środa, 9 lipca 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #25, 26 i 27

Wróciłem z urlopu. Posmażyłem się na plaży, pozwiedzałem to i owo, aż nogi błagały o litość i ogólnie było bardzo fajnie. Przy tym wszystkim nie zaniedbałem się czytelniczo (samolot, pociągi, plaża dają sporo czasu) i przez trzy tygodnie przeczytałem osiem książek, z tego siedem na samym wyjeździe. Jak to w podróży, Kindle był intensywnie używany.

64. Kolor magii - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009

Zwlekałem z tym Światem Dysku i zwlekałem, aż w końcu stwierdziłem, że pora się za niego zabrać i to mimo mojej niechęci do cykli składających się z więcej niż pięciu tomów. W końcu uważam, że jako fan fantastyki pewien kanon znać powinienem, a Pratchett na pewno się do niego zalicza. No i jakoś tak wyszło, że nieszczególnie mnie lektura porwała. Może po części dlatego, że spodziewałem się powieści, a dostałem zbiór wprawdzie powiązanych ze sobą, ale jednak opowiadań, przez co historia Rincewinda wydała mi się nie do końca spójna (na przykład nie do końca załapałem, co się stało z barbarzyńcą Cohenem; jakoś tak nagle mi zniknął z kart książki). Z drugiej jednak strony jest to ciekawe spojrzenie satyrycznym okiem na heroic fantasy z bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami (Rincewind, Dwukwiat, Cohen czy genialny Śmierć).

65. Jądro ciemności - Joseph Conrad, Wolne Lektury 2014 (Kindle)

Męczarnie. Ściągnąłem to z Wolnych Lektur pod wpływem Tam, gdzie nie ma Coca-Coli Marcina Mińkowskiego, w której to książce autor często odwołuje się do powieści Conrada. Mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałem, o co chodzi w tej powieści. Nie wiem, z czego wynika zachwyt Marlowa Kurtzem i dlaczego ten drugi jest taki wyjątkowy. Cała narracja w ogóle wydaje mi się bełkotliwa i przeemocjonowana, za mało w niej natomiast jest treści. Zmarnowałem swój czas mimo ostrzeżeń Żony, dla której była to szkolna lektura.

66. Ad infinitum - Michał Protasiuk, Powergraph 2014 (Kindle)

Pierwszy raz w tym roku przeczytanie jakiejś książki zajęło mi więcej niż tydzień - zwiedzanie Wenecji i wieczorne próby oglądania Mistrzostw Świata zdecydowanie nie sprzyjają czytelnictwu, nawet jeśli książka jest całkiem dobra. A sięgnąłem po nią, bo miałem już na koncie świetne Święto rewolucji Protasiuka i liczyłem na kolejną solidną powieść w jego wykonaniu. Dwa wątki kryminalne, z których jeden poprowadzony jest bardzo sprawnie, a drugi zostaje kompletnie zaniedbany, odpowiednia ilość żydowskiego mistycyzmu (zgodnie z opisem z okładki) i nieco za mało teorii strun (jestem na etapie oglądania The Big Bang Theory i cały czas, kiedy była wspominana, miałem przed oczami Sheldona Coopera). W ciekawy sposób postawione zostaje pytanie o prawdziwość teorii przyczynowości, Protasiukowi bardzo dobrze udało się też połączyć dwa wątki: polski i lizboński, przydałoby się jednak, żeby dopisał kilka rozdziałów - powieść jak dla mnie urywa się zbyt nagle.

67. Światło cieni - Rafał Dębski, Rebis 2014 (Kindle)

Ruszyłem się z Wenecji, więc i czasu na czytanie przybyło. Dębski sprawdził się już w mojej opinii w kosmicznym SF, pisząc Zoroaster. Gwiazdy umierają w milczeniu. Tym razem także wyszedł mu solidny utwór o kontakcie ludzi z całkowicie obcą inteligencją. Świetnie udało się autorowi oddać panujący wśród załogi statku kosmicznego nastrój szaleństwa, bardzo dobrze wykreowana została postać jego dowódcy, niestety pozostali bohaterowie sprawiają wrażenie jednowymiarowych. Ja jednak lubię literaturę tego typu, więc potrafię przymknąć oczy na pewne niedociągnięcia, szczególnie że rzadko mam możliwość czytania takiego science-fiction. No i autorowi udało się napisać w pełni satysfakcjonujące zakończenie.

68. CEO Slayer. Pogromca prezesów - Marcin Przybyłek, Rebis 2014 (Kindle)

Polska odpowiedź na Batmana. Fajnie się czyta opowieść o przeciętnym człowieku, który nie godzi się na niesprawiedliwość społeczną i zmienia się w tajemniczego mściciela, postanawiając wymierzyć karę przedstawicielom kadr kierowniczych największych koncernów, ale wszystko jest do bólu przewidywalne. No i są dwa typy kobiet: albo brzydkie, głupie i gadatliwe, albo rozgarnięte, piękne, z dużymi biustami i ubierające się tak, żeby pokazać jak najwięcej swoich wdzięków. I te ostatnie ochoczo rzucają się w ramiona naszego herosa. Mogło być lepiej, jest tak sobie. Najlepszym fragmentem jest opis Bruce'a Wayne'a wchodzącego na dach wieżowca, żeby popatrzeć jako Batman na Gotham City.

69. Zagubieni w Tokio - Marcin Bruczkowski, Znak 2013 (Kindle)

Polecanka Żony. Jest to trzecia książka Bruczkowskiego, którą przeczytałem i chyba najsłabsza z nich wszystkich, choć czyta się ją dobrze, a fabuła wciąga. Jest to ponoć oparta na faktach opowieść o poszukiwaniach Japończyka, który nie stawia się do pracy. Jako że akcja toczy się po wydarzeniach z Bezsenności w Tokio, a na kartach Zagubionych... pojawiają się znani z tamtej książki bohaterowie (jak choćby świetny Irlandczyk Sean), dobrze jest najpierw zapoznać się z poprzednim utworem autora. Trochę za mało jest w tej powieści Japonii - akcja mogłaby się rozgrywać w zasadzie wszędzie. Podobało mi się natomiast rozwiązanie zagadki zniknięcia pracownika.

70. Felix, Net i Nika oraz Koszmarna Podróż - Rafał Kosik, Powergraph 2014 (Kindle)

Krótkie opowiadanie z cyklu o trójce warszawskich gimnazjalistów, które jest rozdziałem wyciętym z ostatniej powieści z serii. W zasadzie jego jedyną zaletą jest to, że było dostępne za darmo (w prawdzie tylko w Dzień Dziecka, ale jednak). Jest to opis podróży Neta na obóz, na którym przebywają już Felix z Niką; pozostała dwójka bohaterów w ogóle się w opowiadaniu nie pojawia. Powstała z tego nijaka historia, która niczego do cyklu nie wnosi i niczym nie urzeka. Z nudów można przeczytać, jeżeli się jest fanem cyklu.

71. Źródło magii - Piers Anthony, Nasza Księgarnia 2012 (Kindle)

Drugi tom cyklu Xanth i bezpośrednia kontynuacja Zaklęcia dla Cameleon rozgrywająca się mniej więcej rok po wydarzeniach z poprzedniej części. Tym razem Bink wraz z towarzyszami wyruszają na poszukiwanie tytułowego źródła magii, a od całej wyprawy bije niesamowita erpegowość, gdzie Mistrz Gry postanowił nieustannie korzystać z generatora spotkań losowych, bo każdy kolejny rozdział jest zupełnie przypadkowym wydarzeniem. Na niezłym poziomie stoi wszechobecny humor i rozważania na temat relacji damsko-męskich. Męczą natomiast dialogi, w których wypowiedzi poszczególnych bohaterów brzmią niezwykle sztucznie. Spodziewałem się czegoś lepszego fabularnie.

Podsumowanie czerwca

W czerwcu przeczytałem dwanaście książek, choć wynik mógłby być lepszy, gdyby zwiedzanie Wenecji nie wstrzymało mnie na tydzień z Ad infinitum Protasiuka. W związku z wyjazdem zarysowała się lekka przewaga Kindle'a; siedem z przeczytanych książek było w wersji elektronicznej. Jakościowo czerwcowe lektury raczej mnie nie powaliły - aż pięć z nich uważam za zwyczajnie słabe i będące stratą czasu - choć trafiła się perełka w postaci powieści Radka Raka i bardzo dobre teksty Rafała Dębskiego i Michała Protasiuka.

Książka miesiąca: Radek Rak - Kocham cię, Lilith
Rozczarowanie miesiąca: Jakub Ćwiek - Kłamca 2,5. Machinomachia

4 komentarze:

  1. Książka Bruczkowskiego jest po prostu inna niż poprzednie. Po przeczytaniu wcześniejszych, utrzymanych w podobnym stylu pozycji, otrzymujesz zupełnie coś innego: książkę, której głównym motywem nie jest przedstawienie życia w Japonii, czy różnic kulturowych, a akcja, której jedynie tłem jest Japonia (co nie zmienia faktu, że mogłaby się rozgrywać w dowolnym miejscu na świecie). Wydaje mi się, że właśnie to nastawienie i oczekiwania, że książka będzie kontynuacją pewnej konwencji są powodem lekkiego rozczarowania :) Według mnie książka jest wciągająca i warta przeczytania.

    A "Jądro ciemności"? Cóż.. trzeba było posłuchać ostrzeżeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ oczywiście, że jest wciągająca i warta przeczytania, co nie zmienia faktu, że wciągnęła mnie mniej niż poprzednie dwie przeczytane przeze mnie książki Bruczkowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolor Magii i Blask Fantastyczny nieco różnią się od reszty Świata Dysku. Te dwa ro radosna, lekka fantastyka, pozostałe to raczej humor filozoficzny w fantastycznym anturażu. Mnie się ŚD przejadł gdzieś w okolicach Pomniejszych Bóstw i na razie czeka aż mnie znowu najdzie na niego ochota.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zobaczymy. Zamierzam sobie dawkować jeden tom na miesiąc, może się nie znudzi za szybko.

    OdpowiedzUsuń