środa, 1 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #38 i 39

Wracam po dłuższej nieobecności i tygodniowym urlopowaniu się w Pradze. W związku z wyjazdem w ruch poszedł czytnik i przeczytałem trzy e-booki, które kupiłem tuż po otrzymaniu Kindle'a, a do których przez rok miałem niezbyt po drodze.

99. Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski, Zysk i S-ka 2014

Kolejna książka Cejrowskiego podrzucona przez Żonę. Tym razem rzecz dotyczy nie amazońskiej dżungli, do której opisów WC zdążył przyzwyczaić, ale spokojnego zakątka gdzieś na krańcu świata w Arizonie. Jest to rewelacyjna opowieść o niespiesznym życiu na prerii, o radzeniu sobie z urokami tamtejszej przyrody, o nicnierobieniu i o tym, jak powinno być wszędzie. Cejrowski w typowym dla siebie gawędziarskim stylu roztacza obraz małego miasteczka, gdzie każdy zna każdego i gdzie lepiej nie otwierać ust, bo wiatr nawieje piachu między zęby. Uwielbiam sposób prowadzenia narracji przez pana Wojciecha; tym razem również się zachwyciłem.

100. Dom śmierci - Dean Koontz, Albatros 2013 (Kindle)

To jeden z tych e-booków, które zakupiłem przed wyjazdem do Japonii, ale na których przeczytanie do tej pory nie mogłem znaleźć czasu. W sumie jest to fajny horror, oparty na wybitnie klasycznym motywie nawiedzonego domu, ze sporą liczbą ciekawych bohaterów (tak na dobrą sprawę ciężko o którymkolwiek z nich powiedzieć, że jest normalnym przedstawicielem społeczeństwa, każdy jest w jakiś sposób odchylony). Akcja co chwilę przeskakuje od jednej postaci do następnej i przyznać trzeba, że autor umiejętnie buduje napięcie. Tym, co zawodzi w powieści, jest jej zakończenie - odniosłem wrażenie, że bohaterowie właściwie nie mają wpływu na jego kształt. Powieść tę nabyłem, żeby sprawdzić pióro Koontza i jestem wystarczająco zadowolony z lektury, żeby sięgnąć po jego kolejną książkę.

101. Ksenocyd - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Comiesięczny przydział Endera. Niestety na razie z tomu na tom jest gorzej. Tutaj zbyt często odnosiłem wrażenie, że i narracja, i wypowiedzi bohaterów są zbyt patetyczne i egzaltowane. Fabularnie jest całkiem przyzwoicie: jest to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z Mówcy Umarłych, Card udziela odpowiedzi na pytania, które w poprzednim tomie nie znalazły odpowiedzi, a ponadto wprowadza do świata przedstawionego ciekawą planetę wzorowaną na Chinach z czasów cesarstwa. Szkoda tylko, że jest to kolejna książka w ciągu tych dwóch tygodni, w której zawodzi mnie zakończenie: jest mało wyraziste i nijakie. Słyszałem wprawdzie opinie, że nie warto sięgać nic innego niż Gra Endera i Mówca Umarłych, więc mógłbym stwierdzić, że sam jestem sobie winien, ale mimo wspomnianych niedociągnięć mam w miarę pozytywne wrażenia z lektury.

102. Anioły i demony - Dan Brown, Sonia Draga 2013 (Kindle)

Jest to kolejny e-book z pierwszego szaleństwa zakupowego tuż po otrzymaniu Kindle'a. Miałem tę książkę przeczytać w Japonii, ale nie wyszło i dopiero teraz znalazłem na to czas. No i solidnie się rozczarowałem, choć zapewne udział w tym miał fakt, że widziałem wcześniej ekranizację i od początku wiedziałem, kto zabił. I znów najmniej mam ochotę narzekać na fabułę: jest całkiem w porządku, wątek sensacyjno-kryminalny poprowadzony został bardzo sprawnie. Bardzo mnie raziło parę głupot (według mnie przynajmniej były to głupoty), jakie znalazły się w powieści. Bardzo szybko uaktywniło się moje zboczenie zawodowe, kiedy okazało się, że bohater przedostaje się samolotem z Bostonu do Szwajcarii w półtorej godziny (pomijam kwestie rozwiązań technicznych wymaganych do takich podróży, ale godzinę zajęłoby wznoszenie i zniżanie w przestrzeni kontrolowanej przy zachowaniu ograniczeń prędkości narzucanych przez kontrolę ruchu lotniczego). Dalej wychodzi amerykanizm autora: naukowcy w CERN zamiast do siebie dzwonić korzystają z pagerów (ktoś w Europie w ogóle ma coś takiego?), a główny bohater bardzo się dziwi, że jego towarzyszka zna cyfry rzymskie, jakby były one jakąś wiedzą tajemną. A takich kwiatków jest więcej.

103. Panika - Graham Masterton, Rebis 2013 (Kindle)

Okoliczności zakupu tej książki były takie same jak Aniołów i demonów oraz Domu śmierci. Po Aniele Jessiki do kolejnej powieści Mastertona podchodziłem jak pies do jeża, ale obawy te okazały się nieuzasadnione. Wprawdzie nie jest to żadne wybitne dzieło, ale solidnie zbudowany horror z bardzo dobrym zakończeniem (w końcu). Fajnie też, że powieść ta przesycona jest polskimi akcentami, zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i o miejsce akcji. Przeszkadzał mi z kolei proekologiczny bełkot, który odgrywa bardzo ważną rolę w utworze, choć jest to prawdopodobnie wynikiem mojej alergii na oszołomów przykuwających się łańcuchami do drzew. Nie pasowała mi też postać chorego na zespół Aspergera dzieciaka, który zachowywał się, jakby miał dużo więcej lat niż dwanaście. Mimo wszystko, powieść ta stanowi zdecydowany postęp jakościowy w porównaniu z Aniołem Jessiki, co utwierdza mnie w przekonaniu, że warto autorom dawać drugą szansę.

104. Droga pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2014

Kiedy już Mortka zaczął mnie irytować swoim pisaniem, okazało się, że potrafi stworzyć całkiem ciekawą postapokaliptyczną powieść drogi, zdecydowanie lepszą od swojego poprzednika z cyklu Pęknięte Niebo. Bardzo mi się spodobał świat przedstawiony, ciekawi są też nowi bohaterowie (jeden bardziej szalony od drugiego). Trochę irytuje Heather, główna bohaterka, ale da się to wytłumaczyć tym, że jako siedemnastolatka ma prawo być kretyńsko uparta, niestabilna i niedojrzała. Odnoszę wrażenie, że Droga... miała na celu, bardziej niż porwanie czytelnika fabułą (która jest bardzo dynamiczna, naprawdę sporo się dzieje na 230 stronach, ale bez wyraźnego celu), zaprezentowanie świata po końcu świata. To akurat wyszło Mortce bardzo dobrze. Brakuje tylko jakichkolwiek odpowiedzi odnośnie tego, co się dzieje, jakby liczba tomów serii była sztucznie pompowana.

Podsumowanie września

We wrześniu udało mi się osiągnąć niezły wynik, bo przeczytałem trzynaście książek, choć żadna z nich nie była wybitną cegłą. W związku z różnymi wyjazdami (Polcon, Praga) zaznaczyła się spora przewaga Kindle'a. Co ciekawe, już drugi miesiąc z rzędu nie przeczytałem żadnej książki napisanej kobiecą ręką (Cherezińska czeka, ale jest dość daleko w kolejce). Wychodzi na to, że panie, z nielicznymi wyjątkami, fantastyki nie pisują. Z innej beczki: cieszę się, że udaje mi się utrzymać zamierzony comiesięczny rytm Pratchett-Dick-Card, choć ten ostatni z tomu na tom traci na jakości. Jestem też ogólnie zadowolony z poziomu przeczytanych lektur: dwie z nich wskoczyły na pierwsze dwa miejsca w tegorocznym Top 10, do tego trafiło mi się sporo ciekawych powieści (jakoś ostatnio omijają mnie zbiory opowiadań), a żadna z nich nie znalazła się na liście najgorszych.

Książka miesiąca: Philip K. Dick - Przez ciemne zwierciadło
Rozczarowanie miesiąca: Dan Brown - Anioły i demony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz