czwartek, 9 kwietnia 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #14

Kolejny przyzwoity tydzień: trzy książki, w tym i klasyka, i polska fantastyka. Jutro postaram się wrzucić nową porcję książek na allegro.

40. Smoczy pazur - Artur Baniewicz, SuperNOWA 2003

Książka reklamowana była jako coś dla ludzi tęskniących za wiedźminem. Sięgnąłem po nią, po przeczytaniu w miarę pozytywnej recenzji Gadzich godów Baniewicza w NF - jak zwykle stwierdziłem, że zacznę się zapoznawać z cyklem od pierwszego tomu. W sumie udało się autorowi uzyskać przyzwoite czytadło, ale do poziomu Sapkowskiego książce sporo brakuje. Jest to zbiór czterech humorystycznych opowiadań o magunie (czyli magu uniwersyteckim) z dość prostymi fabułami: ot, jest problem, czarodziej go rozwiązuje - warstwa fabularna jest najsłabszą stroną książki. Autor nadrabia tę wadę kreacją postaci (zwłaszcza protagonisty) i poziomem humoru, który, choć nie jest zbyt wyszukany, nie jest też nachalny i bardzo dobrze tworzy atmosferę opowieści. Nawet okładkowe szczucie cycem nie przeszkadza - przywołuje na myśl lata 80.

41. Jak wam się podoba - William Shakespeare, Wolne Lektury 2012 (Kindle)

Zapoznawania się z twórczością Szekspira ciąg dalszy. Tym razem sięgnąłem po coś lżejszego: żadnych haniebnych morderstw, choć pojawia się typowy dla Anglika motyw rodzinnych waśni. Do tego jest to krótka i przyjemna historia miłosna. W sumie jedynym, co drażni jest deus ex machina w zakończeniu, ale nie wpływa ono w większym stopniu na odbiór tej krótkiej (do zaliczenia w pół wieczora) przyjemnej lektury.

42. Droga donikąd - Michał Gołkowski, Fabryka Słów 2014

Trzeci tom stalkerskiego cyklu Michała Gołkowskiego jest prequelem Ołowianego świtu i opowiada historię pojawienia się Miszy w Zonie. Cieszy fakt, że autor z książki na książkę poprawia swój warsztat. Tym razem wszystko jest przedstawione ładnie i składnie, historia trzyma się kupy i stanowi świetne wprowadzenie do przygód Miszy. Początkowo miałem mieszane uczucia co do motywacji głównego bohatera; rozumiem chęć porzucenia dotychczasowego korporacyjnego życia, ale żeby od razu pchać się na pogranicze białorusko-ukraińskie? A potem przyszła myśl, że przecież są ludzie, którzy wstają z kanapy i idą w świat, więc nie ma się czemu dziwić. W każdym razie, książka mnie niesamowicie wciągnęła. Pokazuje Zonę z perspektywy żółtodzioba i, choć wiadomo, że nic poważnego się Miszy nie stanie, to, w przeciwieństwie do poprzednich dwóch tomów, nie ma tutaj wrażenia, że jest on w stanie poradzić sobie bez większych problemów z każdym zagrożeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz