, Mark Greaney, Albatros 2013 (Kindle)

Z twórczością Clancy'ego nigdy wcześniej nie miałem kontaktu (oglądałem tylko Polowanie na Czerwony Październik) i raczej nie będę chciał do niej wrócić. Niby książkę czyta się fajnie, akcja jest dynamiczna i trzyma w napięciu, a bohaterów da się lubić i ogólnie jest to przyzwoita literatura, ale jednak zbyt wielu rzeczy się w trakcie lektury czepiałem. Pierwsze, co wpadło mi w oko, to zbyt dokładna i rozpychająca objętość książki prezentacja sprzętu, czy to broni, czy środków transportu. Naprawdę nie robi mi różnicy, z jakiego dokładnie modelu pistoletu maszynowego bohaterowie będą strzelać, nie interesują mnie też jego parametry techniczne, jeśli tylko nie mają one znaczenia dla fabuły. Podobnie nie ma sensu rozwodzić się przez dwie strony o chęci zakupu przez oddział Gulfstreama G650, podczas gdy udało się uzyskać model G550, zwłaszcza że oba samoloty mają bardzo podobne osiągi. Dużo poważniejszym mankamentem jest to, że bohaterowie często wychodzą z opresji nie dzięki własnym umiejętnościom i zdolnościom, ale zwykłemu szczęściu i to takiemu, że mój kołek do zawieszania niewiary trzeszczy i prosi o litość. Martwi również kompletnie nierozwinięty i niewykończony wątek dziewczyny Jacka Ryana juniora, jakby miał zostać wykorzystany w kolejnym tomie. Za głównych złych i obrzydliwych robią islamscy terroryści z Pakistanu - po rozpadzie ZSRR trzeba znaleźć nowego wroga i w obliczu faktycznych wydarzeń na świecie jest to dość naturalny kierunek poszukiwań. Z innej beczki - ciekawi mnie, jaki wkład miał Clancy w autorstwo tej książki. Greaney nawet nie pojawia się na okładce (nie rozumiem tego, że autor nie domaga się umieszczenia tam własnego nazwiska), ale coś mi chodzi po kręgosłupie, że odwalił całą robotę, którą dla celów marketingowych opatrzono nazwiskiem znanego pisarza, i za odpowiednią kwotę zrezygnował z promocji własnego nazwiska.

108. Honor Legionu - Andrzej Sawicki, Erica 2013

A to z kolei ciekawa lektura, która głównym bohaterem czyni jednego z żołnierzy Legionów Dąbrowskiego, Kazimierza Luxa - barwną postać historyczną, o której na lekcjach w szkole nie usłyszy się ani słowa. Miło więc poczytać, nawet w sfabularyzowanej formie, o wczesnym etapie życia ciekawego Polaka. Na kartach powieści dzieje się sporo - oprócz standardowej wojaczki mamy śledztwo w sprawie morderstw w Legionach, spiski na najwyższych szczeblach władzy i masonów, choć tych ostatnich nieco za dużo, jak na mój gust. Rozpoczynająca powieść scena erotyczna, mimo iż nie lubię dosłownego przedstawiania seksu w książkach (odnoszę wówczas wrażenie, że autor jest niedopieszczony), jest ostatecznie całkiem zabawną formą prezentacji Luxa jako młokosa, któremu w głowie tylko zabawa. Żałowałem, że książka okazała się być taką krótką, pozostaje czekać na kolejny tom, o ile nadejdzie. Kolejna część Nadziei czerwonej jak śnieg jakoś nie potrafi znaleźć drogi na światło dzienne.

109. Gra Endera - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2012

Po kultowe powieści zwykle sięgam z obawą, że nie sprostają moim oczekiwaniom albo że nie przetrwały próby czasu. Ale ponieważ Żonę znów wysłali w delegację, z nudów postanowiłem sprawdzić, co w kinie piszczy i stwierdziłem, że obejrzę Grę Endera. Nie lubię oglądać ekranizacji przed zapoznaniem się z pierwowzorem, sięgnąłem więc po książkę, co jednocześnie wpasowało się w plan przeczytania zdobywców Hugo i Nebuli. No i, mówiąc ogólnie, zachwyciłem się. Jest to rewelacyjna opowieść o dziecku (a w zasadzie o dzieciach), na którego barki złożono ciężar, którego nie jest, a w każdym razie nie powinno być w stanie unieść. Istotne jest także pytanie, jaką cenę można zapłacić, aby wygrać wojnę i czy aby na pewno jest to konieczne. No i tytułowy bohater, któremu można kibicować i współczuć, ale który z drugiej strony jest postacią przerażającą. Genialna powieść.

110. Przedksiężycowi II - Anna Kańtoch, Powergraph 2013

W zasadzie można tu napisać te same pochwały, co w przypadku pierwszego tomu. Świetnie wykreowany świat, ciekawi bohaterowie, akcja mało dynamiczna, ale za to spisana pierwszorzędnym stylem, czyli wszystko to, o czym było wiadomo przed lekturą. Fenomenalnie kreowany jest czarny charakter numer jeden, czyli Brin Issa - po prostu nie ma możliwości, żeby tego człowieka nie nienawidzić, a jego knowania są niesamowicie intrygujące. Jedna tylko rysa sprawia, że oceniam drugą część niżej od poprzedniczki - kulminacyjna scena walki w Archiwum jest potwornie nudna, jakby Kańtoch nie radziła sobie z tego typu opisami, znacznie lepiej wypada bowiem w nastrojowej narracji. Co by jednak nie mówić, Przedksiężycowi potwornie mnie wciągnęli.

111. Felix, Net i Nika oraz Świat Zero - Rafał Kosik, Powergraph 2012

Robi się z tego tasiemiec. Świat Zero jest dziewiątym z dwunastu już tomów serii o trojgu gimnazjalistów i moim zdaniem jest to najlepsza przeczytana przeze mnie część obok Teoretycznie Możliwej Katastrofy. Wrócił mój ulubiony motyw w cyklu, czyli Wunrung - pierścień, który umożliwia podróże w czasie i teleportację, a który tym razem działa nieco inaczej i przenosi bohaterów do światów alternatywnych. Daje to Kosikowi możliwość podjęcia rozważań, jak potoczyłaby się historia, gdyby pewne znane nam wydarzenia nie miały miejsca lub potoczyły się nieco inaczej. Oczywiście, ponieważ jest to literatura młodzieżowa, nie może się obyć bez pewnej dawki humoru i typowych dla autora prób edukowania młodych czytelników. Wszystko w książce działa tak jak należy, włącznie z zakończeniem, które jest interesującym, a zarazem irytującym cliffhangerem.

112. Zagubieni. Inwazja - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2013

Druga z rzędu lektura dla młodszych czytelników. W odległej przyszłości ludzkość zamieszkuje sporą liczbę planet, udało się nawiązać kontakty z inteligentnymi kosmitami, aż tu nagle zostajemy zaatakowani przez obcych. Główni bohaterowie zamiast do szkoły trafiają w przestrzeń kosmiczną i zaczyna się przygoda. Niestety ja na coś takiego jestem chyba za stary i nie potrafiłem się zbyt dobrze bawić. Książka przeznaczona dla uczniów późnej podstawówki (tak na oko, miałem wrażenie, że jej grupa docelowa jest taka sama jak Wielkiej, większej i największej Jerzego Broszkiewicza, którą to powieść zaordynowała nam polonistka w piątej klasie szkoły podstawowej zamiast zanudzać nas Sienkiewiczowskim W pustyni i w puszczy) i myślę, że dla takiego czytelnika jest to całkiem niezłe wprowadzenie do literatury fantastycznej. Dla mnie zaś bohaterowie byli irytujący, a rozwiązania fabularne zbyt naiwne.

113. Wampir z MO - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2013

Pilipiukowe wampiry i wilkołaki są najmniej lubianymi przeze mnie bohaterami tego autora, ale mimo wszystko postanowiłem się skusić na drugą dawkę peerelowskiego urban fantasy. Jest nieco lepiej niż w pierwszym zbiorze opowiadań, od czasu do czasu udało się lekturze wywołać uśmiech na mojej twarzy, ale mam wrażenie, że teksty zebrane w drugim tomie na długo nie pozostaną w mojej pamięci. Pilipiuk jak zwykle wyśmiewa absurdy PRL-u i znęca się nad komunistycznymi służbami, a kiedy postanowił napisać coś poważniejszego w postaci Wyprawy, gdzie poruszył temat opuszczonych hal fabrycznych i maszyn żyjących własnym życiem, efekt był nieudany - wynudziłem się. Ciekawymi smaczkami są za to nawiązania do pozostałej twórczości Pilipiuka (pod postacią Jakuba Wędrowycza) i Zmierzchu, za które co poniektóre fanki twórczości Meyer chętnie przebiłyby Andrzeja osikowym kołkiem. No cóż, fanem Wampira z ... nie zostałem, zdecydowanie bardziej bawi mnie humor Wędrowycza, a z poważniejszych tekstów wolę zostać przy opowiadaniach o doktorze Skórzewskim i Stormie.

114. Cienioryt - Krzysztof Piskorski, Wydawnictwo Literackie 2013 (Kindle)

Tygodniowa delegacja w Warszawie zaowocowała kolejną lekturą na Kindle'u. Twórczość Piskorskiego znam słabo - przeczytałem wcześniej tylko Krawędź czasu, a ponieważ była to zacna lektura, chętnie sięgnąłem po jego najnowszą książkę. Bardzo podoba mi się styl autora, świetnie się czyta prowadzoną przez niego narrację, niezłe są też dialogi. Co szczególnie doceniam w tej powieści, to fakt, że dwukrotnie udało jej się mnie zaskoczyć i to w stopniu takim, gdzie szczęka odbija się od ziemi. Po raz pierwszy miało to miejsce na końcu pierwszej części książki - choć zwykle uważam, że w konwencji przygodowej takie wydarzenie jest niedopuszczalne, Piskorski zaprezentował je wyśmienicie. Kolejny opad szczęki to epilog. Widać, że autor wie, jak kończyć opowieść. W sumie jedynym poważnym zastrzeżeniem, jakie mam do utworu, to spadek dynamiki akcji w drugiej części.

115. Stalowa kurtyna - Vladimir Wolff, Warbook 2010 (Kindle)

Najpierw skojarzyło mi się z Clancym, a potem... nuuuuuuda. Jest sobie wojna polsko-białoruska, dostajemy łomot, pojawiają się Wspaniali Amerykanie W Lśniących Maszynach, wygrywamy, koniec. Bohaterowie sprawiają wrażenie wsadzonych do utworu na siłę, jakby ktoś Wolffowi powiedział, że w powieści musi się znaleźć miejsce dla kogoś takiego jak bohater. No to się znalazło, ale każdy z nich ma zbyt mało czasu antenowego, są zbyt płascy, żeby zwracać na nich uwagę, nawet pod koniec książki nie mogłem się do końca połapać, kto jest kim i skąd się wziął. Łukaszenka przedstawiony został jako skrajny oszołom i degenerat na miarę Stalina. Wszyscy politycy zagraniczni są postaciami autentycznymi, tylko polskie władze są całkowicie fikcyjne. Moim zdaniem wypadałoby pójść na całość, ale autor chyba się czegoś obawiał. Słabe to było.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Przeczytane. Październik 2013

Październik minął jak z bicza strzelił. Podróż poślubna się zakończyła (super było), sprezentowany przez Żonę Kindle spisał się znakomicie - jest to wielkie udogodnienie, kiedy można zabrać ze sobą jeden gadżet zamiast walizki książek. Noworoczny plan przeczytania 100 pozycji w ciągu roku został już zrealizowany, Żona twierdzi, że skoro tak, to wystarczy tego czytania, ale jak patrzę na uginające się półki w domu, to jakoś nie potrafię przestać sięgać po kolejne książki. W tym miesiącu uporałem się z dwunastoma tytułami - połowie sprostałem przed wylotem (wszystko w wersji papierowej), natomiast druga szóstka została przeczytana już w podróży na Kindle'u.

94. Pośród cieni - Agnieszka Hałas, Solaris 2013

Od przeczytania pierwszego tomu minęło tyle czasu, że niewiele już z niego pamiętam (dlatego nie lubię cykli, właśnie ze względu na czas oczekiwania na kolejną część). Dwie karty były niezłe, choć, z tego co pamiętam, z nóg mnie nie zwaliły. Drugi tom natomiast to kawał solidnego fantasy, podczas lektury którego nasuwały mi się skojarzenia z Planescape: Torment (swoją drogą najlepsze crpg, w jakie grałem) i to nawet nie ze względu na pozbawionego pamięci o swojej przeszłości głównego bohatera, ale raczej na ogólny nastrój wylewający się z kart książki. Ten zaś udało się autorce stworzyć bardzo dobrze, podobnie jak interesującego protagonistę (nie lubię tego słowa). Ciężko było się oderwać od lektury.

95. W Japonii, czyli w domu - Rebecca Otowa, Świat Książki 2013

Miała być książka o zwykłym życiu w zwykłym japońskim domu i jest, tylko jakoś tak dziwnie mi się ją czytało. Ciężko mi się trawi tekst, w którym kobieta prezentuje się jako kura domowa, która jako ostatnia bierze kąpiel, musi po wszystkich posprzątać i jest z tego powodu szczęśliwa. Wiem, że pozycja społeczno-rodzinna kobiet w Kraju Kwitnącej Wiśni jest właśnie taka, jak pisze Otowa (w skrócie gosposia swojego zapracowanego męża), ale sposób opisywania jej radości z takiego stanu rzeczy wydał mi się bardzo infantylny. Podobnie dziecinnym, a przez to męczącym w odbiorze stylem, udziela wykładu na temat kanji. Z drugiej strony dostałem do rąk solidnie przygotowany od strony merytorycznej (bo w końcu pisany z osobistego doświadczenia autorki) materiał na temat codziennego życia Japończyków.

96. Tradycje kulinarne Japonii - Magdalena Tomaszewska-Bolałek, Hanami 2006

Króciutka książka o japońskim jedzeniu. Bardzo fajnie zostały przygotowane opisy poszczególnych potraw, posortowane w porządku chronologicznym według czasu ich pojawienia się w Japonii. Fakt jednak jest taki, że książka ta przeznaczona jest wyłącznie dla pasjonatów Kraju Wschodzącego Jena (lub do ludzi, którzy się tam wybierają i chcą się dowiedzieć, co będzie im po talerzu łaziło). Solidna porcja informacji została ozdobiona fotografiami przedstawiającymi niektóre z przysmaków, lepiej więc nie czytać tej pozycji o pustym żołądku.

97. Made in Japan - Rafał Tomański, Bezdroża 2013

Z lekkimi obawami sięgałem po najnowszą książkę Tomańskiego. Po lekturze Tatami kontra krzesła odniosłem wrażenie, że autor pisze z perspektywy "bo ja się znam najlepiej", a za czymś takim nieszczególnie przepadam. Tym razem na szczęście udało mu się uniknąć bufonady. Książka prezentuje problemy gospodarcze, jakie spotkały Japonię po tsunami z 2011 roku i problemach w Fukushimie, i ich skutki. Wszystko przedstawione jest rzetelnie i rzeczowo. W pewnych momentach autor porzuca kwestie gospodarki i skupia się na relacjach Japonii z zamorskimi sąsiadami. Warto też wspomnieć o wizualnej stronie książki - wydana w pełnym kolorze z wieloma ładnymi ilustracjami sprawia, że przyjemnie się ją trzyma w rękach.

98. Listy lorda Bathursta - Marcin Mortka, Fabryka Słów 2013

Mortka jest pisarzem bardzo nierównym. Po świetnej trylogii Miecz i kwiaty przyszła pora na żenująco słabe Martwe jezioro i jego kontynuację, a w międzyczasie pojawiło się niezłe Miasteczko Nonstead. Listy lorda Bathursta należą do tej ostatniej kategorii - są przyzwoitą marynistyczną powieścią, ale głowy nie urywają. Z początku zapowiada się na bardzo dobry utwór, później, mniej więcej od połowy książki wiadomo już, o co chodzi, i fabuła przestaje porywać, choć cały czas zapoznawanie się z nią jest dość przyjemne. Nieco problemu może sprawić pojawiająca się co chwilę terminologia żeglarska, ale w książce, której akcja dzieje się na morzu, jej stosowanie jest nieuniknione.

99. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn - Rafał Kosik, Powergraph 2011

Lubię ten cykl. Trzydziestkę już przekroczyłem, a lektura powieści Kosika sprawia mi zawsze sporo frajdy. Jak można się domyślić po tytule, tym razem problem, przed którym staną bohaterowie, należy do klasycznych motywów sf. I niby autorowi wszystko wychodzi tak, jak powinno - tytułowe trio da się lubić, mimo że Net jak zwykle jest nieco denerwujący, akcja toczy się sprawnie, bez zbędnych przestojów, ciekawie poprowadzone są wątki poboczne - ale podczas czytania miałem wrażenie, że za mało tu buntu w buncie, a strzelaniny są jakieś takie mało dynamiczne. Gdzieś również uciekło mi wyjaśnienie, w jaki sposób bohaterowie wydostali się z wnętrza robota; nie wiem, czy to moje przeoczenie, czy też autor coś pominął lub też wyraził się mało precyzyjnie. Jest to co prawda nadal solidna porcja młodzieżowej literatury, ale raczej należy do słabszych części serii.

100. Diabłu ogarek. Ostatni hołd - Konrad T. Lewandowski, RM 2013 (Kindle)

Jest to moja pierwsza książka przeczytana na Kindle'u, niemal w całości (bo zaczęta jeszcze w Polsce) przeczytana na trasie Frankfurt-Tokio. Po słabej Kolumnie Zygmunta Lewandowski wraca do poziomu prezentowanego w Czarnej Wierzbie. Intryga jest całkiem fajna, fabuła toczy się wartko, dzięki czemu książkę połyka się w ekspresowym tempie. Tym, czego mi brakowało, było jakieś mocniejsze nawiązanie do poprzednich tomów - owszem, pojawiają się znani już bohaterowie, ale fabuła nic wspólnego z poprzednimi częściami nie ma. Nie podoba mi się również zbyt wysoki moim zdaniem poziom umagicznienia świat przedstawionego; w realiach XVII-wiecznej Rzeczypospolitej preferuję jednak magię subtelną, nienarzucającą się (mniej więcej taką, jak w utworach Jacka Komudy). I jakoś tak wyszło, że setną przeczytaną książką w tym roku okazał się e-book, mimo mojego ogromnego zamiłowania do papieru.

101. Rok po końcu świata - antologia, Powergraph 2013 (Kindle)

Jak na zbiór, którego tytuł sugeruje tematykę postapokaliptyczną, strasznie mało tutaj tekstów rozgrywających się po rozumianej w dowolny sposób zagładzie. Większość tekstów nie oczarowuje, choć nie powiedziałbym o nich, że są słabe - każdy posiada jakiś ciekawy motyw, punkt zaczepienia wokół którego kręci się fabuła, przeważnie też interesująco prezentują się światy przedstawione, ale odnosiłem wrażenie, że czegoś mi w nich brakuje. Najbardziej w mój gust trafił Popiołun Wojciecha Szydy, co mnie pozytywnie zaskoczyło, gdyż dotychczas nie ujmował mnie on swoimi utworami. Dobrze też zaprezentowali się Anna Kańtoch (Okno Myszogrodu), Michał Cetnarowski ((¥b3rpμn|{!) i Michał Protasiuk (Prawie), choć po tej pierwszej spodziewałem się jeszcze lepszego tekstu. Z drugiej strony śmiertelnie wynudziłem się przy Retro (fantazji alternatywnej) Jakuba Nowaka. Pozostałe opowiadania poza pewnymi motywami nie zagościły na dłużej w mojej pamięci.

102. Odwrotniak - Jakub Małecki, W.A.B. 2013 (Kindle)

Do tej pory przeczytałem dwie książki Małeckiego - Dżozefa i W odbiciu - obie bardzo dobre. Nie pamiętam, skąd dowiedziałem się o jego najnowszej powieści (moje standardowe źródła wiedzy zgodnie na ten temat milczały), ale bez wahania ściągnąłem ją na czytnik. Tym razem jest to literatura całkowicie głównonurtowa, taka, której z reguły nie czytam, ale świetny styl autora sprawił, że pochłonąłem ją w dwa dni (głównie w pociągach - Japonia to "długi" kraj i przemieszczenie się z miasta do miasta, mimo szybkiej kolei, jednak zabiera nieco czasu). Małecki świetnie kreuje głównych bohaterów, bardzo dobrze wychodzi mu przedstawienie problemów, z jakimi się borykają, pokazuje, do czego prowadzi brak komunikacji między ludźmi. W całej powieści zgrzyta mi tylko zakończenie wątku Izabeli, sprawia on wrażenie niedokończonego, wydaje mi się, że coś jeszcze można by tu powiedzieć. Szkoda trochę, bo wątek Ignacego rozwiązany został rewelacyjnie.

103. Requiem dla lalek - Cezary Zbierzchowski, Powergraph 2013 (Kindle)

Zbiór świetnych opowiadań za jedyne dziesięć złotych - jak tu się nie skusić? Zbierzchowski zainteresował mnie swoją twórczością genialnym Smutkiem parseków opublikowanym w antologii Science fiction, był to mój zdecydowany numer jeden wśród polskich opowiadań w 2011 roku. Autor kreuje w swoich tekstach ciekawy świat (a może światy, mimo zbieżności nazw geograficznych w poszczególnych utworach), tworzy barwnych bohaterów, posługuje się nienagannym stylem i, co ważne, potrafi pisać satysfakcjonujące zakończenia. Z jednym tylko wyjątkiem, jakim jest Mr. Fiction, które przez cały czas trzyma w napięciu, jest doskonale prowadzone, a potem przychodzi zakończenie (bardzo zaskakujące, muszę przyznać), które sprawia wrażenie, jakby autorowi zabrakło pomysłu na rozwiązanie akcji. W zbiorze pojawia się jedno premierowe opowiadanie, Garcia, które świetnie przedstawia nastrój pochłoniętego przez wojnę pogranicza.

104. Worek kości - Stephen King, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)

Na pierwsze spotkanie z Kingiem wybrałem utwór nienależący do jego najbardziej znanych powieści (przynajmniej ja nie miałem z nim wcześniej styczności). Dostałem solidną porcję obyczajowo-detektywistycznego tekstu z nawiedzonym domem w tle. Co najbardziej urzeka, to kreacja bohaterów. Są żywi, można ich lubić i pozwalają na emocjonalne zaangażowanie się w wydarzenia rozgrywające się na kartach utworu. Naprawdę polubiłem Mattie. Styl Kinga jest na tyle dobry, że nie przeszkadzało mi jego wodolejstwo w niektórych partiach tekstu. Tak naprawdę jedynym mankamentem powieści jest scena kulminacyjna, od początku której spodziewałem się deus ex machina i nawet wiedziałem, kto w charakterze owego boga wystąpi. Cała reszta jest zdecydowanie na plus, zwłaszcza kilka ciekawych szczegółów, jak na przykład ludzie z "dolówki".

105. Zaklęcie dla Cameleon - Piers Anthony, Nasza Księgarnia 2012 (Kindle)

Skusiłem się tylko dlatego, że któryś tom dostał wysoką notę w recenzji w Nowej Fantastyce, na moment zapominając, że nie cierpię niekończących się cykli. Seria Xanth jak na razie składa się bodajże z 36 tomów (w naszym języku nieco mniej póki co - w najnowszym wydaniu Naszej Księgarni w chwili, kiedy piszę te słowa, dostępnych jest sześć części) i autor planuje kolejne. Jest to ciekawe fantasy, klasyczna opowieść drogi w tym gatunku, gdzie bohater musi odnaleźć swoje prawdziwe ja. Napisana jest ona bardzo przystępnym stylem, odniosłem wrażenie, że raczej z myślą o młodszym czytelniku, ale motywy erotyczne nieco to odczucie tłumią, przez co nie bardzo wiadomo, kto ma być odbiorcą powieści (strzelam, że jednak starsi nastolatkowie - dla dorosłych może ona być momentami zbyt infantylna, dla młodszych za dużo tu erotyki). Sama podróź głównego bohatera, mimo że interesująca, wygląda, jakby była stworzona przy pomocy generatora spotkań losowych - kłopoty spadają na niego jeden za drugim, lokacja za lokacją, biedak nie ma więc ani chwili wytchnienia. Pomimo pewnych niedociągnięć jest to solidna porcja humorystycznego fantasy.

wtorek, 1 października 2013

Przeczytane. Wrzesień 2013

We wrześniu przeczytałem dziesięć książek. Niby nie jest to mało, ale nie jestem do końca zadowolony z wyniku - miałem sporo czasu, spokojnie mogłem osiągnąć wynik dwunastu lub trzynastu pozycji. W każdym razie licznik stanął na 93 pozycjach, osiągnięcie stu wydaje się zatem być jedynie formalnością. Podróż poślubna coraz bliżej, więc lektur japońskotematycznych przybywa; w tym miesiącu są to cztery książki o nierównym poziomie (dwie bardzo dobre i dwie słabe). W związku z tym niestety mam coraz większe zaległości w bieżącej (w sensie tegorocznej) literaturze sensacyjno-fantastycznej. Trochę powinienem nadrobić w październiku przy okazji pierwszego starcia z Kindlem, którego sprezentowała mi Żona z okazji urodzin. E-booki już czekają.

84. Legion - Elżbieta Cherezińska, Zysk i S-ka 2013

Jak tylko zobaczyłem w Empiku kolejną cegłę napisaną przez Cherezińską, nie mogłem się powstrzymać przed zakupem. Autorka tym razem dość zaskakująco porzuca średniowiecze, w którym, patrząc na jej dotychczasowe dokonania literackie, czuje się jak ryba w wodzie i umieszcza akcję w czasie trwania II wojny światowej. Choć informacje z okładki sugerują, że powieść poświęcona jest uformowanej w sierpniu 1944 roku Brygadzie Świętokrzyskiej, tak naprawdę tylko ostatnie 200 spośród 800 stron poświęcone jest temu oddziałowi. Cała książka natomiast dotyczy kształtowania się i działalności polskiego podziemia, ze szczególnym naciskiem położonym na narodowców. Autorka nie ulega powszechnemu trendowi gloryfikowania AK i, choć szeregowi żołnierze tej organizacji ukazywani są raczej pozytywnie, zrzuca na barki jej dowódców odpowiedzialność za przejęcie kontroli nad Polską przez komunistów. Książkę czyta się bardzo szybko, jest ona napisana bardzo sprawnie, autorka nie stroni w niej od humoru. Część wątków pozostawia jednak niedosyt, szczególnie zabrakło mi wyraźniejszego zakończenia historii Żbika zaś sam przemarsz Brygady Świętokrzyskiej na zachód został opisany w ekspresowym tempie. Mimo tych drobnych niedociągnięć jest to bardzo dobra literatura przybliżająca ten wycinek historii, o którym w szkołach raczej się nie usłyszy.

85. Japonia oczami fana. Book 01 - Paweł "MrJedi" Musiałowski, Finna 2012

MrJedi znany mi był z tekstów publikowanych x lat temu w CD Action i Kawaii. Później jakoś przestałem się obracać w tematyce mangi i anime, ale, kiedy tylko zobaczyłem jego książkę w księgarni, bez wahania po nią sięgnąłem i niestety nie był to najlepszy wybór. Autor faktycznie opisuje Japonię (a właściwie Tokio, bo na stolicy skupia się pierwszy tom) z perspektywy fana, dla którego przebywanie w kraju samurajów jest nie lada przygodą. Książka jest kopalnią wiedzy na temat tamtejszej popkultury i miejskich legend, niestety całość podana jest w dość niestrawnej formie. Woda wylewa się ze stron wiadrami, przez co lektura jest bardzo męcząca i kilkukrotnie miałem ochotę cisnąć książkę w kąt. Używanie słowa yakuza w co drugim akapicie po pewnym czasie było już nudne i w ogóle nieśmieszne. Książkę ratuje jedynie końcowy dodatek specjalny opisujący poszczególne dzielnice Tokio. Nie wiem, kiedy ukaże się drugi tom, ale mam nadzieje, że będzie dużo lepszy od poprzednika. Również w kwestii jakości wydania - strony z ilustracjami umieszczone na końcu książki wypadły już przy pierwszym przeglądaniu - wyraźnie widać było, że wydawca postanowił zaoszczędzić na kleju.

86. Ciemna strona Księżyca - Grzegorz Gajek, Studio Truso 2013

Książkę Gajka kupiłem na tegorocznym Krakonie w ramach wspierania autorów, którzy sami sprzedają swoje utwory. I muszę przyznać, że jest nieźle. Powieść wprawdzie nie poraża oryginalnością - cały czas miałem przed oczami Solaris Lema - ale fabuła poprowadzona została sprawnie, napięcie jest świetnie budowane, bohaterowie są ciekawi, a zagadka, jaka przed nimi stoi intrygująca. Wiem, że mam słabość do tego typu sf, ale naprawdę miałem sporo frajdy z lektury, podobało mi się umiejętne opisanie poczucia samotności w przestrzeni kosmicznej i panującego tam nastroju grozy. Z przyjemnością sięgnę po inne książki autora, jeśli tylko czas mi na to pozwoli. Szkoda, że Sen, brat śmierci jest dostępny tylko w formacie .epub.

87. Ścieżki wyobraźni - antologia, Śląski Klub Fantastyki 2013

To kolejna moja krakonowa zdobycz, tym razem wysępiona od PeWuCa, który rozdawał chętnym zbiór opowiadań napisanych przez członków sekcji literackiej ŚKF. Ze znanych nazwisk pojawiających się w antologii wymienić można tylko Miśka Cholewę i Anię Kańtoch. Ten pierwszy napisał humorystyczne opowiadanie o próbie przekazania informacji na okręt podwodny, inspirowane Polowaniem na Czerwony Październik. Na kolana mnie nie powalił, ale udało mu się stworzyć fajne, odstresowujące czytadło. Kańtoch z kolei umieściła w zbiorze dwa rozdziały swojej nowej powieści i przyznać muszę, że z niecierpliwością czekam na pełną wersję. O pozostałych twórcach można powiedzieć, że widać, iż nie są to "zawodowi" pisarze, natomiast ich prace stanowią kawał solidnej rzemieślniczej roboty. Nie ma tu słabych tekstów, jednak większość z nich również nie zachwyca - ot, coś przyzwoitego do poczytania w długie jesienno-zimowe wieczory. Spośród nich zdecydowanie na plus wyróżnia się Inaczej nie zasnę Bożeny Siedlaczek, będące wariacją na temat Dziewczynki z zapałkami, bardzo ładnie i nastrojowo napisaną.

88. Świat według reportera. Japonia - Piotr Kraśko, National Geographic 2011

Świat według reportera to seria krótkich reportaży Piotra Kraśki z różnych stron świata. Japonia liczy niecałe sto stron tekstu w formacie A6, co pokazuje, jak niewiele informacji na temat Kraju Kwitnącej Wiśni można było w książce przekazać. Styl wypowiedzi Kraśki jest znany każdemu, kto widział go kiedyś w telewizji; dokładnie taką samą formą posługuje się on w napisanej przez siebie książeczce. Jej zawartość można sprowadzić do peanów na temat zaradności Japończyków w obliczu nawet bardzo niesprzyjających okoliczności (tutaj jest mowa konkretnie o tsunami z 2011 roku i problemach w Fukushimie). Nic więcej z tego opracowania wyciągnąć nie byłem w stanie. Na szczęście wydałem na nie jedynie niecałe 7 złotych.

89. Życie jak w Tochigi - Anna Ikeda, W.A.B. 2012

W końcu trafiłem na tekst o Japonii, który nie został napisany przez kogoś będącego tam przejazdem. Anna Ikeda mieszka w Kraju Wschodzącego Jena na stałe, w miasteczku Nikko, które sama określa mianem prowincji, ale jest to taka sama prowincja jak u nas Zakopane - niby niewielkie, ale coroczne tabuny turystów sprawiają, że ciężko uznać to miejsce za oazę spokoju. W związku z miejscem zamieszkania autorka nie wspomina nic o wielkomiejskim Tokio, skupia się zaś na życiu i tradycjach pielęgnowanych w prefekturze Tochigi i okolicach. W książce znajduje się bardzo dużo informacji na temat obrzędów religijnych, głównie shintoistycznych, przedstawione są takie informacje, których nie znajdzie się w przewodnikach turystycznych (które o Nikko zawsze wspominają, gdyż tutaj znajduje się grób szoguna Tokugawy Ieyasu). Wszystko opisane jest świetnym, dowcipnym stylem (nieco przypominającym styl Bruczkowskiego z Bezsenności w Tokio) i okraszone masą zdjęć robionych przez autorkę. Jest to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą poczytać o czymś więcej niż Tokio, salarymanach, salonach pachinko, karoshi i shinkansenach.

90. Felix, Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka - Rafał Kosik, Powergraph 2012

Felix, Net i Nika są już na półmetku nauki gimnazjalnej i tym razem wyruszają na ferie zimowe w Sudety. Rafał Kosik natomiast postanawia się nad nimi trochę popastwić i zrzuca im na głowę kolejne kłopoty, tym razem w formie młodzieżowego horroru. Jest bardzo klasycznie - nawiedzony dom, opuszczona wioska, mroczne lasy, niedziałająca elektronika i straszne rzeczy, które Ci Źli chcą zrobić głównym bohaterom. Odniosłem wrażenie, że autor chciał odpocząć nieco od wprowadzania do serii nowych technologii i postanowił skupić w całości na grozie i nastroju - tym razem nie ma (prawie) wymyślnych maszyn, a Manfred pojawia się na tyle rzadko, że w zasadzie mogłoby go nie być. Jest to jedna z najlepszych części sagi, choć nie uniknęła pewnych niedoróbek. Niewykorzystany wydaje się być potencjał konkurencyjnego tria, nie rozumiem też, dlaczego Kosik zmienia nazwy miejscowości niebędących Warszawą - tutaj zamiast Bolkowa mamy Lolków, w Teoretycznie Możliwej Katastrowie było Łebosławowo - przecież można stosować prawdziwe nazewnictwo zamiast tworzyć fikcyjne. Są to jednak niedociągnięcia na tyle mało istotne, że nie wpływają znacząco na pozytywny odbiór powieści.

91. Przedksiężycowi I - Anna Kańtoch, Powergraph 2013

Po książki Anny Kańtoch zawsze sięgam bardzo chętnie (choć często muszą one trochę poleżeć na półce zanim się za nie zabiorę) i tym razem również się nie zawiodłem. Cały pierwszy tom Przedksiężycowych poświęcony jest prezentacji Lunapolis, dziwnego miasta na opuszczonej planecie, istniejącego w wielu równoległych wersjach. Fabuła służy właściwie wyłącznie pokazaniu tego surrealistycznego miejsca, co nie znaczy, że jest ona nudna; potrafi bowiem za sobą porwać i sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. Sam świat przedstawiony urzeka i zachwyca, Kańtoch plastycznie i nastrojowo opisuje miejsce akcji, posługując się doskonałym stylem. Kolejnym bardzo mocnym punktem powieści są świetnie wykreowani, wyraziści bohaterowie. Naturalnie, ponieważ jest to pierwszy tom, książka zawiera wiele niedopowiedzeń i niedokończonych wątków, co dodatkowo sprawia, że mam niesamowitą ochotę sięgnąć po dalszą część.

92. Duch Czasu - Mirosław P. Jabłoński, Solaris 2013

Po Archiwum Polskiej Fantastyki spodziewałem się dużo lepszych utworów niż powieść Jabłońskiego, w której bohater co chwilę mówi, że chce spółkować z białą niedźwiedzicą, i wspomina swoją matkę, której w młodości wkładano w waginę gorącego pieczonego ziemniaka. Gros tekstu stanowi wykład z historii powszechnej i rozważania religijne, poruszany jest też problem efektu cieplarnianego, ale forma, w jakiej autor postanowił zaprezentować temat, mnie odrzuca. Utwór sprawia bowiem wrażenie bełkotu nastoletniego erotomana, którego dowcip zamiast uśmiechu wywołuje poczucie zażenowania, sama lektura natomiast wymęczyła mnie bardziej niż Lolita Nabokova. Po dobrych Elektrycznych bananach oczekiwałem solidnej lektury, niestety pierwszy tom Ducha Czasu sprawił, że lekturę kolejnej części odroczyłem na dużo później.

93. Sushi i cała reszta - Michael Booth, Carta Blanca 2013

Kolejna lektura na temat Japonii. Tym razem książka jest zapisem wyprawy do Kraju Kwitnącej Wiśni dziennikarza kulinarnego i, jak można się domyślić, skupia się na tym, co Japończycy jedzą w różnych rejonach kraju, od Hokkaido po Okinawę. Jest to sprawozdanie z trzymiesięcznej podróży, nasyconej wizytami w restauracjach, kawiarniach czy u producentów żywności. Booth dogłębnie analizuje nawyki żywieniowe Japończyków, sprawdza, czy legendy na temat jedzenia są prawdziwe (na przykład ta o krowach z Kobe), rozmawia z szefami kuchni, w sumie robi wszystko to, co sprawia, że podczas lektury książki się głodnieje. Ogólnie jest to bardzo zajmująca lektura, choć w niektórych, na szczęście nielicznych, momentach delikatnie nużyła. Chwile słabości są jednak rekompensowane przez ogrom ciekawych informacji, jakie ze sobą niesie.

poniedziałek, 2 września 2013

Przeczytane. Sierpień 2013

Tym razem ilościowo wypadłem dość marnie, choć w sierpniu raczej nie przytrafiały się zdarzenia powodujące spowolnienie procesu czytelniczego. Udało mi się ukończyć osiem lektur, z czego dwie to prawdziwe cegły (Erikson i Bacigalupi). Jestem też w jednej trzeciej Legionu Elżbiety Cherezińskiej, który również może się poszczycić sporą objętością. Więcej czasu, niż się spodziewałem, poświęciłem na Niedokończone opowieści Tolkiena, które może nie robią wrażenia obszernej książki, ale spory format i mała czcionka, sprawiają, że lektura nie należy do najkrótszych. Jakościowo sierpień okazał się niezły - sześć dobrych książek przy jednej przeciętnej i jednej bardzo słabej to satysfakcjonujący wynik.

Przy okazji chciałbym pogratulować Robertowi M. Wegnerowi podwójnego Zajdla (choć pewnie i tak tego nie przeczyta). Zasłużyłeś.

Dla karpia: All for One się czyta. Powinno się pojawić najpóźniej 10 września.

76. Niedokończone opowieści - J.R.R. Tolkien, Amber 2009

Książkę tę dojrzała Żona w taniej książce i postanowiła mi kupić w celu uzupełnienia biblioteczki Tolkienowskiej. Moje pierwsze podejście do Niedokończonych opowieści miało miejsce jeszcze za czasów licealnych; znalazłem to opracowanie w bibliotece osiedlowej, niestety z braku czasu nie udało mi się przebić nawet przez pierwszy tom z trzech (doczytałem do końca tylko historię przybycia Tuora do Gondolinu). Wydanie, które tym razem miałem w rękach zawiera wszystkie opowieści w jednym tomie i, choć nie poraża objętością, niewielka czcionka i duży format sprawiają, że jest to dość czasochłonna lektura. Jak wskazuje tytuł, poszczególne opowieści są niedokończone, niektóre są bardziej kompletne, inne zaś mocno poszatkowane, przeplatane komentarzami Christophera Tolkiena. Choć można odnieść wrażenie, że Tolkien junior żeruje na twórczości ojca, to jednak trzeba przyznać, że wybrane teksty doskonale uzupełniają historie znane z Silmarillionu, Władcy Pierścieni czy nawet Hobbita. Dobrze było też przypomnieć sobie po wielu latach elegancki styl, jakim posługiwał się profesor. Można żałować, że dziś mało kto pisze w ten sposób.

77. Zachcianki - antologia, Świat Książki 2012

Zbiór opowiadań odcinający kupony od popularności Pięćdziesięciu twarzy Greya kupiłem wyłącznie w celu zapoznania się z nominowanym do Nagrody Zajdla tekstem Jacka Dukaja. Niestety postanowiłem przebrnąć przez każdy popełniony na potrzeby książki utwór. Było to w większości przypadków bolesne doświadczenie. Jedynym pozytywnie odebranym opowiadaniem jest Idealny dzień lata Zygmunta Miłoszewskiego - niezłe sf o dość zaskakującym zakończeniu. Dukaj z kolei bardzo mnie zawiódł (choć po lekturze Króla bólu spodziewam się po nim tego typu pisarstwa), posługując się bełkotliwym językiem - pozostałe pięć zajdlowych tekstów oceniam dużo wyżej. O pozostałych tekstach mogę napisać tylko, że są nudne, często o niczym i bez wyraźnej puenty. Żal wydawać pieniędzy, tym bardziej, że z Dukajowym Portretem nietoty można się zapoznać bez uszczuplania zawartości portfela.

78. Bramy Domu Umarłych - Steven Erikson, MAG 2012

Drugi tom Malazańskiej Księgi Poległych przeważnie oceniany jest lepiej od Ogrodów Księżyca. W moim odczuciu jednak brakuje mu świeżości, którą miała pierwsza część. Oczywiście jest to świetnie napisana cegła, zawierająca wciągającą opowieść o przemarszu malazańskiej armii poprzez ziemie kontrolowane przez wrogie oddziały i początkach rebelii na ziemiach należących do cesarstwa, wszystko jak w poprzedniej części opisane z rozmachem, parę rzeczy jednak lekko kuleje. Nie byłem na przykład w stanie przywiązać się do bohaterów, jak na przykład do Sójeczki w Ogrodach... Zawodzi również zakończenie niektórych wątków - niby wszystko fajnie się rozwija, napięcie budowane jest bardzo umiejętnie, po czym trzeba się rozczarować. Może kolejne części bardziej mnie zachwycą.

79. Saga o Rubieżach. Tom II - Liliana Bodoc, Prószyński i S-ka 2013

Drugi tom polskiego wydania Sagi o Rubieżach kontynuuje historię starcia pomiędzy indianopodobnymi ludami, a Złem zza morza. Znów dostałem do rąk powieść, którą bardzo dobrze się czyta, napisaną świetnym, powiedziałbym nawet, że Tolkienowskim stylem (tak, tym, którym już mało kto pisze). Jest to świetna literatura z interesującymi bohaterami (za wyjątkiem Nanahuatli, która jest niesamowicie irytująca), od której ciężko się oderwać. Autorka postanowiła tym razem przedstawić też wydarzenia rozgrywające się na Starych Ziemiach, które, choć w pierwszym odruchu uznałem za niepotrzebne dla fabuły, to jednak odgrywają znaczącą rolę w starciu ludzi z Misaianesem. Zostałem zauroczony światem przedstawionym, choć tym razem dostrzegam więcej wad niż w pierwszym tomie.

80. Nakręcana dziewczyna / Pompa numer sześć - Paolo Bacigalupi, MAG 2011

Wydawnictwo MAG chyba naprawdę lubi w ramach Uczty Wyobraźni upychać więcej niż jedną książkę do jednego tomu. Tym razem połączony został zbiór opowiadań Pompa numer sześć z powieścią Nakręcana dziewczyna. Opowiadania to przeważnie rozgrywające się w niedalekiej przyszłości cyberpunkowo-postapokaliptyczne historie, często przedstawiające wizję świata, gdzie skończyły się surowce lub który jest mocno zdegradowany ekologicznie. Choć podobały mi się wszystkie, bez wyjątku, to zdecydowanie najmocniejszym punktem zbioru są Ludzie piasku i popiołu - bohaterowie są efektem działania bioinżynierów, świat ich otaczający jest nieprzyjazny dla życia, jakie znamy, a tu nagle na scenę wkracza pies, najzwyklejszy domowy Burek i robi się ciekawie. Zdecydowanie warto przeczytać. Drugą część książki stanowi powieść rozwijająca świat przedstawiony w jednym z opowiadań zatytułowanym Człowiek z żółtą kartą. Ciekawym pomysłem jest umieszczenie akcji w Tajlandii, jedynym kraju, który opiera się władzy korporacji bioinżynieryjnych i jest niezależny od obcych dostarczycieli żywności. Bardzo dobrze przedstawione zostały rozgrywki na wysokich szczeblach władzy, a postaci są żywe i dają się lubić. Jedynym mankamentem powieści jest to, że momentami nuży, na szczęście nie są to zbyt długie fragmenty. Zdecydowanie warto zapoznać się z opublikowanymi utworami, choć ze zdobyciem tego wydania może być problem.

81. Mona Liza turbo - William Gibson, Książnica 2009

Ostatnia część Trylogii Ciągu początkowo wprowadziła mnie w stan zagubienia, nie wiedziałem, o co chodzi i co to w ogóle jest za historia. Mam wrażenie, że tak to już jest z Gibsonem, że wrzuca czytelnika w sam środek akcji bez opisania świata, w którym przychodzi się poruszać bohaterom. W dalszej części powieści wszystko zaczyna się zazębiać i, choć tym razem fabuła nie zachwyca, to jednak można się z nią zapoznawać bezboleśnie. Akcja toczy się kilka lat po wydarzeniach z Grafa Zero i ładnie kończy wątki w nim zaczęte. Autor wspomina nawet, co się stało z Casem, bohaterem Neuromancera, i za to należy mu się plus. Niestety rozczarowałem się zakończeniem, pozostawiło ono u mnie ogromny niedosyt. Brakowało mi też odpowiedniej cyberpunkowej dynamiki akcji i tak odczuwalnego i w Neuromancerze, i w Grafie Zero życia na krawędzi. Poprzednie tomy były pod tym względem lepsze.

82. Hiroszima - John Hersey, Zysk i S-ka 2013

Bardzo obrazowy reportaż prezentujący życie sześciorga osób, które przeżyły wybuch bomby w Hiroszimie. Autor pierwszy raz odwiedził zbombardowane miasto w 1946 roku. Wówczas miał okazję porozmawiać z jego mieszkańcami i na podstawie tych rozmów stworzył pierwszą wersję książki, która stanowi pierwsze cztery rozdziały Hiroszimy. Wrócił tam czterdzieści lat później, aby sprawdzić, jak potoczyły się losy opisywanych przez niego bohaterów, a to, czego się dowiedział, zebrał w ostatni rozdział książki. Nastrój towarzyszący zagładzie został doskonale oddany, najważniejsze jednak dla mnie jest zakończenie utworu - przeważnie mocno przygnębiające historie życia ludzi, którym się udało przeżyć i którzy musieli sobie poradzić z piętnem choroby popromiennej. Autor nie ocenia słuszności zrzucenia bomby, ogranicza się jedynie do opisywania faktów, co znacząco podnosi wartość Hiroszimy jako reportażu.

83. Japoński wachlarz. Powroty - Joanna Bator, W.A.B. 2011

Problem podczas czytania kolejnych książek o Japonii jest taki, że ma się wrażenie, że o wszystkim czytało się już gdzieś indziej; bardzo rzadko w jednym opracowaniu pojawią się informacje, które nie są powtórzone gdzie indziej. Podobnie rzecz ma się z Japońskim wachlarzem Joanny Bator. Jest to kolejna książka, która przybliża w Polsce życie Japończyków, tym razem skupiając się na mieszkańcach Tokio. Standardowo muszą się więc pojawić rozdziały o kuchni, łaźniach, języku, japońskiej seksualności, natłoku zwrotów grzecznościowych, zdejmowaniu butów i podejściu mieszkańców Kraju Wschodzącego Jena do gaijinów. Bator wszystkie te informacje podaje przystępnym stylem, bez puszenia się i obrastania w piórka z powodu swojej wiedzy. W pewnych momentach otwarcie przyznaje się, że czegoś na dany temat nie wie, nie jest pewna, ale słyszała od kogoś itd. Podoba mi się takie podejście do sprawy. Wartość książki podnoszą też fragmenty, których ciężko szukać w innych publikacjach - opisane relacje z prostytutką, czy relacja z obchodów pewnych świąt. Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o Cesarstwie, napisana może w dużo poważniejszy sposób niż Bezsenność w Tokio, ale nadal pozwalający na połknięcie lektury w dwa wieczory (choć mi w szybkim ukończeniu pomogła podróż pociągiem Kraków-Warszawa i kolejka do akredytacji na Polconie).