81. Sanatorium Pod Klepsydrą - Bruno Schulz, Wolne Lektury 2013 (Kindle)
Chyba jestem za głupi na Schulza. Nie rozumiem tych opowiadań, potwornie się męczyłem podczas lektury. Są świetne językowo, z doskonale wykreowanym oniryczno-surrealistycznym nastrojem, ale fabularnie leżą i kwiczą, choć mam świadomość, że nie o fabułę tu chodzi, a o wspomniany nastrój. W zasadzie, poza tytułowym Sanatorium Pod Klepsydrą, żadne z opowiadań mnie nie porwało swoją fabułą, żadne mnie nie wciągnęło, żadne nie zachwyciło. Przypomniałem sobie, dlaczego taki ból sprawiał mi Schulz, kiedy poznawałem go jako lekturę szkolną.
82. Zagubieni. Zwiad - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2014
Po porażce intelektualnej, jaką było spotkanie z Schulzem, postanowiłem się odmóżdżyć i sięgnąłem po coś przeznaczonego dla dziesięciolatków. No i dostałem kawał fajnego przygodowego SF (biorąc oczywiście poprawkę na grupę docelową książki), wsiąkłem w akcję i mam ochotę na więcej. Jasne, fabuła jest naiwna, wiele wydarzeń przewidywalnych, ale mimo wszystko lektura potrafi wciągnąć. Szkoda tylko, że i tak już niewielka objętość książki została sztucznie zwiększona ogromną czcionką. Jest to lektura, którą połyka się w jeden wieczór (a przy szybkim czytaniu nawet w pół) i fajnie, że Mortka zapowiada wydanie trzeciego tomu. Mam tylko nadzieję, że będzie on obszerniejszy; tak o pięćdziesiąt procent.
83. Równoumagicznienie - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2012 (Kindle)
W końcu mogę zrozumieć, dlaczego Pratchett niektórych zachwyca. Zapominamy o głupkowatym Rincewindzie i dostajemy nowych bohaterów w postaci czarownicy babci Weatherwax i jej protegowanej Esk. Do tego poruszony zostaje problem równouprawnienia kobiet (co widać już w tytule, szczególnie w oryginalnej wersji językowej - Equal Rites), oczywiście z odpowiednią dawką humoru. Ten z kolei nie jest taki nachalny, jak w dwóch poprzednich tomach, jego ilość jest odpowiednia i właściwie umieszczona w powieści. Fabuła wprawdzie nie stanowi żadnej rewelacji - ot, kobieta chce zostać magiem, a nie może, bo taka jest tradycja - ale stoi na przyzwoitym poziomie i nie wywołuje zgrzytania zębów. Liczę na więcej Pratchettowskiej twórczości tego typu.
Podsumowanie lipca
Lipiec, z trzynastoma przeczytanymi książkami, okazał się być jak do tej pory rekordowym miesiącem w tym roku. Co prawda wliczam w to wszystko trzydziestokilkustronicowego Felixa, Neta i Nikę, ale pojawiła się też cegła w postaci czwartego tomu Malazańskiej Księgi Poległych. Z jakości przeczytanych książek nie jestem jakoś bardzo zadowolony. Trafiło się kilka niezłych pozycji, ale było też sporo przeciętnych; na szczególne pozytywne wyróżnienie zasługują w zasadzie tylko Wit Szostak i jego Sto dni bez słońca i Szekspirowskie Romeo i Julia. Co ciekawe, przeczytałem sporo mainstreamowej literatury (pięć pozycji), która zawsze była przeze mnie spychana na dalszy plan, i tylko cztery książki reprezentujące polską fantastykę (która dominuje wśród moich lektur). Lipiec był miesiącem, w którym zaznaczyła się zdecydowana przewaga Kindle'a nad papierem (10:3). Przyczyna? Po pierwsze, druga część urlopu. Po drugie, Dom Łańcuchów Eriksona, który zabrał mi prawie dwa tygodnie, a w tym czasie czytałem też co nieco w wersji elektronicznej. Jeśli chodzi o dalsze plany, to w każdym kolejnym miesiącu (przynajmniej dopóki będzie się dało) zamierzam czytać jednego Pratchetta, jednego Dicka w wydaniu Rebisu i jeden tom Endera Carda. Zobaczymy, jak wyjdzie.Książka miesiąca: Wit Szostak - Sto dni bez słońca
Rozczarowanie miesiąca: Rudyard Kipling - Księga dżungli
Makulatura na allegro.
Szostaka zaliczasz mam nadzieję do mainstreamu, a nie fantastyki? :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, Szostak to mainstream.
OdpowiedzUsuńSuper, bo czytałem w kilku miejscach o Szostaku jako fantaście, a przecież on już dawno nie napisał nic w tym nurcie ;)
UsuńJa wiem, czy tak dawno? "Chochoły" są jak najbardziej fantastyczne, tyle że na oniryczny sposób, wydany później "Dumanowski" może być traktowany jak historia alternatywna. Z Trylogii Krakowskiej tylko "Fuga" jest dla mnie niefantastyczna.
Usuń