środa, 31 lipca 2013

Przeczytane. Lipiec 2013

Lipiec w zasadzie za nami. Wśród upałów udało mi się sięgnąć po jedenaście tytułów, co łącznie daje już 75 pozycji w siedem miesięcy. Tylko jakiś kataklizm może mi przeszkodzić w dobiciu do stu książek w ciągu roku. Zadowolony tym razem jestem z objętości książek - w dwóch przypadkach były to cegły liczące po ponad siedemset stron. Udało mi się przeczytać trochę klasyki fantastycznej, zaliczyłem też kilka stojących na wysokim poziomie pozycji fantasy, nieco zawiodła mnie natomiast literatura japońskotematyczna. Pozytywnie zapatruję się zaś na Archiwum Polskiej Fantastyki Solarisu. Na razie przeczytałem pierwsze dwie powieści z serii i zrobiły one na mnie dobre wrażenie, choć oczywiście trzeba brać poprawkę na datę ich powstania (podobnie jest zresztą w przypadku Świata Czarownic). Ogólnie jestem zadowolony z poziomu lipcowych lektur - trzy z nich wskoczyły do tegorocznego Top 10.

65. Ogrody Księżyca - Steven Erikson, MAG 2012

Po Malazańską Księgę Poległych postanowiłem sięgnąć w ramach zapoznawania się z lekturami, których fanowi fantastyki nie wypada nie znać. Apetyt zaostrzał fakt, że o cyklu Eriksona sporo dobrego słyszałem od znajomych. Tym, co zachwyca jest rozmach utworu - wielkie kampanie wojskowe, jeszcze większe intrygi, mnogość stronnictw. Do tego wychodzi bardzo sprawnie wykreowany świat i bohaterowie, których daje się lubić, mimo że w wielu przypadkach nie są oni jednoznacznie pozytywni, a część z nich zasługuje na miano typów spod ciemnej gwiazdy. Fabuła toczy się w szybkim tempie, ale ani przez moment nie ma się wrażenia nienadążania za nią. Dobrze, że większość wątków znalazła swoje zakończenie, a jednocześnie autor pozostawił kilka otwartych furtek do rozwinięcia akcji w kolejnych tomach. Dawno nie czytałem tak dobrego fantasy.

66. Tatami kontra krzesła. O Japończykach i Japonii - Rafał Tomański, Muza 2012

Kolejna lektura podrzucona przez Żonę jako przygotowanie do podróży poślubnej. Pochwalić należy wartość merytoryczną tekstu, można się z niego sporo dowiedzieć o japońskiej kulturze i zwyczajach, jak i o samych Japończykach. Gdzieniegdzie jednak autor jako fakty przedstawia rzeczy, które Bruczkowski w Bezsenności w Tokio określa jako mity na temat Japonii obowiązujące wśród gaijinów. Pozostaje pytanie, komu wierzyć - ja wybieram Bruczkowskiego. Niestety książka Tomańskiego jest jedynie zbiorem suchych informacji, w związku z tym nie porywa tak jak wspomniana Bezsenność.... Do tego tekst sprawia wrażenie pisanego z perspektywy "ja się znam i nikt inny wam takich mądrości nie przedstawi", a ponadto wydaje mi się, że sporo danych autor wynalazł w internecie (o czym świadczy pokaźna lista linków na końcu książki). Dowiedzieć się można sporo, choć forma przekazania wiadomości pozostawia nieco do życzenia.

67. Imperium - Vladimir Wolff, Warbook 2013

Trzecia książka Wolffa, po którą sięgnąłem, niestety okazała się najsłabszą z nich. Nie oznacza to jednak, że jest to zła powieść. Tym razem autor umieszcza akcję swojego utworu pod koniec XVI wieku na wodach Morza Śródziemnego i opowiada o próbie zdominowania tego akwenu przez Turków. Wydarzenia historyczne przedstawione są z dużą dbałością o zgodność z faktami, do czego twórczość Wolffa zdążyła mnie już przyzwyczaić. Niestety na koncentracji uwagi na wojnie turecko-chrześcijańskiej tracą bohaterowie, którym brakuje głębi i którzy sprawiają wrażenie, że są jedynie pretekstem do zapoznania czytelnika z wycinkiem historii Europy. Wadą jest również zakończenie powieści - przewidywalne, nawet jeśli czytelnik jest z historią na bakier. W efekcie w moje ręce trafiła książka mocno przeciętna.

68. Świat Czarownic - Andre Norton, Nasza Księgarnia 2013

Na książkach Naszej Księgarni uczyłem się czytać. Teraz to samo wydawnictwo umożliwia mi zapoznanie się z klasyką literatury fantasy w postaci cyklu Andre Norton. Postanowiłem zabrać się za lekturę, porzucając perspektywę roku 2013 - wiadomo, że dzisiaj tego typu utworów jest masa i przeważnie są one marnej jakości, a sama powieść Norton nie wyróżnia się jakoś szczególnie spośród innych książek należących do gatunku. Jednak w roku 1963, kiedy powstała, była czymś naprawdę solidnym. Akcja toczy się w ekspresowym tempie, główny bohater, przeniesiony z naszego XX wieku do tytułowego Świata Czarownic Simon, okazuje się mieć w nowej czasoprzestrzeni niezwykłe moce - jest tu wszystko, co powinno być w klasycznym, oldschoolowym fantasy. Oprócz elfów. Drażnią mnie tylko dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest zdolność niesamowicie i nienaturalnie szybkiego odnajdywania się Simona w obcej scenerii. Druga zaś to wątek Loyse, który został zaczęty, a któremu później obcięto skrzydła i poświęcono bardzo mało uwagi. Mam nadzieję, że kolejny tom sprawi, że nie będę się miał do czego przyczepić.

69. Graf Zero - William Gibson, Książnica 2009

Książkę dostałem na Mikołajki od Wtedy-Jeszcze-Narzeczonej. Gibson po raz kolejny zabiera nas do cyberpunkowego świata Trylogii Ciągu. Akcja ma miejsce kilka lat po wydarzeniach z Neuromancera, a bohaterowie znani z poprzedniej części w Grafie Zero występują jedynie w śladowych ilościach. Jak za pierwszym razem, tak i tu wydarzenia toczą się wartko, przez co ciężko się oderwać od lektury, kiedy już przebrnie się przez chaotyczne pierwszych kilkadziesiąt stron. Znów mamy do czynienia z hakerami (po raz kolejny autor świetnie kreuje wizję sieci), tym razem jednak Gibson prezentuje również konflikty interesów pomiędzy korporacjami. Nie bardzo rozumiem tylko, jaki był sens wprowadzać w to wszystko voodoo. Ponadto w czasie lektury nasunęło mi się jeszcze jedno spostrzeżenie (miałem takie wrażenie również przy lekturze Neuromancera, ale jakoś mi umknęło, gdy pisałem poprzednią notkę) - Gibson nie radzi sobie ze scenami erotycznymi. Niestety nieco się zawiodłem na Grafie Zero. Nie dlatego, że uważam go za słabą książkę; jest to bowiem kawał solidnej cyberpunkowej opowieści. Wiem jednak, że Gibsona stać na więcej, co udowodnił Neuromancerem.

70. Messier 13 - Bohdan Petecki, Solaris 2013

To jest właśnie takie science fiction, jakie lubię - podróże kosmiczne i eksploracja nowo odkrytych planet, a zwłaszcza jej romantyczna wizja z lat 60. i 70. ubiegłego stulecia niezmiennie mnie zachwycają. Taki utwór napisał Bohdan Petecki, autor, z którego nazwiskiem zetknąłem się po raz pierwszy dopiero, gdy Wojtek Sedeńko postanowił wydawać nieosiągalną już dziś fantastykę. Główny bohater to pracownik Słonecznej Agencji Ochrony, którego zadaniem jest ochrona ludzkości przez potencjalnymi zagrożeniami z kosmosu - odmienną florą bakteryjną lub agresywnymi obcymi. Powieść opowiada o kontakcie z istotami z innej planety, których intencje są powoli odkrywane w trakcie lektury. Przedstawiona wizja jest mocno naiwna i wywołuje lekki uśmiech politowania, ale jak się obejrzało Star Trek TOS, pewne rzeczy nie powinny dziwić. Wciągnęło mnie, choć musiałem brać poprawkę na datę powstania utworu.

71. Elektryczne banany - Mirosław P. Jabłoński, Solaris 2013

Satyryczna wizja przyszłości, w której rolę państw przejęły korporacje. Akcja toczy się wokół konfliktu pomiędzy Hollywood a Nowym Watykanem - ci pierwsi tworzą bluźniercze pseudodzieła, ci drudzy nakładają na nich klątwy. W tym wszystkim pojawia się Gaspar Romeo Homer, podrzędny filmowiec, który dostaje od władcy Hollywood zlecenie napisania scenariusza do filmu o zamachu na papieża. Ostatecznie Jabłoński napisał trzysta stron tekstu, z których większość jest humorystyczna, aby na koniec zadać kilka pytań o naturę Boga i rzeczywistości. Na szczęście całość stoi na dość wysokim poziomie, nawet wątek kinematografii pornograficznej nie wywołał u mnie zniesmaczenia, co rzadko się zdarza. Z Elektrycznych bananów mógłby być niezły film.

72. Japonia w sześciu smakach - Anna Świątek, Bernardinum 2012

Wojciech Cejrowski, który patronuje serii Biblioteka Poznaj Świat, twierdzi, że wybiera wyłącznie książki stojące na wysokim poziomie. Tym razem niestety się pomylił. Autorka jest absolwentką japonistyki, która spędziła w charakterze tłumacza rok w Japonii. Niestety książka, którą urodziła, jest raczej pamiętnikiem turysty, a nie porządną literaturą podróżniczą. Owszem, można się sporo dowiedzieć o zwyczajach Japończyków, ale odniosłem wrażenie, że informacje o nich są tylko tłem do opisów, jak Świątek radziła sobie z przeciwnościami losu. Dowiedziałem się, że w kimonie ciężko wyławia się aparat fotograficzny z rzeki (zamiast poznać więcej szczegółów na temat ekskluzywnej kolacji nad rzeką w Kioto), że daniele w Narze gryzą po łydkach, jak nie dostaną jedzenia od turysty (no dobrze, zamierzam odwiedzić Narę, więc taka informacja może mi się przydać) i że Japonki mają krzywe zęby, a autorka depiluje włosy łonowe. Największym koszmarem jest zaś brak możliwości zrobienia balejażu (dopiero Żona musiała mi wyjaśnić, co to za zwierzę). Do tego wszystkiego Świątek sprawia wrażenie, jakby stawiała się wyżej od prymitywnych i niemyślących inaczej niż schematami Japończyków. Pozytywnie oceniam w zasadzie tylko rozdział dotyczący gejsz. I zdjęcia, masę interesujących zdjęć.

73. Wroniec - Jacek Dukaj, Wydawnictwo Literackie 2009

Do twórczości Dukaja podchodzę jak pies do jeża. Niby mam na półce wszystkie jego książki opublikowane przez Wydawnictwo Literackie, ale do tej pory zapoznałem się jedynie z Królem bólu, ponadto miałem również styczność z Science fiction. W obu przypadkach odbiłem się od Dukajowego bełkotu, przez niektórych zwanego wspaniałym stylem. O Wrońcu zaś ciepło wypowiadała się koleżanka z pracy i jakoś tak się złożyło, że przekonałem się do sięgnięcia po niego. Okazało się, że Dukaj potrafi zachwycić kreacją świata przedstawionego, a do tego naprawdę pisze świetnym stylem. Tym razem na tapetę wzięty zostaje stan wojenny oglądany z perspektywy kilkuletniego Adasia. Autor doskonale tworzy nastrój bajkowo-fantasmagorycznego świata. Utwór ma formę bajki dla dzieci i jako taki ozdobiony jest licznymi ilustracjami (przyznać jednak muszę, że ich styl nie przypadł mi do gustu). We Wrońcu zachwyca też słowotwórstwo widoczne zwłaszcza przy kreowaniu zarówno milicyjno-ubeckiego, jak i opozycyjnego "bestiariusza". Urzekła mnie ta opowieść.

74. Śniąc o potędze - antologia, Narodowe Centrum Kultury 2012

Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz znani są z łamów Nowej Fantastyki, gdzie publikują artykuły o fantastyce z lamusa. Tym razem postanowili zebrać i przedstawić fragmenty przedwojennych polskich utworów science-fiction, których autorzy prezentują różne przyszłe, z ówczesnego punktu widzenia, wizje Polski. Mamy tu różne wyobrażenia - od mocarstwowego obrazu naszego kraju, przez epokę kolonialną, po katastroficzne wizje przyszłości. Teksty te często są przykładem grafomaństwa i ciężko się je czyta, tym bardziej, że zostały zachowane oryginalne skład i pisownia, ale warto się z nimi zapoznać z samej ciekawości dowiedzenia się, jak rozwinięte było wizjonerstwo pisarzy sprzed 90 lat. Szkoda, że redaktorzy postanowili wybrać fragmenty powieści zamiast pełnych opowiadań, przez co lektura zbioru pozostawia pewien niedosyt. Ciekawie wypadają natomiast wprowadzenia Haski i Stachowicza do poszczególnych rozdziałów. W przystępny sposób przybliżają oni przedwojenną twórczość realizującą dany temat, czasem jednak za bardzo zagłębiają się w fabułę omawianych utworów. Z całą pewnością książka ta jest ciekawą pozycją na rynku wydawniczym, ale obowiązkową bym jej nie nazwał.

75. Saga o Rubieżach. Tom I - Liliana Bodoc, Prószyński i S-ka 2012

Po reprezentanta argentyńskiej literatury fantasy sięgnąłem dzięki maksymalnej nocie dla książki w recenzjach Nowej Fantastyki. Miałem początkowo obawy, że wysoka ocena wynika z faktu, że Sagę o Rubieżach i NF wydaje to samo wydawnictwo, ale lektura powieści całkowicie je rozwiała, a notę uzasadniła. Pewne elementy fabuły mogą się wydawać sztampowe - na spokojnie żyjące ludy czyha niebezpieczeństwo zza morza - ale sama akcja poprowadzona jest sprawnie, płynnie, stylem przywodzącym na myśl mitologię, a do tego momentami mocno zaskakuje. Warto też wspomnieć, że jest to fantasy osadzone w realiach indiańskich, a nie nordyckich, co tylko dodaje mu oryginalności. Bardzo spodobał mi się pomysł wydania dwóch oryginalnych tomów w jednym woluminie - co prawda książka osiąga przez to rozmiary cegły, ale przynajmniej nie trzeba za nią płacić dwa razy. Intrygujące i na tym etapie nie do końca zrozumiałe jest jej zakończenie, które sprawia, że chce się sięgnąć po kolejny tom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz