Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Strzeszewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Strzeszewski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 maja 2015

Przeczytane 2015: Tydzień #19 i 20

W zeszłym tygodniu byłem w delegacji w stolicy, więc notki zabrakło. Deadline nominacji do Zajdla się błyskawicznie zbliża, a książek do przeczytania pod tym kątem jeszcze trochę mi zostało; z tego powodu moje lektury stanowi w stu procentach polska fantastyka rocznik 2014.

52. Biała reduta. Tom 1 - Tomasz Kołodziejczak, Fabryka Słów 2014

Ostatnia Rzeczpospolita to ciekawy cykl - także w swojej trzeciej odsłonie, jaką jest Biała reduta Kołodziejczakowi udało się przedstawić niezwykle ciekawy świat, gdzie Polska jest jednym z ostatnich bastionów chroniących ziemi przed najeźdźcami z innych wymiarów. Tutaj mamy do czynienia z czterema wątkami, które w zasadzie się nie zazębiają (a najbardziej oderwany od pozostałych wydaje się być ten dotyczący kolonistów na Marsie), ale odniosłem wrażenie, że gdzieś tam na horyzoncie znajduje się jakiś punkt dla nich wspólny. Poszczególne wątki fabularne są interesujące; może najmniej wciągają przygody Kajetana Kłobudzkiego, kartografa pracującego na pograniczu, ale wydaje się, że są one tylko preludium do czegoś większego. Bardzo dobrze za to zostało ukazane życie w obozie niewolników u balrogów. Przez uczynienie bohaterem jednego z jeńców pojawiła się możliwość przybliżenia czytelnikowi postaci agresorów i ich metod działania. Trochę mi zabrakło mocniejszego powiązania fabularnego z poprzednimi tomami, a zwłaszcza z Czarnym Horyzontem, choć przyznam się szczerze, że niewiele mi z tamtej powieści w pamięci zostało.

53. Opowiem ci mroczną historię - Stefan Darda, Videograf 2014 (Kindle)

Zbiór opowiadań Stefana Dardy, czyli autora, po którego literaturę miałem więcej nie sięgać, ale zachęciła mnie pozytywna ocena tej książki w Nowej Fantastyce. Jest to dziewięć tekstów, opowiadań grozy, które powstały od początku trwania kariery literackiej Dardy. Ponieważ rozstrzał czasowy jest dość duży, da się zaobserwować, jak ewoluował warsztat pisarski autora. O ile w pierwszych utworach jego styl jest drewniany i męczący (do czego miałem zastrzeżenia podczas lektury Czarnego Wygonu), to później wyrabia się on, przez co lektura staje się co najmniej znośna. Większość tekstów kręci się wokół duchów nawiedzających zwykłych ludzi i wpływu zaświatów na otaczającą nas rzeczywistość; rzec by można, że są one bardzo schematyczne. Czasem miałem wrażenie, że element nadnaturalny jest zbędny - dałoby się opisać codzienne problemy bez jego uwzględniania. Ciekawym dodatkiem do książki jest posłowie, w którym autor opisuje genezę poszczególnych utworów; zawsze lubiłem takie odautorskie wynurzenia, przez które można odkryć, co twórcy w głowie siedziało.

54. Na wojnie nie ma niewinnych - Aneta Jadowska, Fabryka Słów 2014

Bałem się tej lektury. Po ostatnich częściach Sagi o Dorze Wilk, które poziomem ostro pikowały w dół, sięgnąłem po zakończenie heksalogii tylko po to, żeby wiedzieć, jak Jadowska zamknie swoją opowieść. No i zamknęła nijako, choć, prawdę mówiąc, nie mam większych zastrzeżeń do samej książki. Ta bowiem jest przyzwoicie napisaną historią (widać, że wyrobił się autorce warsztat pisarski) o poszukiwaniu porwanego wilka przez Dorę i jej sprzymierzeńców. Ot, takie niewymagające czytadło, gdzie Jadowskiej udało się wyeliminować sporo błędów, które popełniała w poprzednich częściach (w końcu trafia się ktoś, kto protagonistce odmawia). Rzecz kuleje natomiast jako finał cyklu. Nie dzieje się tu nic, co epickością wydarzeń przyćmiewałoby którąkolwiek z poprzednich części. Jest to zwykłe starcie Dory z wilkami, nic więcej. Po co więc było wprowadzać potężnych sprzymierzeńców, jak Baal, jeśli w wielkim finale się ich w ogóle nie wykorzystuje? Po co tworzyć dziwne triumwiraty, jeśli nie mają wpływu na nic? Po co w ogóle obdarzać bohaterkę superzdolnościami, jeżeli nie są one w ogóle wykorzystywane? Jako samodzielna powieść, książka jest przyzwoita. Jako zakończenie cyklu rozczarowuje.

55. Przypadek Alicji - Aleksandra Zielińska, W.A.B. 2014 (Kindle)

Kolejna rzecz, po którą sięgnąłem pod wpływem recenzji w Nowej Fantastyce, inaczej w ogóle bym o tej książce nie usłyszał. Jest to bardzo ciekawa i mroczna opowieść o dziewczynie, która zachodzi w niechcianą ciążę i próbuje ją usunąć. Próby pozbycia się dziecka prowadzą Alicję w otchłań szaleństwa, a wydarzenia są tak przedstawione, że nie wiadomo, czy bohaterkę naprawdę otaczają zjawiska nadprzyrodzone, czy też są one jedynie wytworem jej umysłu. Przygnębiający jest też obraz rodziny tytułowej bohaterki - obraz, który, mam wrażenie, nierzadko pojawia się w rzeczywistości, w której żyjemy. Mało przyjemna lektura, ale za to bardzo interesująca.

56. Labirynt Śmierci. Część 1 - Artur Szyndler, Paladynat 2014

No dobra, sam się o to prosiłem. Wiedziałem, że to nie będzie nic dobrego, ale mimo to wydałem swoje ciężko zarobione pieniądze. I to od razu na obie części. Dlaczego? Ano liczyłem na to, że przynajmniej będzie z czego się pośmiać, że będzie to książka tak zła, że aż dobra. Nie wyszło. Trafiła mi się chyba najgorsza książka, jaką w życiu czytałem, choć początek jeszcze nie zapowiadał aż takiej katastrofy. Początek, czyli do momentu zejścia hordy bohaterów do tytułowego Labiryntu Śmierci. No, może jeszcze pierwsza pułapka jest niezła. Potem zaś zaczyna się koszmar. Fabuła to przebijanie się przez podziemia bandy piętnastu (!) paladynów (z których żaden nie jest tym, za kogo się podaje) wspieranej przez bogów, druidów, krasnoludzkiego handlarza i elfkę, którą autor sprowadza do roli seksualnej zabawki. Sama konstrukcja Labiryntu woła o pomstę do nieba. Przeciwnicy liczeni w tysiącach i rozszerzające się pomieszczenia - no po prostu głupota. Mnogość bohaterów sprawia, że Szyndler często o nich zapomina, gubią się oni gdzieś w natłoku walk. Do tego dochodzi fatalny styl i błędy ortograficzne, a poetyckie fragmenty wywołują ból zębów. Nie czytać, unikać, omijać szerokim łukiem, a najlepiej zrzucić atomówkę i zalać betonem. Dla pewności powtórzyć.

57. Ród - Emil Strzeszewski, Genius Creations 2014 (Kindle)

Strzeszewski nie zachwycił mnie swoją Ektenią, więc do Rodu podchodziłem dość ostrożnie. Prawdopodobnie nie skusiłbym się na tę książkę, ale po raz kolejny namówiła mnie do zakupu pozytywna recenzja w NF. Powieść przez pierwsze trzy rozdziały sprawia wrażenie zbioru opowiadań - są to trzy niezależne historie, które łączy jedynie świat przedstawiony. Dopiero czwarta część scala poprzednie w spójną całość. Wspomniany świat przedstawiony jest najmocniejszym punktem utworu. Jest to miasto bez nazwy; nawet nie chodzi o to, że dokładnie zostało opisane - bo nie zostało - autor skupił się raczej na konkretnych lokacjach takich jak bar czy most. Przez cały czas utrzymuje się nastrój noir: alkohol, dym, podejrzane typy. Choćby dlatego warto sięgnąć po tę książkę, mimo że fabuła niezbyt do mnie przemówiła, a chyba nawet jej nie ogarnąłem w całości.

środa, 23 kwietnia 2014

Przeczytane 2014: Tydzień #13, 14, 15 i 16

Powracam po trzytygodniowym służbowym wygnaniu na Maltę, szkoleniu z aviation English i niemal całkowitym odcięciu od sieci (z lenistwa nie chciało mi się schodzić na recepcję, gdzie było darmowe wi-fi). Zebrały się więc lektury z czterech tygodni, a jest ich dziesięć. Wynik przyzwoity, choć liczyłem na dwie sztuki więcej. Oczywiście, ponieważ byłem w podróży, a papier jest ciężki, zdecydowana większość książek, jakie przeczytałem, była w formie elektronicznej. W sumie w trakcie pobierania nauk udało się przeczytać prawie siedem książek (Gambit mocy dokończyłem już po powrocie do domu), nie zaniedbując zwiedzania Malty i masakrowania aparatu fotograficznego. Zapraszam do lektury.

31. Skald. Karmiciel kruków - Łukasz Malinowski, Erica 2013 (Kindle)

Po tę książkę sięgnąłem pod wpływem pozytywnej recenzji w Nowej Fantastyce i niestety po raz kolejny okazało się, że kierowanie się tamtejszymi ocenami nie zawsze jest najlepszym sposobem na wybór lektury. Autorowi trzeba oddać, że zna się na sprawach związanych z Wikingami i Skndynawią, ale jest to jedyny mocny punkt zbioru składającego się z dwóch opowiadań i jednej powieści. Bohater tekstów, tytułowy skald, umie wszystko, może wszystko i w ogóle jest naj. Pierwszy z utworów jest sztampowy i nudny, drugi przypomina wiedźmińskie polowanie na strzygę, a trzeci nasuwa skojarzenia z Imieniem Róży Umberto Eco. I w zasadzie tylko ten ostatni zainteresował mnie swoją fabułą, pozostałe można położyć na półce "Do zapomnienia".

32. Samozwaniec. Tom IV - Jacek Komuda, Fabryka Słów 2013

Koniec czterotomowej opowieści o marszu Polaków u boku Dymitra Samozwańca na Moskwę. Muszę przyznać, że w końcu przekonałem się do stylu Komudy i książkę dobrze mi się czytało (pamiętam, z jakim trudem brnąłem przez Wilcze gniazdo). W kwestii realiów historycznych ciężko autorowi cokolwiek zarzucić - wszystko trzyma się kupy, choć momentami odniosłem wrażenie, że Komuda za bardzo chce się trzymać faktów i przez to pewne wątki pozostają niepotrzebnie niedokończone (część z nich zapewne będzie kontynuowana w innych książkach). Ogólnie jednak jest to przyzwoita literatura. Zadziwia mnie tylko przypisywanie twórczości Komudy do fantastyki: tutaj wątek fantastyczny co prawda pojawia się, ale jest on marginalny; w poprzednich tomach ciężko było wskazać cokolwiek nadnaturalnego.

33. Pomnik cesarzowej Achai. Tom III - Andrzej Ziemiański, Fabryka Słów 2014 (Kindle)

Osiemset stron niczego. Naprawdę. Nie wiedziałem, że opis jednej akcji bojowej (wprawdzie realizowanej przez dwie różne frakcje i przedstawionej z dwóch perspektyw) można rozciągnąć do takich rozmiarów. Jeszcze bardziej zadziwiające jest, że to rozwlekłe "nic" czyta się szybko i sprawnie. Można jeszcze do tego dodać interesujących bohaterów, którzy dają się lubić, mimo że sprawiają wrażenie skopiowanych z pierwszej trylogii o Achai. Pojawiają się też ciekawe informacje dotyczące świata. Gdzieś czytałem, że Pomnik... miał składać się z trzech części, ale chyba coś Ziemiańskiemu nie wyszło, bo zakończenie sugeruje powstanie w przyszłości kolejnego tomu; widocznie Ziemiański bardzo potrzebuje większej ilości pieniędzy.

34. Zakazane wrota - Tiziano Terzani, W.A.B. 2011 (Kindle)

Dla odmiany, książka polecona przez Żonę. Jest to reportaż Tiziano Terzaniego z jego pobytu w Chinach. Pierwsze wydanie utworu miało miejsce w roku 1984, więc sporo wody upłunęło w Huang He i wiele się w Państwie Środka zdążyło od tego czasu zmienić. Wyraźnie widoczna jest negatywna ocena przez autora działalności Komunistycznej Partii Chin ze szczególnym uwzględnieniem okresu, kiedy władzę sprawował Mao Zedong. W zasadzie jest to krytyka zniszczeń, jakich dokonali komuniści po dojściu do władzy i eliminacji wszelkich przejawów kultury z czasów cesarstw. Negatywnie oceniana jest niemal każda forma działalności władz ChRL - omawiane są po kolei poszczególne regiony Chin i to, jak działania KPCh wpływały na miejscową ludność. Warto przeczytać, choć trzeba mieć na uwadze, że książka powstała trzydzieści lat temu. Przydałoby się teraz sięgnąć po jakieś bardziej aktualne opracowanie dotyczące Chin.

35. Happy End - Marcin Podlewski, Studio Truso 2013 (Kindle)

Po przeczytaniu świetnego opowiadania, które zwyciężyło w konkursie na XXX-lecie Nowej Fantastyki, stwierdziłem, że sięgnę po inne utwory Podlewskiego. Niestety, nieco się zawiodłem. Świat, który postanowił wykreować autor, charakteryzuje się występowaniem tak zwanych aberracji - zjawisk, które zmieniają ludzi i otoczenie, w których powstają dziwne artefakty (pod tym względem nasuwa się skojarzenie z Piknikiem na skraju drogi Strugackich) i które potrafią zakrzywić czas. Zdecydowanie najmocniejszym punktem powieści jest przedstawienie relacji pomiędzy głównym bohaterem a jego ojcem. Poza tym, ciężko mi coś dobrego o książce napisać. Fabuła sprawia wrażenie rwanej, w paru miejscach nie nadążyłem za tokiem myślenia Podlewskiego, poza tym mam wrażenie, jakby czegoś jej brakowało. Do tego istnieją w utworze wątki, bez których mógłby się on spokojnie obejść lub takie, które spokojnie można by rozwinąć.

36. Ektenia - Emil Strzeszewski, Powegraph 2013 (Kindle)

Spodziewałem się powieści, dostałem zbiór czterech opowiadań - poprzedzenie każdego z nich zwrotem "Rozdział x" jest dość mylące. Na pewno na uwagę zasługuje elegancki, piękny język, jakim posługuje się autor, świetnie oddający nastrój epoki zbliżonej do wiktoriańskiej. Bardzo pozytywnie oceniam też pomysł posłużenia się żydowską kabałą i procesem tworzenia golemów. W pierwszych dwóch tekstach świetnie przedstawieni zostali bohaterowie - eksperymentator-morderca w pierwszym i kaleka w szpitalu w drugim; protagoniści pozostałych dwóch utworów jakoś nie chwycili mnie za serce. Ponarzekać mogę na zbyt płytkie zanurzenie autora w świat przedstawiony: niby wiemy, że trwa wojna pomiędzy niemieckim Zakonem a Wschodniobałtami, ale to byłoby tyle. Nie bardzo też widzę sens wklejania do poszczególnych opowiadań powieści w odcinkach, której fragmenty czytają bohaterowie.

37. Horyzont zdarzeń - Vladimir Wolff, Warbook 2013 (Kindle)

Kupuję te powieści Wolffa i kupuję, i już zaczynam odnosić wrażenie, że nie różnią się one zbytnio od siebie; zmienia się tylko miejsce operacji wojennych. Tym razem autor postanowił uderzyć z wielkiego działa i prognozuje starcie rosyjsko-amerykańskie będące efektem spięć pomiędzy tymi państwami o ropę naftową z dna Morza Arktycznego, które zostały przedstawione w poprzednim tomie. W ruch idą atomówki (i nie są to Bajka, Bójka i Brawurka) i trwa zabawa na najwyższych szczeblach władzy. Po raz pierwszy w serii Wolff kończy powieść cliffhangerem i nie doprowadza konfliktu do końca. Styl bardzo przypomina Clancy'ego (wiem, że piszę to za każdym razem, mam też świadomość, że przeczytałem tylko jedną książkę Amerykanina): suchy, bez polotu, za to naszpikowany technologią wojskową, która szaremu zjadaczowi chleba niewiele mówi, a mimo to książkę czyta się sprawnie i szybko. Rewelacji nie ma, ale przynajmniej oczy nie bolą.

38. Demony wojny. Część 1 - Adam Przechrzta, Fabryka Słów 2013 (Kindle)

W końcu coś dobrego. Jak to zwykle ze mną bywa, niewiele udało mi się zapamiętać z poprzedniej części, Demonów Leningradu, ale jakoś sobie z lekturą najnowszej powieści Przechrzty poradziłem. Bardzo dobrze przedstawiony został Związek Radziecki za panowania Stalina, gdzie trzeba się było w każdym momencie liczyć ze stratą głowy. Autorowi udało się stworzyć ciekawy kryminał, który, mimo widniejącej w tytule "części pierwszej", stanowi spójną i zamkniętą całość. W zasadzie powieść ta jest jak Bond: jest akcja, są strzelaniny, znajdzie się też miejsce dla dziewczyny bohatera. Brakuje tylko Q z jego cudownymi wynalazkami. Trochę za mało natomiast jest moim zdaniem nawiązań do wspomnianych już Demonów Leningradu, ale zakładam, że autor zostawił sobie co lepsze smaczki na kolejną część.

39. Gambit mocy - Piotr Muszyński, Oficynka 2014 (Kindle)

No, przyznam się, że spodziewałem się czegoś znacznie gorszego. Po tę książkę sięgnąłem tylko dlatego, że lubię sprawdzać, jakie dzieła tworzą polterowicze. I jest naprawdę dobrze, i to w momencie, gdy stwierdziłem, że ciężko pokazać mi coś ciekawego w fantasy. Uwagę zwraca styl autora: może nie jest górnolotny, ale widać swobodę posługiwania się słowem. Nijak nie przeszkadza też używanie współczesnego języka w quasi-średniowiecznym świecie. Bardzo dobrze autor poradził sobie z humorem, który wyraźnie zaznacza swoją obecność (choćby w przerysowanych postaciach), ale nie jest zbyt nachalny. Fabuła może i głowy nie urywa, ale jest przyzwoita i pozwala bohaterom błyszczeć na ekranie: jest wygnana księżniczka i jej knująca siostra, mamy konflikt następczyni tronu z kapłanami i przezabawne czarne charaktery. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłoby to wprowadzanie kompletnie niepotrzebnych lub mało potrzebnych postaci drugoplanowych, brak podziału powieści na rozdziały (no dobra, są "gwiazdki"). Przeczytałem w zasadzie w dwa dni (ostatnie sześćdziesiąt stron musiałem odłożyć na nieco później w związku z obowiązkami świątecznymi).

40. Świetlik w ciemności - Jakub Ćwiek, Dobre Historie 2013 (Kindle)

Kilkudziesięciostronicowe opowiadanie, którego zapewne nie jestem w stanie zrozumieć, bo nie oglądałem Firefly. Pewnie dlatego lektura nasunęła mi silne skojarzenia z Pszczółką Mają. Poza tym jest to bardzo przyjemna i elegancka bajeczka o wspieraniu się w dążeniu do celu, o świetnym dowódcy, który potrafi sprawić, że załoga skoczy za nim w ogień. Bardzo fajna lektura, głównie dla młodszego czytelnika, a do tego z ładnymi ilustracjami.

Podsumowanie marca

Marzec okazał się być gorszym miesiącem niż rok temu i zakończył się dziesięcioma przeczytanymi książkami, co i tak uważam za dobry wynik. Nadrabianie zeszłorocznych zaległości w polskiej fantastyce jakoś idzie, ale przez to brakuje mi czasu na czytanie pozycji z 2014 roku. Tym razem większość przeczytanych książek była w formie papierowej: pozbywam się makulatury, więc najpierw trzeba ją przeczytać.

Książka miesiąca: Anna Kańtoch - Przedksiężycowi III
Rozczarowanie miesiąca: Jacek Piekara - Ja, inkwizytor. Głód i pragnienie (od tak doświadczonego pisarza oczekuję czegoś więcej)

Jakby kogoś interesowało, wrzuciłem w sieć zdjęcia z Japonii (na Maltę trzeba będzie jeszcze trochę poczekać). Są one dostępne tutaj i tutaj.