środa, 30 kwietnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #17

Cztery książki w tydzień. Robi wrażenie nawet, jeśli się weźmie pod uwagę, że dwie z nich objętością nie grzeszyły. Po długim męczeniu Kindle'a na Malcie, tym razem dałem mu odpocząć i większość lektur przytuliłem w formie martwego drzewa. Wszystkie książki w tym tygodniu stanowi zeszłoroczna polska fantastyka - sprężam się z nią, bo termin nominacji do Zajdla coraz bliżej. Jedziemy.

41. Album - Krzysztof Maciejewski, Forma 2013

Na stu dziesięciu stronach udało się upchnąć dwadzieścia cztery opowiadania, po które nigdy bym nie sięgnął, gdyby nie pozytywna recenzja w Nowej Fantastyce. Sam fakt, że poszczególne teksty nie zajmują więcej niż dziesięć stron, sprawia, że nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek rozbudowywaniu fabuły. Większość utworów opiera się więc na jednym pomyśle i zazwyczaj kończy się zaskakującą puentą. To właśnie zakończenia opowiadań są tym, na co szczególnie zwróciłem uwagę. Podobał mi się też elegancki, poetycki język, jakim posługuje się autor. Z drugiej strony, jak to zwykle bywa w przypadku zbiorów tekstów, także i Maciejewskiemu nie udało się zachować równego poziomu: niektóre z jego utworów mnie znudziły, co jest szczególnie dziwne w przypadku sześciostronicowego dzieła.

42. Carska manierka - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2013

Kolejna książka i kolejny zbiór opowiadań. Już kiedyś wspomniałem, że poważniejsza część twórczości Pilipiuka jest tym wycinkiem jego działalności literackiej, który mi szczególnie odpowiada. I mimo że większość z tekstów opiera się na podobnym schemacie (trzeba znaleźć jakiś dawno zaginiony przedmiot, o którym wzmianki pojawiają się wyłącznie w legendach lub bardzo starych dokumentach), ich lektura sprawia mi masę frajdy, zarówno kiedy bohaterem jest nieradzący sobie z płcią przepiękną Robert Storm, jak i mój ulubiony Pilipiukowy protagonista, doktor Skórzewski (którego tutaj mamy okazję obserwować w późnym okresie życia). Zbiór wieńczy opowiadanie, w którym autor przedstawia wizję płaskiej Ziemi (Kolumb i reszta mylili się). Koncept wydał mi się fajny; szkoda tylko, że Pilipiuk postanowił urwać fabułę w połowie, pozostawiając otwarte, niesatysfakcjonujące zakończenie.

43. Sezon burz - Andrzej Sapkowski, SuperNOWA 2013

Być miłośnikiem literatury fantastycznej i nie sięgnąć po coś Sapkowskiego to grzech, nawet jeśli to coś jest przyjmowane przez czytelników niezbyt gorąco. Wyszło jednak na to, że przejmowanie się malkontentami nie ma sensu - nowy Wiedźmin poradził sobie bardzo dobrze, choć do bycia książką rewelacyjną na miarę pierwszych tomów oryginalnej sagi czy też Ostatniego życzenia (Miecz przeznaczenia jakoś nie miał okazji trafić w moje ręce) trochę mu zabrakło. Przede wszystkim kuleje fabularnie; może nie ma tu jakichś potworków, ale wpędzanie wiedźmina w kolejne kłopoty, kiedy ten próbuje odzyskać skradzione miecze, nie jest czymś powalającym na kolana. Potwierdzić mogę też to, o czym można było przeczytać dosłownie wszędzie: Sezon burz sprawia wrażenie posklejanych opowiadań wyciągniętych przez Sapka z szuflady. Irytuje również fakt wychodzenia wiedźmina z opresji przeważnie dzięki niebywałemu szczęściu (z uwzględnieniem deus ex machina) zamiast za sprawą własnych umiejętności. Z drugiej strony, całkowicie porwał mnie język powieści. Sapkowski nadal zachwyca sposobem prowadzenia narracji i genialnymi dialogami. I choćby z tego powodu warto było dać mu zarobić.

44. Krew, pot i łzy - Carla Mori, Oficynka 2013 (Kindle)

Skusiły mnie pozytywne opinie na Polterze. Po lekturze zastanawiam się, kiedy przestanę się przy wyborze lektur kierować opinią innych, bo przeważnie moja ocena jest zupełnie odmienna od ogółu. Zaczyna się dobrze: od sceny dzikiego seksu nauczyciela i uczennicy w niewyjaśnionych okolicznościach w Częstochowie umierają kolejni ludzie, a pani prokurator, pan policjant i ciężarna dziennikarka próbują ustalić, co się dzieje. Ot, zapowiadał się ciekawy kryminał z elementem nadnaturalnym. A potem zacząłem się zastanawiać, jak można bohaterów wykreować na takich imbecyli, do tego niestabilnych emocjonalnie. Wyjątkiem jest ciężarna; ona jest tylko niestabilna emocjonalnie, ale to da się wytłumaczyć jej stanem. Pozostali bohaterowie (zwłaszcza prokurator), mimo że kreowani na osoby, które znają się na swojej robocie, mając wszystkie fakty przed oczami, nie potrafią dodać dwóch do dwóch. Naprawdę, inteligencja mnie bolała, kiedy to czytałem. No i kompletnie nielogiczny wywód o szatanie w Kościele katolickim. Litości! Na szczęście trafiło się też trochę pozytywnych rzeczy: krytyka fałszywej pobożności i ostatni akapit. Poza tym... gdybym zakupił tenże utwór w wersji papierowej, wyleciałby przez okno. Kindle'a było mi szkoda.

Podsumowanie kwietnia

Dwanaście książek w kwietniu sprawia, że czytam z zadziwiającą regularnością: dziesięć sztuk w miesiącach dłuższych, dwanaście w krótszych (powinno być chyba odwrotnie). Z liczby tej jestem tym bardziej zadowolony, że trzy książki to solidne cegły (Pomnik cesarzowej Achai, Horyzont zdarzeń i Gambit mocy), które udało mi się szybko i sprawnie ukończyć. Sporo czasu spędzanego w komunikacji publicznej na Malcie i samotne wieczory tamże też dołożyły swoją cegiełkę. Przez to też Kindle był mocno eksploatowany. Zobaczymy, jak będzie w maju. Na razie mam jeszcze trochę papieru z 2013 roku, rok 2014 zaś głównie w formie elektronicznej.

Książka miesiąca: Jakub Ćwiek - Świetlik w ciemności
Rozczarowanie miesiąca: Carla Mori - Krew, pot i łzy

Makulatury pozbywam się tutaj.

środa, 23 kwietnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #13, 14, 15 i 16

Powracam po trzytygodniowym służbowym wygnaniu na Maltę, szkoleniu z aviation English i niemal całkowitym odcięciu od sieci (z lenistwa nie chciało mi się schodzić na recepcję, gdzie było darmowe wi-fi). Zebrały się więc lektury z czterech tygodni, a jest ich dziesięć. Wynik przyzwoity, choć liczyłem na dwie sztuki więcej. Oczywiście, ponieważ byłem w podróży, a papier jest ciężki, zdecydowana większość książek, jakie przeczytałem, była w formie elektronicznej. W sumie w trakcie pobierania nauk udało się przeczytać prawie siedem książek (Gambit mocy dokończyłem już po powrocie do domu), nie zaniedbując zwiedzania Malty i masakrowania aparatu fotograficznego. Zapraszam do lektury.

31. Skald. Karmiciel kruków - Łukasz Malinowski, Erica 2013 (Kindle)

Po tę książkę sięgnąłem pod wpływem pozytywnej recenzji w Nowej Fantastyce i niestety po raz kolejny okazało się, że kierowanie się tamtejszymi ocenami nie zawsze jest najlepszym sposobem na wybór lektury. Autorowi trzeba oddać, że zna się na sprawach związanych z Wikingami i Skndynawią, ale jest to jedyny mocny punkt zbioru składającego się z dwóch opowiadań i jednej powieści. Bohater tekstów, tytułowy skald, umie wszystko, może wszystko i w ogóle jest naj. Pierwszy z utworów jest sztampowy i nudny, drugi przypomina wiedźmińskie polowanie na strzygę, a trzeci nasuwa skojarzenia z Imieniem Róży Umberto Eco. I w zasadzie tylko ten ostatni zainteresował mnie swoją fabułą, pozostałe można położyć na półce "Do zapomnienia".

32. Samozwaniec. Tom IV - Jacek Komuda, Fabryka Słów 2013

Koniec czterotomowej opowieści o marszu Polaków u boku Dymitra Samozwańca na Moskwę. Muszę przyznać, że w końcu przekonałem się do stylu Komudy i książkę dobrze mi się czytało (pamiętam, z jakim trudem brnąłem przez Wilcze gniazdo). W kwestii realiów historycznych ciężko autorowi cokolwiek zarzucić - wszystko trzyma się kupy, choć momentami odniosłem wrażenie, że Komuda za bardzo chce się trzymać faktów i przez to pewne wątki pozostają niepotrzebnie niedokończone (część z nich zapewne będzie kontynuowana w innych książkach). Ogólnie jednak jest to przyzwoita literatura. Zadziwia mnie tylko przypisywanie twórczości Komudy do fantastyki: tutaj wątek fantastyczny co prawda pojawia się, ale jest on marginalny; w poprzednich tomach ciężko było wskazać cokolwiek nadnaturalnego.

33. Pomnik cesarzowej Achai. Tom III - Andrzej Ziemiański, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Osiemset stron niczego. Naprawdę. Nie wiedziałem, że opis jednej akcji bojowej (wprawdzie realizowanej przez dwie różne frakcje i przedstawionej z dwóch perspektyw) można rozciągnąć do takich rozmiarów. Jeszcze bardziej zadziwiające jest, że to rozwlekłe "nic" czyta się szybko i sprawnie. Można jeszcze do tego dodać interesujących bohaterów, którzy dają się lubić, mimo że sprawiają wrażenie skopiowanych z pierwszej trylogii o Achai. Pojawiają się też ciekawe informacje dotyczące świata. Gdzieś czytałem, że Pomnik... miał składać się z trzech części, ale chyba coś Ziemiańskiemu nie wyszło, bo zakończenie sugeruje powstanie w przyszłości kolejnego tomu; widocznie Ziemiański bardzo potrzebuje większej ilości pieniędzy.

34. Zakazane wrota - Tiziano Terzani, W.A.B. 2011 (Kindle)

Dla odmiany, książka polecona przez Żonę. Jest to reportaż Tiziano Terzaniego z jego pobytu w Chinach. Pierwsze wydanie utworu miało miejsce w roku 1984, więc sporo wody upłunęło w Huang He i wiele się w Państwie Środka zdążyło od tego czasu zmienić. Wyraźnie widoczna jest negatywna ocena przez autora działalności Komunistycznej Partii Chin ze szczególnym uwzględnieniem okresu, kiedy władzę sprawował Mao Zedong. W zasadzie jest to krytyka zniszczeń, jakich dokonali komuniści po dojściu do władzy i eliminacji wszelkich przejawów kultury z czasów cesarstw. Negatywnie oceniana jest niemal każda forma działalności władz ChRL - omawiane są po kolei poszczególne regiony Chin i to, jak działania KPCh wpływały na miejscową ludność. Warto przeczytać, choć trzeba mieć na uwadze, że książka powstała trzydzieści lat temu. Przydałoby się teraz sięgnąć po jakieś bardziej aktualne opracowanie dotyczące Chin.

35. Happy End - Marcin Podlewski, Studio Truso 2013 (Kindle)

Po przeczytaniu świetnego opowiadania, które zwyciężyło w konkursie na XXX-lecie Nowej Fantastyki, stwierdziłem, że sięgnę po inne utwory Podlewskiego. Niestety, nieco się zawiodłem. Świat, który postanowił wykreować autor, charakteryzuje się występowaniem tak zwanych aberracji - zjawisk, które zmieniają ludzi i otoczenie, w których powstają dziwne artefakty (pod tym względem nasuwa się skojarzenie z Piknikiem na skraju drogi Strugackich) i które potrafią zakrzywić czas. Zdecydowanie najmocniejszym punktem powieści jest przedstawienie relacji pomiędzy głównym bohaterem a jego ojcem. Poza tym, ciężko mi coś dobrego o książce napisać. Fabuła sprawia wrażenie rwanej, w paru miejscach nie nadążyłem za tokiem myślenia Podlewskiego, poza tym mam wrażenie, jakby czegoś jej brakowało. Do tego istnieją w utworze wątki, bez których mógłby się on spokojnie obejść lub takie, które spokojnie można by rozwinąć.

36. Ektenia - Emil Strzeszewski, Powegraph 2013 (Kindle)

Spodziewałem się powieści, dostałem zbiór czterech opowiadań - poprzedzenie każdego z nich zwrotem "Rozdział x" jest dość mylące. Na pewno na uwagę zasługuje elegancki, piękny język, jakim posługuje się autor, świetnie oddający nastrój epoki zbliżonej do wiktoriańskiej. Bardzo pozytywnie oceniam też pomysł posłużenia się żydowską kabałą i procesem tworzenia golemów. W pierwszych dwóch tekstach świetnie przedstawieni zostali bohaterowie - eksperymentator-morderca w pierwszym i kaleka w szpitalu w drugim; protagoniści pozostałych dwóch utworów jakoś nie chwycili mnie za serce. Ponarzekać mogę na zbyt płytkie zanurzenie autora w świat przedstawiony: niby wiemy, że trwa wojna pomiędzy niemieckim Zakonem a Wschodniobałtami, ale to byłoby tyle. Nie bardzo też widzę sens wklejania do poszczególnych opowiadań powieści w odcinkach, której fragmenty czytają bohaterowie.

37. Horyzont zdarzeń - Vladimir Wolff, Warbook 2013 (Kindle)

Kupuję te powieści Wolffa i kupuję, i już zaczynam odnosić wrażenie, że nie różnią się one zbytnio od siebie; zmienia się tylko miejsce operacji wojennych. Tym razem autor postanowił uderzyć z wielkiego działa i prognozuje starcie rosyjsko-amerykańskie będące efektem spięć pomiędzy tymi państwami o ropę naftową z dna Morza Arktycznego, które zostały przedstawione w poprzednim tomie. W ruch idą atomówki (i nie są to Bajka, Bójka i Brawurka) i trwa zabawa na najwyższych szczeblach władzy. Po raz pierwszy w serii Wolff kończy powieść cliffhangerem i nie doprowadza konfliktu do końca. Styl bardzo przypomina Clancy'ego (wiem, że piszę to za każdym razem, mam też świadomość, że przeczytałem tylko jedną książkę Amerykanina): suchy, bez polotu, za to naszpikowany technologią wojskową, która szaremu zjadaczowi chleba niewiele mówi, a mimo to książkę czyta się sprawnie i szybko. Rewelacji nie ma, ale przynajmniej oczy nie bolą.

38. Demony wojny. Część 1 - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2013 (Kindle)

W końcu coś dobrego. Jak to zwykle ze mną bywa, niewiele udało mi się zapamiętać z poprzedniej części, Demonów Leningradu, ale jakoś sobie z lekturą najnowszej powieści Przechrzty poradziłem. Bardzo dobrze przedstawiony został Związek Radziecki za panowania Stalina, gdzie trzeba się było w każdym momencie liczyć ze stratą głowy. Autorowi udało się stworzyć ciekawy kryminał, który, mimo widniejącej w tytule "części pierwszej", stanowi spójną i zamkniętą całość. W zasadzie powieść ta jest jak Bond: jest akcja, są strzelaniny, znajdzie się też miejsce dla dziewczyny bohatera. Brakuje tylko Q z jego cudownymi wynalazkami. Trochę za mało natomiast jest moim zdaniem nawiązań do wspomnianych już Demonów Leningradu, ale zakładam, że autor zostawił sobie co lepsze smaczki na kolejną część.

39. Gambit mocy - Piotr Muszyński, Oficynka 2014 (Kindle)

No, przyznam się, że spodziewałem się czegoś znacznie gorszego. Po tę książkę sięgnąłem tylko dlatego, że lubię sprawdzać, jakie dzieła tworzą polterowicze. I jest naprawdę dobrze, i to w momencie, gdy stwierdziłem, że ciężko pokazać mi coś ciekawego w fantasy. Uwagę zwraca styl autora: może nie jest górnolotny, ale widać swobodę posługiwania się słowem. Nijak nie przeszkadza też używanie współczesnego języka w quasi-średniowiecznym świecie. Bardzo dobrze autor poradził sobie z humorem, który wyraźnie zaznacza swoją obecność (choćby w przerysowanych postaciach), ale nie jest zbyt nachalny. Fabuła może i głowy nie urywa, ale jest przyzwoita i pozwala bohaterom błyszczeć na ekranie: jest wygnana księżniczka i jej knująca siostra, mamy konflikt następczyni tronu z kapłanami i przezabawne czarne charaktery. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłoby to wprowadzanie kompletnie niepotrzebnych lub mało potrzebnych postaci drugoplanowych, brak podziału powieści na rozdziały (no dobra, są "gwiazdki"). Przeczytałem w zasadzie w dwa dni (ostatnie sześćdziesiąt stron musiałem odłożyć na nieco później w związku z obowiązkami świątecznymi).

40. Świetlik w ciemności - Jakub Ćwiek, Dobre Historie 2013 (Kindle)

Kilkudziesięciostronicowe opowiadanie, którego zapewne nie jestem w stanie zrozumieć, bo nie oglądałem Firefly. Pewnie dlatego lektura nasunęła mi silne skojarzenia z Pszczółką Mają. Poza tym jest to bardzo przyjemna i elegancka bajeczka o wspieraniu się w dążeniu do celu, o świetnym dowódcy, który potrafi sprawić, że załoga skoczy za nim w ogień. Bardzo fajna lektura, głównie dla młodszego czytelnika, a do tego z ładnymi ilustracjami.

Podsumowanie marca

Marzec okazał się być gorszym miesiącem niż rok temu i zakończył się dziesięcioma przeczytanymi książkami, co i tak uważam za dobry wynik. Nadrabianie zeszłorocznych zaległości w polskiej fantastyce jakoś idzie, ale przez to brakuje mi czasu na czytanie pozycji z 2014 roku. Tym razem większość przeczytanych książek była w formie papierowej: pozbywam się makulatury, więc najpierw trzeba ją przeczytać.

Książka miesiąca: Anna Kańtoch - Przedksiężycowi III
Rozczarowanie miesiąca: Jacek Piekara - Ja, inkwizytor. Głód i pragnienie (od tak doświadczonego pisarza oczekuję czegoś więcej)

Jakby kogoś interesowało, wrzuciłem w sieć zdjęcia z Japonii (na Maltę trzeba będzie jeszcze trochę poczekać). Są one dostępne tutaj i tutaj.