poniedziałek, 1 lipca 2013

Przeczytane. Czerwiec 2013

Czerwiec za mną. Dwa wesela, w tym jedno własne, podziałały negatywnie na tempo czytania i sprawiły, że zaliczyłem tylko dziewięć sztuk. Nie pomógł nawet fakt, że Żona znów została wysłana w delegację i nie mam się do kogo w domu odezwać. Większość przeczytanych utworów na szczęście oceniam bardzo wysoko. Ponieważ jest już po ogłoszeniu nominacji do Nagrody Zajdla, wiem, że Bisy Stefana Dardy takowej nie otrzymały, co owocuje poczuciem straconego czasu przeznaczonego na lekturę jego twórczości. O samych nominacjach miałem coś napisać, ale mi się nie chce, wolę przeznaczyć czas na kolejne lektury. W drogę.

56. Neuromancer - William Gibson, Książnica 2009

Tę kultową cyberpunkową powieść kupiłem na drogę powrotną z Pyrkonu 2009. Jakoś tak się złożyło, że w pociągu przeczytałem kilka stron, poszedłem spać, a do lektury już nie wróciłem. Teraz sięgnąłem po nią ponownie i, choć lektura z pewnych przyczyn zajęła mi prawie tydzień, zostałem oczarowany wizją świata niedalekiej przyszłości stworzoną przez Gibsona. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że utwór pisany był trzydzieści lat temu i wiele przewidywań, zwłaszcza technicznych, okazało się chybionymi. Z drugiej strony rola internetu i wartość informacji przedstawione w powieści są podobne do dzisiejszych. Gibson doskonale opisuje cyberprzestrzeń i hakerów, akcja toczy się bardzo dynamicznie, a do tego dochodzą świetnie wykreowani bohaterowie, szczególnie Case i Wintermute. Mam nadzieję, że kolejne części Trylogii Ciągu nie ustępują jakością Neuromancerowi. Dostałem je od Wtedy-Jeszcze-Narzeczonej na Mikołajki i czekają na przeczytanie.

57. Czarny Wygon. Bisy - Stefan Darda, Videograf 2012

Dno. Naprawdę Darda powinien poprzestać na całkiem przyzwoitej Starzyźnie, tak jak planował, i nigdy nie rozpoczynać pracy nad trzecim tomem Czarnego Wygonu. Główny bohater się miota i przeżywa, oj, jak przeżywa, grozy nie ma tu za grosz, a do tego prawie nic się nie dzieje. Niezrozumiałe jest dla mnie nadanie książce tytułu Bisy. Postacie o tym nazwisku pojawiają się w prologu, a później ślad po nich ginie, raz w tekście pojawia się również to słowo jako nazwa przysiółka i to by było na tyle. Wspomniany prolog nie ma żadnego związku z resztą książki, należy się więc zastanowić, czy autor w ogóle pamiętał, że go napisał, czy też postanowił odnieść się do niego dopiero w czwartym tomie (niestety został taki zapowiedziany). Paradoksem przy wszystkich wadach powieści jest to, że czyta się ją bardzo szybko, co jest jej jedyną zaletą. W połączeniu z niewielką objętością daje to możliwość ekspresowego pozostawienia za sobą traumatycznego przeżycia, jakim jest lektura Bisów. Powieść tylko dla masochistów.

58. Operacja Pętla - Vladimir Wolff, Warbook 2012

Jest to bezpośrednia kontynuacja Kryptonimu Burza, ale można ją czytać bez znajomości poprzedniej części. Tym razem Wolff przenosi akcent z lotnictwa i wojsk lądowych na marynarkę wojenną i to zarówno w wydaniu morskim, jak i rzecznym. Podobnie jak w pierwszym tomie daje się wyczuć pasję i znawstwo autora w kwestiach wojskowości. Akcja wciąga, choć odniosłem wrażenie, że toczy się nieco spokojniej niż w poprzedniej części. Wydaje się także być nieco mniej spójna, jakby autor próbował złapać zbyt wiele srok za ogon - opisuje niepowiązane ze sobą działania wojenne w różnych miejscach frontu. Każdy z elementów z osobna jest jednak bardzo dopracowany. Wolff na szczęście także tym razem nie skupia się wyłącznie na scenach batalistycznych, ukazując czytelnikom procesy decyzyjne zarówno w polskim dowództwie, jak i po stronie radzieckiej. Ciekawy jest też wątek Bagińskiego w Estonii. Wszystko to daje ciekawą powieść, trochę słabszą od Kryptonimu Burza, ale w dalszym ciągu będącą świetną prozą militarystyczną.

59. Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek 2. Mała Armia - Rafał Kosik, Powergraph 2010

Miło jest stwierdzić, że w szóstym tomie seria nadal trzyma wysoki poziom, choć tym razem jest parę drobiazgów, do których można się przyczepić. Najbardziej boli nijakie zakończenie dwóch wątków pobocznych - alkoholowego i inspekcji. Wygląda to tak, jakby Kosik nie miał pomysłu, co z nimi zrobić. Odniosłem też wrażenie, że przez większość książki niewiele się dzieje, choć może ono być mylne, bo czyta się ją, jak poprzednie części, rewelacyjnie (na lekturę poświęciłem co prawda aż pięć dni, ale jak człowiek się żeni, to mało ma czasu na cokolwiek innego). Fakt, że w połowie lektury domyśliłem się, kto stoi za tytułowym orbitalnym spiskiem, nijak nie wpłynął na przyjemność z lektury. Podobało mi się również przedstawienie akcji z perspektywy ojców Felixa i Neta. Miło czytało się też wykład na temat prędkości kosmicznych. Za moich czasów uczono tego we wczesnym liceum, ale myślę, że takie przekazanie wiedzy dzisiejszym uczniom się przyda.

60. Słowo i miecz - Witold Jabłoński, SuperNOWA 2013

To mój pierwszy kontakt z prozą Witolda Jabłońskiego i nie poczułem się oczarowany. Sam pomysł umieszczenia akcji w czasie panowania pierwszych Piastów i reakcji pogańskiej jest bardzo ciekawy, natomiast fabularnie powieść jest mocno przeciętna. Bohaterowie idący jak po sznurku od punktu A do B, a następnie do C i D w ramach wypełniania questa przemawiali do mnie u Tolkiena, niestety u Jabłońskiego się nie sprawdzają. Dużo lepsze są rozdziały opisujące wydarzenia z przeszłości - te czytałem z wielkim zainteresowaniem. Niestety odniosłem wrażenie, że w pozostałej części książki akcja potwornie się wlecze i spokojnie można było skrócić książkę o jakieś 150 stron bez straty dla fabuły. Pozytywnie z kolei oceniam przedstawienie chrystianizacji Słowian z perspektywy pogan; jest to inny punkt widzenia niż przedstawiany w szkołach na lekcjach historii i choćby dla niego warto po książkę sięgnąć, zwłaszcza że Jabłoński od strony merytorycznej przygotował się bardzo dobrze.

61. Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów - Tomek Michniewicz, Wydawnictwo Otwarte 2011

Podrzucone przez Żonę. Złożona z dwóch części opowieść o poszukiwaczach skarbów, tych klasycznych, usiłujących znaleźć złoto w Ameryce i u jej wybrzeży, i tych mniej kojarzonych ze skarbami, a polujących w Afryce na kość słoniową i rogi nosorożców. Michniewicz umie opowiadać i to zarówno w przygodowej części dotyczącej Nowego Świata, jak i opisanej bardziej emocjonalnie historii z Afryki. Poczułem się więc mocno zirytowany kiedy przerwał jedną z opowieści w jej punkcie kulminacyjnym, tłumacząc, że tak obiecał poszukiwaczowi-przewodnikowi. Świetnie oddane zostają pasja i swego rodzaju uzależnienie poszukiwaczy. Zdecydowanie poważniej się robi, kiedy akcja przenosi się na Czarny Ląd. Tutaj autor przedstawia ciężką pracę obrońców przyrody, strażników ginących gatunków, którzy w niewielkiej liczbie walczą z kłusownictwem. Jest to naprawdę poruszający tekst. Warto też wspomnieć o jakości wydania książki - na kredowym papierze, z mnóstwem kolorowych zdjęć obrazujących obie wyprawy Michniewicza. Jedynym mankamentem są wypadające kartki (byłem drugą osobą czytającą książkę i pozbyłem się z niej dwóch kartek). W każdym razie warto przeczytać.

