czwartek, 31 lipca 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #30

Mimo najszczerszych chęci, nie udało się przeczytać w tym tygodniu rekordowych pięciu książek - utknąłem na Sanatorium Pod Klepsydrą Schulza (nie mogę zrozumieć, co autor próbował przekazać) - ale cztery sztuki to i tak bardzo dobry wynik. W końcu do głosu dochodzi papier: w tym tygodniu tyle samo pozycji w wydaniu z martwego drzewa, co w wersji elektronicznej. Taki stan prawdopodobnie będzie się utrzymywał w najbliższym czasie, bo staram się trzymać zasady "Kindle w pracy, papier w domu"; dzięki temu książki do sprzedania na allegro powinny być w jeszcze lepszym stanie.

77. Blask fantastyczny - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2011

Powoli zapoznaję się ze Światem Dysku i ciągle nie jestem nim zachwycony. Fabularnie Blask fantastyczny nie powala, choć jest bardziej wciągający niż Kolor magii, prawdopodobnie dlatego, że jest jednolitą powieścią, a nie zbiorem opowiadań i daje więcej czasu na zanurzenie się w historii. Czyta się to nieźle - książka jest sprawnie napisana językowo (duża w tym zasługa tłumaczącego tekst PeWuCa), z olbrzymią dawką humoru i kolorowymi bohaterami. Humor z jednej strony jest tym, co stanowi o sile utworu (gdyby nie wszechobecne gagi, nikt by pewnie na Świat Dysku nie zwrócił uwagi), a z drugiej jest go nieco za dużo - od pewnego momentu wiadomo, że Rincewind powie coś głupiego, a Dwukwiat zachowa się nieodpowiedzialnie.

78. Wieczorem przyjdź na zócalo - Michał Głombiowski, Wydawnictwo Literackie 2013 (Kindle)

Książka wydana pod patronatem miesięcznika Poznaj Świat, w której autor zabiera nas w podróż po Ameryce Środkowej (Meksyk, Gwatemala, Salwador, Honduras). W ciekawy sposób opisuje życie lokalnej ludności, głównie potomków Majów, choć brakuje mu polotu i gawędziarskiego stylu Cejrowskiego. Pozwala dobrze przyjrzeć się zwykłym obywatelom zamieszkującym wspomniane kraje i świetnie przedstawia ich mentalność; widać, że tym, co go najbardziej interesowało w czasie trzymiesięcznej podróży, były spotkania z ludźmi, a nie zabytki czy natura. Warto przeczytać, choć od strony czysto literackiej lektura może być trochę uciążliwa.

79. Druga księga dżungli - Rudyard Kipling, Wolne Lektury 2014 (Kindle)

Kontynuacja przygód Mowgliego (w tym tłumaczeniu jest już nazywany w ten sposób) w indyjskiej dżungli przeplatana opowieściami o innych bohaterach, nie tylko z kraju maharadżów - trafia się też historia dziejąca się wśród Eskimosów. Ale to dzieje życia chłopca wychowanego przez wilki są najmocniejszą stroną zbioru; pozostałe teksty raczej mnie znudziły i nie przekonały do siebie (może poza Cudem Purun Bhagata o indyjskim pustelniku). Fabułę części opowiadań znałem z animowanej Księgi dżungli (podziękowania dla nieistniejącej już Telewizji Krater za wspomniane w poprzedniej notce anime z francuskim dubbingiem i polskim lektorem), więc może dlatego najlepiej mi się czytało o Mowglim; tak jak podobają się nam te piosenki, które znamy. Wciąż jednak mam wrażenie, że jestem za stary na tę lekturę. Chętnie podsunąłbym ją moim przyszłym dzieciom, ale mnie lektura nie potrafiła wciągnąć i poczułem się nią znużony.

80. Sto dni bez słońca - Wit Szostak, Powergraph 2014

Świetna satyra Szostaka na humanistyczne kręgi naukowe. W roli głównej występuje irytujący (zabieg zamierzony) polonista, który postrzega świat przez różowe okulary, nie dostrzega oczywistości, a fakty interpretuje na swój sposób; i biada tym, którzy próbują mu przemówić do rozsądku. Z jednej strony, dzięki postaci głównego bohatera-narratora, książka bawi, z drugiej smuci i zmusza do refleksji nad stanem dzisiejszej nauki: ile prac jest niepotrzebnych, poruszających miałkie tematy... Co typowe dla twórczości Szostaka, powieść została napisana doskonałym stylem i, mimo że fabuła nie posuwa się naprzód zbyt szybko, książkę czyta się jednym tchem. Autor ponoć inspirował się Don Kichotem, zakolejkowałem więc utwór Cervantesa na Kindle'u i sięgnę po niego w wolnej chwili.

Stara niesprzedana i nowa porcja makulatury dostępna na allegro.

środa, 23 lipca 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #29

O urlopie już powoli zapominam, pracy nawet mam sporo jak na mnie, ale trzy książki udało się przeczytać, w tym zmęczyłem w końcu czwarty tom Malazańskiej...

74. Takeshi. Cień Śmierci - Maja Lidia Kossakowska, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Jest to autorka, która pierwszy raz zachwyciła mnie opublikowaną w MiM-ie Wieżą zapałek, sięgałem więc po kolejne jej książki (wprawdzie nie wszystkie jeszcze przeczytałem, choć każdą zakupiłem) i naturalnym stało się, że i na jej ostatnią powieść się skusiłem. Jak stoi napisane na początku, jest to film, jaki Kossakowska zawsze chciała napisać - słowa te dokładnie oddają zawartość książki. Otrzymałem pseudofeudalnojapońskie SF (bardziej F niż S), gdzie akcja toczy się w szaleńczym tempie, a trup ściele się gęsto. Parę rzeczy tu jednak zawodzi: bohaterowie są jednowymiarowi, a niektórzy z nich pojawiają się na scenie i nie zostają należycie wykorzystani (ze szczególnym uwzględnieniem dziewczyny z zakonu katów-sadystów). Zakończenie jest ciekawe, choć, gdy moim oczom ukazały się słowa "Koniec tomu pierwszego", poczułem lekkie poirytowanie. Zastanawiam się jednak, jak autorka rozwinie fabułę po tym, co zaprezentowała w finale.

75. Księga dżungli - Rudyard Kipling, Wolne Lektury 2009 (Kindle)

Klasyka znana głównie z ekranizacji; sam widziałem dwa filmy aktorskie i jeden serial anime (francuski dubbing i polski lektor) na Polonii 1. Jak się okazało, książka ta to nie tylko historia wychowywanego przez wilki Mowgliego (tutaj występującego pod imieniem Mauli), choć jemu poświęcone są trzy opowiadania (bo, co mnie zdziwiło, mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań), ale też opowieści o innych zwierzętach w różnych częściach świata, z których z jedną miałem okazję się już dawno temu zapoznać w postaci kreskówkowej (ichneumona Riki-Tiki-Tavi się nie zapomina, choćby nie wiem, ile lat minęło). Poszczególne teksty są całkiem niezłe, choć cały czas miałem wrażenie, że jestem za stary na tę lekturę i nie potrafiła mnie ona należycie wciągnąć.

76. Dom Łańcuchów - Steven Erikson, MAG 2013

Uffff, przebrnąłem. Sześćset stron przygotowań do dwustustronicowego punktu kulminacyjnego nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej. Jest sporo dłużyzn, część wątków wydaje się być wciśniętych na siłę, a tym najlepszym Erikson poświęca zdecydowanie za mało miejsca. Fragmenty dotyczące Karsy, T'lan Imassów i Tiste Andii były najzwyczajniej w świecie nudne. Najlepszym punktem zaś było wszystko to, co dotyczyło żołnierzy (szczególnie wszystkich na głowę bije Skrzypek) i to po obu stronach barykady. Czwarty tom Malazańskiej Księgi Poległych kontynuuje i sprawnie domyka wątki rozpoczęte w Bramach Domu Umarłych - zakończenie Domu Łańcuchów pozostawiło mnie usatysfakcjonowanym. Tylko dlaczego musiałem się tak długo do niego przebijać?

Ton papieru pozbywam się tutaj.

środa, 16 lipca 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #28

Kolejny tydzień był raczej skromny czytelniczo. Przeczytałem tylko dwie niezbyt obszerne książki, obie w wersji elektronicznej. Równolegle przebijam się przez Dom Łańcuchów, czyli czwarty tom Malazańskiej Księgi Poległych Stevena Eriksona, do tego staram się czytać tegoroczne numery Nowej Fantastyki (właśnie zabieram się za maj) i nadrabiam zaległości z archiwalnymi numerami Miesięcznika Fantastyka (skończyłem luty 1984). Ponadto staram się znaleźć ciekawe miejsce na wakacje zaczytując się kolejnymi numerami miesięcznika Poznaj Świat.

72. 7.27 do Smoleńska - Marcin Wolski, Zysk i S-ka 2014 (Kindle)

Miałem nie kupować nowych książek Wolskiego, ale po tę sięgnąłem z zawodowej ciekawości, spodziewając się gniota spod znaku "ŁojezusickuruskienamprezydentazabiłyZAMACH!". No i nie bardzo wiem, jak mam tę książkę ocenić. Z jednej strony jest to całkiem fajnie napisana powieść sensacyjna z lekką domieszką nadnaturalnego, gdzie rosyjscy agenci próbują wyeliminować wszystkich świadków sabotażu Tupolewa, a którą, w dużej mierze dzięki lekkiemu pióru autora, czyta się bardzo szybko. Z drugiej zaś strony uważam, że może być to utwór szkodliwy, biorąc pod uwagę, że sporo ludzi wierzy w teorię o zamachu; po prostu może to być woda na młyn dla niektórych, żeby jeszcze głośniej krzyczeć o morderstwie w Smoleńsku.

73. Romeo i Julia - William Shakespeare, Wolne Lektury 2007 (Kindle)

Do sięgnięcia po tę lekturę zainspirowała mnie wycieczka do Werony. Dobrze się czytało tę tragedię, której fabułę znają nawet ci, co nigdy żadnej książki w rękach nie mieli. Miałem tylko wrażenie, że wszystko toczy się zbyt szybko - dwa spotkania Romea i Julii i już mamy małżeństwo. I jeszcze jedno spostrzeżenie mi się nasunęło: wszyscy się zachwycają piękną miłością bohaterów, a dzisiaj związek mniej więcej pełnoletniego mężczyzny z czternastoletnią dziewczyną jest czymś godnym potępienia.

środa, 9 lipca 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #25, 26 i 27

Wróciłem z urlopu. Posmażyłem się na plaży, pozwiedzałem to i owo, aż nogi błagały o litość i ogólnie było bardzo fajnie. Przy tym wszystkim nie zaniedbałem się czytelniczo (samolot, pociągi, plaża dają sporo czasu) i przez trzy tygodnie przeczytałem osiem książek, z tego siedem na samym wyjeździe. Jak to w podróży, Kindle był intensywnie używany.

64. Kolor magii - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2009

Zwlekałem z tym Światem Dysku i zwlekałem, aż w końcu stwierdziłem, że pora się za niego zabrać i to mimo mojej niechęci do cykli składających się z więcej niż pięciu tomów. W końcu uważam, że jako fan fantastyki pewien kanon znać powinienem, a Pratchett na pewno się do niego zalicza. No i jakoś tak wyszło, że nieszczególnie mnie lektura porwała. Może po części dlatego, że spodziewałem się powieści, a dostałem zbiór wprawdzie powiązanych ze sobą, ale jednak opowiadań, przez co historia Rincewinda wydała mi się nie do końca spójna (na przykład nie do końca załapałem, co się stało z barbarzyńcą Cohenem; jakoś tak nagle mi zniknął z kart książki). Z drugiej jednak strony jest to ciekawe spojrzenie satyrycznym okiem na heroic fantasy z bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami (Rincewind, Dwukwiat, Cohen czy genialny Śmierć).

65. Jądro ciemności - Joseph Conrad, Wolne Lektury 2014 (Kindle)

Męczarnie. Ściągnąłem to z Wolnych Lektur pod wpływem Tam, gdzie nie ma Coca-Coli Marcina Mińkowskiego, w której to książce autor często odwołuje się do powieści Conrada. Mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałem, o co chodzi w tej powieści. Nie wiem, z czego wynika zachwyt Marlowa Kurtzem i dlaczego ten drugi jest taki wyjątkowy. Cała narracja w ogóle wydaje mi się bełkotliwa i przeemocjonowana, za mało w niej natomiast jest treści. Zmarnowałem swój czas mimo ostrzeżeń Żony, dla której była to szkolna lektura.

66. Ad infinitum - Michał Protasiuk, Powergraph 2014 (Kindle)

Pierwszy raz w tym roku przeczytanie jakiejś książki zajęło mi więcej niż tydzień - zwiedzanie Wenecji i wieczorne próby oglądania Mistrzostw Świata zdecydowanie nie sprzyjają czytelnictwu, nawet jeśli książka jest całkiem dobra. A sięgnąłem po nią, bo miałem już na koncie świetne Święto rewolucji Protasiuka i liczyłem na kolejną solidną powieść w jego wykonaniu. Dwa wątki kryminalne, z których jeden poprowadzony jest bardzo sprawnie, a drugi zostaje kompletnie zaniedbany, odpowiednia ilość żydowskiego mistycyzmu (zgodnie z opisem z okładki) i nieco za mało teorii strun (jestem na etapie oglądania The Big Bang Theory i cały czas, kiedy była wspominana, miałem przed oczami Sheldona Coopera). W ciekawy sposób postawione zostaje pytanie o prawdziwość teorii przyczynowości, Protasiukowi bardzo dobrze udało się też połączyć dwa wątki: polski i lizboński, przydałoby się jednak, żeby dopisał kilka rozdziałów - powieść jak dla mnie urywa się zbyt nagle.

67. Światło cieni - Rafał Dębski, Rebis 2014 (Kindle)

Ruszyłem się z Wenecji, więc i czasu na czytanie przybyło. Dębski sprawdził się już w mojej opinii w kosmicznym SF, pisząc Zoroaster. Gwiazdy umierają w milczeniu. Tym razem także wyszedł mu solidny utwór o kontakcie ludzi z całkowicie obcą inteligencją. Świetnie udało się autorowi oddać panujący wśród załogi statku kosmicznego nastrój szaleństwa, bardzo dobrze wykreowana została postać jego dowódcy, niestety pozostali bohaterowie sprawiają wrażenie jednowymiarowych. Ja jednak lubię literaturę tego typu, więc potrafię przymknąć oczy na pewne niedociągnięcia, szczególnie że rzadko mam możliwość czytania takiego science-fiction. No i autorowi udało się napisać w pełni satysfakcjonujące zakończenie.

68. CEO Slayer. Pogromca prezesów - Marcin Przybyłek, Rebis 2014 (Kindle)

Polska odpowiedź na Batmana. Fajnie się czyta opowieść o przeciętnym człowieku, który nie godzi się na niesprawiedliwość społeczną i zmienia się w tajemniczego mściciela, postanawiając wymierzyć karę przedstawicielom kadr kierowniczych największych koncernów, ale wszystko jest do bólu przewidywalne. No i są dwa typy kobiet: albo brzydkie, głupie i gadatliwe, albo rozgarnięte, piękne, z dużymi biustami i ubierające się tak, żeby pokazać jak najwięcej swoich wdzięków. I te ostatnie ochoczo rzucają się w ramiona naszego herosa. Mogło być lepiej, jest tak sobie. Najlepszym fragmentem jest opis Bruce'a Wayne'a wchodzącego na dach wieżowca, żeby popatrzeć jako Batman na Gotham City.

69. Zagubieni w Tokio - Marcin Bruczkowski, Znak 2013 (Kindle)

Polecanka Żony. Jest to trzecia książka Bruczkowskiego, którą przeczytałem i chyba najsłabsza z nich wszystkich, choć czyta się ją dobrze, a fabuła wciąga. Jest to ponoć oparta na faktach opowieść o poszukiwaniach Japończyka, który nie stawia się do pracy. Jako że akcja toczy się po wydarzeniach z Bezsenności w Tokio, a na kartach Zagubionych... pojawiają się znani z tamtej książki bohaterowie (jak choćby świetny Irlandczyk Sean), dobrze jest najpierw zapoznać się z poprzednim utworem autora. Trochę za mało jest w tej powieści Japonii - akcja mogłaby się rozgrywać w zasadzie wszędzie. Podobało mi się natomiast rozwiązanie zagadki zniknięcia pracownika.

70. Felix, Net i Nika oraz Koszmarna Podróż - Rafał Kosik, Powergraph 2014 (Kindle)

Krótkie opowiadanie z cyklu o trójce warszawskich gimnazjalistów, które jest rozdziałem wyciętym z ostatniej powieści z serii. W zasadzie jego jedyną zaletą jest to, że było dostępne za darmo (w prawdzie tylko w Dzień Dziecka, ale jednak). Jest to opis podróży Neta na obóz, na którym przebywają już Felix z Niką; pozostała dwójka bohaterów w ogóle się w opowiadaniu nie pojawia. Powstała z tego nijaka historia, która niczego do cyklu nie wnosi i niczym nie urzeka. Z nudów można przeczytać, jeżeli się jest fanem cyklu.

71. Źródło magii - Piers Anthony, Nasza Księgarnia 2012 (Kindle)

Drugi tom cyklu Xanth i bezpośrednia kontynuacja Zaklęcia dla Cameleon rozgrywająca się mniej więcej rok po wydarzeniach z poprzedniej części. Tym razem Bink wraz z towarzyszami wyruszają na poszukiwanie tytułowego źródła magii, a od całej wyprawy bije niesamowita erpegowość, gdzie Mistrz Gry postanowił nieustannie korzystać z generatora spotkań losowych, bo każdy kolejny rozdział jest zupełnie przypadkowym wydarzeniem. Na niezłym poziomie stoi wszechobecny humor i rozważania na temat relacji damsko-męskich. Męczą natomiast dialogi, w których wypowiedzi poszczególnych bohaterów brzmią niezwykle sztucznie. Spodziewałem się czegoś lepszego fabularnie.

Podsumowanie czerwca

W czerwcu przeczytałem dwanaście książek, choć wynik mógłby być lepszy, gdyby zwiedzanie Wenecji nie wstrzymało mnie na tydzień z Ad infinitum Protasiuka. W związku z wyjazdem zarysowała się lekka przewaga Kindle'a; siedem z przeczytanych książek było w wersji elektronicznej. Jakościowo czerwcowe lektury raczej mnie nie powaliły - aż pięć z nich uważam za zwyczajnie słabe i będące stratą czasu - choć trafiła się perełka w postaci powieści Radka Raka i bardzo dobre teksty Rafała Dębskiego i Michała Protasiuka.

Książka miesiąca: Radek Rak - Kocham cię, Lilith
Rozczarowanie miesiąca: Jakub Ćwiek - Kłamca 2,5. Machinomachia