Dwie książki w dwa tygodnie. Jakiegokolwiek wytłumaczenia bym nie próbował szukać, wynik i tak jest marny. Jasne, przebijam się od dłuższego czasu przez jedną niebeletrystyczną pozycję, którą powinienem w przeciągu następnego tygodnia skończyć, a w międzyczasie próbuję czytać co nieco na Kindle'u, ale nie czuję się tym usprawiedliwiony.
97. Szuje, mątwy i straceńcy - Maciej Żytowiecki, RW2010 2013 (Kindle)
Jest to zbiór opowiadań, który kupiłem, spodziewając się czegoś innego. Podobała mi się wizja świata przedstawiona w Moim prywatnym demonie Żytowieckiego - noir z elementami okultyzmu - i liczyłem, że teksty zebrane w Szujach, mątwach i straceńcach będą nawiązywały do przeczytanej wcześniej powieści. Moje oczekiwania sprawdziły się tylko częściowo - zaledwie dwa opowiadania dotyczą detektywa Ezry, pozostałe zaś mówią o różnych wykolejeńcach życiowych. No i przyznać muszę, że czuję się lekko rozczarowany tym, co dostałem. Rzadko zostawałem porwany fabułą, autorowi zdarzało się popadać w nadmierną egzaltację słowną i często czułem się znużony lekturą. Z interesujących mnie spraw dowiedziałem się tylko, w jaki sposób Ezra dostał się w szpony demona. Poza tym, lektura była raczej zmarnowanym czasem.
98. Kandyd - Voltaire, Wolne Lektury 2012 (Kindle)
Zalegało mi na Kindle'u od dłuższego czasu, a że krótka to rzecz, postanowiłem przeczytać. Jest to bardzo sprawnie i w dowcipny sposób napisana polemika z twierdzeniem Leibnitza, jakobyśmy żyli w najdoskonalszym z możliwych światów. Naiwność tytułowego bohatera jest porażająca, a jego starcie z brudną i brutalną rzeczywistością jest tym, co doskonale napędza akcję. Konstrukcją Voltaire nawiązuje do powieści łotrzykowskiej; fabularnie, ale też językowo nasuwały mi się skojarzenia z Don Kichotem Cervantesa. Mój ulubiony frgment? Kiedy jeden z bohaterów stwierdza, że świat istnieje po to, żeby się wściekać. Boskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz