41. Album - Krzysztof Maciejewski, Forma 2013
Na stu dziesięciu stronach udało się upchnąć dwadzieścia cztery opowiadania, po które nigdy bym nie sięgnął, gdyby nie pozytywna recenzja w Nowej Fantastyce. Sam fakt, że poszczególne teksty nie zajmują więcej niż dziesięć stron, sprawia, że nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek rozbudowywaniu fabuły. Większość utworów opiera się więc na jednym pomyśle i zazwyczaj kończy się zaskakującą puentą. To właśnie zakończenia opowiadań są tym, na co szczególnie zwróciłem uwagę. Podobał mi się też elegancki, poetycki język, jakim posługuje się autor. Z drugiej strony, jak to zwykle bywa w przypadku zbiorów tekstów, także i Maciejewskiemu nie udało się zachować równego poziomu: niektóre z jego utworów mnie znudziły, co jest szczególnie dziwne w przypadku sześciostronicowego dzieła.
42. Carska manierka - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2013
Kolejna książka i kolejny zbiór opowiadań. Już kiedyś wspomniałem, że poważniejsza część twórczości Pilipiuka jest tym wycinkiem jego działalności literackiej, który mi szczególnie odpowiada. I mimo że większość z tekstów opiera się na podobnym schemacie (trzeba znaleźć jakiś dawno zaginiony przedmiot, o którym wzmianki pojawiają się wyłącznie w legendach lub bardzo starych dokumentach), ich lektura sprawia mi masę frajdy, zarówno kiedy bohaterem jest nieradzący sobie z płcią przepiękną Robert Storm, jak i mój ulubiony Pilipiukowy protagonista, doktor Skórzewski (którego tutaj mamy okazję obserwować w późnym okresie życia). Zbiór wieńczy opowiadanie, w którym autor przedstawia wizję płaskiej Ziemi (Kolumb i reszta mylili się). Koncept wydał mi się fajny; szkoda tylko, że Pilipiuk postanowił urwać fabułę w połowie, pozostawiając otwarte, niesatysfakcjonujące zakończenie.
43. Sezon burz - Andrzej Sapkowski, SuperNOWA 2013
Być miłośnikiem literatury fantastycznej i nie sięgnąć po coś Sapkowskiego to grzech, nawet jeśli to coś jest przyjmowane przez czytelników niezbyt gorąco. Wyszło jednak na to, że przejmowanie się malkontentami nie ma sensu - nowy Wiedźmin poradził sobie bardzo dobrze, choć do bycia książką rewelacyjną na miarę pierwszych tomów oryginalnej sagi czy też Ostatniego życzenia (Miecz przeznaczenia jakoś nie miał okazji trafić w moje ręce) trochę mu zabrakło. Przede wszystkim kuleje fabularnie; może nie ma tu jakichś potworków, ale wpędzanie wiedźmina w kolejne kłopoty, kiedy ten próbuje odzyskać skradzione miecze, nie jest czymś powalającym na kolana. Potwierdzić mogę też to, o czym można było przeczytać dosłownie wszędzie: Sezon burz sprawia wrażenie posklejanych opowiadań wyciągniętych przez Sapka z szuflady. Irytuje również fakt wychodzenia wiedźmina z opresji przeważnie dzięki niebywałemu szczęściu (z uwzględnieniem deus ex machina) zamiast za sprawą własnych umiejętności. Z drugiej strony, całkowicie porwał mnie język powieści. Sapkowski nadal zachwyca sposobem prowadzenia narracji i genialnymi dialogami. I choćby z tego powodu warto było dać mu zarobić.
44. Krew, pot i łzy - Carla Mori, Oficynka 2013 (Kindle)
Skusiły mnie pozytywne opinie na Polterze. Po lekturze zastanawiam się, kiedy przestanę się przy wyborze lektur kierować opinią innych, bo przeważnie moja ocena jest zupełnie odmienna od ogółu. Zaczyna się dobrze:
Podsumowanie kwietnia
Dwanaście książek w kwietniu sprawia, że czytam z zadziwiającą regularnością: dziesięć sztuk w miesiącach dłuższych, dwanaście w krótszych (powinno być chyba odwrotnie). Z liczby tej jestem tym bardziej zadowolony, że trzy książki to solidne cegły (Pomnik cesarzowej Achai, Horyzont zdarzeń i Gambit mocy), które udało mi się szybko i sprawnie ukończyć. Sporo czasu spędzanego w komunikacji publicznej na Malcie i samotne wieczory tamże też dołożyły swoją cegiełkę. Przez to też Kindle był mocno eksploatowany. Zobaczymy, jak będzie w maju. Na razie mam jeszcze trochę papieru z 2013 roku, rok 2014 zaś głównie w formie elektronicznej.Książka miesiąca: Jakub Ćwiek - Świetlik w ciemności
Rozczarowanie miesiąca: Carla Mori - Krew, pot i łzy
Makulatury pozbywam się tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz