czwartek, 26 lutego 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #8

Coraz więcej książek na koncie: cztery w tym tygodniu, a w lutym już dwanaście, czyli o jedną więcej niż sobie założyłem, a przecież jeszcze parę dni do końca miesiąca zostało. Jestem bardzo zadowolony z poziomu lektur - nie zawiodłem się na żadnej - i może dlatego tempo czytania było dla mnie zaskakujące. Ponieważ zamierzam się urlopować, kolejna notka pojawi się za dwa tygodnie.

22. Niewidzialna korona - Elżbieta Cherezińska, Zysk i S-ka 2014

Kolejna cegła Cherezińskiej, po którą sięgnąłem. Jest to kontynuacja wydarzeń opisanych w Koronie śniegu i krwi: po śmierci Przemysła II dochodzi do walki o polską koronę. Ta część skupia się na rywalizacji Władysława, zwanego później Łokietkiem, z Wacławem II; przewija się też Henryk Głogowczyk, ale dość szybko zostaje zepchnięty na margines. Akcja kończy się w 1306 roku, co oznacza, że uzyskanie przez Łokietka tytułu króla Polski zostanie przedstawione w trzecim tomie (o ile autorka nie postanowi rozwinąć cyklu na więcej części). Cherezińska w zajmujący sposób przedstawia historyczne wydarzenia, dodając do nich, nieco większą niż w pierwszej części, szczyptę fantasy. Elementy fantastyczne dodają tylko kolorytu światu przedstawionemu, choć w jednym przypadku wydają się nadużyte (chodzi mi o postać Michała Zaremby). Poza tym drobnym mankamentem Cherezińska nadal trzyma bardzo wysoki poziom i mam nadzieję, że na trzeci tom nie będę musiał czekać kolejnych dwóch lat.

23. Chłopcy 3. Zguba - Jakub Ćwiek, SQN 2014 (Kindle)

Kuba Ćwiek jest jednym z tych autorów, których książki kupuję zawsze, choć zdarza się, że mnie rozczarowują. Tym razem robi się mroczniej i poważniej niż w innych książkach autora, choć w dalszym ciągu znaleźć tu można sporą porcję humoru. No i po dwóch zbiorach opowiadań przyszła pora na powieść. Powieść, w której dzieje się w zasadzie niewiele i która stanowi przygotowanie gruntu pod kolejny tom lub tomy, ale za to doskonale buduje napięcie w oczekiwaniu na wielki finał. Taka refleksja mi się nasuwa, że Ćwiek skupia się na pisaniu śmiechowych książek (a przynajmniej takie do tej pory trafiały w moje ręce), jak Kłamca, Dreszcz czy pierwsze dwa tomy Chłopców, a lepiej jednak sprawdza się w poważniejszej prozie. Obok świetnego Krzyża Południa bardzo dobre wrażenie wywarła na mnie omawiana właśnie trzecia część Chłopców. Szkoda, że do Zajdla można nominować tylko pięć utworów, bo Kuba otarł się o mój głos.

24. Pętla wstecznego czasu - Siergiej Sniegow, Solaris 2013

Tą książką zakończyłem czytanie trylogii Sniegowa Ludzie jak bogowie. Po raz kolejny w czasie lektury czułem się, jakbym oglądał jeden z odcinków Star Treka: Ziemianie z zaprzyjaźnionymi gatunkami kosmitów wyruszają w przestrzeń kosmiczną, żeby dotrzeć do niezbadanego jądra galaktyki, zamieszkanego przez rasę potężnych, obcych istot. Jeszcze raz przekonałem się, że klasyczna space opera jest gatunkiem, który bardzo do mnie przemawia; zorientowałem się też, że narracja pierwszoosobowa bardzo często mnie irytuje. Jednak pomimo tego denerwującego sposobu snucia opowieści, wsiąkłem w lekturę tak, że ciężko mi było się od niej oderwać.

25. Król Lear - William Shakespeare, Wolne Lektury 2012 (Kindle)

Ciągnie mnie do Szekspira, choć odnoszę wrażenie, że, jeśli się przeczytało jedną jego tragedię, to tak, jakby się przeczytało wszystkie. Zawsze ktoś zachowuje się w sposób moralnie naganny, a na końcu wszyscy główni bohaterowie giną w mniej lub bardziej krwawy sposób. I, co ciekawe, za każdym razem dobrze się to czyta. Tutaj król każe swoim córkom powiedzieć, jak bardzo go kochają: dwie udzielają zadowalającej odpowiedzi, a trzecia sprawia mu zawód i zostaje ukarana. Oczywiście wiadomo, kto okazuje się być dobrym, a kto złym (może to i spoiler, ale pojawia się on już w przedmowie do dramatu, więc sobie na niego pozwalam). Całkiem miła lektura.

czwartek, 19 lutego 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #7

W tym tygodniu przeczytałem dwie książki reprezentujące zeszłoroczną polską fantastykę. Jako że przydarzył się po drodze wyjazd na walentynkowy weekend, obie lektury przeczytałem na Kindle'u. Zabrałem się też za Niewidzialną koronę Elżbiety Cherezińskiej, która zajmie mi sporo czasu.

20. Dzielnica obiecana - Paweł Majka, Insignis 2014 (Kindle)

Wyszło na to, że przebijałem się przez wypociny Głuchowskiego tylko po to, żeby przeczytać kolejną dość mocno przeciętną książkę z Uniwersum Metro 2033. Podchodziłem do niej bardzo pozytywnie nastawiony: wszak w Nowej Hucie, gdzie rozgrywa się akcja powieści, spędziłem kilkanaście lat życia. Niestety mój optymizm prysł bardzo szybko. Fabuła, która sprowadza się do wędrówki przez Nową Hutę i prezentację zamieszkujących ją frakcji, jest nudna jak flaki z olejem. Nie pasuje mi też łączenie postapokaliptycznego świata ze zdolnościami magicznymi, czy też psioniką (jak zwał, tak zwał). Tym, co wyciąga powieść z bagna, jest zaprezentowana rzeczywistość: zwłaszcza grupa mieszkańców Muzeum Lotnictwa i schrony pod okolicami Placu Centralnego. Niezłe jest też zakończenie, choć pozostawia pewien niedosyt.

21. Zaginiona - Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Cykl o kuzynkach Kruszewskich jest jedną z moich ulubionych części twórczości Pilipiuka. Do Zaginionej podchodziłem więc ze sporymi oczekiwaniami, choć miałem świadomość, że jedynym powodem, dla którego Andrzej tę książkę napisał, były pieniądze. Tym razem w jednym tomie umieszczone zostały dwa teksty: powieść Zaginiona i obszerne opowiadanie/mikropowieść Czarne skrzypce. Ten pierwszy utwór kręci się wokół poszukiwania zaginionej wyspy, drugi zaś dotyczy, jak można się domyślać, pewnego szczególnego instrumentu muzycznego. Jest to typowa Pilipiukowa proza: widać fascynację starociami i starymi podaniami. Fabuły są dosyć proste i, zwłaszcza w przypadku Zaginionej, momentami postępują zbyt szybko, jakby autora goniły terminy i nie miał czasu, żeby dać się ponieść fantazji. Brakuje też znanej ze starej trylogii wampirzycy Moniki, bez której zestaw bohaterów staje się niepełny. Z pozytywów warto natomiast dostrzec zaprzestanie wrzucania przez Pilipiuka do tekstów Władka Siermiężnego, Olka Opoja, Wojtka Ślepaka i innych. Politykierstwo nadal można tu dostrzec, ale nie różni się ono zbytnio od przeciętnego narzekania Polaków na kolejne Rządy.

czwartek, 12 lutego 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #6

Pisałem, że zwolnię tempo, a przeczytałem trzy książki. Jak tak dalej pójdzie, nie będę miał problemu z przekroczeniem 150 lektur w tym roku. Ciągle czytam mało bieżąco wydawanej polskiej fantastyki; częściowo dlatego, że poświęcam czas na książki związane z planowanymi podróżami, trochę sięgam po rzeczy, za które próbuję się zabrać od dłuższego czasu, a czasem przygotowuję sobie grunt pod lekturę, jak ma to miejsce z Uniwersum Metro 2033.

17. Berlin. Przewodnik po duszy miasta - Dorota Danielewicz, W.A.B. 2013

Tę książkę kupiłem, bo niebawem jadę zdobywać Berlin. Autorka jest osobą, która trafiła do stolicy Niemiec w dzieciństwie i mieszka tam do dziś. W swojej prezentacji miasta bardzo dużo miejsca poświęca lokalnym artystom, sporo też pisze o czasach sprzed upadku Muru. Na pewno pokazuje inny Berlin niż ten, który można poznać przyjeżdżając tam tylko na krótki czas. Jest to poruszająca i osobista książka, gdzie autorka opowiada o ludziach, z którymi zetknął ją los. Brakuje mi w niej tylko jakiejś konkluzji: ostatni rozdział przedstawia historię dwojga ludzi i na tym książka się kończy, jakby zabrakło Danielewicz pomysłu na jej zakończenie.

18. Korzenie niebios - Tullio Avoledo, Insignis 2013 (Kindle)

Nie zamierzam zapoznawać się ze wszystkimi utworami popełnionymi w uniwersum stworzonym przez Głuchowskiego; w zasadzie planowałem od razu po przeczytaniu obu tomów Metra sięgnąć po Dzielnicę obiecaną Pawła Majki, ale stwierdziłem, że skosztuję jeszcze postapokalipsy w wydaniu włoskim, bo słyszałem, że jest to dość wysoko oceniana rzecz. I faktycznie, przez większą część powieści jest całkiem nieźle: podróż głównego bohatera i jego towarzyszy z Rzymu do Wenecji jest zajmująca, a postacie są barwne, dużo lepiej skonstruowane niż w książkach Głuchowskiego. Fajnie jest też sprawdzić, jaką wizję miał autor odnośnie miejsc, które miałem przyjemność odwiedzić; o ile wizja Rimini jakoś mnie nie ruszyła (za mało Rimini w Rimini), to Wenecja prezentuje się nadzwyczaj ciekawie. Szkoda tylko, że fabuła od momentu dotarcia protagonisty do Wenecji robi się mocno surrealistyczna (jakoś połączenie tego stylu z postapokalipsą nie komponuje mi się) i niezbyt wiadomo, o co chodzi. A przecież ważne jest, jak się kończy.

19. Więzień nieba - Carlos Ruiz Zafón, Muza 2012

Kolejny tom Cmentarza Zapomnianych Książek podrzucony przez Żonę. Niestety Zafón zaczyna odcinać kupony od swojej popularności. Wprawdzie stylistycznie tekst stoi na bardzo wysokim poziomie, a fabuła, która tym razem skupia się na przeszłości doganiającej Fermína, potrafi wciągnąć, to jednak zbyt wiele wątków pozostaje niedokończonych, a część potraktowana po macoszemu. Odniosłem wrażenie, że autora goniły terminy i oddał wydawcy tyle, ile udało mu się napisać, a resztę zostawił na kolejny tom. Więzień nieba bowiem wyraźnie stanowi preludium do czegoś większego. No i gdzieś ulotniła się ta fantastyczna atmosfera Barcelony, w której zakochałem się przy lekturze poprzednich części.

Wrzuciłem trochę nowych rzeczy na Allegro.

piątek, 6 lutego 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #5

To był rekordowy tydzień. Udało mi się przeczytać aż pięć książek, choć przyznać muszę, że nie były one obszerne.

12. Kotku, jestem w ogniu - Dawid Kain, Genius Creations 2014 (Kindle)

Krótka, ale bardzo dobra powieść Dawida Kaina o literaturze. Autor przedstawia alternatywną rzeczywistość, gdzie wszystko kręci się wokół książek, gdzie pełnią one funkcję narkotyku i stanowią sens życia, a ludzie nieczytający nie istnieją. Bardzo dobrze poprowadzona została fabuła skupiająca się na poszukiwaniu przez bohatera pewnej nieosiągalnej książki, z ciekawą intrygą w tle. Taka oniryczno-kafkowska litertura, jeśli chodzi o nastrój.

13. Sto lat samotności - Gabriel García Márquez, Muza 2004

Podrzucone przez Żonę. Tytuł książki w zasadzie mówi wszystko. Rzecz dzieje się w odciętej od świata i zacofanej wiosce na przestrzeni stu lat, gdzie każdego z bohaterów dotyka klątwa samotności, wynikająca z niezdolności do odczuwania miłości. Historia rodziny, gdzie powtarzane są błędy przodków, gdzie często tworzą się kazirodcze związki, opowiedziana przez narratora w beznamiętny sposób. Ale ten sposób prowadzenia narracji uwypukla problem poruszany przez autora. Jest to porcja bardzo dobrej, poruszającej literatury i prztyczek w nos dla tych, którzy twierdzą, że fantastyka jest bezwartościowa, a do tego doskonały przykład, że można napisać świetną powieść, nie posługując się bełkotliwym językiem.

14. Eryk - Terry Pratchett, Prószyński i S-ka 2012 (Kindle)

Kolejny tom Świata Dysku, po który zdecydowałem się sięgnąć, tym razem króciutki, bo liczący niewiele ponad sto stron. Tym razem ciapowaty Rincewind i tytułowy Eryk, chcący być demonologiem, wyruszają w podróż poprzez czas i przestrzeń, co daje Pratchettowi możliwość satyrycznego przedstawienia mitów i wierzeń. Niestety całość sprawia wrażenie powieści pisanej na kolanie: zmarnowany został potencjał Śmierci, fabuła zaś stanowi tylko skakanie z lokacji do lokacji. Najlepiej wypada o dziwo Rincewind, którego do tej pory nie miałem okazji polubić, a który tym razem wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Całkiem sprawnie radzi sobie też Eryk, jako młokos, którego wywołana przez niego sytuacja przerosła, i, jak zwykle, świetny jest Bagaż, choć przydałoby się poświęcić mu trochę więcej czasu antenowego.

15. Mała apokalipsa - Tadeusz Konwicki, NOWA 1994

Zaiwaniłem Teściowej z półki - chciałem wrócić do lektury, która w liceum bardzo mi się podobała. Tym razem jednak nie odniosłem tak pozytywnego wrażenia. Źle co prawda nie jest, a samo przedstawienie absurdów PRL-u, państwa osaczającego obywateli i kontrolującego ich na każdym kroku jest świetnie wykonane, ale męczył mnie chaotyczny styl narracji, jakim posługuje się Konwicki - za dużo tu bełkotu. Fabuła jest prosta - bohater idzie przez Warszawę z kanistrem benzyny w ręce w celu dokonania samospalenia pod Pałacem Kultury - ale to nie ona jest tu istotna; stanowi tylko pretekst dla zaprezentowania wadliwego systemu.

16. Metro 2034 - Dmitrij Głuchowski, Insignis 2010 (Kindle)

Wyszło, że jestem chyba jedyną osobą, której druga część Metra podoba się bardziej od pierwszej, co nie znaczy, że jest to dobra książka. Metro 2034, podobnie jak poprzednik, nie zachwyca, wiele elementów, które w pierwszej części prosiły się o rozwinięcie tutaj zostało całkowicie pominiętych. Artiom, zwany Artemem, będący głównym bohaterem Metra 2033, tym razem zepchnięty zostaje na margines, pojawiając się jedynie epizodycznie, a wprowadzenie go do fabuły jest zbędne. Lepiej skonstruowani zostali bohaterowie powieści: już nie irytują swoją głupotą, rozbudowane zostało ich życie osobiste, przez co bardziej przypominają ludzi z krwi i kości. Po raz kolejny Głuchowski bardzo dobrze oddał nastrój klaustrofobii i zaszczucia mieszkańców moskiewskich podziemi. Fabuła znowu należy do typu "coś się dzieje, więc idź i sprawdź" i dość szybko nuży; brakuje jej też twista, który miał miejsce na końcu pierwszej części. Nadal nie rozumiem, skąd taka popularność Głuchowskiego.

Zapraszam do sprawdzenia mojej oferty na Allegro.