62. Długa Ziemia - Terry Pratchett, Stephen Baxter, Prószyński i S-ka 2013

Nigdy wcześniej nie czytałem Pratchetta. Wspólnie z Baxterem napisali powieść poruszającą koncepcję światów równoległych. Pomysł jest prosty - prawie każdy człowiek dzięki prostemu urządzeniu ma możliwość przeniesienia się na alternatywne, nietknięte ludzką ręką Ziemie. Choć akcja nie ma zawrotnego tempa, książkę czyta się bardzo dobrze. Jeśli miałbym ją jakoś określić, stwierdziłbym, że jest to powieść drogi, gdzie główny bohater przemierza kolejne światy, od czasu do czasu zatrzymując się w którymś i odkrywając różnicę pomiędzy nimi a podstawową Ziemią. Jako literatura czysto rozrywkowa sprawdza się znakomicie. Miałem tylko wrażenie, że niektóre wątki można było rozwinąć lub bardziej wyeksponować, na przykład wioskę Restart lub terrorystów. Mają one co prawda swoje miejsce w powieści, ale jest tego miejsca nieco za mało.

63. Pusta przestrzeń - M. John Harrison, MAG 2013

Po lekturze zadałem sobie pytanie, o co tu chodzi. Nie znalazłem odpowiedzi, nie udało mi się odkryć, do czego autor zmierza. Pusta przestrzeń kontynuuje część wątków ze Światła i Nova Swing, niestety czyni to w sposób mało zrozumiały. Narracja przypomina tę z pierwszej części Traktu Kefahuchiego - prowadzone są trzy niepowiązane (lub powiązane w bardzo nikłym stopniu) ze sobą wątki, z których tylko dotyczący Liv Huli i Antoyne'a udało mi się bezboleśnie przełknąć; pozostałe dwa były męczarnią. Światło dużo bardziej potrafiło mnie wciągnąć. Chaotycznej narracji, ciężkiego stylu i braku celu fabularnego nie lubię. Jestem zawiedziony. Jeśli tak ma wyglądać gatunek new weird, czymkolwiek jest, to na pewno nie będzie on moim ulubionym. Co ciekawe jest to kolejna pozycja, która w recenzjach NF dostała maksymalną notę, a która rozminęła się z moim gustem.

64. Bezsenność w Tokio - Marcin Bruczkowski, Znak 2012

Genialne. Książka ta została mi podrzucona przez Żonę jako przygotowanie do podróży poślubnej. Autor gawędziarsko opisuje swój dziesięcioletni pobyt w Japonii, jednak nie w charakterze dziennika - wybiera kilka ciekawych historii ze swojego życia w Kraju Kwitnącej Wiśni. Przy okazji obala kilka powszechnych w naszym kraju (a właściwie wszędzie u gaijinów) mitów - o hotelach kapsułowych, karate czy maskach do zasłaniania twarzy. Z drugiej strony potwierdza pewne zjawiska, o których można przeczytać w przewodnikach po Japonii. Nieco mniej mi się podobał rozdział, pisany z perspektywy irlandzkiego przyjaciela autora (Bruczkowski na swojej stronie internetowej przyznaje, że Sean jest tylko postacią literacką, choć mocno wzorowaną na pewnym znajomym Irlandczyku), a który dotyczył seksu po japońsku. Nie chodzi o to, że jest zły, ale nie potrafił mnie porwać tak, jak pozostałe części książki. No i jej zakończenie jest jakieś takie smutne. Nie zmienia to faktu, że jest to świetna, wzbogacona zdjęciami opowieść o życiu gaijina w Tokio, doskonale przedstawiająca mentalność i zwyczaje tamtejszej ludności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz