Październik minął jak z bicza strzelił. Podróż poślubna się zakończyła (super było), sprezentowany przez Żonę Kindle spisał się znakomicie - jest to wielkie udogodnienie, kiedy można zabrać ze sobą jeden gadżet zamiast walizki książek. Noworoczny plan przeczytania 100 pozycji w ciągu roku został już zrealizowany, Żona twierdzi, że skoro tak, to wystarczy tego czytania, ale jak patrzę na uginające się półki w domu, to jakoś nie potrafię przestać sięgać po kolejne książki. W tym miesiącu uporałem się z dwunastoma tytułami - połowie sprostałem przed wylotem (wszystko w wersji papierowej), natomiast druga szóstka została przeczytana już w podróży na Kindle'u.
94. Pośród cieni - Agnieszka Hałas, Solaris 2013
Od przeczytania pierwszego tomu minęło tyle czasu, że niewiele już z niego pamiętam (dlatego nie lubię cykli, właśnie ze względu na czas oczekiwania na kolejną część). Dwie karty były niezłe, choć, z tego co pamiętam, z nóg mnie nie zwaliły. Drugi tom natomiast to kawał solidnego fantasy, podczas lektury którego nasuwały mi się skojarzenia z Planescape: Torment (swoją drogą najlepsze crpg, w jakie grałem) i to nawet nie ze względu na pozbawionego pamięci o swojej przeszłości głównego bohatera, ale raczej na ogólny nastrój wylewający się z kart książki. Ten zaś udało się autorce stworzyć bardzo dobrze, podobnie jak interesującego protagonistę (nie lubię tego słowa). Ciężko było się oderwać od lektury.
95. W Japonii, czyli w domu - Rebecca Otowa, Świat Książki 2013
Miała być książka o zwykłym życiu w zwykłym japońskim domu i jest, tylko jakoś tak dziwnie mi się ją czytało. Ciężko mi się trawi tekst, w którym kobieta prezentuje się jako kura domowa, która jako ostatnia bierze kąpiel, musi po wszystkich posprzątać i jest z tego powodu szczęśliwa. Wiem, że pozycja społeczno-rodzinna kobiet w Kraju Kwitnącej Wiśni jest właśnie taka, jak pisze Otowa (w skrócie gosposia swojego zapracowanego męża), ale sposób opisywania jej radości z takiego stanu rzeczy wydał mi się bardzo infantylny. Podobnie dziecinnym, a przez to męczącym w odbiorze stylem, udziela wykładu na temat kanji. Z drugiej strony dostałem do rąk solidnie przygotowany od strony merytorycznej (bo w końcu pisany z osobistego doświadczenia autorki) materiał na temat codziennego życia Japończyków.
96. Tradycje kulinarne Japonii - Magdalena Tomaszewska-Bolałek, Hanami 2006
Króciutka książka o japońskim jedzeniu. Bardzo fajnie zostały przygotowane opisy poszczególnych potraw, posortowane w porządku chronologicznym według czasu ich pojawienia się w Japonii. Fakt jednak jest taki, że książka ta przeznaczona jest wyłącznie dla pasjonatów Kraju Wschodzącego Jena (lub do ludzi, którzy się tam wybierają i chcą się dowiedzieć, co będzie im po talerzu łaziło). Solidna porcja informacji została ozdobiona fotografiami przedstawiającymi niektóre z przysmaków, lepiej więc nie czytać tej pozycji o pustym żołądku.
97. Made in Japan - Rafał Tomański, Bezdroża 2013
Z lekkimi obawami sięgałem po najnowszą książkę Tomańskiego. Po lekturze Tatami kontra krzesła odniosłem wrażenie, że autor pisze z perspektywy "bo ja się znam najlepiej", a za czymś takim nieszczególnie przepadam. Tym razem na szczęście udało mu się uniknąć bufonady. Książka prezentuje problemy gospodarcze, jakie spotkały Japonię po tsunami z 2011 roku i problemach w Fukushimie, i ich skutki. Wszystko przedstawione jest rzetelnie i rzeczowo. W pewnych momentach autor porzuca kwestie gospodarki i skupia się na relacjach Japonii z zamorskimi sąsiadami. Warto też wspomnieć o wizualnej stronie książki - wydana w pełnym kolorze z wieloma ładnymi ilustracjami sprawia, że przyjemnie się ją trzyma w rękach.
98. Listy lorda Bathursta - Marcin Mortka, Fabryka Słów 2013
Mortka jest pisarzem bardzo nierównym. Po świetnej trylogii Miecz i kwiaty przyszła pora na żenująco słabe Martwe jezioro i jego kontynuację, a w międzyczasie pojawiło się niezłe Miasteczko Nonstead. Listy lorda Bathursta należą do tej ostatniej kategorii - są przyzwoitą marynistyczną powieścią, ale głowy nie urywają. Z początku zapowiada się na bardzo dobry utwór, później, mniej więcej od połowy książki wiadomo już, o co chodzi, i fabuła przestaje porywać, choć cały czas zapoznawanie się z nią jest dość przyjemne. Nieco problemu może sprawić pojawiająca się co chwilę terminologia żeglarska, ale w książce, której akcja dzieje się na morzu, jej stosowanie jest nieuniknione.
99. Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn - Rafał Kosik, Powergraph 2011
Lubię ten cykl. Trzydziestkę już przekroczyłem, a lektura powieści Kosika sprawia mi zawsze sporo frajdy. Jak można się domyślić po tytule, tym razem problem, przed którym staną bohaterowie, należy do klasycznych motywów sf. I niby autorowi wszystko wychodzi tak, jak powinno - tytułowe trio da się lubić, mimo że Net jak zwykle jest nieco denerwujący, akcja toczy się sprawnie, bez zbędnych przestojów, ciekawie poprowadzone są wątki poboczne - ale podczas czytania miałem wrażenie, że za mało tu buntu w buncie, a strzelaniny są jakieś takie mało dynamiczne. Gdzieś również uciekło mi wyjaśnienie, w jaki sposób bohaterowie wydostali się z wnętrza robota; nie wiem, czy to moje przeoczenie, czy też autor coś pominął lub też wyraził się mało precyzyjnie. Jest to co prawda nadal solidna porcja młodzieżowej literatury, ale raczej należy do słabszych części serii.
100. Diabłu ogarek. Ostatni hołd - Konrad T. Lewandowski, RM 2013 (Kindle)
Jest to moja pierwsza książka przeczytana na Kindle'u, niemal w całości (bo zaczęta jeszcze w Polsce) przeczytana na trasie Frankfurt-Tokio. Po słabej Kolumnie Zygmunta Lewandowski wraca do poziomu prezentowanego w Czarnej Wierzbie. Intryga jest całkiem fajna, fabuła toczy się wartko, dzięki czemu książkę połyka się w ekspresowym tempie. Tym, czego mi brakowało, było jakieś mocniejsze nawiązanie do poprzednich tomów - owszem, pojawiają się znani już bohaterowie, ale fabuła nic wspólnego z poprzednimi częściami nie ma. Nie podoba mi się również zbyt wysoki moim zdaniem poziom umagicznienia świat przedstawionego; w realiach XVII-wiecznej Rzeczypospolitej preferuję jednak magię subtelną, nienarzucającą się (mniej więcej taką, jak w utworach Jacka Komudy). I jakoś tak wyszło, że setną przeczytaną książką w tym roku okazał się e-book, mimo mojego ogromnego zamiłowania do papieru.
101. Rok po końcu świata - antologia, Powergraph 2013 (Kindle)
Jak na zbiór, którego tytuł sugeruje tematykę postapokaliptyczną, strasznie mało tutaj tekstów rozgrywających się po rozumianej w dowolny sposób zagładzie. Większość tekstów nie oczarowuje, choć nie powiedziałbym o nich, że są słabe - każdy posiada jakiś ciekawy motyw, punkt zaczepienia wokół którego kręci się fabuła, przeważnie też interesująco prezentują się światy przedstawione, ale odnosiłem wrażenie, że czegoś mi w nich brakuje. Najbardziej w mój gust trafił Popiołun Wojciecha Szydy, co mnie pozytywnie zaskoczyło, gdyż dotychczas nie ujmował mnie on swoimi utworami. Dobrze też zaprezentowali się Anna Kańtoch (Okno Myszogrodu), Michał Cetnarowski ((¥b3rpμn|{!) i Michał Protasiuk (Prawie), choć po tej pierwszej spodziewałem się jeszcze lepszego tekstu. Z drugiej strony śmiertelnie wynudziłem się przy Retro (fantazji alternatywnej) Jakuba Nowaka. Pozostałe opowiadania poza pewnymi motywami nie zagościły na dłużej w mojej pamięci.
102. Odwrotniak - Jakub Małecki, W.A.B. 2013 (Kindle)
Do tej pory przeczytałem dwie książki Małeckiego - Dżozefa i W odbiciu - obie bardzo dobre. Nie pamiętam, skąd dowiedziałem się o jego najnowszej powieści (moje standardowe źródła wiedzy zgodnie na ten temat milczały), ale bez wahania ściągnąłem ją na czytnik. Tym razem jest to literatura całkowicie głównonurtowa, taka, której z reguły nie czytam, ale świetny styl autora sprawił, że pochłonąłem ją w dwa dni (głównie w pociągach - Japonia to "długi" kraj i przemieszczenie się z miasta do miasta, mimo szybkiej kolei, jednak zabiera nieco czasu). Małecki świetnie kreuje głównych bohaterów, bardzo dobrze wychodzi mu przedstawienie problemów, z jakimi się borykają, pokazuje, do czego prowadzi brak komunikacji między ludźmi. W całej powieści zgrzyta mi tylko zakończenie wątku Izabeli, sprawia on wrażenie niedokończonego, wydaje mi się, że coś jeszcze można by tu powiedzieć. Szkoda trochę, bo wątek Ignacego rozwiązany został rewelacyjnie.
103. Requiem dla lalek - Cezary Zbierzchowski, Powergraph 2013 (Kindle)
Zbiór świetnych opowiadań za jedyne dziesięć złotych - jak tu się nie skusić? Zbierzchowski zainteresował mnie swoją twórczością genialnym Smutkiem parseków opublikowanym w antologii Science fiction, był to mój zdecydowany numer jeden wśród polskich opowiadań w 2011 roku. Autor kreuje w swoich tekstach ciekawy świat (a może światy, mimo zbieżności nazw geograficznych w poszczególnych utworach), tworzy barwnych bohaterów, posługuje się nienagannym stylem i, co ważne, potrafi pisać satysfakcjonujące zakończenia. Z jednym tylko wyjątkiem, jakim jest Mr. Fiction, które przez cały czas trzyma w napięciu, jest doskonale prowadzone, a potem przychodzi zakończenie (bardzo zaskakujące, muszę przyznać), które sprawia wrażenie, jakby autorowi zabrakło pomysłu na rozwiązanie akcji. W zbiorze pojawia się jedno premierowe opowiadanie, Garcia, które świetnie przedstawia nastrój pochłoniętego przez wojnę pogranicza.
104. Worek kości - Stephen King, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)
Na pierwsze spotkanie z Kingiem wybrałem utwór nienależący do jego najbardziej znanych powieści (przynajmniej ja nie miałem z nim wcześniej styczności). Dostałem solidną porcję obyczajowo-detektywistycznego tekstu z nawiedzonym domem w tle. Co najbardziej urzeka, to kreacja bohaterów. Są żywi, można ich lubić i pozwalają na emocjonalne zaangażowanie się w wydarzenia rozgrywające się na kartach utworu. Naprawdę polubiłem Mattie. Styl Kinga jest na tyle dobry, że nie przeszkadzało mi jego wodolejstwo w niektórych partiach tekstu. Tak naprawdę jedynym mankamentem powieści jest scena kulminacyjna, od początku której spodziewałem się deus ex machina i nawet wiedziałem, kto w charakterze owego boga wystąpi. Cała reszta jest zdecydowanie na plus, zwłaszcza kilka ciekawych szczegółów, jak na przykład ludzie z "dolówki".
105. Zaklęcie dla Cameleon - Piers Anthony, Nasza Księgarnia 2012 (Kindle)
Skusiłem się tylko dlatego, że któryś tom dostał wysoką notę w recenzji w Nowej Fantastyce, na moment zapominając, że nie cierpię niekończących się cykli. Seria Xanth jak na razie składa się bodajże z 36 tomów (w naszym języku nieco mniej póki co - w najnowszym wydaniu Naszej Księgarni w chwili, kiedy piszę te słowa, dostępnych jest sześć części) i autor planuje kolejne. Jest to ciekawe fantasy, klasyczna opowieść drogi w tym gatunku, gdzie bohater musi odnaleźć swoje prawdziwe ja. Napisana jest ona bardzo przystępnym stylem, odniosłem wrażenie, że raczej z myślą o młodszym czytelniku, ale motywy erotyczne nieco to odczucie tłumią, przez co nie bardzo wiadomo, kto ma być odbiorcą powieści (strzelam, że jednak starsi nastolatkowie - dla dorosłych może ona być momentami zbyt infantylna, dla młodszych za dużo tu erotyki). Sama podróź głównego bohatera, mimo że interesująca, wygląda, jakby była stworzona przy pomocy generatora spotkań losowych - kłopoty spadają na niego jeden za drugim, lokacja za lokacją, biedak nie ma więc ani chwili wytchnienia. Pomimo pewnych niedociągnięć jest to solidna porcja humorystycznego fantasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz