Mimo najszczerszych chęci, nie udało się przeczytać w tym tygodniu rekordowych pięciu książek - utknąłem na Sanatorium Pod Klepsydrą Schulza (nie mogę zrozumieć, co autor próbował przekazać) - ale cztery sztuki to i tak bardzo dobry wynik. W końcu do głosu dochodzi papier: w tym tygodniu tyle samo pozycji w wydaniu z martwego drzewa, co w wersji elektronicznej. Taki stan prawdopodobnie będzie się utrzymywał w najbliższym czasie, bo staram się trzymać zasady "Kindle w pracy, papier w domu"; dzięki temu książki do sprzedania na allegro powinny być w jeszcze lepszym stanie.
77. Blask fantastyczny - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2011
Powoli zapoznaję się ze Światem Dysku i ciągle nie jestem nim zachwycony. Fabularnie Blask fantastyczny nie powala, choć jest bardziej wciągający niż Kolor magii, prawdopodobnie dlatego, że jest jednolitą powieścią, a nie zbiorem opowiadań i daje więcej czasu na zanurzenie się w historii. Czyta się to nieźle - książka jest sprawnie napisana językowo (duża w tym zasługa tłumaczącego tekst PeWuCa), z olbrzymią dawką humoru i kolorowymi bohaterami. Humor z jednej strony jest tym, co stanowi o sile utworu (gdyby nie wszechobecne gagi, nikt by pewnie na Świat Dysku nie zwrócił uwagi), a z drugiej jest go nieco za dużo - od pewnego momentu wiadomo, że Rincewind powie coś głupiego, a Dwukwiat zachowa się nieodpowiedzialnie.
78. Wieczorem przyjdź na zócalo - Michał Głombiowski, Wydawnictwo Literackie 2013 (Kindle)
Książka wydana pod patronatem miesięcznika Poznaj Świat, w której autor zabiera nas w podróż po Ameryce Środkowej (Meksyk, Gwatemala, Salwador, Honduras). W ciekawy sposób opisuje życie lokalnej ludności, głównie potomków Majów, choć brakuje mu polotu i gawędziarskiego stylu Cejrowskiego. Pozwala dobrze przyjrzeć się zwykłym obywatelom zamieszkującym wspomniane kraje i świetnie przedstawia ich mentalność; widać, że tym, co go najbardziej interesowało w czasie trzymiesięcznej podróży, były spotkania z ludźmi, a nie zabytki czy natura. Warto przeczytać, choć od strony czysto literackiej lektura może być trochę uciążliwa.
79. Druga księga dżungli - Rudyard Kipling, Wolne Lektury 2014 (Kindle)
Kontynuacja przygód Mowgliego (w tym tłumaczeniu jest już nazywany w ten sposób) w indyjskiej dżungli przeplatana opowieściami o innych bohaterach, nie tylko z kraju maharadżów - trafia się też historia dziejąca się wśród Eskimosów. Ale to dzieje życia chłopca wychowanego przez wilki są najmocniejszą stroną zbioru; pozostałe teksty raczej mnie znudziły i nie przekonały do siebie (może poza Cudem Purun Bhagata o indyjskim pustelniku). Fabułę części opowiadań znałem z animowanej Księgi dżungli (podziękowania dla nieistniejącej już Telewizji Krater za wspomniane w poprzedniej notce anime z francuskim dubbingiem i polskim lektorem), więc może dlatego najlepiej mi się czytało o Mowglim; tak jak podobają się nam te piosenki, które znamy. Wciąż jednak mam wrażenie, że jestem za stary na tę lekturę. Chętnie podsunąłbym ją moim przyszłym dzieciom, ale mnie lektura nie potrafiła wciągnąć i poczułem się nią znużony.
80. Sto dni bez słońca - Wit Szostak, Powergraph 2014
Świetna satyra Szostaka na humanistyczne kręgi naukowe. W roli głównej występuje irytujący (zabieg zamierzony) polonista, który postrzega świat przez różowe okulary, nie dostrzega oczywistości, a fakty interpretuje na swój sposób; i biada tym, którzy próbują mu przemówić do rozsądku. Z jednej strony, dzięki postaci głównego bohatera-narratora, książka bawi, z drugiej smuci i zmusza do refleksji nad stanem dzisiejszej nauki: ile prac jest niepotrzebnych, poruszających miałkie tematy... Co typowe dla twórczości Szostaka, powieść została napisana doskonałym stylem i, mimo że fabuła nie posuwa się naprzód zbyt szybko, książkę czyta się jednym tchem. Autor ponoć inspirował się Don Kichotem, zakolejkowałem więc utwór Cervantesa na Kindle'u i sięgnę po niego w wolnej chwili.
Stara niesprzedana i nowa porcja makulatury dostępna na allegro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz