O urlopie już powoli zapominam, pracy nawet mam sporo jak na mnie, ale trzy książki udało się przeczytać, w tym zmęczyłem w końcu czwarty tom Malazańskiej...
74. Takeshi. Cień Śmierci - Maja Lidia Kossakowska, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Jest to autorka, która pierwszy raz zachwyciła mnie opublikowaną w MiM-ie Wieżą zapałek, sięgałem więc po kolejne jej książki (wprawdzie nie wszystkie jeszcze przeczytałem, choć każdą zakupiłem) i naturalnym stało się, że i na jej ostatnią powieść się skusiłem. Jak stoi napisane na początku, jest to film, jaki Kossakowska zawsze chciała napisać - słowa te dokładnie oddają zawartość książki. Otrzymałem pseudofeudalnojapońskie SF (bardziej F niż S), gdzie akcja toczy się w szaleńczym tempie, a trup ściele się gęsto. Parę rzeczy tu jednak zawodzi: bohaterowie są jednowymiarowi, a niektórzy z nich pojawiają się na scenie i nie zostają należycie wykorzystani (ze szczególnym uwzględnieniem dziewczyny z zakonu katów-sadystów). Zakończenie jest ciekawe, choć, gdy moim oczom ukazały się słowa "Koniec tomu pierwszego", poczułem lekkie poirytowanie. Zastanawiam się jednak, jak autorka rozwinie fabułę po tym, co zaprezentowała w finale.
75. Księga dżungli - Rudyard Kipling, Wolne Lektury 2009 (Kindle)
Klasyka znana głównie z ekranizacji; sam widziałem dwa filmy aktorskie i jeden serial anime (francuski dubbing i polski lektor) na Polonii 1. Jak się okazało, książka ta to nie tylko historia wychowywanego przez wilki Mowgliego (tutaj występującego pod imieniem Mauli), choć jemu poświęcone są trzy opowiadania (bo, co mnie zdziwiło, mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań), ale też opowieści o innych zwierzętach w różnych częściach świata, z których z jedną miałem okazję się już dawno temu zapoznać w postaci kreskówkowej (ichneumona Riki-Tiki-Tavi się nie zapomina, choćby nie wiem, ile lat minęło). Poszczególne teksty są całkiem niezłe, choć cały czas miałem wrażenie, że jestem za stary na tę lekturę i nie potrafiła mnie ona należycie wciągnąć.
76. Dom Łańcuchów - Steven Erikson, MAG 2013
Uffff, przebrnąłem. Sześćset stron przygotowań do dwustustronicowego punktu kulminacyjnego nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej. Jest sporo dłużyzn, część wątków wydaje się być wciśniętych na siłę, a tym najlepszym Erikson poświęca zdecydowanie za mało miejsca. Fragmenty dotyczące Karsy, T'lan Imassów i Tiste Andii były najzwyczajniej w świecie nudne. Najlepszym punktem zaś było wszystko to, co dotyczyło żołnierzy (szczególnie wszystkich na głowę bije Skrzypek) i to po obu stronach barykady. Czwarty tom Malazańskiej Księgi Poległych kontynuuje i sprawnie domyka wątki rozpoczęte w Bramach Domu Umarłych - zakończenie Domu Łańcuchów pozostawiło mnie usatysfakcjonowanym. Tylko dlaczego musiałem się tak długo do niego przebijać?
Ton papieru pozbywam się tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz