poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Przeczytane. Marzec 2013

Narzeczona w delegacji, nie ma do kogo gęby otworzyć, więc czytam zdecydowanie więcej niż w normalnych warunkach. W końcu zabrałem się za Ucztę Wyobraźni Maga, sięgnąłem również po literaturę podróżniczą. Ostatecznie udało mi się w marcu przeczytać czternaście książek, przy czym zauważyłem, że większość z nich mi się podoba. Albo więc dobrze trafiam, albo niewiele trzeba, żeby mnie zadowolić. Sam nie wiem.

16. Światło - M. John Harrison, MAG 2010

Pierwszy tytuł z Uczty Wyobraźni, po jaki sięgnąłem, choć na półce trochę się ich już ustawiło, a wszystko to przez promocję 1+1 w Empiku. Chciałem być na bieżąco z nowościami wydawniczymi i zakupiłem Pustą przestrzeń, po czym się okazało, że jest ona trzecim tomem serii, którą otwiera Światło. Dość mała czcionka sprawiła, że nie byłem w stanie pochłaniać ogromnej liczby stron na dobę (choć w cztery dni, z których dwa spędziłem z wizytą u rodziny, się wyrobiłem). Język również nie należy do najprostszych, ale z drugiej strony nie jest też szczególnie ciężki w odbiorze. Styl jest bardzo dobry, a autor unika technobełkotu. Nie razi mnie nawet wulgarny język używany do opisu scen erotycznych - autor w ten sposób przedstawia seks jako zwierzęce pożądanie. Na powieść składają się trzy wątki, z których dwa dzieją się w odległej przyszłości, w erze lotów kosmicznych, a trzeci (a właściwie pierwszy według kolejności występowania w utworze) toczy się pod koniec drugiego tysiąclecia. Przez całą lekturę w napięciu czekałem na ich połączenie i po przeczytaniu ostatniego rozdziału poczułem się usatysfakcjonowany. Mam nadzieję, że kolejne książki Harrisona okażą się co najmniej równie dobre.

17. Pomnik cesarzowej Achai. Tom II - Andrzej Ziemiański, Fabryka Słów 2013

Akcja drugiego tomu rozgrywa się niewiele czasu po wydarzeniach z poprzedniej części. Ziemiański prezentuje spotkanie dwóch bardzo różnych kultur, które dzieli z jednej strony przepaść technologiczna, a z drugiej podejście do zjawisk nadprzyrodzonych. Równocześnie przedstawione są mechanizmy działania rewolucji społecznych - po raz kolejny świat Achai dzięki ponadprzeciętnym jednostkom przechodzi radykalne zmiany. Coraz więcej też dowiedzieć się można o tytułowym pomniku, choć większość spraw z nim związanych pozostawiono na trzeci tom. Powieść napisana jest sprawnie, do czego w przypadku Ziemiańskiego zdążyłem się przyzwyczaić - wszystkie jego dotychczasowe utwory, z którymi się zapoznałem, połykałem w mgnieniu oka. Pozostaje czekać na kolejny tom serii, mam nadzieję, że ukaże się jeszcze w tym roku.

18. Nowe kroniki wina - Marek Bieńczyk, Świat Książki 2012

Prezent walentynkowy od Narzeczonej. Bardzo trafny zresztą, jako że wino pić lubię, delektuję się nim, choć kompletnie się na nim nie znam. Nigdy nie potrafię wyczuć czy to w zapachu, czy też w smaku, malin, wiśni, kory dębu ani żadnej innej stajni. Z tej książki się tego nauczyć nie można. Jest to za to zbiór esejów na temat wina, które autor niegdyś publikował w prasie enologicznej, docelowo przeznaczonych dla ludzi, którzy specjalistami nie są. Teksty są momentami dowcipne, czasem przygnębiające, a czasem egzaltacja tak bije po oczach, że aż boli. Część tekstów dotyczy obrazu wina w różnych rodzajach sztuki zarówno w roli pierwszoplanowej, jak i nic nieznaczącej dla samego utworu - winomani i tak będą się przyglądać, jakie wino pito w jednej scenie podrzędnego filmu. Sporo esejów omawia poszczególne gatunki win, wraz z okolicznościami, w jakich autorowi przyszło je pić (jest nawet mowa o "winie" jabłkowo-siarkowym Ewa). Mnie najbardziej podobały się fragmenty poświęcone degustacjom. Niestety autor skupia się w zdecydowanej większości na winach francuskich, nieco pisze o włoskich, o winach z pozostałych stron świata tekstów jest niewiele albo też nie ma ich wcale (jak w przypadku win z Maroka, Tunezji czy nawet Australii). Brakuje również jakiegoś podsumowania spinającego te 160 tekstów. Mimo to jest to ciekawa lektura, pozwalająca spojrzeć na wino oczami znawcy i dowiedzieć się, że idąc w gości nie powinno się zanosić chardonnay ani merlot. Przy okazji nabrałem ochoty na jakiegoś burgunda.

19. Portret pani Charbuque / Asystentka pisarza fantasy - Jeffrey Ford, MAG 2013

Mag postanowił połączyć dwie publikacje w jednym tomie. Asystentka pisarza fantasy to zbiór opowiadań prezentujący różne gatunki fantastyki. Teksty w nim zgromadzone są krótkie (po około 20 stron) i oparte na ciekawych, często zaskakujących pomysłach. Do każdego z utworów dodany jest komentarz autora. Chyba pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, kiedy niemal wszystkie opowiadania w zbiorze trafiają w mój gust. Nie dotarła do mnie jedynie Pansolapia, w trakcie czytania której zadawałem sobie dokładnie to samo pytanie, o którym Ford pisze w swoim komentarzu. Drugą część książki stanowi powieść Portret pani Charbuque opowiadająca o malarzu, który ma stworzyć portret kobiety, nie wiedząc, jak ona wygląda. Kryminał ten, w którym motywy fantastyczne w zasadzie nie występują czyta się z wypiekami na twarzy, po każdym rozdziale natychmiast zabierałem się za kolejny, łaknąc kolejnych wskazówek podsuniętych przez autora.

20. Jonathan Strange i pan Norrell - Susanna Clarke, MAG 2013

Swego czasu podjąłem kolejne postanowienie czytelnicze, ale nie miałem kiedy przystąpić do jego realizacji. Otóż zamierzam przeczytać wszystkie powieści (jak się uda, to po mikropowieści też sięgnę) nagrodzone Hugo lub Nebulą. Wydawnictwo Mag, publikując Jonathana Strange'a i pana Norrella jako część Uczty Wyobraźni sprowokowało mnie do rozpoczęcia realizacji zamierzonego zadania. Niestety nie był to najlepszy wybór. Akcja powieści toczy się głównie w Anglii na początku XIX stulecia. Jej bohaterami są dwaj magowie, którzy próbują przywrócić magię na wyspie. Problem w tym, że obaj są potwornie irytujący. Niby wielcy specjaliści, a nie potrafią dojrzeć otaczającej ich magii, nawet gdy ta podchodzi i kopie ich w tyłek. Trzeci pojawiający się w utworze mag pod tym względem im nie ustępuje. Bohaterów, którzy wzbudzili moją sympatię można policzyć na palcach jednej ręki doświadczonego drwala. Fabuła toczy się ślamazarnie, choć przyznać muszę, że potrafi sobą zainteresować. Pozytywną stroną powieści jest natomiast jej bardzo elegancki język, oddający ducha dżentelmeńskiej XIX-wiecznej Anglii. Rok 2005 musiał być nie najlepszy literacko, jeśli utwór Clarke zdobył Hugo.

21. Czas poza czasem - Philip K. Dick, Rebis 2013

Jestem bardzo wdzięczny Rebisowi za wznowienie dzieł Dicka. Wstyd przyznać, ale mam ogromne zaległości względem klasycznej fantastyki, w tym właśnie wspomnianego pisarza. Do tej pory zapoznałem się wyłącznie ze zbiorem Krótki, szczęśliwy żywot brązowego oxforda i opowiadaniem Przypomnimy to panu hurtowo i to co najmniej dziesięć lat temu. W tym roku staram się czytać interesujące mnie książki tuż po ich premierze, stąd też zacząłem zapoznawanie się z Dickiem od Czasu poza czasem. Lektura mojego zdania o autorze nie zmieniła - nadal jestem nim zachwycony. W powieści pojawiają się pytania o otaczającą nas rzeczywistość, czy to, co dostrzegamy, jest prawdziwe. Utwór przypomina Truman Show, choć właściwie jest odwrotnie - to Truman Show przypomina Czas poza czasem. Główny bohater, Ragle Gumm, zarabia na życie rozwiązując łamigłówki. W pewnym momencie orientuje się, że w otaczającej go rzeczywistości coś nie gra i postanawia dotrzeć do prawdy. Powieść przez cały czas trzyma w napięciu, a zakończenie jest zaskakujące. Za mało jest tylko Junie Black, jakby Dickowi zabrakło pomysłu, co z nią zrobić. Poza tym jest bardzo dobrze.

22. Mocarstwo - Marcin Wolski, Zysk i S-ka 2012

W kontynuacji Wallenroda Wolski przenosi akcję do wczesnych lat 80. XX wieku. Ponownie korzysta ze zjawiska rzeczywistości alternatywnych, porównując nasz rzeczywisty świat stanu wojennego z hipotetyczną mocarstwową wizją Polski sprzymierzonej czterdzieści lat wcześniej z Hitlerem. Autor dostrzega zagrożenia płynące z demokracji i kapitalizmu, wypowiada się krytycznie o współczesnej Unii Europejskiej, jednocześnie pokazując jak takie stowarzyszenie narodów powinno jego zdaniem wyglądać. Tym razem akcja napisanego przez niego utworu ma mniejszy rozmach niż w przypadku poprzedniego tomu, ciężko jest mi również zrozumieć, co stoi za przeskokiem bohatera z jednej rzeczywistości do drugiej, poza koniecznością prowadzenia fabuły. W dalszym ciągu jest to jednak niezła powieść sensacyjna, choć nieco słabsza od poprzedniczki.

23. Diabłu ogarek. Czarna Wierzba - Konrad T. Lewandowski, RM 2011

Dużo złego słyszałem o tej książce, może dlatego więc nie miałem wielkich oczekiwań odnośnie powieści Lewandowskiego i dałem mu się pozytywnie zaskoczyć. Tym razem styl autora mnie nie drażnił, bohatera, Stanisława Jakuba Lawendowskiego, polubiłem (choć irytuje mnie nadawanie głównej postaci nazwiska zbliżonego do autora), nie przeszkadzało mi też nazywanie nunchaku cepem (swoją drogą, skąd się w ogóle w XVII-wiecznej Polsce wzięło nunchaku?). Powieść jest napisana z polotem, Lewandowski umieszcza w tekście ciekawe opowiastki i często robi się wesoło. Magia występuje w postaci kontaktów z siłami nieczysto-pogańskimi i choć z początku zaprezentowana jest rewelacyjnie, to później robi się mało subtelna. W pewnym momencie autor niestety ucieka się do deus ex machina, a całość kończy cliffhanger. Pozostaje sięgnąć za pewien czas po drugi tom, który już kurzy się na półce.

24. Gamedec. Czas silnych istot. Księga 01 - Marcin Przybyłek, Fabryka Słów 2012

Nie tego się spodziewałem. Do tej pory przeczytałem jedynie pierwszy tom przygód Torkila i zastanawiałem się, czy zabrać się od razu za Czas silnych istot, czy zakupić poprzednie części. Ponieważ jednak autor zapewniał, że ostatni tom można czytać bez znajomości poprzednich, zdecydowałem się na lekturę. Owszem, pozostałych tomów znać nie trzeba, pod warunkiem, że się ich nie zna w całości. Dla mnie, który znał pierwszy tom, opowieść o gamedecu bez gamedeca była dziwna. Nie, żeby była zła, w żadnym razie. Po prostu oczekiwałem cyberpunka z dużą ilością rzeczywistości wirtualnej, a dostałem transhumanistyczną historię o wojnie z kosmitami. Mimo że na początku czułem się nieco zagubiony, uważam, że jest to kawał świetnego sf. Bura należy się jedynie Fabryce Słów za podział powieści na dwa tomy wbrew intencjom autora. Mam nadzieję, że Przybyłek nie popsuje zakończenia.

25. Dreszcz - Jakub Ćwiek, Fabryka Słów 2013

Umarł Loki, niech żyje Dreszcz. Mało jest (lub też nie ma w ogóle) na polskim rynku literatury dotyczącej superbohaterów. Ćwiek po raz kolejny pokazuje, że świetnie się czuje w popkulturze. Świetnie też kreuje bohaterów, zarówno Ryśka, podstarzałego rockmena nabywającego supermocy, jak i jego dwóch pomocników. Książka jest hołdem dla starego rocka z lat 70. i 80. i komiksów o superbohaterach. Wszystko przedstawione jest ze sporą dawką często wulgarnego humoru szczególnie pod postacią wypowiedzi Rycha. Autor na początku ostrzega, że nie jest to książka dla uczennic szkół przyklasztornych, więc jeśli ktoś narzeka na ostry język, to sam jest sobie winien. Rockowa atmosfera książki sprawiła, że po zakończeniu lektury obejrzałem koncert AC/DC z Madrytu. Let there be rock!

26. Herosi - antologia, Powergraph 2012

Kolejna solidna lektura w tym miesiącu. Jak to w przypadkach antologii bywa, poziom tekstów jest nierówny, lecz na szczęście nie znalazłem żadnego opowiadania, które chciałbym wyprzeć z pamięci. Nie przemówili do mnie jedynie Rafał Dębski i Paweł Paliński. Jest sporo tekstów, które oceniam całkiem wysoko. Gęba mi się uśmiechała przez całą lekturę Barbarzyńców Szmidta (jedno wielkie mrugnięcie okiem do czytelnika, jak w przypadku filmu Niezniszczalni), świetne opowiadanie napisał Wegner, bardzo dobrze wypadli również Orbitowski, Małecki, Janusz i Kosik. Pozostałe utwory również stoją na przyzwoitym poziomie. Nie znalazłem tu co prawda tekstów wybitnych, przy których szczęka opadałaby mi do ziemi, jak w przypadku zbioru Science fiction, ale z drugiej strony nie znalazłem takich, które sprawiały ból przy czytaniu (a w przypadku wspomnianego wcześniej zbioru tak było).

27. Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności - Rafał Kosik, Powergraph 2009

Czwarty tom o przygodach trójki gimnazjalistów jest horrorem, takim z duchami i aligatorem bazyliszkiem w kanałach. Bohaterowie nadal są niezwykle zaradni, Net jak zawsze tchórzliwy (no chyba, że trzeba bronić Niki),a cała paczka całkowicie niezdolna do mówienia rodzicom o swoich problemach, nawet jeśli inną opcją jest zostanie młodocianym przestępcą (w szczytnym celu co prawda, ale jednak jest to irytujące). Autor, jak zwykle w tej serii, próbuje edukować młodych czytelników, tym razem przedstawiając problem śmierci i postawy wobec niej, krytykuje żerowanie na testament i pokazuje sposoby działania dzisiejszych mediów. Wszystko to opatrzone komentarzem bohaterów. Mimo że wiadomo, że nastolatkom poważna krzywda stać się nie może, akcja do końca trzyma w napięciu, a Kosik co chwilę imponuje pomysłowością.

28. Czarne - Anna Kańtoch, Powergraph 2012

Jest to niełatwa w odbiorze lektura. Oniryczne przedstawienie świata i bohaterka-narratorka mająca w życiorysie pobyt w szpitalu dla nerwowo chorych sprawiają, że wiarygodność prezentowanej opowieści staje pod znakiem zapytania. Trudno też zorientować się w jakim okresie toczą się poszczególne rozdziały. Samo określenie na początku każdego z nich teraz lub wspomnienia jest mylące. Na uwagę zasługuje świetny, plastyczny, bardzo subtelny styl Kańtoch. Książka jest tak dobrze napisana, że udało mi się ją przeczytać od deski do deski podczas jednego dyżuru w pracy (choć faktem jest, że objętością ona nie grzeszy, a do tego Powergraph w serii Kontrapunkty rywalizuje z Fabryką Słów w kategorii najmniej znaków na stronę). Utwór pozostawia po sobie wiele pytań, na które nie udziela odpowiedzi. Jedyną, choć bardzo istotną i psującą odbiór całości, wadą powieści jest jej zakończenie, które następuje zbyt szybko, wiele wątków można było bowiem kontynuować.

29. Rio Anaconda - Wojciech Cejrowski, Zysk i S-ka 2006

Z literaturą podróżniczą nie miałem do czynienia od czasu olimpiad geograficznych w szkole podstawowej. Dopiero w zeszłym roku zacząłem sięgać po książki zgromadzone przez Narzeczoną wydawane w serii Biblioteka Poznaj Świat, nad którą pieczę trzyma Wojciech Cejrowski. Rio Anaconda jest trzecią książką Cejrowskiego, która wpadła mi w ręce, nieco słabszą niż Gringo wśród dzikich plemion i zdecydowanie lepszą niż Podróżnik WC. Autor po raz kolejny wyprawia się do Ameryki Południowej, tym razem do Kolumbii, na spotkanie Indian. Trzeba mu przyznać, że umie sprawnie pisać i jest świetnym gawędziarzem. Nie wiadomo, które z opisywanych wydarzeń miały miejsce naprawdę, a które są tylko jego konfabulacją. Większość tekstu dotyczy jego kontaktów z szamanami i w sporej części porusza sprawy duchowe. Oprócz tego w bardzo dobry sposób przedstawia kulturę i sposób postrzegania świata przez Indian. Zachwyca też jakość wydania - całość ozdobiona jest masą zdjęć, co jest charakterystyczne dla całej serii wydawniczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz