134. Anna Karenina - Lew Tołstoj, Znak 2012 (Kindle)
Męczyłem to w zasadzie od początku grudnia. Jest to książka, po którą sięgnąłem z dwóch powodów: po pierwsze chciałem się zapoznać z literackim pierwowzorem przed obejrzeniem ekranizacji; po drugie zaś zainteresowałem się nią, bo często wspominał tę powieść Bułyczow w Osadzie. Moim pierwszym wrażeniem było, że jest to jakiś rozbudowany Harlequin, i utrzymało się ono do końca. Jedynym, za co mogę pochwalić tę książkę, jest styl Tołstoja: plastyczne i precyzyjne opisy, typowe dla realizmu. Niestety od czasów licealnych nic się nie zmieniło i literacki realizm nudzi mnie śmiertelnie, przez co lektura Anny Kareniny była drogą przez mękę. Wiele wątków jest tu niepotrzebnych, a bardzo ważne wydarzenie z końca siódmej części nie znajduje ani słowa komentarza w ostatniej, ósmej części powieści. To były zmarnowane trzy tygodnie.
135. Piramidy - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009 (Kindle)
W ramach odtrutki po Tołstoju wystąpiła grudniowa porcja Pratchetta. Tym razem uwaga autora skupiła się na kraju będącym odpowiednikiem starożytnego Egiptu; przedstawionym w krzywym zwierciadle, jak na Świat Dysku przystało. Widać, że autor się wyrobił i nie męczy już tak, jak w pierwszych dwóch tomach cyklu. Przedstawione wydarzenia są zabawne i ani przez moment nie poczułem się znużony nagromadzeniem humoru, co oznacza, że był on dawkowany w dobrych ilościach.
136. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2006
Tę książkę podrzuciła mi Żona i jest to zdecydowanie najlepsze, co przeczytałem w grudniu. Zafón doskonale przedstawia obraz Barcelony za czasów generała Franco. Jest tu w zasadzie wszystko: tajemnica związana z pewną książką, ciekawi bohaterowie i sprawne użycie oklepanych motywów (opuszczony dom, zakazana miłość, tajemnicza postać), które tutaj potrafią porwać i zauroczyć. Miałem wrażenie, że obraz miasta jest jak wyjęty ze snu, bardzo mi się ta Barcelona spodobała. Książkę zdobią czarno-białe zdjęcia przedstawiające stolicę Katalonii z lat 50., podkreślające urok miejsc opisywanych na kartach powieści.
137. Demony wojny. Część 2 - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Przyszła pora na zmniejszanie zaległości w polskiej fantastyce. Mimo tytułu sugerującego mocniejsze związki z fabułą pierwszego tomu Demonów wojny, druga część opowiada oddzielną, samodzielną historię. Akcja przenosi się ze Związku Radzieckiego do oblężonego przez Armię Czerwoną Wrocławia, gdzie Razumowski poszukuje śladów tajnej bazy Himmlera. Fabuła rozgrywa się raczej spokojnie, trudności, jakie napotyka protagonista, wydają się być przez większą część powieści odległe, a dzięki temu udaje się Przechrzcie ukazać ludzką stronę sowieckiego agenta. Tylko zakończenie pozostawia nieco do życzenia: bohater radzi sobie z przeciwnościami zbyt łatwo, bez względu na to, jak potężny jest jego przeciwnik.
138. Galaktyczny zwiad - Siergiej Sniegow, Solaris 2013
Radziecka space opera, której trzeci tom ukazał się w 1984 roku w Fantastyce (oczywiście nie przeczytałem, pozostawiając sobie lekturę całej trylogii Ludzie jak bogowie w wydaniu Solarisu). Przez cały czas lektury miałem wrażenie, że oglądam odcinek Star Treka: romantyczna wizja eksploracji przestrzeni kosmicznej, gdzie różne gatunki żyją ze sobą w pokoju; zjednoczona ludzkość; odrzucenie przemocy jako sposobu rozstrzygania konfliktów. I w tym wszystkim pojawiają się kosmici, którzy nie chcą się dostosować. Tacy Klingoni tylko potężniejsi. Fajnie się czyta SF z lat sześćdziesiątych. Często jest ono naiwne, ale przedstawia wiarę w człowieka, o co w dzisiejszej literaturze coraz trudniej.
139. Galop '44 - Monika Kowaleczko-Szumowska, Egmont 2014 (Kindle)
Sięgnąłem po to zachęcony pozytywną recenzją w Nowej Fantastyce i niestety nie mam aż takich dobrych wrażeń z lektury. Może dlatego, że nie uważam powstania warszawskiego za najważniejszy moment w historii Polski, drażni mnie idealizowanie obrazu jego uczestników i przedstawianie go jak czegoś niesłychanie potrzebnego. Fabularnie książka ani mnie ziębi, ani grzeje: ot, jest sobie powstanie, do którego trafia dwóch współczesnych nam chłopaków, wychowanych w patriotycznej rodzinie, którzy postanawiają oddać życie w przegranej sprawie sprzed siedemdziesięciu lat. Jest to książka dla młodszego czytelnika (choć raz pada słowo "gówno"), która może kształtować postawy patriotyczne, momentami wzruszająca, ale ponad przeciętność się nie wybija.
140. Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę - Robb Maciąg, Zysk i S-ka 2008
Bo szukam kierunku na przyszłoroczny urlop. Jest to trochę dołująca książka, wszak napisana została po tym, jak autor zorientował się, że jego miejsce obok żony w łóżku jest zajęte przez kogoś innego. Efektem tego szoku jest siedem tysięcy kilometrów przejechanych na rowerze w południowo-wschodniej Azji. Książka jest pamiętnikiem z podróży, spisywanym niemalże dzień po dniu, gdzie większość wpisów to głównie przemyślenia Maciąga z niewielką domieszką opisów otaczającego go świata. Warto jednak po nią sięgnąć: czasem jest smutno, czasem zabawnie, jak to w życiu. Samego tekstu jest tu raptem siedemdziesiąt parę stron (czyli do przeczytania w godzinę lub dwie, jak ktoś ma wolne tempo), większą część objętości stanowią zdjęcia, świetnie dobrane, przedstawiające wycinki krajów, przez które autor się przemieszczał. Po raz kolejny potwierdza się, że po książki z serii Biblioteka Poznaj Świat warto sięgnąć choćby dla samej strony graficznej książek.
Podsumowanie grudnia
W grudniu czytanie szło mi jak krew z nosa. Sporo czasu spędziłem za kierownicą, do tego wypadły Święta, pewne sprawy osobiste i Anna Karenina, które wpłynęły na tempo czytania. Ostatecznie zamknąłem miesiąc z dwunastoma przeczytanymi książkami, choć jeszcze w Wigilię zastanawiałem się, czy uda mi się dobić do dziesięciu sztuk. Ciągle mało czytam polskiej fantastyki, ale doświadczenie mówi mi, że w pierwszym półroczu 2015 w tej kwestii tempo zostanie podkręcone.Książka miesiąca: Carlos Ruiz Zafón - Cień wiatru
Rozczarowanie miesiąca: Lew Tołstoj - Anna Karenina
Podsumowanie roku
Jestem umysłem ścisłym (niektórzy mówią, że ściśniętym), więc najpierw trochę liczb. Przeczytałem 140 książek, czym pobiłem własny zeszłoroczny rekord. Z tej liczby 96 sztuk stanowiła fantastyka (w tym 66 polska i 30 zagraniczna), 23 literatura głównonurtowa (wrzuciłem tu Szekspira), 11 literatura podróżnicza (zdecydowanie mniej niż się spodziewałem), 6 sensacja, 2 historia, i po jednej książce informatycznej (no, prawie) i tomik poezji (pierwszy raz od 2001 roku miałem kontakt z poezją - straszne).Jeśli chodzi o wydawnictwa, to najczęściej w moje ręce trafiały książki Fabryki Słów (20 pozycji), choć dużo słyszałem o spadku jakości ich publikacji. Dalej uplasowały się Prószyński i S-ka (13), Rebis i Wolne Lektury (po 11) oraz Powergraph (10). Wyszło też, że jestem szowinistyczną świnią, gdyż 123 książki, które przeczytałem, zostały napisane przez mężczyzn; widać kobiety rzadko tworzą interesującą mnie literaturę. Starcie papier vs Kindle w tym roku wygrał ten drugi wynikiem 76:64, co jest skutkiem dość częstych wyjazdów (delegacje, urlopy, sprawy rodzinne).
Najczęściej czytani autorzy to: Terry Pratchett (7 książek), Philip K. Dick (5), Orson Scott Card, Jakub Ćwiek, Rafał Kosik, Marcin Mortka (po 4), Aneta Jadowska, duet Orbitowski i Urbaniuk, Adam Przechrzta, William Shakespeare i Vladimir Wolff (po 3).
Cieszy mnie, że w każdym miesiącu udawało mi się przeczytać minimum 10 książek. Ciekawe, czy w przyszłym roku uda mi się uzyskać 150 przeczytanych tytułów. Zacząłem w tym roku sprzedawać książki. Trochę wolno mi to idzie, ale w końcu szybciej się makulatury pozbywam niż ją nabywam. No i ceny, jakie uzyskuję nie są porywające, ale nawet te parę złotych zawsze się przyda. A jak czegoś nie udaje się zamienić na gotówkę, zanoszę do biblioteki.
Trochę podziękowań:
- Dla Żony, która jest pierwszym czytelnikiem i korektorem bloga i co jakiś czas podrzuca mi coś do przeczytania. Za to, że jest i ma do mnie cierpliwość.
- Dla wszystkich czytelników za to, że chce się im czytać moje grafomańskie wypociny, a zwłaszcza dla tych, którzy zostawili po sobie ślad: baczko, Clod, Iman, MEaDEA, Melanto, Repek, Scobin, Senthe, Szept, Thoctar i zegarmistrz. Tych, którzy czują się pominięci przepraszam; postaram się poprawić za rok.
- Dla Agnieszki Hałas, bo miło jest wiedzieć, że autorzy czytanych przeze mnie książek interesują się tym, co mam do powiedzenia na ich temat i zostawiają odzew.
W przyszłym roku też będę pisał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz