To był rekordowy tydzień. Udało mi się przeczytać aż pięć książek, choć przyznać muszę, że nie były one obszerne.
12. Kotku, jestem w ogniu - Dawid Kain, Genius Creations 2014 (Kindle)
Krótka, ale bardzo dobra powieść Dawida Kaina o literaturze. Autor przedstawia alternatywną rzeczywistość, gdzie wszystko kręci się wokół książek, gdzie pełnią one funkcję narkotyku i stanowią sens życia, a ludzie nieczytający nie istnieją. Bardzo dobrze poprowadzona została fabuła skupiająca się na poszukiwaniu przez bohatera pewnej nieosiągalnej książki, z ciekawą intrygą w tle. Taka oniryczno-kafkowska litertura, jeśli chodzi o nastrój.
13. Sto lat samotności - Gabriel García Márquez, Muza 2004
Podrzucone przez Żonę. Tytuł książki w zasadzie mówi wszystko. Rzecz dzieje się w odciętej od świata i zacofanej wiosce na przestrzeni stu lat, gdzie każdego z bohaterów dotyka klątwa samotności, wynikająca z niezdolności do odczuwania miłości. Historia rodziny, gdzie powtarzane są błędy przodków, gdzie często tworzą się kazirodcze związki, opowiedziana przez narratora w beznamiętny sposób. Ale ten sposób prowadzenia narracji uwypukla problem poruszany przez autora. Jest to porcja bardzo dobrej, poruszającej literatury i prztyczek w nos dla tych, którzy twierdzą, że fantastyka jest bezwartościowa, a do tego doskonały przykład, że można napisać świetną powieść, nie posługując się bełkotliwym językiem.
14. Eryk - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2012 (Kindle)
Kolejny tom Świata Dysku, po który zdecydowałem się sięgnąć, tym razem króciutki, bo liczący niewiele ponad sto stron. Tym razem ciapowaty Rincewind i tytułowy Eryk, chcący być demonologiem, wyruszają w podróż poprzez czas i przestrzeń, co daje Pratchettowi możliwość satyrycznego przedstawienia mitów i wierzeń. Niestety całość sprawia wrażenie powieści pisanej na kolanie: zmarnowany został potencjał Śmierci, fabuła zaś stanowi tylko skakanie z lokacji do lokacji. Najlepiej wypada o dziwo Rincewind, którego do tej pory nie miałem okazji polubić, a który tym razem wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Całkiem sprawnie radzi sobie też Eryk, jako młokos, którego wywołana przez niego sytuacja przerosła, i, jak zwykle, świetny jest Bagaż, choć przydałoby się poświęcić mu trochę więcej czasu antenowego.
15. Mała apokalipsa - Tadeusz Konwicki, NOWA 1994
Zaiwaniłem Teściowej z półki - chciałem wrócić do lektury, która w liceum bardzo mi się podobała. Tym razem jednak nie odniosłem tak pozytywnego wrażenia. Źle co prawda nie jest, a samo przedstawienie absurdów PRL-u, państwa osaczającego obywateli i kontrolującego ich na każdym kroku jest świetnie wykonane, ale męczył mnie chaotyczny styl narracji, jakim posługuje się Konwicki - za dużo tu bełkotu. Fabuła jest prosta - bohater idzie przez Warszawę z kanistrem benzyny w ręce w celu dokonania samospalenia pod Pałacem Kultury - ale to nie ona jest tu istotna; stanowi tylko pretekst dla zaprezentowania wadliwego systemu.
16. Metro 2034 - Dmitrij Głuchowski, Insignis 2010 (Kindle)
Wyszło, że jestem chyba jedyną osobą, której druga część Metra podoba się bardziej od pierwszej, co nie znaczy, że jest to dobra książka. Metro 2034, podobnie jak poprzednik, nie zachwyca, wiele elementów, które w pierwszej części prosiły się o rozwinięcie tutaj zostało całkowicie pominiętych. Artiom, zwany Artemem, będący głównym bohaterem Metra 2033, tym razem zepchnięty zostaje na margines, pojawiając się jedynie epizodycznie, a wprowadzenie go do fabuły jest zbędne. Lepiej skonstruowani zostali bohaterowie powieści: już nie irytują swoją głupotą, rozbudowane zostało ich życie osobiste, przez co bardziej przypominają ludzi z krwi i kości. Po raz kolejny Głuchowski bardzo dobrze oddał nastrój klaustrofobii i zaszczucia mieszkańców moskiewskich podziemi. Fabuła znowu należy do typu "coś się dzieje, więc idź i sprawdź" i dość szybko nuży; brakuje jej też twista, który miał miejsce na końcu pierwszej części. Nadal nie rozumiem, skąd taka popularność Głuchowskiego.
Zapraszam do sprawdzenia mojej oferty na Allegro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz