Tylko pięć książek. Kolejny miesiąc z marnym wynikiem, ale tak to jest, jak do połowy miesiąca przebywa się na urlopie z dzieckiem, gdzie wieczorami nie ma się już na nic siły, a potem bierze się do ręki potężną cegłę, jaką jest powieść Jarosława Ruszkiewicza. Na razie koniec z dłuższymi urlopami, więc może trochę mi wzrośnie tempo czytania. Nominacje do Zajdla oddałem, po ogłoszeniu wyników stwierdziłem po raz kolejny, że mam prawie taki sam gust jak tłumy w przypadku powieści i zupełnie inny, gdy idzie o opowiadania. Zastanawiam się też, jak mało osób musi nominować, że przedostają się rzeczy publikowane w niszowych wydawnictwach, o których mało kto wie. Teraz przed Polconem mam dwa opowiadania do nadrobienia. Zabieram się za lekturę.
34. Uprawa roślin południowych metodą Miczurina - Weronika Murek, Wydawnictwo Czarne 2015 (Kindle)
Nie miałem pojęcia o istnieniu tej książki. Trafiłem na nią dopiero, gdy sprawdziłem, kim jest autorka, która dostała Reflektora Nowej Fantastyki. Na pewno jest to ciekawy zbiór opowiadań o intrygującym tytule. Dlaczego tak nazwany? Nie mam pojęcia. Zawarte w nim teksty są w większości mało fantastyczne i czyta się je dość ciężko. Pozytywny wyjątek stanowi opowiadanie otwierające książkę pt. W tył, w dół, w lewo. Interesująco przedstawione w nim zostało przenikanie się świata żywych i umarłych (którzy nie muszą wiedzieć, że nie żyją), ciekawe są też rozmowy prowadzone pomiędzy jednymi a drugimi. W ogóle Murek ma ciekawy sposób budowania dialogów, gdzie postacie sprawiają wrażenie, jakby się wzajemnie nie słuchały i każda z nich mówi to, co ma do powiedzenia, nie zważając na kwestie rozmówcy. Zbiór wprawdzie ma w sobie coś, co intryguje i zatrzymuje czytelnika na dłużej, ale moim zdaniem nie jest aż taką rewelacją, żeby jego autorkę jakoś szczególnie wyróżniać. No chyba że wśród młodych autorów w 2015 roku była straszna posucha. Warto w każdym razie sięgnąć po tę lekturę ze względu na język.
35. 2049 - Rafał Cichowski, Novae Res 2015 (Kindle)
Ominąłbym tę książkę gdyby nie wojna o vanity press. A tu ktoś w komentarzach na Facebooku podał ją jako przykład solidnej powieści wydanej przez wspomniany typ wydawnictwa. No cóż, aż tak dobrze to nie jest, na szczęście książka ta nie jest też skończonym gniotem, jak chcieliby przeciwnicy wydawania książek za pieniądze autorów. Naprawdę czytałem wiele gorszych utworów publikowanych przez tradycyjne wydawnictwa. Co to za książka w takim razie? Opowieść o człowieku, który wiedzie szczęśliwe życie na terenie miasta-utopii, po czym zostaje niesłusznie z niego wygnany i próbuje odzyskać swoje dawne życie. Wprawdzie schemat ten jest już mocno ograny, ale jednak autor potrafił utrzymać napięcie i nawet sobie poradził z poskładaniem całej intrygi. Niestety po zakończeniu lektury miałem wrażenie, że prawie cały środek powieści nie ma żadnego znaczenia dla obrazu całości. Szkoda. Zapowiadało się całkiem nieźle, na koniec wyszło coś przeciętnego.
36. Samotny krzyżowiec. Czas przepowiedni - Marek Orłowski, Erica 2015 (Kindle)
Na trzeci tom Samotnego krzyżowca przyszło trochę poczekać. Jest to zupełnie inna część niż dwie poprzednie - zamiast osadzenia akcji w realiach historycznych, w czasie wojen krzyżowych, autor rzuca bohatera do alternatywnej rzeczywistości, tworząc z powieści standardowe fantasy (choć bez elfów i reszty menażerii) rozgrywające się w czymś co przypomina kulturowo starożytny bliski wschód sprzed pojawienia się judaizmu. W efekcie dostałem średnio wciągającą opowieść o wojnie między dwoma państwami, w którą uwikłany zostaje tytułowy krzyżowiec. Wyjaśnienia autora, dlaczego przeniósł bohatera do alternatywnej rzeczywistości przyjmuję do wiadomości - takie jego prawo - ale zabieg ten nie musi mi się podobać. Pozostaje mi więc uzbroić się w cierpliwość i poczekać na czwartą część cyklu, która ma się już rozgrywać w znanych z podręczników do historii realiach.
37. Syndrom Everetta. Ulysses - Jarosław Ruszkiewicz, Drageus 2015 (Kindle)
Książka ta była mocno polecana przez paru moich kolegów z pracy. Odkładałem jednak jej lekturę i odkładałem, i nie mogłem znaleźć na nią czasu, stwierdzając, że przeczytam trochę krótszych pozycji z mojej listy "Do przeczytania przed 15 czerwca". No i wyszło tak, że nie wyrobiłem się z powieścią Ruszkiewicza przed wspomnianym terminem i skończyłem ją już po oddaniu Zajdlowych nominacji. Szkoda, bo jest to jedna z ciekawszych pozycji, jakie ostatnio miałem przyjemność czytać. Zaczyna się jak typowe military SF od klasycznej bitwy kosmicznej. Potem jest olbrzymi twist fabularny (już po pierwszym rozdziale!), parę niepotrzebnych rozdziałów (przynajmniej takie mam wrażenie po przeczytaniu pierwszego tomu) i kilkaset stron zawiłej i pasjonującej intrygi. Ruszkiewicz potrafi wciągnąć w snutą przez siebie opowieść i jest jedynym znanym mi autorem, który nie wywołuje u mnie zgrzytu uzębienia, gdy dotyka tematu awiacji (sam jest pilotem, więc wie, o czym pisze). Drobnym problemem jest konstrukcja bohaterów: choć każdy z nich dostaje sporo czasu antenowego, tak naprawdę wiadomo o nich niewiele - służą oni głównie popychaniu fabuły do przodu. Fabularnie zaś jest bardzo dobrze - intryga jest tak skomplikowana, że 660 stron książki to za mało, żeby pomieścić ją całą i autor będzie potrzebował kolejnego tomu, aby sprawę rozwiązać. Mam tylko nadzieję, że nie będzie rozwlekał historii ponad miarę i Syndrom Everetta skończy się na maksymalnie trzech częściach, choć zamknięcie wszystkich wątków w dwóch tomach też nikomu by nie zaszkodziło.
38. Naga Góra - Reinhold Messner, Wydawnictwo Dolnośląskie 2016
Fragment tej książki przeczytałem tuż po kupnie: tradycyjnie literaturę podróżniczą kupuję Żonie jako prezent na różne okazje. Teraz, skoro minął już Zajdlowy deadline, znalazłem chwilę, żeby dokończyć lekturę. Jest to bardzo osobisty zapis wydarzeń, do jakich doszło w czasie zdobycia przez Reinholda Messnera jego pierwszego ośmiotysięcznika, czyli Nanga Parbat. Najważniejsze są tu opisy samotności w górach, doprowadzającej himalaistów do szaleństwa. Jest to też powrót do chwil, kiedy przygnieciony przez lodową lawinę ginie brat autora. Często chaotyczne opisy pokazują, co siedzi w takich momentach w głowie himalaisty. Messner opisuje wydarzenia dzień po dniu, godzina po godzinie, często sięgając po zapiski z dzienników tak swoich, jak i brata. Pojawiają się też też wypowiedzi innych uczestników wyprawy. Jest to ciekawa historia, choć przyznam się, że oglądałem jakieś pół roku temu film Nanga Parbat o opisywanych tu wydarzeniach, więc nic nie było zaskoczeniem. Na pewno warto rzucić okiem na tę pozycję, aby dowiedzieć się, jak wygląda himalaizm z punktu widzenia pierwszego zdobywcy Korony Himalajów i Karakorum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz