Kolejny miesiąc i znów poniżej dziesięciu przeczytanych książek. Najpierw dobierałem lektury pod kątem nominowania do nagród im. Zajdla i Żuławskiego. Do tej drugiej nagrody nominacje złożyłem po przeczytaniu Wilkozaków Dębskiego, na Zajdla mam jeszcze półtora miesiąca. Koniec kwietnia to natomiast literatura podróżnicza, po którą sięgnąłem w związku z planowanym wyjazdem do Hiszpanii - tradycyjnie już czytam o miejscu, do którego zamierzam się udać.
W międzyczasie pojawił się w sieci tradycyjny flejm wokół Nagrody im. Zajdla. Dla tych co nie wiedzą: grupa autorów (Rafał Dębski, Robert J. Szmidt i Andrzej Pilipiuk - może ktoś jeszcze, ale nie pamiętam) poczuła ból tyłka, bo ktoś napisał, że oprócz ich książek w zeszłym roku polską fantastykę publikowały też wydawnictwa typu vanity press i nawet wymienił odpowiednie tytuły. Wspomnieni panowie zażądali usunięcia ich nazwisk z przygotowanej listy utworów, które miały premierę w roku 2015. Moja rada jest taka: jeśli nie chcecie się na takich listach pojawiać, przestańcie pisać fantastykę, bo spis ten ma docelowo zawierać wszystkie utwory, które mogą zgodnie z regulaminem otrzymać nominację. Druga sprawa: wspomniany ból tylnej części ciała jest strzeleniem sobie w kolano. Jeśli autorzy nie chcą mieć nic wspólnego z Nagrodą, nie będę ich próbował nominować, a co za tym idzie, przestanę oznaczać ich książki jako "do przeczytania przed 15 czerwca" i nieprędko je kupię. Niestety afera wyszła już po tym, jak przeczytałem nowe książki Szmidta i Dębskiego, przez co zmarnowałem czas, który mógłbym poświęcić na inne lektury. W przyszłym roku nie popełnię tego błędu.
A teraz, skoro zrzuciłem z wątroby to, co mi na niej leżało, pora na coś przyjemniejszego. Wziąłem udział w nominacjach do Nagrody im. Żuławskiego (której ww. pisarze się nie czepiają, choć tu również można wskazać vanity press). Trzy z pięciu nominowanych przeze mnie powieści trafiły do głosowania finałowego, z czego bardzo się cieszę. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, moje typy były następujące: Niebiańskie pastwiska Pawła Majki- 5 punktów, Pamięć wszystkich słów Roberta Wegnera - 4, Dygot Jakuba Małeckiego - 3, Demony czasu pokoju Adama Przechrzty - 2 i Otchłań Roberta Szmidta - 1. Za lepsze od tych wszystkich książek uważam Wróżenie z wnętrzności Wita Szostaka, które znalazło się w finale, ale stwierdziłem, że to nie jest fantastyka, więc udziału brać nie powinno.
Teraz można się zapoznać z tym, co przeczytałem w kwietniu. Miłej lektury.
23. Szczury Wrocławia. Chaos - Robert J. Szmidt, Insignis 2015 (Kindle)
Bardzo cenię postapokaliptyczną prozę Szmidta, dlatego też nie miałem oporu przed sięgnięciem po pierwszy tom Szczurów Wrocławia. Autor nawiązuje do prawdziwego zdarzenia, jakim była wrocławska epidemia czarnej ospy w 1963 roku, ale postanawia ją przerodzić w inwazję zombi. Nie wyjaśnia, skąd się wzięły żywe trupy (możliwe, że przeznaczył to na kolejne części), wprowadza wiele zbędnych scen, żeby tylko uśmiercić więcej bohaterów (którzy noszą nazwiska ochotników zgłaszających się autorowi na ofiary) i ogólnie przynudza. Ciekawie robi się dopiero, kiedy ZSRR postanawia na swój sposób zaradzić problemowi, ale wątek ten zostaje szybko przez Szmidta zabity. Najmocniejszym punktem powieści są działania majora Biedrzyckiego, ale poświęcono im za mało miejsca, przez co nie podnoszą za bardzo wartości powieści. Warto wspomnieć, że oprócz tekstu Szmidta książka zawiera też krótkie ale ciekawe opowiadanie Artura Olchowego pt. Horda, o którym więcej nie napiszę, aby nie zdradzać fabuły.
24. Wilkozacy. Księżycowy Sztylet - Rafał Dębski, Fabryka Słów 2015
Trzeci tom Wilkozaków przenosi akcję cyklu o ponad sto lat do przodu, w czasy Stanisława Augusta Poniatowskiego, po pierwszym rozbiorze Polski. Przez taki zabieg seria traci spójność, a ja odnoszę wrażenie, że Dębskiemu zaczęły się kończyć pieniądze i musiał podreperować budżet. Fabularnie jest przeciętnie: ot, książę Lubomirski postanawia bronić ojczyzny przed carycą Katarzyną, wykorzystując do tego postacie z legend, czyli tytułowych wilkozaków, a do tego celu potrzebny jest mu artefakt zwany księżycowym sztyletem. Sam przedmiot zaś odgrywa zdecydowanie mniejszą rolę niż można by się spodziewać po tytule albo zawiązaniu akcji Nie jest to szczególnie porywające czytadło, ale przy nadmiarze wolnego czasu można się pokusić o jego lekturę. Ja swój czas uważam za zmarnowany, zwłaszcza w obliczu tegorocznego Zajdelgate.
25. Chatka Puchatka - Alan Alexander Milne, Nasza Księgarnia 2012
Drugi tom przygód Kubusia Puchatka, Prosiaczka i innych, który czytałem Synowi. Z tą częścią nie miałem wcześniej kontaktu, wiedziałem tylko, że to właśnie na jej kartach po raz pierwszy pojawia się Tygrys. I o ile uważam, że jest to świetna porcja dziecięcej literatury, to wybawiłem się nieco mniej niż przy Kubusiu Puchatku, a i żartów i zabawnych sytuacji jest jakby mniej. Nadal jednak rozważania Kubusia na temat otaczającej go rzeczywistości są czymś doskonałym. W końcu swój moment chwały ma Prosiaczek, szkoda tylko, że pozostałym bohaterom poświęcono mniej miejsca niż poprzednio.
26. Tajemnica Nawiedzonego Lasu - Anna Kańtoch, Uroboros 2015 (Kindle)
Kiedyś już to pisałem, ale się powtórzę: bardzo lubię twórczość Ani Kańtoch, jest ona jedną z moich ulubionych autorek i chętnie sięgam po jej książki. Podejście takie ma tę wadę, że, kiedy Ania zejdzie trochę poniżej poziomu doskonałości, zaczynam narzekać. Tajemnica Nawiedzonego Lasu będąca kontynuacją Tajemnicy Diabelskiego Kręgu to kryminał dla młodzieży. Główna bohaterka, Nina, musi dowiedzieć się, co stoi za zbrodnią sprzed lat i rozwiązać pewien nadprzyrodzony problem. Jak zwykle w przypadku tej autorki, mamy świetnie zarysowaną intrygę i bardzo dobrze skonstruowaną fabułę z przekonującymi bohaterami, ale przez cały czas coś mi w tej powieści nie grało. Nie potrafię sprecyzować, o co chodzi - może jestem za stary na tego typu młodzieżówki, a może po prostu się czepiam, bo nie jest to dzieło na fabularnym poziomie Przedksiężycowych ani powalające językowo jak Czarne. Wychodzi więc ze mnie zwykła maruda.
27. Order - Marcin Jamiołkowski, Genius Creations 2015 (Kindle)
Urban fantasy jest gatunkiem, który niezbyt mnie przekonuje, ale ponieważ autor zapunktował u mnie bardzo dobrym Okupem Krwi, postanowiłem też sięgnąć po drugi tom przygód detektywa i maga w jednej osobie, Herberta Kruka. Na szczęście wyrażone przy okazji poprzedniej części obawy o ukazywanie się kolejnych książek cyklu okazały się nieuzasadnione i mogłem cieszyć się lekturą kolejnej książki Jamiołkowskiego. Dostałem do rąk ciekawą historię poszukiwania orderu Virtuti Militari, jakim obdarowana została Warszawa, a który miał ją chronić przed strasznymi nieszczęściami. Zdążyłem już zapomnieć, jak ciekawie wykreował autor mechanizmy działania magii - zaklęcia mają rewelacyjną formę i choćby dla nich polecam zapoznać się z tą książką i jej poprzedniczką (dla mających alergię na słowo drukowane: obie powieści są krótkie). Jamiołkowski po raz drugi pokazał mi, że pisać potrafi; pozostaje więc czekać na trzecią część przygód pana Kruka.
28. Pępek świata. Z dzieckiem w drodze - Anna Kuziemska, National Geographic 2012
Wybieramy się wkrótce na wakacje. Z półrocznym dzieckiem. Chciałem się więc zapoznać z perspektywą ludzi, którzy takie wyjazdy uskuteczniają od dłuższego czasu. Książka ta jest bowiem zapisem wywiadów z rodzicami podróżującymi wraz ze swymi dziećmi. W bardzo ciekawy sposób pokazuje, że choć trzeba się na sporo rzeczy przygotować, to jednak nie ma się czego bać, a dziecku będzie dobrze wszędzie, byle rodzice byli obok. Znaleźć tu można praktyczne wskazówki, w jaki sposób radzić sobie z typowymi problemami w podróży, ale także zabawne opowieści o zdarzeniach generowanych przez młodych podróżników, jak również opisy reakcji lokalnej ludności na małe dziecko. Bardzo budująca książka, która pokazuje, że się da (wbrew temu, co często twierdzą dziadkowie).
29. El Camino, czyli hiszpańskie wędrowanie - Jan Gać, Bernardinum 2013
Ponieważ planuję zahaczyć o Santiago de Compostela, postanowiłem trochę przeczytać o El Camino, czyli szlaku świętego Jakuba prowadzącym do grobu apostoła w tymże właśnie mieście. Posiadam dwie książki opisujące taką pielgrzymkę, niestety chyba dokonałem złego wyboru lektury (piszę "chyba", bo drugiej jeszcze nie czytałem). Jasne, sam pomysł spisania wrażeń z drogi jest bardzo dobry i należy mu przyklasnąć, a sama prezentacja poszczególnych miejscowości też mogłaby być niczego sobie, gdyby nie jeden szczegół. Autor za bardzo skupia się na omawianiu architektonicznych szczegółów oglądanych na szlaku kościołów, czym najzwyczajniej w świecie nudzi, tym bardziej, że brakuje mu gawędziarskiego talentu Cejrowskiego czy Michniewicza. Do tego często odchodzi od tematu wędrówki i zupełnie niepotrzebnie komentuje zachodzące w Unii Europejskiej zjawiska społeczne, a robi to z punktu widzenia skrajnie konserwatywnego katolika. Ponieważ o pielgrzymce do świętego miejsca pisze człowiek głęboko wierzący, język, jakim się posługuje, przesycony jest patosem, a jego rozmowy z towarzyszącą mu na szlaku żoną brzmią bardzo sztucznie. Bardzo mi się natomiast podobała modlitwa autora do świętego Jakuba przy grobie apostoła. No i zdjęcia, dużo zdjęć. Tylko mapki przedstawiającej szlak zabrakło. Najciekawsze jest to, że mimo wszystkich niedociągnięć, jakie trapią tę książkę, poczułem się mocno zachęcony do obejrzenia co ważniejszych miejsc na drodze do Santiago.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz