To był tydzień lektur, które mnie, z jednym wyjątkiem, nie porwały. W końcu zacząłem czytać nagromadzone dzieła Dicka (gdybym jeszcze tylko znalazł czas na Lema, Herberta i Asimova). Poza tym dwie lektury przeczytałem pod kątem przyszłorocznych Zajdli, a jedną, bo Żona sprawiła mi prezent.
84. Pies i klecha. Przeciwko wszystkim - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk, Fabryka Słów 2007
Drugi tom Psa i klechy dostałem w prezencie od Żony; trochę czasu minęło zanim udało mi się dorwać na Allegro pierwszą powieść o milicjancie i księdzu. No i nieco się zawiodłem. Zaczyna się wprawdzie nieźle - zawiązanie akcji wciąga i zachęca do dalszej lektury - ale im bardziej śledztwo się rozwija, tym nudniejsza staje się historia, a pewne rozwiązania fabularne są najzwyczajniej słabe (a najgorzej wypada akcja w Sejmie i to, co następuje później). Bardzo dobrze natomiast udało się autorom oddać nastrój grozy, świetnie została również przedstawiona atmosfera szaleństwa w szpitalu psychiatrycznym (przynajmniej do momentu ujawnienia przetrzymywanego w jego podziemiach więźnia). W zasadzie pozytywne wrażenie, jakie miałem przez ponad połowę książki, psuje ostatnia część powieści rozgrywająca się w Warszawie. Może w Tancerzu Urbi et Orbi wypadli lepiej.
85. Drugi brzeg - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2014 (Kindle)
Dałem Gołkowskiemu drugą szansę. Postęp widać, ale ciągle nie jest to to, co chciałbym przeczytać. Tym razem jest to spójna powieść, co działa na korzyść utworu w porównaniu z Ołowianym świtem. Autor postanowił zaprezentować rejon Czarnobyla i Prypeci i z tego zadania wywiązał się znakomicie. Bardzo dobrze ukazane są opuszczone przez ludzi miejsca, gdzie ciągle trzeba być czujnym, bo nie wiadomo, jakie dziwactwo czai się za rogiem. W ogóle Zona, jako bohater powieści wypada świetnie. Mam też wrażenie, że nieco poprawił się styl Gołkowskiego: przestał być chaotyczny, jak w pierwszej części, ale nie stracił przy tym dynamiki. Tym, co kuleje, jest warstwa fabularna. Niby wszystko się rozwija fajnie, Miszka przemierza nieznaną sobie część Zony, tu i ówdzie rozwali jakiegoś mutanta, po czym następuje punkt kulminacyjny. I nic. Zakończeniu podróży brakuje mocy, jest ono nijakie. Dopiero powrót protagonisty do domu zawiera pewną świetną scenę. Nic to, po trzeci tom pewnie też sięgnę.
86. Blade runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? - Philip K. Dick, Rebis 2011
Zgodnie z planem, realizuję miesięczny przydział twórczości Dicka, zaczynając z grubej rury. Wcześniej widziałem rewelacyjną ekranizację Blade runnera, teraz sięgnąłem po literacki pierwowzór. No i jest to jedna z tych lektur, które zachwycają. Fascynująca opowieść o człowieczeństwie, o tym, co sprawia, że jesteśmy ludźmi. Do tego dochodzi ciekawa sceneria, jakże różna od tej filmowej. Zaskoczyło mnie zakończenie, co jest dziwne w przypadku lektury, którą się już w jakiejś postaci poznało - jest dobre, ale wydaje mi się, że filmowe bardziej mi odpowiada. W każdym razie, było to moje trzecie spotkanie z Dickiem i trzeci raz jestem niesamowicie ukontentowany przeczytanym dziełem. To bardzo dobry wynik, choć domyślam się, że kiedyś trafię na coś, co mnie rozczaruje. Bardzo interesująca jest też przedmowa autorstwa Lecha Jęczmyka.
87. Czarny Wygon. Bisy II - Stefan Darda, Videograf 2014 (Kindle)
Bul bez nadzieji. Sięgnąłem po ostatni tom Czarnego Wygonu, bo po prostu chciałem wiedzieć, jak zakończy się cała historia. Głupi ja. Ciekawie robi się raz - pod koniec trzeciego rozdziału - i przestaje tak być już na początku czwartego. Fabularnie i stylistycznie jest drętwo. Wydaje mi się, że autor niepotrzebnie zastosował w cyklu narrację pierwszoosobową. Owszem, można dzięki niej lepiej oddać nastrój grozy w horrorze, ale trzeba się nią umieć posługiwać. Tutaj przemyślenia Witolda zamiast wywoływać napięcie, budzą zażenowanie i nudzą. Cieszę się, że to już koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz