Aktualnie przeżywam remont w mieszkaniu, stąd też brak zeszłotygodniowej notki. Przez dwa tygodnie udało mi się przeczytać cztery książki, głównie z tegorocznej polskiej fantastyki - jak zwykle pod kątem doboru utworów do nominacji do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. W tym względzie mogło być lepiej, ale o tym poniżej.
104. Takeshi 2. Taniec Tygrysa - Maja Lidia Kossakowska, Fabryka Słów 2015 (Kindle)
Lubię twórczość Kossakowskiej, ale tym razem się nie popisała. O ile osadzenie akcji w pseudo-Japonii i quasi-Meksyku nadal jest świetnym zabiegiem, to tym razem brakuje mu efektu "wow", który pojawił się przy pierwszej części przygód Takeshiego. Zresztą o Tańcu Tygrysa ciężko w ogóle powiedzieć, że są to przygody Takeshiego. Tytułowy bohater zepchnięty został na dalszy plan i poświęcono mu bardzo mało czasu antenowego przeznaczonego głównie na dochodzenie do zdrowia po wydarzeniach z finału Cienia Śmierci. Odpowiedzialność za pchanie fabuły do przodu spada więc na inne postacie powieści. Tutaj jest już w miarę przyzwoicie, choć odniosłem wrażenie, że Kossakowska stworzyła zbyt wielu bohaterów, przez co za bardzo się rozdrabnia z poszczególnymi wątkami. Wyszło rozczarowanie; szkoda, bo wiem, że autorka potrafi pisać bardzo dobre rzeczy.
105. Ślepy demon. Sieciech - Witold Jabłoński, SuperNOWA 2015
Kolejna rzecz, która pozostawiła spory niedosyt i to w zasadzie z tego samego powodu, co poprzednia książka: za mało Sieciecha w Sieciechu. Akcja toczy się po przejęciu władzy przez Bolesława Śmiałego; reakcja pogańska została stłumiona, choć niedobitki starowierców ciągle się kryją po lasach. Sam pomysł na opisanie konfliktu pomiędzy narzuconą siłą kulturą chrześcijańską a słowiańszczyzną jest bardzo interesujący; ciekawie też rozwija się tytułowy bohater, ale jest tu jeden problem: ten rozwój odbywa się poza kartami powieści. W utworze prezentowany jest jedynie efekt tego rozwoju. Niezbyt pasowało mi również wprowadzenie wątków związanych z duchami lasu (chyba z nimi, ciężko mi to stwierdzić): sprawiają wrażenie całkowicie oderwanych od reszty powieści i niezbyt wiem, czemu mają służyć.
106. Stalowe Szczury. Błoto - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2015 (Kindle)
Poziom lektur się powoli podnosi, ale to ciągle nie jest to, co chciałbym czytać. Gołkowski przyzwyczaił mnie do niezwykle barwnego świata czarnobylskiej Zony, więc tym razem miałem spore wymagania co do kreacji świata przedstawionego. Akcja rozgrywa się na froncie wielkiej wojny, która nie zakończyła się w 1918 roku, ale trwa o wiele dłużej. W rolach głównych bohaterów występuje karny oddział wysłany do walki, aby zadośćuczynić swoim występkom. Jednak najciekawsze wydarzenia mają miejsce poza polem walki, w ośrodku dowodzenia i jego okolicach. Niestety Gołkowski nie poświęca wiele miejsca na zarysowanie działań na wyższych szczeblach, ale wydaje się, że dokona tego w kolejnej części, gdyż Błoto ewidentnie stanowi preludium do jakiejś większej opowieści. Niestety skupienie się na opisywaniu wydarzeń frontowych negatywnie wpływa na ocenę książki: nieustanne strzelanie do wroga jest po prostu nudne, choć rozumiem, że chodziło o zaprezentowanie czytelnikowi bohaterów.
107. Samotność Anioła Zagłady - Robert J. Szmidt, Fabryka Słów 2009
W końcu coś dobrego. Ponoć Szmidt znany jest ze swojej postapokaliptycznej twórczości. Ja nie miałem do tej pory większej okazji się z nią zapoznać; przeczytałem tylko zbiór opowiadań Alpha Team i kosmiczne SF w postaci Łatwo być Bogiem. Tym razem do rąk wziąłem powieść o ostatnim człowieku na Ziemi, którą spotkała zagłada dzięki zastosowaniu broni masowego rażenia. Fabuła dotyczy przede wszystkim podróży przez wymarłe Stany Zjednoczone. W jakim celu ta podróż? Tego nie załapałem. W każdym razie bohater nieustannie się przemieszcza pomiędzy miastami i próbuje przetrwać korzystając z pozostawionych dobrodziejstw ludzkości. Bardzo ciekawie Szmidt przedstawił zmiany w psychice człowieka, który nie ma żadnego towarzystwa i nie może się do nikogo odezwać. Na deser zostawił zaś dość mocne zakończenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz