Kolejny tydzień dał trzy przeczytane książki. Gdybym wczoraj nie poszedł na cały dzień na rower, udałoby się skończyć też czwartą. Jeśli chodzi o jakość przeczytanych lektur, to, w porównaniu z uprzednio przeczytanymi, znacząco obniżyły one poziom.
61. Gadzie gody - Artur Baniewicz, SuperNOWA 2014
Uporałem się z najbardziej męczącym cyklem, z jakim przyszło mi się do tej pory mierzyć. W Gadzich godach Baniewicz nie kontynuuje przygód Debrena z Dumayki opisanych w trzech poprzednich tomach, ale przenosi nas do czasów, kiedy młody czarokrążca (a właściwie kandydat na niego) wyrusza na stypendium do zamorskiego Anvashu. Fabuła sprowadza się do wyprawy na smoka, co z kolei przekłada się na ponad sześćset stron wodolejstwa; do tego jest ona w wielu miejscach przewidywalna. Jej najmocniejszym punktem jest ciekawe zakończenie, ale to jedyne dobre, co można o niej napisać. Autor nadal nie umie opisywać scen walki, których w powieści jest całkiem sporo. Na szczęście przez dziesięć lat, jakie minęły od wydania Gdzie księżniczek brak cnotliwych trochę popracował nad stylem. Zadowolony nijak nie jestem i mam wrażenie, że Baniewiczowi już podziękuję.
62. Szablą i wąsem - antologia, RW2010 2014 (Kindle)
Do zakupu tego zbioru opowiadań sarmackich zachęciły mnie nazwiska Agnieszki Hałas i Andrzeja W. Sawickiego. Spodziewałem się czegoś w rodzaju twórczości Jacka Komudy i srodze się rozczarowałem. Dopiero później przeczytałem na stronie wydawnictwa, że zgromadzone tu opowiadania prezentują inne spojrzenie na sarmatyzm. Ale właśnie rzecz w tym, że w tekstach jest za mało Sarmacji. Najlepiej wypada Sawicki z Machine de Pologne stawiający w roli głównego bohatera Jana Sobieskiego z czasów, kiedy poznał Marysieńkę; przedstawia steampunkową wizję historii, gdzie wojny są toczone przy użyciu wielkich machin napędzanych duszami - zdecydowanie najciekawiej wykreowany świat spośród wszystkich zgromadzonych w zbiorze utworów. Przyzwoicie prezentuje się jeszcze Iskra Boża Moniki Sokół opierająca się na legendzie o golemie. Pozostałe opowiadania zawodzą: Szatański plan Agnieszki Hałas jest nijaki, Obsydian Stanisława Truchana jest słabo skomponowany i gubi wątki, które są z początku prezentowane jako istotne (hiszpański szlachcic i inkwizycja), Dzięcielina Tomasza Kiliana jest zbyt abstrakcyjna, a Para bellum Dawida Juraszka mnie wymęczyło (choć to jest cecha ogólna jego twórczości, dlatego staram się ją omijać, ale nie zawsze mi wychodzi).
63. Felix, Net i Nika oraz Klątwa Rodu McKillianów - Rafał Kosik, Powergraph 2014
W końcu coś dobrego. W trzynastym tomie cyklu o trójce przyjaciół z warszawskiego gimnazjum autor przenosi akcję do Wielkiej Brytanii i tworzy horror o nawiedzonym szkockim zamczysku, zahacza też o Londyn, przy okazji wbijając szpilę części mieszkających tam Polaków. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, ale została dobrze skonstruowana; po raz kolejny Kosik wykorzystuje sny jako jej motor napędowy. Bohaterowie jak zwykle w formie, a szczególnie cieszy, że ciapowatość Neta irytuje nie tylko mnie, ale i Felixa. Szkoda tylko, że temu ostatniemu nie udaje się spędzać więcej czasu z Laurą - mam cichą nadzieję, że w kolejnych tomach autor dołączy ją do grupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz