Tym razem ilościowo wypadłem dość marnie, choć w sierpniu raczej nie przytrafiały się zdarzenia powodujące spowolnienie procesu czytelniczego. Udało mi się ukończyć osiem lektur, z czego dwie to prawdziwe cegły (Erikson i Bacigalupi). Jestem też w jednej trzeciej Legionu Elżbiety Cherezińskiej, który również może się poszczycić sporą objętością. Więcej czasu, niż się spodziewałem, poświęciłem na Niedokończone opowieści Tolkiena, które może nie robią wrażenia obszernej książki, ale spory format i mała czcionka, sprawiają, że lektura nie należy do najkrótszych. Jakościowo sierpień okazał się niezły - sześć dobrych książek przy jednej przeciętnej i jednej bardzo słabej to satysfakcjonujący wynik.
Przy okazji chciałbym pogratulować Robertowi M. Wegnerowi podwójnego Zajdla (choć pewnie i tak tego nie przeczyta). Zasłużyłeś.
Dla karpia: All for One się czyta. Powinno się pojawić najpóźniej 10 września.
76. Niedokończone opowieści - J.R.R. Tolkien, Amber 2009
Książkę tę dojrzała Żona w taniej książce i postanowiła mi kupić w celu uzupełnienia biblioteczki Tolkienowskiej. Moje pierwsze podejście do Niedokończonych opowieści miało miejsce jeszcze za czasów licealnych; znalazłem to opracowanie w bibliotece osiedlowej, niestety z braku czasu nie udało mi się przebić nawet przez pierwszy tom z trzech (doczytałem do końca tylko historię przybycia Tuora do Gondolinu). Wydanie, które tym razem miałem w rękach zawiera wszystkie opowieści w jednym tomie i, choć nie poraża objętością, niewielka czcionka i duży format sprawiają, że jest to dość czasochłonna lektura. Jak wskazuje tytuł, poszczególne opowieści są niedokończone, niektóre są bardziej kompletne, inne zaś mocno poszatkowane, przeplatane komentarzami Christophera Tolkiena. Choć można odnieść wrażenie, że Tolkien junior żeruje na twórczości ojca, to jednak trzeba przyznać, że wybrane teksty doskonale uzupełniają historie znane z Silmarillionu, Władcy Pierścieni czy nawet Hobbita. Dobrze było też przypomnieć sobie po wielu latach elegancki styl, jakim posługiwał się profesor. Można żałować, że dziś mało kto pisze w ten sposób.
77. Zachcianki - antologia, Świat Książki 2012
Zbiór opowiadań odcinający kupony od popularności Pięćdziesięciu twarzy Greya kupiłem wyłącznie w celu zapoznania się z nominowanym do Nagrody Zajdla tekstem Jacka Dukaja. Niestety postanowiłem przebrnąć przez każdy popełniony na potrzeby książki utwór. Było to w większości przypadków bolesne doświadczenie. Jedynym pozytywnie odebranym opowiadaniem jest Idealny dzień lata Zygmunta Miłoszewskiego - niezłe sf o dość zaskakującym zakończeniu. Dukaj z kolei bardzo mnie zawiódł (choć po lekturze Króla bólu spodziewam się po nim tego typu pisarstwa), posługując się bełkotliwym językiem - pozostałe pięć zajdlowych tekstów oceniam dużo wyżej. O pozostałych tekstach mogę napisać tylko, że są nudne, często o niczym i bez wyraźnej puenty. Żal wydawać pieniędzy, tym bardziej, że z Dukajowym Portretem nietoty można się zapoznać bez uszczuplania zawartości portfela.
78. Bramy Domu Umarłych - Steven Erikson, MAG 2012
Drugi tom Malazańskiej Księgi Poległych przeważnie oceniany jest lepiej od Ogrodów Księżyca. W moim odczuciu jednak brakuje mu świeżości, którą miała pierwsza część. Oczywiście jest to świetnie napisana cegła, zawierająca wciągającą opowieść o przemarszu malazańskiej armii poprzez ziemie kontrolowane przez wrogie oddziały i początkach rebelii na ziemiach należących do cesarstwa, wszystko jak w poprzedniej części opisane z rozmachem, parę rzeczy jednak lekko kuleje. Nie byłem na przykład w stanie przywiązać się do bohaterów, jak na przykład do Sójeczki w Ogrodach... Zawodzi również zakończenie niektórych wątków - niby wszystko fajnie się rozwija, napięcie budowane jest bardzo umiejętnie, po czym trzeba się rozczarować. Może kolejne części bardziej mnie zachwycą.
79. Saga o Rubieżach. Tom II - Liliana Bodoc, Prószyński i S-ka 2013
Drugi tom polskiego wydania Sagi o Rubieżach kontynuuje historię starcia pomiędzy indianopodobnymi ludami, a Złem zza morza. Znów dostałem do rąk powieść, którą bardzo dobrze się czyta, napisaną świetnym, powiedziałbym nawet, że Tolkienowskim stylem (tak, tym, którym już mało kto pisze). Jest to świetna literatura z interesującymi bohaterami (za wyjątkiem Nanahuatli, która jest niesamowicie irytująca), od której ciężko się oderwać. Autorka postanowiła tym razem przedstawić też wydarzenia rozgrywające się na Starych Ziemiach, które, choć w pierwszym odruchu uznałem za niepotrzebne dla fabuły, to jednak odgrywają znaczącą rolę w starciu ludzi z Misaianesem. Zostałem zauroczony światem przedstawionym, choć tym razem dostrzegam więcej wad niż w pierwszym tomie.
80. Nakręcana dziewczyna / Pompa numer sześć - Paolo Bacigalupi, MAG 2011
Wydawnictwo MAG chyba naprawdę lubi w ramach Uczty Wyobraźni upychać więcej niż jedną książkę do jednego tomu. Tym razem połączony został zbiór opowiadań Pompa numer sześć z powieścią Nakręcana dziewczyna. Opowiadania to przeważnie rozgrywające się w niedalekiej przyszłości cyberpunkowo-postapokaliptyczne historie, często przedstawiające wizję świata, gdzie skończyły się surowce lub który jest mocno zdegradowany ekologicznie. Choć podobały mi się wszystkie, bez wyjątku, to zdecydowanie najmocniejszym punktem zbioru są Ludzie piasku i popiołu - bohaterowie są efektem działania bioinżynierów, świat ich otaczający jest nieprzyjazny dla życia, jakie znamy, a tu nagle na scenę wkracza pies, najzwyklejszy domowy Burek i robi się ciekawie. Zdecydowanie warto przeczytać. Drugą część książki stanowi powieść rozwijająca świat przedstawiony w jednym z opowiadań zatytułowanym Człowiek z żółtą kartą. Ciekawym pomysłem jest umieszczenie akcji w Tajlandii, jedynym kraju, który opiera się władzy korporacji bioinżynieryjnych i jest niezależny od obcych dostarczycieli żywności. Bardzo dobrze przedstawione zostały rozgrywki na wysokich szczeblach władzy, a postaci są żywe i dają się lubić. Jedynym mankamentem powieści jest to, że momentami nuży, na szczęście nie są to zbyt długie fragmenty. Zdecydowanie warto zapoznać się z opublikowanymi utworami, choć ze zdobyciem tego wydania może być problem.
81. Mona Liza turbo - William Gibson, Książnica 2009
Ostatnia część Trylogii Ciągu początkowo wprowadziła mnie w stan zagubienia, nie wiedziałem, o co chodzi i co to w ogóle jest za historia. Mam wrażenie, że tak to już jest z Gibsonem, że wrzuca czytelnika w sam środek akcji bez opisania świata, w którym przychodzi się poruszać bohaterom. W dalszej części powieści wszystko zaczyna się zazębiać i, choć tym razem fabuła nie zachwyca, to jednak można się z nią zapoznawać bezboleśnie. Akcja toczy się kilka lat po wydarzeniach z Grafa Zero i ładnie kończy wątki w nim zaczęte. Autor wspomina nawet, co się stało z Casem, bohaterem Neuromancera, i za to należy mu się plus. Niestety rozczarowałem się zakończeniem, pozostawiło ono u mnie ogromny niedosyt. Brakowało mi też odpowiedniej cyberpunkowej dynamiki akcji i tak odczuwalnego i w Neuromancerze, i w Grafie Zero życia na krawędzi. Poprzednie tomy były pod tym względem lepsze.
82. Hiroszima - John Hersey, Zysk i S-ka 2013
Bardzo obrazowy reportaż prezentujący życie sześciorga osób, które przeżyły wybuch bomby w Hiroszimie. Autor pierwszy raz odwiedził zbombardowane miasto w 1946 roku. Wówczas miał okazję porozmawiać z jego mieszkańcami i na podstawie tych rozmów stworzył pierwszą wersję książki, która stanowi pierwsze cztery rozdziały Hiroszimy. Wrócił tam czterdzieści lat później, aby sprawdzić, jak potoczyły się losy opisywanych przez niego bohaterów, a to, czego się dowiedział, zebrał w ostatni rozdział książki. Nastrój towarzyszący zagładzie został doskonale oddany, najważniejsze jednak dla mnie jest zakończenie utworu - przeważnie mocno przygnębiające historie życia ludzi, którym się udało przeżyć i którzy musieli sobie poradzić z piętnem choroby popromiennej. Autor nie ocenia słuszności zrzucenia bomby, ogranicza się jedynie do opisywania faktów, co znacząco podnosi wartość Hiroszimy jako reportażu.
83. Japoński wachlarz. Powroty - Joanna Bator, W.A.B. 2011
Problem podczas czytania kolejnych książek o Japonii jest taki, że ma się wrażenie, że o wszystkim czytało się już gdzieś indziej; bardzo rzadko w jednym opracowaniu pojawią się informacje, które nie są powtórzone gdzie indziej. Podobnie rzecz ma się z Japońskim wachlarzem Joanny Bator. Jest to kolejna książka, która przybliża w Polsce życie Japończyków, tym razem skupiając się na mieszkańcach Tokio. Standardowo muszą się więc pojawić rozdziały o kuchni, łaźniach, języku, japońskiej seksualności, natłoku zwrotów grzecznościowych, zdejmowaniu butów i podejściu mieszkańców Kraju Wschodzącego Jena do gaijinów. Bator wszystkie te informacje podaje przystępnym stylem, bez puszenia się i obrastania w piórka z powodu swojej wiedzy. W pewnych momentach otwarcie przyznaje się, że czegoś na dany temat nie wie, nie jest pewna, ale słyszała od kogoś itd. Podoba mi się takie podejście do sprawy. Wartość książki podnoszą też fragmenty, których ciężko szukać w innych publikacjach - opisane relacje z prostytutką, czy relacja z obchodów pewnych świąt. Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o Cesarstwie, napisana może w dużo poważniejszy sposób niż Bezsenność w Tokio, ale nadal pozwalający na połknięcie lektury w dwa wieczory (choć mi w szybkim ukończeniu pomogła podróż pociągiem Kraków-Warszawa i kolejka do akredytacji na Polconie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz