środa, 29 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #43

Przydarzył mi się słabszy tydzień z tylko jedną przeczytaną książką. Mam co prawda rozgrzebaną Odyseję kosmiczną w wydaniu omnibusowym, ale trochę czasu zajmie mi przebicie się przez to, nawet nie z powodu objętości, ale raczej ze względu na to, że w domu mam nieco mniej czasu na czytanie (a staram się nie brać papierowych książek do pracy). W związku z tym zapraszam do przeczytania wyłącznie wrażeń z lektury Forty Michała Cholewy.

113. Forta - Michał Cholewa, Warbook 2014 (Kindle)

Miśkowi pisanie idzie coraz lepiej. Trzeci raz dostałem solidną porcję militarystycznego SF w jego wykonaniu, choć tym razem nie ma tu wielu starć pomiędzy oddziałami wojsk, bo i przeciwnik bohaterów jest inny (ale o nim sza! - nie lubimy spoilerów). Rzecz wciąga jak odkurzacz, Cholewie wielokrotnie udało się mnie zaskoczyć rozwiązaniami fabularnymi, z tomu na tom coraz lepiej wypada też kreacja bohaterów - tutaj szczególnie ciekawa jest postać Wierzbowskiego, który ze zwykłego wykonawcy rozkazów staje się dowódcą i przekonuje się, jak ciężki to kawałek chleba. Stylistycznie fajerwerków żadnych nie uświadczyłem, ale odniosłem wrażenie, że i pod tym względem autor się rozwinął. Liczę na więcej w kolejnych częściach; ciekawi mnie na ile tomów cykl został zaplanowany.

Parę książek na sprzedaż.

środa, 22 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #42

Udało mi się trochę przyśpieszyć czytanie i w efekcie moim łupem w tym tygodniu padły cztery lektury. Mimo to zaległości z bieżącymi premierami polskiej fantastyki robią się coraz większe - więcej czasu poświęcam bądź to na autorów zagranicznych, bądź też na starszą rodzimą literaturę fantastyczną.

109. Maszyna - Wiktor Żwikiewicz, Solaris 2014

Mój pierwszy kontakt z twórczością Żwikiewicza. Jest to zbiór opowiadań hard SF, w większości pochodzących z lat 70. ubiegłego stulecia. Z jednej strony była to przyjemna lektura - lubię tę odmianę fantastyki - z drugiej zaś często miałem poczucie zagubienia, nie bardzo wiedziałem, co się dzieje i o co chodzi w tekście. Może dlatego nasunęło mi się skojarzenie stylu autora z tym, jakim później zaczął się posługiwać Dukaj (choć jednak Żwikiewicz jest dużo bardziej przystępny). Nie ma tu jakichś wielkich fabuł; rzecz raczej skupia się na człowieku i jego reakcji na kontakt z nieznanym, czy to w postaci interakcji z obcymi istotami, czy też w starciu ze zdobyczami cywilizacyjnymi. Ogólnie jestem zadowolony, mimo że momentami lektura sprawiała mi trudność.

110. Pies i klecha. Żertwa i inne historie - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk, Powergraph 2014 (Kindle)

Zbiór starszych opowiadań o dochodzeniach prowadzonych przez milicjanta i księdza u schyłku PRL-u. Jako kryminały, teksty mnie nie przekonują, bywają chaotyczne, a do rozwiązania spraw bohaterowie dochodzą nie dedukcją i zbieraniem dowodów, ale przez przypadek albo dzięki jakimś szczegółom z życiorysu. Odniosłem jednak wrażenie, że to nie warstwa kryminalna jest tutaj najważniejsza, ale stanowi ona jedynie podkład pod kreację bohaterów i ich wzajemne relacje, a ten element został zbudowany wybornie. Wszystkie teksty, poza dwoma, czytało mi się nieźle; pozostałe dwa to Żertwa, którą opuściłem, bo jest ona prologiem do niedawno przeczytanego Przeciwko wszystkim, więc nie chciałem marnować czasu na ponowną lekturę (ale wspomnienia związane z tym opowiadaniem mam raczej przyjemne), i Ogień i blask obracający się wokół motywu żar ptaka, który to utwór najzwyczajniej w świecie mnie znudził. Jakoś wspomniany ptaszek nie potrafi mnie sobą zainteresować już po raz któryś (dotyczący go Żar Anny Brzezińskiej jest jedną z trzech lektur, które znudziły mnie do tego stopnia, że zasnąłem).

111. Dzieci umysłu - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2010 (Kindle)

Nie posłuchałem podszeptów kolegów i postanowiłem dalej brnąć w Endera. I całe szczęście, bo jest to bardzo przyzwoita książka, która, choć odstaje poziomem od Gry Endera i Mówcy Umarłych, jest bardzo dobrym zakończeniem sagi. W sumie największą wadą tej powieści jest mała ilość Endera i skupienie się na postaciach tytułowych dzieci umysłu (i wbrew pierwszemu skojarzeniu nie chodzi tutaj o zakon o tej samej nazwie). Podobały mi się zastosowane przez Carda rozwiązania fabularne - może tylko brakowało mi pociągnięcia wątku kolejnej napotkanej w kosmosie inteligentnej rasy. Bardzo po oczach bije kreacja Endera na Chrystusa-Boga oddającego życie za trzy rozumne gatunki i występującego w trzech osobach. Ciekawy zabieg fabularny.

112. Kobieta na krańcu świata - Martyna Wojciechowska, National Geographic 2009

Podrzucone przez Żonę. Jest to literacka wersja pierwszego sezonu programu emitowanego przez TVN prowadzonego przez Martynę Wojciechowską (wersji telewizyjnej nie znam), gdzie przedstawione zostają kobiety z ośmiu krajów, z trzech kontynentów. Czasem są to typowe przedstawicielki społeczeństw, jak wenezuelskie silikonowo-botoksowe modelki czy też panie żyjące w patriarchalnym świecie Zanzibaru lub Namibii, czasem zaś kobiety łamiące stereotyp opiekunki ogniska domowego: boliwijska wrestlerka, argentyńska gaucha albo kambodżańskie saperki (i już mam przed oczami łopatkę, chodzi o kobiety-saperów oczywiście). Wszystko przedstawione zostało w bardzo fajny sposób i ozdobione tonami zdjęć. Czasem tylko miałem wrażenie, że w niektórych reportażach za mało uwagi poświęca się ich bohaterkom - głównie chodzi o Boliwię, gdzie pisze się o tym, jaki to wrestling jest straszny, i o Kenię, gdzie uwaga skupia się na ratowaniu słoniątek. Jednak jest to interesująca prezentacja życia kobiet i roli słabszej płci na drugim końcu świata.

Ciągle pozbywam się makulatury. Do sprawdzenia tutaj.

środa, 15 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #41

Tempo w dalszym ciągu nie najlepsze: udało się przeczytać po jednej książce papierowej i elektronicznej. Ostatnio mam sporo roboty w związku z wypadkiem samochodowym, więc czasu na czytanie jest trochę mniej. Tym razem znów wziąłem na tapetę dwa uznane nazwiska ze światowej sceny fantastycznej, przy okazji zaniedbując bieżące zapoznawanie się z polskimi utworami, ale od przyszłego tygodnia powinienem zacząć nadrabiać zaległości.

107. Ubik - Philip K. Dick, Rebis 2012

Ponoć najlepsza książka Dicka mnie nie porwała do tego stopnia, co Blade Runner czy też Przez ciemne zwierciadło, choć uważam ją za kawał bardzo dobrej literatury. Są to typowe dla Dicka rozważania na temat rzeczywistości, próba odpowiedzi na pytanie, czym ona jest; odpowiedzi, której ostatecznie się nie doczekałem. Bardzo mi się spodobał surrealistyczny świat przedstawiony, potęgujący uczucie zagubienia głównego bohatera. Minusy? Sposób wprowadzenia do powieści jednej z bohaterek, Pat, sugeruje, że powinna ona odegrać większą rolę w fabule, a jest jej zdecydowanie za mało.

108. Czarodzicielstwo - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Duże rozczarowanie. Po bardzo dobrych dwóch poprzednich tomach, Pratchettowi nie udało się utrzymać osiągniętego w nich poziomu. Fabularnie jest tak sobie, a humor tylko czasami śmieszy. Wychodzi na to, że powieści poświęcone Rincewindowi, nie wychodzą autorowi najlepiej. Brakuje mi też nawiązań do poprzednich części: sporo mówi się o stosunku magów do kobiet, a nie ma ani słowa o jednej kobiecie, która już na Uniwersytecie studiuje (o czym można przeczytać w Równoumagicznieniu). Żeby nie było, że tylko narzekam: książka ma też trochę zalet: tradycyjnie są to postacie Śmierci i Bagażu (choć ten pierwszy występuje w ilościach homeopatycznych) i ciekawe przedstawienie pozostałych trzech Jeźdźców - ich rozmowy faktycznie bawiły.

Powoli wrzucam książki na allegro. Zapraszam.

środa, 8 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #40

Poprzednio pisałem notkę w pośpiechu i jakoś mi umknęło, że pękła setka przeczytanych w tym roku książek, niemal miesiąc wcześniej niż w roku ubiegłym. Październik zaczynam od głośnych nazwisk. Na pierwszy ogień poszli King z Bułyczowem, dalej będą Pratchett i Dick, a następnie w planach Żwikiewicz i Orbitowski z Urbaniukiem. Tempo mam wprawdzie nienajlepsze, bo w tym tygodniu udało mi się przeczytać raptem dwie niezbyt długie książki, ale mam nadzieję, że uda mi się złapać właściwy rytm. Rozkład Kindle-papier od pewnego czasu stał się w miarę równomierny (za wyjątkiem wyjazdów, gdzie zabieram wyłącznie czytnik). Jutro postaram się wrzucić trochę książek na allegro. Zapraszam do lektury.

105. Zielona Mila - Stephen King, Albatros 2012 (Kindle)

Kolejny e-book, który czekał na mnie od roku i za którego nie mogłem się zabrać. Podobała mi się ta mroczna i ciekawie napisana historia o człowieku skazanym w latach trzydziestych na krzesło elektryczne. Kingowi udało się oddać nastrój celi śmierci, świetnie też skonstruował postacie więźniów i strażników (zwłaszcza narratora, który opowiada o wydarzeniach z perspektywy kilkudziesiciu lat). Wszystko okraszone zostało subtelnym wątkiem fantastycznym. Autor stopniuje napięcie, często zaburzając chronologię wydarzeń: momentami aż chciało się krzyknąć "No, powiedz w końcu, co z tym dużym się stało!"

106. Osada - Kir Bułyczow, Współpraca 1989

No i znowu przychodzi mi się wstydzić. Twórczości Bułyczowa, który przecież należy do czołówki radzieckiej SF, do tej pory nie miałem w zasadzie okazji poznać (poza jednym tekstem, o czym za moment), a po tę jego książkę sięgnąłem tylko dlatego, że we wczesnych numerach Miesięcznika Fantastyka została opublikowana jego mikropowieść pt. Przełęcz, którą z przyjemnością przeczytałem. Kiedy dowiedziałem się, że istnieje jej kontynuacja, wyszperałem z kieszeni garść peelenów i dokonałem zakupu. W czytanym przeze mnie wydaniu zawarta była też wspomniana Przełęcz, którą sobie odświeżyłem. Co dostałem? Taki rodzaj science fiction, jakiego się już dzisiaj raczej nie uprawia. Statek kosmiczny rozbija się na obcej planecie i ludzie, którzy przetrwali zmuszeni zostają do życia w niezbyt gościnnych warunkach. Bułyczow rozważa, co może się stać ze społeczeństwem odciętym od dzisiejszych dobrodziejstw cywilizacyjnych i jak szybko zdegeneruje się ono do poziomu dzikusów. Bardzo fajna wizja, z którą warto się zapoznać.

środa, 1 października 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #38 i 39

Wracam po dłuższej nieobecności i tygodniowym urlopowaniu się w Pradze. W związku z wyjazdem w ruch poszedł czytnik i przeczytałem trzy e-booki, które kupiłem tuż po otrzymaniu Kindle'a, a do których przez rok miałem niezbyt po drodze.

99. Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski, Zysk i S-ka 2014

Kolejna książka Cejrowskiego podrzucona przez Żonę. Tym razem rzecz dotyczy nie amazońskiej dżungli, do której opisów WC zdążył przyzwyczaić, ale spokojnego zakątka gdzieś na krańcu świata w Arizonie. Jest to rewelacyjna opowieść o niespiesznym życiu na prerii, o radzeniu sobie z urokami tamtejszej przyrody, o nicnierobieniu i o tym, jak powinno być wszędzie. Cejrowski w typowym dla siebie gawędziarskim stylu roztacza obraz małego miasteczka, gdzie każdy zna każdego i gdzie lepiej nie otwierać ust, bo wiatr nawieje piachu między zęby. Uwielbiam sposób prowadzenia narracji przez pana Wojciecha; tym razem również się zachwyciłem.

100. Dom śmierci - Dean Koontz, Albatros 2013 (Kindle)

To jeden z tych e-booków, które zakupiłem przed wyjazdem do Japonii, ale na których przeczytanie do tej pory nie mogłem znaleźć czasu. W sumie jest to fajny horror, oparty na wybitnie klasycznym motywie nawiedzonego domu, ze sporą liczbą ciekawych bohaterów (tak na dobrą sprawę ciężko o którymkolwiek z nich powiedzieć, że jest normalnym przedstawicielem społeczeństwa, każdy jest w jakiś sposób odchylony). Akcja co chwilę przeskakuje od jednej postaci do następnej i przyznać trzeba, że autor umiejętnie buduje napięcie. Tym, co zawodzi w powieści, jest jej zakończenie - odniosłem wrażenie, że bohaterowie właściwie nie mają wpływu na jego kształt. Powieść tę nabyłem, żeby sprawdzić pióro Koontza i jestem wystarczająco zadowolony z lektury, żeby sięgnąć po jego kolejną książkę.

101. Ksenocyd - Orson Scott Card, Prószyński i S-ka 2011 (Kindle)

Comiesięczny przydział Endera. Niestety na razie z tomu na tom jest gorzej. Tutaj zbyt często odnosiłem wrażenie, że i narracja, i wypowiedzi bohaterów są zbyt patetyczne i egzaltowane. Fabularnie jest całkiem przyzwoicie: jest to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z Mówcy Umarłych, Card udziela odpowiedzi na pytania, które w poprzednim tomie nie znalazły odpowiedzi, a ponadto wprowadza do świata przedstawionego ciekawą planetę wzorowaną na Chinach z czasów cesarstwa. Szkoda tylko, że jest to kolejna książka w ciągu tych dwóch tygodni, w której zawodzi mnie zakończenie: jest mało wyraziste i nijakie. Słyszałem wprawdzie opinie, że nie warto sięgać nic innego niż Gra Endera i Mówca Umarłych, więc mógłbym stwierdzić, że sam jestem sobie winien, ale mimo wspomnianych niedociągnięć mam w miarę pozytywne wrażenia z lektury.

102. Anioły i demony - Dan Brown, Sonia Draga 2013 (Kindle)

Jest to kolejny e-book z pierwszego szaleństwa zakupowego tuż po otrzymaniu Kindle'a. Miałem tę książkę przeczytać w Japonii, ale nie wyszło i dopiero teraz znalazłem na to czas. No i solidnie się rozczarowałem, choć zapewne udział w tym miał fakt, że widziałem wcześniej ekranizację i od początku wiedziałem, kto zabił. I znów najmniej mam ochotę narzekać na fabułę: jest całkiem w porządku, wątek sensacyjno-kryminalny poprowadzony został bardzo sprawnie. Bardzo mnie raziło parę głupot (według mnie przynajmniej były to głupoty), jakie znalazły się w powieści. Bardzo szybko uaktywniło się moje zboczenie zawodowe, kiedy okazało się, że bohater przedostaje się samolotem z Bostonu do Szwajcarii w półtorej godziny (pomijam kwestie rozwiązań technicznych wymaganych do takich podróży, ale godzinę zajęłoby wznoszenie i zniżanie w przestrzeni kontrolowanej przy zachowaniu ograniczeń prędkości narzucanych przez kontrolę ruchu lotniczego). Dalej wychodzi amerykanizm autora: naukowcy w CERN zamiast do siebie dzwonić korzystają z pagerów (ktoś w Europie w ogóle ma coś takiego?), a główny bohater bardzo się dziwi, że jego towarzyszka zna cyfry rzymskie, jakby były one jakąś wiedzą tajemną. A takich kwiatków jest więcej.

103. Panika - Graham Masterton, Rebis 2013 (Kindle)

Okoliczności zakupu tej książki były takie same jak Aniołów i demonów oraz Domu śmierci. Po Aniele Jessiki do kolejnej powieści Mastertona podchodziłem jak pies do jeża, ale obawy te okazały się nieuzasadnione. Wprawdzie nie jest to żadne wybitne dzieło, ale solidnie zbudowany horror z bardzo dobrym zakończeniem (w końcu). Fajnie też, że powieść ta przesycona jest polskimi akcentami, zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i o miejsce akcji. Przeszkadzał mi z kolei proekologiczny bełkot, który odgrywa bardzo ważną rolę w utworze, choć jest to prawdopodobnie wynikiem mojej alergii na oszołomów przykuwających się łańcuchami do drzew. Nie pasowała mi też postać chorego na zespół Aspergera dzieciaka, który zachowywał się, jakby miał dużo więcej lat niż dwanaście. Mimo wszystko, powieść ta stanowi zdecydowany postęp jakościowy w porównaniu z Aniołem Jessiki, co utwierdza mnie w przekonaniu, że warto autorom dawać drugą szansę.

104. Droga pod Pękniętym Niebem - Marcin Mortka, Zielona Sowa 2014

Kiedy już Mortka zaczął mnie irytować swoim pisaniem, okazało się, że potrafi stworzyć całkiem ciekawą postapokaliptyczną powieść drogi, zdecydowanie lepszą od swojego poprzednika z cyklu Pęknięte Niebo. Bardzo mi się spodobał świat przedstawiony, ciekawi są też nowi bohaterowie (jeden bardziej szalony od drugiego). Trochę irytuje Heather, główna bohaterka, ale da się to wytłumaczyć tym, że jako siedemnastolatka ma prawo być kretyńsko uparta, niestabilna i niedojrzała. Odnoszę wrażenie, że Droga... miała na celu, bardziej niż porwanie czytelnika fabułą (która jest bardzo dynamiczna, naprawdę sporo się dzieje na 230 stronach, ale bez wyraźnego celu), zaprezentowanie świata po końcu świata. To akurat wyszło Mortce bardzo dobrze. Brakuje tylko jakichkolwiek odpowiedzi odnośnie tego, co się dzieje, jakby liczba tomów serii była sztucznie pompowana.

Podsumowanie września

We wrześniu udało mi się osiągnąć niezły wynik, bo przeczytałem trzynaście książek, choć żadna z nich nie była wybitną cegłą. W związku z różnymi wyjazdami (Polcon, Praga) zaznaczyła się spora przewaga Kindle'a. Co ciekawe, już drugi miesiąc z rzędu nie przeczytałem żadnej książki napisanej kobiecą ręką (Cherezińska czeka, ale jest dość daleko w kolejce). Wychodzi na to, że panie, z nielicznymi wyjątkami, fantastyki nie pisują. Z innej beczki: cieszę się, że udaje mi się utrzymać zamierzony comiesięczny rytm Pratchett-Dick-Card, choć ten ostatni z tomu na tom traci na jakości. Jestem też ogólnie zadowolony z poziomu przeczytanych lektur: dwie z nich wskoczyły na pierwsze dwa miejsca w tegorocznym Top 10, do tego trafiło mi się sporo ciekawych powieści (jakoś ostatnio omijają mnie zbiory opowiadań), a żadna z nich nie znalazła się na liście najgorszych.

Książka miesiąca: Philip K. Dick - Przez ciemne zwierciadło
Rozczarowanie miesiąca: Dan Brown - Anioły i demony