Udało mi się trochę przyśpieszyć czytanie i w efekcie moim łupem w tym tygodniu padły cztery lektury. Mimo to zaległości z bieżącymi premierami polskiej fantastyki robią się coraz większe - więcej czasu poświęcam bądź to na autorów zagranicznych, bądź też na starszą rodzimą literaturę fantastyczną.
109. Maszyna - Wiktor Żwikiewicz, Solaris 2014
Mój pierwszy kontakt z twórczością Żwikiewicza. Jest to zbiór opowiadań hard SF, w większości pochodzących z lat 70. ubiegłego stulecia. Z jednej strony była to przyjemna lektura - lubię tę odmianę fantastyki - z drugiej zaś często miałem poczucie zagubienia, nie bardzo wiedziałem, co się dzieje i o co chodzi w tekście. Może dlatego nasunęło mi się skojarzenie stylu autora z tym, jakim później zaczął się posługiwać Dukaj (choć jednak Żwikiewicz jest dużo bardziej przystępny). Nie ma tu jakichś wielkich fabuł; rzecz raczej skupia się na człowieku i jego reakcji na kontakt z nieznanym, czy to w postaci interakcji z obcymi istotami, czy też w starciu ze zdobyczami cywilizacyjnymi. Ogólnie jestem zadowolony, mimo że momentami lektura sprawiała mi trudność.
110. Pies i klecha. Żertwa i inne historie - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk, Powergraph 2014 (Kindle)
Zbiór starszych opowiadań o dochodzeniach prowadzonych przez milicjanta i księdza u schyłku PRL-u. Jako kryminały, teksty mnie nie przekonują, bywają chaotyczne, a do rozwiązania spraw bohaterowie dochodzą nie dedukcją i zbieraniem dowodów, ale przez przypadek albo dzięki jakimś szczegółom z życiorysu. Odniosłem jednak wrażenie, że to nie warstwa kryminalna jest tutaj najważniejsza, ale stanowi ona jedynie podkład pod kreację bohaterów i ich wzajemne relacje, a ten element został zbudowany wybornie. Wszystkie teksty, poza dwoma, czytało mi się nieźle; pozostałe dwa to Żertwa, którą opuściłem, bo jest ona prologiem do niedawno przeczytanego Przeciwko wszystkim, więc nie chciałem marnować czasu na ponowną lekturę (ale wspomnienia związane z tym opowiadaniem mam raczej przyjemne), i Ogień i blask obracający się wokół motywu żar ptaka, który to utwór najzwyczajniej w świecie mnie znudził. Jakoś wspomniany ptaszek nie potrafi mnie sobą zainteresować już po raz któryś (dotyczący go Żar Anny Brzezińskiej jest jedną z trzech lektur, które znudziły mnie do tego stopnia, że zasnąłem).
111. Dzieci umysłu - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)
Nie posłuchałem podszeptów kolegów i postanowiłem dalej brnąć w Endera. I całe szczęście, bo jest to bardzo przyzwoita książka, która, choć odstaje poziomem od Gry Endera i Mówcy Umarłych, jest bardzo dobrym zakończeniem sagi. W sumie największą wadą tej powieści jest mała ilość Endera i skupienie się na postaciach tytułowych dzieci umysłu (i wbrew pierwszemu skojarzeniu nie chodzi tutaj o zakon o tej samej nazwie). Podobały mi się zastosowane przez Carda rozwiązania fabularne - może tylko brakowało mi pociągnięcia wątku kolejnej napotkanej w kosmosie inteligentnej rasy. Bardzo po oczach bije kreacja Endera na Chrystusa-Boga oddającego życie za trzy rozumne gatunki i występującego w trzech osobach. Ciekawy zabieg fabularny.
112. Kobieta na krańcu świata - Martyna Wojciechowska, National Geographic 2009
Podrzucone przez Żonę. Jest to literacka wersja pierwszego sezonu programu emitowanego przez TVN prowadzonego przez Martynę Wojciechowską (wersji telewizyjnej nie znam), gdzie przedstawione zostają kobiety z ośmiu krajów, z trzech kontynentów. Czasem są to typowe przedstawicielki społeczeństw, jak wenezuelskie silikonowo-botoksowe modelki czy też panie żyjące w patriarchalnym świecie Zanzibaru lub Namibii, czasem zaś kobiety łamiące stereotyp opiekunki ogniska domowego: boliwijska wrestlerka, argentyńska gaucha albo kambodżańskie saperki (i już mam przed oczami łopatkę, chodzi o kobiety-saperów oczywiście). Wszystko przedstawione zostało w bardzo fajny sposób i ozdobione tonami zdjęć. Czasem tylko miałem wrażenie, że w niektórych reportażach za mało uwagi poświęca się ich bohaterkom - głównie chodzi o Boliwię, gdzie pisze się o tym, jaki to wrestling jest straszny, i o Kenię, gdzie uwaga skupia się na ratowaniu słoniątek. Jednak jest to interesująca prezentacja życia kobiet i roli słabszej płci na drugim końcu świata.
Ciągle pozbywam się makulatury. Do sprawdzenia tutaj.
Ja miałam wrażenie, że te historie dotyczące wrestlingu i słoniątek są po prostu przez autorkę odbierane bardziej emocjonalnie, stąd inne poprowadzenie rozdziału. Wg niej w obu tych przypadkach komuś dzieje się krzywda (wrestlerka nie ma szans w inny sposób zarobić na życie, a ze słoniami to wiadomo co się dzieje), więc pokazuje tu bardziej ogólnie problem.
OdpowiedzUsuńAle fajnie byłoby zaadoptować słonia ;)